Witam!
To mój pierwszy post, więc wszystkich serdecznie pozdrawiam.
Chciałabym prosić, żebyście mnie nakierowali gdzie mogłabym udać się z tym co mi "dolega". Do lekarza rodzinnego? Czy do kogoś innego.
Mam problemy ze snem, jednak nie są one zupełnie typowe (tzn. sądzę tak na podstawie wypowiedzi typu "cierpię na bezsenność").
Po pierwsze mój sen jest mega lekki. Budzi mnie każdy szmer, niewielki trzask, miauczenie kota za oknem. Śpię tylko gdy jest kompletna cisza. To akurat trwa już od wczesnego dzieciństwa, więc wówczas znajoma lekarka poleciła stosowanie stoperów. Były konieczne, bo pokój miałam z bratem. Wystarczyło, że nieco głośniej oddychał, a ja już miałam noc nieprzespaną. Stopery były zbawieniem do czasu, bo od niedawna mam na nie uczulenie... I jak sobie tak pomyślę, to generalnie jest dla mnie dużym problemem spanie w jednym pomieszczeniu z kimś. Sama świadomość obecności innego człowieka jest dla mnie paraliżująca.
Jakiś czas temu wyszłam za mąż. Bardzo szybko okazało się, że musimy mieć oddzielne sypialnie. Mąż chrapie. Chodziłam zupełnie niewyspana, w nocy płakałam z tej niemocy i złości. W dzień w ogóle nie umiałam funkcjonować. Potem zaczęłam "uciekać" do drugiego pokoju, więc nieco lepiej zaczęłam spać. Niektórzy w moim otoczeniu śmieją się ze mnie, że widocznie nie męczę się w ciągu dnia wystarczająco, skoro nie śpię twardym snem tak jak oni. Ale wiekszej bzdury chyba nie słyszałam... Nie wie się jak to jest i się nie zrozumie, jeśli się tego nie przeżyło.
To, co wyżej opisałam może nie jest jeszcze takie mocno niepokojące jak to, że wszystko mi się nasila. Dzień w dzień zaczynam myśleć, czy ja się w końcu wyśpię (a wspomnę jeszcze, że "śpię" min. 8 godzin). Czasem zdarzy się, że śpimy z mężem w jednym łóżku (wiem, że to śmiesznie brzmi), a bo mamy gości, a bo jesteśmy na wyjeździe i takie tam. Wtedy to już jest koszmar. Jak ja już wiem, że będziemy razem spać ogarnia mnie panika, strach, lęk graniczące z histerią. Chodzę cała nerwowa. Chodzę spać jak najpóźniej, żeby rzeczywiście się umęczyć tak, że prawie padam i móc zasnąć od razu. Ale to jest tylko błędne koło, bo prześpię może godzinkę, a potem już cała historia ciągnie się od nowa. Nawet jak mąż nie chrapie, to ja i tak nie mogę spać, bo ciągle myślę „a jak zacznie chrapać”. Dosłownie masakra.
Już czasami taka panika mnie ogarnia, że jestem w stanie nie zgadzać się na wyjazdy, bo wiem że nocami będę przeżywała koszmar. Mąż na tym cierpi bardzo, choć się nie przyznaje. Generalnie mnie wspiera, ale myślę że jednak nie do końca poważnie traktuje problem, który dla mnie jest ogromny. On wstydzi się przyznać przed kimś, że śpimy osobno, no bo młodym osobom nie wypada…..
Każdy najmniejszy stres też powoduje, że budzę się w nocy co chwilę. Budzi mnie budzik męża, który dzwoni z pokoju leżącego naprzeciwko „mojej” sypialni przez zamknięte drzwi w obu pokojach. Nawet jakby nie miał włączonego budzika, to ja i tak się obudzę w momencie, gdy mąż otworzy drzwi od swojego pokoju….
Dodam jeszcze, że jestem osobą aktywną – biegam, jeżdżę na rowerze, dużo spaceruję. Nie jadam wieczorami, łóżko mam wygodne, pokój jest zawsze wywietrzony. Tuż przed snem czytam lekką książkę, żeby się wyciszyć. Wiem też na pewno, że nie umiem się relaksować w ciągu dnia. To może być przyczyna moich problemów ze spaniem? Jak z tym walczyć? Obawiam się, że sama sobie nie poradzę. Proszę Was bardzo pokierujcie mną, bo ja już jestem bliska rozpaczy!
Liczę na Waszą życzliwość
Pozdrawiam
Asia