Dzień Dobry,
mam 28 lat, leczenie rozpocząłem mając lat 16, głównie leki, sporadycznie psychoterapia, jednak wszystko było regularne. Aktualnie mój stan jest następujący: myślę cały czas, są to same myśli natrętne, potrafię się "zawiesić" nawet na kilkadziesiąt minut w jednym miejscu. Posiadam perfekcyjną pamięć do zdarzeń z czasów, kiedy choroby nie było, lub była jeszcze znośna, zaczynam tracić zdolność do zapamiętywania czegokolwiek nowego. Jadąc do mojego mieszkania, zdarza mi się być przekonanym, że widzę to miejsce pierwszy raz, jednak ten moment mija po ujrzeniu charakterystycznych rzeczy, typowych dla okolicy. Nie ufam nikomu, jestem bardzo podejrzliwy i zamknięty. Wszystkie moje umiejętności występują w formach skrajnych. Potrafię powiedzieć coś normalnie, estetycznie, gdy jestem spokojny, gdy tracę ten spokój, nie mogę otworzyć ust, tracę panowanie w okolicach policzków. Nerwica natręctw, od kilku lat, wdziera się w moje najintymniejsze rejony. Wiem, że jeszcze trzy lata temu byłem wstanie prowadzić samochód, grać na pianinie i prowadzić życie seksualne, bez obaw, że w między czasie będę musiał walczyć z natrętnymi myślami. Najpierw natręctwa zaczęły mnie atakować podczas prowadzenia samochodu, następnie wdarły się w relacje damsko męskie, aktualnie zaczynają powoli wkradać się do mojej świadomości podczas gry na pianinie. Gdy jestem sam, potrafię grać satysfakcjonująco, gdy jestem obserwowany, tracę wyobraźnię, przestaję grać, wówczas zaczyna się duży stan lękowy. Kiedy prowadzę samochód, obsesyjnie uważam i obserwuję otoczenie, jednak całe szczęście jestem cholernie wyczulony na kolorystykę, głównie kolor czerwony, dzięki czemu udaje mi się unikać kolizji. Z życia seksualnego musiałem zrezygnować. Jeszcze rok temu było podobnie jak z grą na pianinie. Gdy zapominałem o tym, że mogę mieć problemy z natręctwami, było dobrze, jednak z miesiąca na miesiąc moja koncentracja spadała, i bynajmniej nie była to wina partnerki. Zauważyłem, że moje natręctwa występują w mojej podświadomości, jednak nie jestem pewien, czy użyłem dobrego sformułowania. Nakrywam się na tym, że idąc na spacer z psem, po kilkudziesięciu minutach zauważam, że jestem w trakcie jakiegoś bezsensownego przemyślunku, który jest połączony z gestykulacją, co dają mi do zrozumienia miny osób mijających mnie. Dziwnym objawem jest stan, kiedy uderzę się w głowę, wówczas na moment czuję, że moja zdolność postrzegania jest przeogromna, jednak tylko przez moment (w zasadzie nie czuje bólu, tak bardzo zaabsorbowany jestem tą "euforią"). Nie jestem ubezpieczony, musiałem przerwać leczenie, tracę przyjaciół (ciężko jest mi się skupić podczas towarzyskich spotkań), już druga kobieta mnie opuściła, musiałem zrezygnować z pracy, generalnie wolałbym być zdrowym psychicznie inwalidą, bo boję się, że w takim stanie długo nie wytrzymam. Bardzo proszę o poradę osób, które miały podobne objawy i w jakiś sposób się z nich wyleczyły, lub o radę jakiegoś lekarza, który odwiedza to forum. Aktualnie nie widzę sensu takiej egzystencji. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że niestety potrafię świetnie udawać, co robię automatycznie, nieświadomie, i nikt nie uważa mnie za osobę chorą, przez co jestem mierzony miarą dla ludzi w pełni sił umysłowych.
Pozdrawiam serdecznie,
"chory"
P.S. Wiem, że psychoterapia jest bardzo ważna, ale wszyscy moi psychoterapeuci byli tak przewidywalni, że kompletnie straciłem w nich wiarę, dodatkowo zaczynałem ich postrzegać jako osoby mi bliskie, co całkowicie ujmowało sens tych spotkań. Nie jestem wstanie zwierzać się komuś jednocześnie nie traktując go jak przyjaciela, a mam blokadę, która nie pozwala mi... nie wiem jak to ująć... pozwolić się leczyć komuś, na kim mi zależy. Niestety jestem perfekcjonistą. Czasami nawet parkowanie auta zajmuje mi pół godziny, i wiem, że wynika to w stu procentach z mojej choroby (zaburzenia?), czyli jest czymś destrukcyjnym. Byłbym wdzięczny za poważne, pozbawione śmiechów i chichów, odpowiedzi, bo dla osób chorych to dramat często bez happy endu, a nie żarty.