Skocz do zawartości
Nerwica.com

fallenone26

Użytkownik
  • Postów

    57
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez fallenone26

  1. Roberrrto: ja juz sobie na nie odpowiedzialem. :) Ale chcialem uslyszec odmienne zdanie i jakas sensowna argumentacje. Jak dotad, nikt sie na to nie zdobyl :)
  2. Nie umiesz czytac ze zrozumieniem, albo po prostu unikasz odpowiedzi na pytanie.
  3. Nadal nie odpowiedziales na moje pytanie. http://www.youtube.com/watch?v=T75Jjchs0QA
  4. Zenonek: Usilnie tkwisz w swoich osadach. Uwazasz ze 2 miesiace brania lekow to za malo zeby widziec jakies efekty? Leki antydepresyjne powinny zaczac dzialac po 3 tygodniach, wzglednie miesiacu. Przynajmniej tak jest napisane na etykiecie. A raczej ta informacja jest bardziej wiarygodna niz twoje teorie. Po drugie: nie odpowiedziales na moje pytanie z priva. Dlaczego? Bo po prostu i ja, i ty, i my wszyscy zdajemy sobie sprawe z przykrej prawdy, tyle tylko, ze unikamy myslenia o tym, uswiadiamiania sobie tego faktu, bo jest to zbyt bolesne. Staramy sie cos widziec kolorowym, w sytuacji kiedy dany obraz jest czarny. To jest wlasnie choroba, paranoja. Wiec jeszcze raz zadam ci to pytanie, tym razem na forum ogolnym: Jaki sens ma zycie kogos, kto: 1) nie ma pracy, badz ma gowniana prace 2) nie ma wlasnego mieszkania/domu 3) nie ma szans na zalozenie wlasnej rodziny, bo patrz powyzej. 4) ma za soba patologiczne doswiadczenia z dziecinstwa/okresu dorastania 5) nie ma sznas na poprawienie swego bytu tj. znalezienie lepszej pracy Naprawde wierzysz, ze mozna w takiej sytuacji czuc sie NORMALNIE, byc NORMALNYM? Wierzysz, ze zycie takiego czlowieka ma sens? W koncu, wierzysz, ze biorac pigulki od psychiatry, ktore de facto chemicznie niewiele sie roznia od narkotykow, mozna uczynic czlowieka normalnym? Normalna rekacja bedac w takim gownie, jest proba wyjscia z tego. Poswiecasz rok, dwa, trzy, cztery lata. Potem zatrzymujesz sie i widzisz, ze nic sie nie zmienilo. Caly czas tkwisz w tym samym syfie, no i zaczynasz myslec: skoro mam miec tak cale zycie, to to nie ma sensu. Po co mam sie meczyc kolejne 40 lat zyjac jak szczur, powtarzam jak SZCZUR, a potem zdechnac jak taki szczur. Lepiej ze soba skonczyc teraz i oszczedzic sobie cierpienia. Dlatego ja osobiscie jestem za tym, aby zlegalizowano eutanazje dla wszystkich, ktorzy tego chca, nie tylko dla nieuleczalnie chorych. Moglbym byc pierwszym klientem, aby zachecic pozostalych, ktorzy sie wahaja. Ale panstwo czegos takiego nie wprowadzi. Dlaczego? Odpowiedz jest prosta - tacy ludzie jak my czesto stanowia najtansza sila robocza. Poza tym to podatnik, a za podatnikiem ida pieniadze. Nieboszczyk podatkow placil nie bedzie. Przypuszczam, ze gdyby cos takiego zlegalizowano, to znalazloby sie tysiace chetnych w polsce, nie dlatego, ze sa chorzy na depresje, tylko dlatego, ze ich zycie jest nic nie warte i nie chca sie juz dluzej meczyc. Na zakoncze muzyczny akcent. Posluchajcie sobie: http://www.youtube.com/watch?v=T75Jjchs0QA
  5. Nie ludze sie, ze wyjde. Ludzilem sie jeszcze w 2004 roku, kiedy mialem 21 lat. Teraz, majac 26 (w tym roku skoncze 27) i bagaz doswiadczen, jakie zdobylem przez te lata, nie ludze sie w ogole. Jesli punkt A oznacza "wyzdrowienie", natomiast punkt B samobojstwo, a odcinek AB ma 100km, to ja jestem na 95km tej trasy. W 2004 bylem na 50km. Nie mam sily/zapalu/motywacji aby zdrowiec. Jak zwal tak zwal. Bralem rozne antydepresanty, bralem je zazwyczaj bardzo krotko tj. gora miesiac, dwa. Na terapie chodzilem krotko, zazwyczaj konczylo sie na kilku wizytach, czesto tylko na jednej. To byly tylko wizyty "na wygadanie", nic poza tym. Nic nadzwyczajnego sie tam nie dowiedzialem. A ogolnie to byly glupoty. Rady typu "przestan sie zadreczac", "zostaw przeszlosc, zyj terazniejszoscia" i tym podobne uniwersalne porady, na ktore kazdy moze wpasc, nie muszac przy tym isc do psychologa. Poza tym jakosc terapii w polsce pozostawia wiele do zyczenia. Ci ludzie sami maja ze soba problemy, malo kto z nich jest kompetentny. Nie sa rozliczani ze swojej pracy. Wiec moga nie miec zadnych rezultatow i pracowac do emerytury w zawodzie.Poza tym to ich praca. A jak wieszkosc ludzi, przynajmniej w Polsce, malo kto ja lubi i rzetelnie wykonuje. A propos pracy: Widzisz...gdybym chcial byc malarzem, to bym nie poszedl do liceum, a potem nie zakuwal 4 lata na ciezkich studiach na Polibudzie, tylko poszedlbym do zawodowki. Nie czulbym sie dobrze bedac malarzem, tapeciarzem czy chuj wie kim jeszcze. Moze Tobie to sprawia przyjemnosc, mnie natomiast nie. Ja chcialem byc programista/informatykiem. Chcialem byc przede wszystkim kims na stanowisku, a nie zwyklym robolem. Kiedys to bylo moim marzeniem. Teraz juz nic mnie nie pociaga. Jako tako sie ograniam od 4 lat. :) I wszystko jest wlasnie "jako-tako", tak jak chociazby moja ostatnia praca, rownie patologiczna jak cale moje zycie. Ona tez byla "jako-tako". Gowno sie tam nauczylem i grosze zarabialem. Kiedys jeszcze wierzylem, ze ktos z rodziny mi pomoze, albo spotkam na swojej drodze zyciowej kogos, kto wyciagnie mnie z tego bagna. Spotkac drugiego ojca, ktory pokaze jak zyc, postawi na nogi, doda pewnosci siebie, odbuduje charakter. Niestety nikt taki sie nie pojawil, bo kazdy zyje swoim zyciem i nie szuka dodatkowych problemow. Ludzie nie sa szlachetni, a swiat nie jest przyjaznym miejscem. Niestety jestesmy "jako-tacy", a nie tacy, jakimi chcielibysmy byc.
  6. Jesli chodzi o studia, to znow musialbym rozpoczynac od nowa. Ale nie jestem w stnie wrocic na nie. Skoro majac 20 lat nie umialem poradzic sobie z ukonczeniem ich, to teraz, majac 26 i bedac w 100 razy gorszej sytuacji materialno-zdrowotnej, tym bardziej nie mam szans. Nie z tym zdrowiem i z tymi problemami. Poza tym, w gre wchodzilyby tylko studia zaoczne, ktore kosztuja. Musialbym znalezc prace za min. 2-2,5k, co w moim przypadku, majac ukonczone tylko LO i nie majac zadnych znajomosci jest praktycznie niemozliwe. Zreszta...jak ja mialbym sie uczyc, skoro nawet spac normalnie nie moge, bo ciagle snia mi sie traumy z przeszlosci. Nie mam normalnych snow, dlatego musze zasypiac z wlaczonym radiem, bo wtedy nie mam koszmarow. Spanie w ciszy oznacza sen pelen negatywnych przezyc z przeszlosci. To gdzie tu mozna mowic o skupieniu i nauce? Na dodatek idac przez zycie samemu wszystko jest 10 razy trudniejsze. Nie potrafie sie pogodzic z faktem, ze moim znajomi, od ktorych wcale intelektualnie nie bylem gorszy, ukonczyli studia i maja teraz ciakawa prace, zarabiaja przyzwoite pieniadze, stac ich na kupno samochodow, mieszkan. No i po co mam sie z nimi widywac? Zeby czuc sie jeszcze gorzej niz teraz? Wysluchiwac ich rzekomych problemow? Oni maja problemy? Heheheh....smiech na sali. Oni nie maja pojecia o tym, czym sa prawdziwe problemy. Nie potrafie sie z tym pogodzic. Oni programisci, a ja co? Potencjalny pracownik marketu/ochrony za 1300zl? Bo jaka inna prace dostane teraz bez znajomosci? Tyle, ze oni nie pochodza z patologicznych rodzin. Im rodzina pomagala w osiaganiu celow, mnie natomiast nikt nie pomagal. Oni nie chorowali na depresje i nie przesypiali sesji, tak jak ja to robilem. Co do bycia samemu? No coz...skazany na to jestem, bo jak wiadomo, zadna normalna kobieta, powtarzam normalna kobieta, nie chcialaby byc z kims, kto nie ma pracy, albo pracuje za grosze na beznadziejnym stanowisku, nie ma mieszkania/samochodu, dwukrotnie przerywal studia, a na dodatek ma depresje hehehehehhehe.... co za nieudacznik. Boze...jak mozna byc tak beznadziejnym i jeszcze nie popelnic samobojstwa? Oby przyszedl taki dzien, ze powiem: "kurwa, pierdole, mam dosc, koncze te gehenne"
  7. Czesc. Mam 26 lat. Od 10 lat choruje na depresje. Choroba odebrala mi wszystko, co wartosciowe w zyciu. Od 4 lat, tj. od momentu przerwania studiow praktycznie moje zycie to wegetacja. Nie potrafie pogodzic sie z przeszloscia. Przez 4 lata probowalem ukonczyc studia, ale stres, samotnosc, depresja, patologiczna sytuacja w domu oraz brak pieniedzy i ogolnie pojetej zaradnosci przyczynil sie do 2-krotnego ich przerwania. Moje marzenia definitywnie umarly, a wraz z nimi ostatnia nadzieja na normalne zycie. W moim wieku ludzie mieszkaja juz na swoim, maja wlasne rodziny, a ja nie mam nic. Mieszkam z rodzicami, w patologicznej relacji, gdzie ojciec frustrat i psychopata zneca i poniza mnie od wczesnego dziecinstwa, bo w ten sposob odreagowuje swoje zyciowe nieudacznictwo. Nie mam na kogo liczyc, a z drugiej strony nie umiem prosic o pomoc. Od 3 miesiecy jestem bez pracy. Cale moje zycie to jedno wielkie pasmo porazek, czego w duzym stopniu przyczyna jest patologiczne dziecinstwo. Do tego dochodza jeszcze uzaleznienia - calymi dniami siedze przy komputerze, nigdzie juz nie wychodze, z nikim sie nie spotykam. Normalnej pracy nie jestem w stanie znalezc, tylko jakies gowniane prace, za glodowe pensje, ktore nie daja zadnych szans na rozwoj, nie wspominajac w ogole o mozliwosci usamodzielnienia sie. Jest bardzo ciezko. Zyje bo musze, nie dlatego, bo chce. Leki, terapia? Przerabialem. To nie zmienilo, ani nie zmieni nic w mojej beznadziejnej sytuacji zyciowej.
×