lotta nad kukułczym
-
Postów
2 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez lotta nad kukułczym
-
-
Mam 20 lat. Występuje u mnie cały pakiet trudnych zachowań. Kilka razy w roku wpadam w ostre stany depresyjne. Bardzo często nie potrafię znaleźć ich widocznej przyczyny. Poszczegolne dni wygladaja u mnie sinusoidalnie. Miewam nadczłowieka i podczłowieka na zmianę. Euforię i rozpacz mogę osiagnąć z godziny na godzinę. Potrafię być duszą towarzystwa i wulkanem pomysłów, ale następnego dnia nie wychodzę z łóżka, nie odbieram telefonów i umieram dla świata.
Kiedy czuję bezsens egzystencji, mój grafik jest naogół wypełniony po brzegi i realizuje go aż do zmordowania. Narzucam sobie zadanie za zadaniem i rzadko jestem z siebie zadowolona. Sytuacje stresowe kompletnie mnie dezorganizują, często robię wtedy uniki. Przez dwa lata cierpiałam na anoreksję, co również wynikało z nieakceptowania siebie i chęci autodestrukcji.
Miewam napady agresji i złego nastroju przez co cierpią moi bliscy. Następstwem tego jest skrajna rozpacz i wyrzuty sumienia, które nie raz wyjęly mi dni z życiorysu. Potrafię wtedy siedzieć i analizować wszystkie moje przewinienia do kilkunastu lat wstecz i gorzko płakać. A potem apiać od nowa i scenariusz się powtarza.
Myslenie o porazkach, wyrzadzonym zlu, a także rozwazania o smierci często nie dają mi spac.
-_- Czy ktos może dac mi wskazowke co to może być?
mój typ
w Zaburzenia osobowości
Opublikowano
Badziak,
Nie skorzystałam z pomocy specjalisty. W klasie maturalnej przeszłam piekło. W szkole wmawiano mi, że jestem otępiała, moje wyniki w nauce ulegają pogorszeniu i że nie zdam matury.
Wychowawczyni sugerowała mi kilkakrotnie wizytę u psychiatry, próbowała mnie straszyć i szantażować, a kiedy to nie podziałało zaczęła nasyłać na mnie moich znajomych i wzywać na dywanik moich kompletnie bezradnych rodziców.
A ja robiłam się coraz bardziej sfrustrowana. Chciałam im wszystkim udowodnić, że nie muszę angażować w to osób trzecich, bo nie są to dla mnie bariery nie do pokonania.
Z anoreksji wyszłam pod wpływem szoku spowodowanego śmiercią krewnego. Widziałam jak trawił go nowotwór. Chciał żyć i do pewnego momentu chwytał się każdej deski ratunku. W ostatnich tygodniach życia nie mógł już przyswajać jedzenia. I wtedy coś we mnie pękło.
Badania oczywiście rozważam, ale odwlekam je jak tylko mogę, bo boję się, że prawdziwa diagnoza zmusi mnie do zrezygnowania z tego czym się aktualnie zajmuję i kompletnie mnie zdemobilizuje.
Pozdrawiam, wasz belfer