Skocz do zawartości
Nerwica.com

puma25

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez puma25

  1. poszłam dzisiaj do psychiatry i zapytałam czy mogę zwariować , a on odpowiedział że MOGĘ!masakra! na szczęście dodał, ze to jednak wszystko bardzo silna nerwica!i zaburzenia osobowości. no i muszę brać leki, a myślałam, że dam radę bez nich. a myślałam zawsze, że jestem tak silna psychicznie, ze nic mnie nie złamie, hahaha!życie bywa przewrotne. Życzę wszystkim Normalnych, Wesołych Świąt!!!:)
  2. LukLuk, dzięki :* harpik, nie wiem czy cię to pocieszy, ale ja przechodzę teraz coś bardzo podobnego do ciebie...
  3. LukLuk, no tak dobre pytanie :) mnie terapeutka właśnie wytłumaczyła, że paradoksalnie jest mi łatwiej myśleć o chorobach psychicznych, niż o ,,prawdziwych" problemach.i, że większość tych natrętnych myśli egzystencjalnych itd pełni taką funkcję. więc mam nadzieje, że kiedyś mi ta wkręta przejdzie. pewnie jak zacznę sobie wkręcać inną chorobę.mam ich jeszcze mnóstwo do wyboru
  4. m_antoinette, i LukLuk, wielkie dzięki za wsparcie! naprawdę, dzięki waszym postom przynajmniej zmobilizowałam się do życia trochę. w piątek idę do psycho, chociaż boję się, że to jednak najgorsze.... Pozdrawiam wszystkich, i dobrze radzę nie nakręcać się za bardzo :)
  5. ja już mam kompletną załamkę. pokonałam derealizacje, została mi tylko depersonalizacja i czasami natrętne myśli, od dwóch miesięcy chodzę na terapię, zapisałam się na jogę, chodzę na uczelnie i spotykam się ze znajomymi, starałam sie robić wszystko żeby było lepiej i już prawie było.ale teraz już jestem pewna, że mam początki schizofrenii. zaczęło się od myśli, ze pewnie zachoruję i , że zaraz będę mieć halucynacje i będę słyszeć głosy. po czym nawet zaczęłam mówić do siebie w myślach, tak jakby różnymi głosami. zrobiłam tez testy psychologiczne z neta i na kilku mi wyszły początki schizofrenii. więc teraz już jestem pewna, że to ostatecznie koniec. a tak bardzo nie chciałam zwariować
  6. oglądanie niektórych filmów w naszym stanie chyba nie jest najlepszym pomysłem :)mój chłopak wczoraj wymyślił żeby oglądnąć ,,Wyspę tajemnic", i oczywiście po tym filmie to już zaczęłam się wkręcać na maksa.czy to co się dzieje to prawda czy moja wyobraźnia a ja zwariowałam plus depersonalizacja 24 na dobę, i jeszcze ostatnio mi się wbiły do głowy jakieś głupie myśli typu jak to jest, że czas tak szybko mija, i to co się teraz stało zaraz będzie przeszłością i skoro wszystko mija jaki sens życia.po prostu masakra, kiedy ten koszmar się skończy!!!??? eisenbein, ja mam tak jak opisałaś .jak mam prześwit i jest niby wszystko ok, to nie wiem już czy mi jednak nie odbiło totalnie i jak tylko pomyślę, że jest dobrze to od razu się robi znowu źle:) chyba masz dużo racji w tym co piszesz, że może nawet nieświadomie boimy się szczęścia, zwłaszcza jego utraty i ,,uciekamy" w te wszystkie objawy...
  7. tolken24, wydaje mi się, że każdy z nas pomyślał o samobójstwie chociaż raz podczas trwania choroby. ja myślę, o tym chociaż raz dziennie jak mnie nachodzi kryzys. ale później dochodzę do wniosku, że tyle szczęśliwych rzeczy się wydarzyło w moim życiu, że jeszcze milion więcej może się wydarzyć. chociaż trudno w to uwierzyć to trzeba sobie to wmawiać nawet na siłę. poza tym na pewno masz dla kogo żyć. w nerwicy jesteśmy tak egoistyczni, skupieni tylko na swoich objawach, że możemy nie zauważać innych ludzi, którzy cierpią razem z nami. p.s. mam pytanie do osób mających depersonalizacje. czy macie coś takiego, że dziwicie się z samego faktu swojego istnienia? nie wiem jak to opisać....że boicie sie jakby tego, że istniejecie? a to jak mówicie i funkcjonujecie wydaje sie wam takie sztuczne, wręcz teatralne? bo mam tak, zwłaszcza rano, i już sama nie wiem czy to depersonalizacja, czy coś innego....
  8. tolken24, ja miałam dokładnie tak jak ty.podczas wyjazdu na narty do Włoch, trochę popiłam i popaliłam zioła, a wyjazd skończył się jednym wielkim atakiem paniki. wtedy nie wiedziałam, co mi jest, myślałam, że pikawa mi siada.oczywiście badania wyszły, że z sercem wszystko ok. ale od tego wyjazdu zaczęły się te wszystkie fazy lękowe i dd. i też się zadręczałam, że gdyby nie ten wyjazd, alkohol i jointy to nic by się nie stało, i że moje życie dalej byłoby normalne.ale chodzę na terapie i dochodzi do mnie, że ta cała nerwica już wcześniej powoli narastała i to było nieuniknione. może więc, terapia ma sens. zwłaszcza, że wielu osobom pomogło. póki co jadę jutro znowu w to miejsce na narty.już się boję co będzie, zwłaszcza tej kilkugodzinnej drogi autokarem. mam nadzieje, że uda mi sie całkiem nie zwariować
  9. też zauważyłam, że najlepiej te lęki i wszystkie negatywne uczucia po prostu olewać. nie walczyć ale racjonalizować w jakiś sposób i mówić sobie w myślach, że nic mi nie będzie bo to tylko moja wyobraźnia która nie ma pokrycia w rzeczywistości. robię tak od dłuższego czasu poza tym staram się czymś zajmować myśli na siłę:książką, filmem (byle nie jakimś pokręconym, David Lynch odpada :) ), spotkania ze znajomymi.i bywa, że lęki, depersonalizacja itd naprawdę znika!chociaż na krótką chwilę. ale niestety to i tak nic nie daje, bo przecież ciągle PAMIĘTAM.musiałby mi ktoś wykasować pamięć żebym zaczęła myśleć normalnie, jak ,,dawna Ja". dlatego mam wątpliwości, czy to kiedykolwiek przejdzie, skoro i tak siedzi w naszych głowach.i wystarczy sbie o tym przypomnieć, żeby wszystkie uczucia wróciły... P10tr3k, dobrą stronkę poleciłeś, też z niej korzystam:)
  10. Thazek,co się dzieje? jeszcze niedawno mnie pocieszałeś, a teraz masz załamke? ja już miałam kilka normalnych dni, przestałam zwracać uwagę na objawy i skupiałam sie tylko na tym co mam do zrobienia, próbując ciągle urozmaicać sobie czas i miałam kilka naprawdę normalnych dni.ale oczywiście nigdy nie może być idealnie bo wróciły mi nocne lęki, tak mocne, że śpię najwyżej 2 godz
  11. tolken24, nie wiem czy dokładnie o to ci chodzi, ale ja mam taką wkręte czasem, że na pewno zwariowałam a to co sie dzieje jest moim wyobrażeniem, i ludzie i wszystko jest jak ze snu. a gdy z nimi rozmawiam to wydaje mi się to takie nienaturalne, jakby grała w filmie właśnie....
  12. stokrotka, a terapie kontynuujesz i ci pomaga?bo ja też chodzę, ale na razie byłam trzy razy i chociaż coś zaczynam już niby rozumieć o co w tej całej chorobie chodzi, to jednak dalej nie czuję się najlepiej. chyba jednak wolę derealizacje, depersonalizacja to najgorsze g*wno jakie czułam. jak można sobie radzić ze wszystkim, nie czując się sobą? podobno najlepiej nie zwracać uwagi na to uczucie aby go dodatkowo nie wzmacniać, ale to jest naprawdę trudne.ja już chyba nie pamiętam jak to jest czuć się normalnie. a co do wyników, to robiłam próby wątrobowe, i mam podwyższoną bilirubine. norma jest 17, ja mam 23,8:(
  13. stokrotka, ja w pierwszym poście opisałam dokładnie jak to u mnie wyglądało. obecnie jest różnie:raz mam atak paniki, cała sie trzęsę, myślę, że umieram, wariuje itd. raz mam odrealnienie i to jest jeszcze do przeżycia.ale najgorsze jest to czym wspominasz:obcość siebie, jakby oddzielenie umysłu od ciała, albo wręcz bardzo męcząca świadomość samej siebie, strach , że przed samą sobą nie ucieknę ani przed ciemnymi myślami. jednak dzisiaj cały dzień czułam się dobrze, wręcz tak jak kiedyś.dopóki nie odebrałam wyników badań od lekarza.coś tam miałam podwyższone.oczywiście więc dostałam atak paniki, że na pewno za chwilę umrę, albo już umarłam i o tym nie wiem itd wracając do domu jeszcze pokłóciłam się z chłopakiem, całkiem wyszłam z siebie krzyczałam, płakałam itd.czyli totalne wariactwo. kiedy tylko mi emocje opadły, znowu powróciło uczucie odrealnienia i depersonalizacji. i wtedy do mnie doszło :zawsze tak miałam!!! zawsze po jakiś ciężkich przeżyciach, kłótni, histerii czy po dostaniu złych wiadomości (głównie na temat własnego zdrowia) miałam to uczucie odrealnienia kiedy tylko się uspokoiłam.nie wiem czy tez sobie coś takiego przypominasz, i czy tak było w wypadku innych chorych ale ja sobie to w każdym razie przypomniałam i dosżło do mnie, że w pewnych sytuacjach w przeszłości tez się tak czułam ale nie zwracałam na to uwagi bo jeszcze aż tak nie analizowałam siebie, każdego swojego zachowania, dlatego po jakimś czasie to samo przechodziło i to dość szybko. przypomniała sobie też, że w sytuacji gdy np. byłam totalnie zdołowana a musiałam przed kimś udawać, że wszystko ok to czułam się jak nie ja, jakbym to nie ja mówiła i nie ja funkcjonowała.i z tego co wiem, większość ludzi tak ma w jakiś stresowych sytuacjach tylko po prostu nie zwraca tak na to uwagi. może więc Ameryki nie odkryłam, ale zrozumiałam, że nie są to jakieś ,,magiczne" i ,,niesamowite" symptomy. i, że sztuka polega na tym aby nie wzmacniać tych uczuć nasza świadomością i skupianiu się na tym. no ale o tej wiedzy na pewno nie ozdrowieje.wręcz czuję się gorzej bo wiem że skoro zawsze byłam nerwowa, to już zawsze może mi tak zostać stokrotka a ty co robiłaś przez ten tydzień, że czułaś się lepiej?coś musiało być skoro byłaś zdrowa...zastanów się nad tym...
  14. stokrotka, to cię pewnie ani trochę nie pocieszy ale nawet jeżeli przez jakiś czas czułaś się super, to i tak całkiem dobrze... ja za jeden cały dzień normalności oddałabym wszystkie pieniądze, bo i tak nie mają już dla mnie wartości ...
  15. Thazek, to mnie trochę pocieszyłeś a trochę nie, hahaha! jeżeli to ma już do końca życia wracać to ja nie wiem jak tak w ogóle można żyć
  16. ale może to tak powinno być? może ktoś kto wyzdrowiał napisze czy tak zawsze okropnie jest na początku terapii, a później lepiej?i jak długo trwa terapia zanim się ostatecznie wyzdrowieje?
  17. fuck, ja miałam nadzieje, że wizyta u psychoterapeuty to będzie przyjemność, a myślałam, że umrę!!!w życiu się tak nie męczyłam jak musiałam jej powiedzieć te wszystkie moje myśli to aż mi się wstyd zrobiło, że są aż tak popierdolone to zawsze tak jest, że po terapii się czujesz gorzej niż lepiej?
  18. kurde no masz racje, łatwo nie jest.to jest okropny stan a najgorsze, że niewyobrażalny dla innych, zdrowych ludzi.ale trzeba mieć nadzieje bo nic innego nie zostaje. ja tez czasem już myślę, że naprawdę nie dam rady, zrobię sobie coś itd.ale jednak gdzieś glęboko mam nadzieje, że to można wyleczyć i znów będę ,,dawną " sobą z uczuciami, emocjami, marzeniami i ambicjami. Guzik, a próbowałaś po prostu psychoterapii?bo z tego co czytam to większości pomogło....
  19. Guzik to idź do lekarza, a nie pier**l !!! Z tym trzeba szukać pomocy bo sam sobie możesz nie dać rady. Ja na początku jak mi się to zaczęło byłam dwa razy u psychiatry który mnie po pierwsze nie zrozumiał po drugie zbył, że nic mi nie jest. Więc na kozaka myślałam, że samo minie, a jeszcze mi się pogorszyło, mam taką depersonalizacje, że już czasami jestem pewna, że kompletnie zwariowałam.a jak nie, to znowu nierealność, depresja, lęki itd. Jutro idę drugi raz na psychoterapie, dopiero po trzeciej wizycie psychoterapeutka ma dać diagnozę i sposób leczenia. ale przynajmniej słucha i mam się komu wygadać . Pozdro:)
  20. allusiaz dzięki za radę, mam nadzieje, że psychoterapia pomoże, bo naprawdę nie chce brać leków. chociaż czasami czuję, się tak fatalnie, że chętnie zapodałabym jakiegoś antydepresanta:)cieszę się, że tobie pomogło, dobrze wiedzieć, że jednak niektórzy z tego wychodzą :) mnie najbardziej wkur****ą te myśli które mnie nachodzą, np. jak to jest, że ja istnieje?że mam świadomość, co jest po śmierci , itd.i zaraz z tymi myślami dochodzi do mnie, że normalni ludzie takich myśli przecież nie mają, więc na pewno już zwariowałam zaraz stracę kontakt z rzeczywistością, nie będę wiedziała co się ze mną dzieje, no i wpadam w atak lęku. a po ataku jest uczucie DD i tak jak pisze LukLuk czuję się jak po zjaraniu, ale raczej to fajne nie jest chociaż zauwazyłam, że jak naprawdę nie skupiam się na tym i nie myślę o tym obsesyjnie to przez chwilę udaje mi sie poczuć normalnie, jak dawna ja.
  21. Witam, jestem tutaj nowa:) Postanowiłam w końcu zarejestrować się na jakimś forum, bo już chyba dłużej sama z moim problemem nie wytrzymam.Trzy lata temu moje idealne życie się zawaliło, zaczęło mi się wszystko walić na głowę: bolesne rozstanie, wyrzucenie ze studiów, kłopoty finansowe i choroba taty.Uciekałam od problemów w imprezowy styl życia :alkohol, czasami narkotyki, balowanie co noc itd. Po jakimś czasie jednak odzyskałam równowagę. Moje życie naprawiło się dosłownie w każdej dziedzinie i chociaż nie wierzyłam, że kiedykolwiek będzie lepiej to było jeszcze lepiej niż przedtem. Cieszyłam się każdą chwilą w dodatku spełniałam swoje marzenia byłam duszą towarzystwa, mój telefon nigdy nie milknął, prawdziwa ,,królowa życia". Jakieś dwa miesiące temu wyjechałam na tydzień do Włoch ze znajomymi. I chociaż już uporałam się z nałogami, zdarzało mi się na tym wyjeździe popijać i popalać jointy.Pod koniec wyjazdu poczułam się jakoś słabo. Organizm prawdopodobnie był wykończony, ale ja popadłam w panikę, że umrę.To było okropne, serce zaczęło mi bić potwornie szybko, zaczęłam się trząść na całym ciele i byłam pewna, że umrę.Lekarz który do mnie przyjechał nie potrafił mówić po angielsku, powiedział tylko : nervoso, i dął mi jakieś krople uspokajające. Następnego dnia myślałam, ze to koniec, czułam się dobrze. Ale w drodze powrotnej to znowu wróciło:ciemność, mrok, przekonanie, że umrę, że będzie wypadek, że się rozbijemy.Oczywiście dojechaliśmy bezpiecznie:) Po tych dwóch incydentach zaczęłam mieć ataki lęku w nocy.Budziłam się i panicznie bałam śmierci, choroby psychicznej.Cała się trzęsłam ze strachu, pociły mi się ręce, nagle robiło zimno.zaczęły mnie nawiedzać myśli na temat sensu życia, istnienie, tego czy jest Bóg i jakieś ,,życie po". Lęki zaczęły przybierać na sile i po jakimś czasie już cały dzień to za mną chodziło. Poszłam do psychiatry, ale nie przepisał mi leków.Jedynie Hydroxyzinum w razie konieczności.Niestety nie czułam ,że on mnie rozumie, miałam wrażenie jakby mnie zbywał.Po dwóch wizytach zrezygnowałam z leczenia. Jednocześnie pomimo lęków starałam się prowadzić normalne życie. Chodzić na uczelnie, na imprezy, spotykać z ludźmi, chodzić na randki. Zaczęłam się spotykać z kimś bardziej ,,na poważnie" i czułam już o wiele lepiej. Starałam się dawać płynąć złym myślom, ale je racjonalizować, argumentować pozytywnie, chociaż to było trudne.Zapisałam się na psychoterapie, ale na razie byłam tylko raz na spotkaniu.Już myślałam, że wszystko jest dobrze bo zaczynałam czuć się lepiej i ataków lęku już prawie w ogóle nie miałam. Ale nagle pojawiło się coś gorszego ( a moze tak samo okropnego) czyli derealizacja i depersonalizacja w pełnej formie. Wszystko jest jakby senne, nierzeczywiste a ja nie czuję się do końca sobą.Tak jakby ktoś inny za mnie myślał i funkcjonował. Nie widzę już za bardzo sensu w życiu. Jeszce do niedawna miałam tyle zainteresowań, rozwijałam sie intelektualnie. Teraz kompletnie nic: zero uczuć, ani radości ani ekscytacji, po prostu nic.I ten strach, że zaraz oszaleję, zwariuję, stracę kontakt z rzeczywistością.To jest okropne! Ufff...ale się rozpisałam, wiem:) W każdym razie patrząc na forum, dochodzi do mnie , że niektórzy cierpią na to latami.Więc czy to w ogóle można wyleczyć i czy można się poczuć ,,normalnie", znowu sobą? I jak myślicie, czy u mnie to tylko kolejny etap przejściowy, czy może się tylko pogorszyć, bo boję się, ze niedługo nie będę w stanie funkcjonować, położę się w łóżku i już z niego nie wstanę....Zastanawiam się też czy brać jakieś tabletki, może chociaż antydepresanty czy może psychoterapia jednak pomoże.Będę wdzięczna jak ktoś odpisze. Pozdrawiam:)
×