-
Postów
20 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez madridistka
-
-
jak co roku- po prostu wziąć się za siebie. kiedyś musi się udać.
-
kochasz go, okay- ale czy na tyle, by godzić się na taki "trójkąt"? odstaw emocje na bok i poważnie zastanów się, czy warto żyć z takim człowiekiem- z tego co piszesz raczej nie ma szansy na zmianę jego relacji z siostrą- oni już po prostu nie będą umieli inaczej.
-
wkurza mnie, że myślałam, że wyzdrowiałam, a dziś po kilku miesiącach znowu zalogowałam się na to forum.
-
neurolog
-
Sylwia, miło mi :)
-
mam ochotę na przespanie calusieńkiej nocy- kurczę, już nawet nie pamiętam, jakie to uczucie obudzić się po czymś takim. :
-
tak najbardziej, to jeszcze gdy byłam w podstawówce, starsi "koledzy"- do dziś uważam to za jedno z najgorszych wydarzeń w moim szkolnym życiu. zaufałam, wtedy jeszcze, przyjaciółce, jednak do dziś dnia po prostu nie potrafię jej wybaczyć tego, co potem mi zrobili tamci chłopacy na oczach (a może raczej- uszach) całej szkoły i w końcu ona sama przestała czuć do mnie jakąkolwiek sympatię. i dobrze...
-
podczas wczorajszego spotkania z dwiema przyjaciółkami, na wieść, że na chwilę dołączy do nas koleżanka jednej z nich wraz z kuzynem, którego nie znałyśmy, nie uciekłam do domu, jak to miałam w zwyczaju. fakt, przyjaciółki zatrzymywały mnie niemal siłą, ale w końcu wytrzymałam, poczekałam na "gości" i nawet wtrąciłam kilka słów- co prawda raczej bezsensownych, ale zawsze. :)
-
archaizm
-
acetyloCoA, jak chyba mniej więcej wspomniałam, chodzi o rówieśników z mojego otoczenia, które stanowią głównie pretendenci do awf-u, medycyny i innych kierunków związanych z biologią, turyści i geografowie. politykę uważają jedynie za zło i powód do żartów, nie czując potrzeby zgłębiania wiedzy na temat jej i aktualnych spraw w Polsce czy na świecie.
-
Brid, jeśli bylibyśmy tylko we dwoje, to by może spojrzał na mnie jak na idiotkę, a potem ostentacyjnie ruszył dupę i sam sobie zrobił, czego potrzebował. gdyby przy rodzicach, to najpierw wymowne spojrzenia w stylu "chyba o czymś zapomniałaś", potem w końcu ktoś by powiedział, że mam coś (np. picie) zrobić, a gdybym się postawiła, dostałabym kazanie, najpewniej od taty, że nawet czegoś (np. tego picia) nie mogę własnemu bratu zrobić, jak tak można, przecież to chłopak itd. itp., a brat z miną biednego pieska mówiłby, że przecież on sam może- ale bądźmy realistami- i tak by się nie ruszył. ale ostatecznie, może by mnie siłą nie zmusili- nie wiem, bo najczęściej w połowie przemowy na temat tego, jaki ze mnie leń śmierdzący, w końcu robię, co muszę, by mieć spokój.
-
lakuda, ależ ja tym argumentem jadę co niedziela.
ja mam 17, brat 19 lat, jest jedynym facetem u nas w domu (oprócz taty), do tego jeszcze mam dwie starsze siostry (są one starsze również od brata, a i tak muszą pełnić przy nim "służbę", jak ja). rozumiem, gdyby chociaż poprosił, żeby mu podać ten widelec, ale on po prostu zaczął to uważać za oczywiste- zresztą trudno mu się dziwić, skoro od zawsze razem z siostrami musiałyśmy mu pomagać, bo tak kazała mama, argumentując, że jest mężczyzną. by nie było wątpliwości- jest całkiem sprawny zarówno umysłowo, jak i fizycznie. ;d
-
apostrof
-
lakuda, właśnie problem w tym, że wg rodziców, ja, jako dziewczyna, powinnam bratu usłużyć. takie zacofane poglądy.
-
kilka miesięcy temu zmagałam się z niemal tą samą sprawą. nie miałam wtedy jeszcze pojęcia, że cierpię na zaburzenia związane z nerwicą lub depresją, po prostu traktowałam to jako marzenia. stopniowo jednak rozmyślania o wyśnionej osobie zaczęły stawać się najważniejszą rzeczą w ciągu doby, to o niej tylko myślałam, nie zwracałam uwagi na inne rzeczy, jak tylko na tym, by położyć się i oddać rozmyślaniom. czułam niesamowitą więź z nowym "przyjacielem", jednak w końcu zaczęłam też zdawać sobie sprawę, że zapominam o prawdziwym życiu, wolę czekać wieczora niż spotykać się ze znajomymi. droga do skończenia z tym była długa, wciąż myślałam, że to już definitywny koniec, jednak następnego dnia myśli wracały. no i w końcu, jakby to powiedzieć- jednak postawiłam na swoim i "zerwałam" z wyśnionym ideałem. udało się, choć, głupio mówić, czasem mi tego brakuje i próbuję wyimaginować sobie nowego towarzysza, jednak na dłuższą metę się to nie udaje.
mam 17 lat, wtedy miałam 16. niby mam wielu znajomych, jednak lubię samotność, nie cierpię hałasu (rozmów i krzyków- zgiełk ulicy kocham); również posiadam dość osobliwe, jak na moje otoczenie, zainteresowania- jeśli dotrwam do skończenia liceum, mam zamiar wybrać się na politologię, o czym wiedzą jednak tylko najbliżsi, gdyż gdy mówię o tym głośniej, przyznaję, spotykam się z wybuchami śmiechu.
myślę, że powinieneś wystawić swoją silną wolę na próbę, i tak jak ja, kiedyś, samemu spróbować odtrącać od siebie myśli o tej osobie. poradziłam sobie bez leków i psychoterapii, jednak, jak widać, jestem od tygodnia zarejestrowana na forum o nerwicy, więc może warto było jednak jakoś się wspomóc (tylko, że ja po prostu nie byłam świadoma, że to coś "złego").
trzymam za Ciebie kciuki. :)
-
wkurza mnie, że brat nie może sobie sam zrobić herbaty czy nalać soku do obiadu, a siadając do stołu nie bierze sobie sztućcy z szuflady, choć koło niej przechodzi. może dla niektórych banał, ale wierzcie, w praktyce to taki drobiazg nie jest.
-
w końcu przespałam prawie całą noc! :)
-
właśnie o to chodzi, że lekarz już stwierdził. nigdy nie miałam na nic alergii i nie wydaje mi się, bym miała.
-
witam wszystkich forumowiczów. siedzę tutaj już od dobrych kilku godzin i wciąż nie mogę uwierzyć, że problemy, o jakich czytam, to również moje problemy.
od kilku miesięcy odczuwałam ogólne zmęczenie, wyjście po schodach na piętro przyprawiało mnie o zadyszkę. wciąż powtarzające się bóle głowy, do których w końcu doszły bóle w klatce piersiowej, bezsenność, napady lęku, przygnębienie. najpierw, przed miesiącem, zrobiłam badania krwi- wszystko było w porządku, jednak lekarz doradził, bym po świętach bożonarodzeniowych zgłosiła się do szpitala, gdzie poleżę 3-4 dni, a oni zrobią mi wszystkie badania. nie chciałam myśleć o wizycie w szpitalu, więc usilnie próbowałam sobie wmówić, że wszystko się stabilizuje. w końcu, tydzień temu, po przebiegnięciu 20 metrów do busa czułam się, jakby ktoś wbił się ręką w moją klatkę piersiową i przez pół godziny miętosił mi dłonią serce. stwierdziłam, że już koniec żartów i zgłosiłam rodzicom, że decyduję się na szpital. w czwartek miałam iść do mojego lekarza rodzinnego po skierowanie, czy coś w tym stylu, jednak rodzice w końcu przypomnieli sobie o pewnym dobrym kardiologu i postanowili wysłać mnie na prywatną wizytę, aby zaoszczędzić mi tułaczki po szpitalu. już podczas pierwszej wizyty, po ogólnym wywiadzie i ekg, powiedział, że wg niego wszystko ma podłoże nerwowe. kazał jednak, by się upewnić, przyjechać mi dzisiaj do innej kliniki, w której przyjmuje, na echo serca...
mam 17 lat i czuję się, jakbym była psycholką. rodzice nie chcą wierzyć, że nerwica to też choroba.
Mój dzisiejszy dzień
w Off-topic
Opublikowano
zaczęło się całkiem OK- udało mi się przespać całą noc (!), rano planowałam z mamą, co mam ugotować/upiec na święta. potem coraz gorzej. siostra zadzwoniła zapłakana, że złamała rękę i w żadnym szpitalu nie chcą jej przyjąć. gdy wróciła do domu, rodzice ją dobijali, dlaczego nie zadzwoniła wcześniej (to długa i skomplikowana historia z tym złamaniem i szpitalami), a przed godziną napisała do mnie przyjaciółka, żaląc się, że weekend w krk z chłopakiem, nie jest taki fajny, jak myślała. najdziwniejsza para, jaką znam: ona tam siedzi i pisze bez przerwy smsy z facetem, w którym się od lat kocha, on o tym wie i jej nie chce, ale ona i tak go kocha. a obok siedzi jej chłopak i patrzy na to z założonymi rękoma. a ja siedzę i ryczę, dlaczego moją siostrę wciąż spotyka coś strasznego, a przyjaciółka nie docenia tego, co ma i mówi mi cały czas, jak to pragnie P (tego, który jej nie chce), podczas gdy chłopak, który mnie się podoba, nie wie pewnie nawet, że istnieję.
koniec. chcę już iść spać, niech ten dzień się jak najszybciej skończy...