Witam! Od pewnego czasu mam obniżenie nastroju, trwa to ok 4 miesiące, nie chcę nazywac tego depresja, poniewaz sama nie wiem co mi jest...Nie widze sensu w moim zyciu, jest mi calkowicie obojetne czy jestem na tym swiecie czy tez nie, jednak nie mam absolutnie mysli samobojczych. Miewam czesto problemy z zasypianiem, zwlaszcza w tedy gdy przed snem zastanawiam sie nad beznadziejnoscia mojego zycia. Przyczyn mojego nastroju jest wiele- nie potrafie zintegrowac sie z ludzmi z uczelni, oczywiscie rozmawiam z nimi przed miedzy zajeciami, czesto zartuje, lecz nie potrafie nawiazac blizszego kontaktu, nie zawsze uklada mi sie z rodzicami- raz jest ok, a po chwili calkowicie sie z nimi nie dogaduje. Mieszkam w akademiku i mam znajomych, jednak zamiast cieszyc sie zyciem studenckim, czuje nude i znuzenie. Taki moj stan trwa odkad rzucil mnie chlopak, nie byl to jakis bardzo powazny zwiazek, jednak potaktowal mnie w taki sposob ze zabolalo i bardzo to przezylam, wiem ze nie jest to glowna przyczyna mojego samopoczucia, ale ciagle duzo o nim mysle i po tej calej sytuacji czuje sie nic nie warta i bardzo samotna. Nie piszcie tylko zebym znalazla sobie nowego chlopaka, bo chcialabym ale to nie takie proste... To nie jest tak ze przez caly czas chodze smutna,. sa rzeczy tj. wspolne wyjscie ze znajomymi, zakupy, dobry film, ktore poprawiaja mi humor, lecz tylko na chwile, zly nastroj szybko wraca...Kazdy dzien wyglada podobnie, prawie nic mnie juz nie cieszy. Wszystko wydaje mi sie byc bez sensu,a nawet nie mam sily ani pomyslow aby to zmienic, a przyszlosc widze w szarych barwach i mam wrazenie ze z czasem bedzie jeszcze gorzej. Nie wiem co mam ze soba zrobic, bo zycie w takim nastroju to meczarnia:( mieliscie moze podobny problem? jak sobie z tym poradziliscie? Marta, 22 lata