Zaczęło się ponad 1,5 roku temu. Studiowałem, jakoś sobie radziłem z życiem, miałem tę "codzienność". Nie mówię, że było kolorowo bo tak nigdy nie było , ale jakoś "żyłem". To był moment, atak, później szpital. Myślałem, że umieram. No i tak się wszystko posypało. Już na drugi dzień byłem wrakiem człowieka. Przeleżałem w łóżku jakieś 2 miesiące. Nie miałem sił, kręciło mi się w głowie, nie wiedziałem co mi jest. Potem zaczęły się różne badania (kardiolog, neurolog, okulista, laryngolog, na końcu psycholog). Chodzę do psychologa od roku, na początku to coś dawało, a teraz chyba już nic. Moje objawy zaburzeń lękowych to: natrętne myśli, lęk wolno-płynący, derealizacje i depersonalizację, konflikty wewnętrzne (np. trudności z podejmowaniem decyzji), różne wyobrażenia (np. że stracę zaraz nad sobą kontrolę), wmawianie sobie chorób, brak chęci do wszystkiego, nie mogę się zrelaksować ani się oderwać od tego wszystkiego. Byłem u psychiatry ale nie jestem przekonany do leków, boję się skutków ubocznych i uzależnienia. Tak jest już ponad 1,5 roku..ostatnimi czasy mam epizody depresyjne. Między innymi myślenie o przyszłości sprawia największy lęk, nic mnie nie cieszy, w ogóle nie odczuwam przyjemności. Każda rzecz jaką chce zrobić jest poprzedzona pytaniem w głowie "po co?, przecież to bez sensu". Mino wszystko próbuję coś tam zawsze zrobić lub pomóc, żeby nie być bezużytecznym darmozjadem..co mi radzicie? nie wiem już co mam robić