Mam ostatnio dużo rzeczy na głowie - mam na myśli dużo rzeczy które mnie stresują - problemy z pracą, bezskuteczne starania o dziecko i kilka innych rzeczy.
Więc może nic dziwnego w tym, że pojawiły się u mnie nie fajne dolegliwości.
Najpierw bóle brzucha i nudności kilkutygodniowe oraz kilkudniowe gorączki, bóle stawowe, sercowe.
Potem miesiąc w miarę ok mimo, że nadal się różnymi sytuacjami denerwowałam.
Widać nie było dość, bo pewnego dnia znalazłam na sobie kleszcza. Wyciągnęłam go i miałam nadzieję, że mnie nie ugryzł. I nawet zapomniałam.
Po tygodniu zjawiła się gorączka, fale gorąca, poty, oszołomienie, problemy z widzeniem, stan podgorączkowy.
Po kolejnym tygodniu zauważyłam jakiś duży odczyn skórny - nie wiedziałam czy był wcześniej bo po tylnej stronie ciała i zauważyłam bo zaczął trochę piec. Zniknął po kilku dniach.
Dostałam antybiotyk u lekarza.
I jest coraz gorzej. Nie wiem czy przez stres, antybiotyk czy też zaraziłam się boreliozą.
Oprócz utrzymujących się problemów z widzeniem i oszołomieniem, doszły szumy uszne, rozkojarzenie, drętwienie twarzy, czasem uczucie wrażliwości i pieczenia czaszki.
Dostałam też lek na nerwice.
Zrobiłam test PCR. Czekam na wyniki. I bardzo boję się je odebrać.
Miało być tak normalnie - nowa praca, dziecko, ślub.
Nie wiem co się ze mną dzieje.
Staram się o tym negatywnie nie myśleć, ale tak naprawdę jestem przerażona. Nawet śni mi się prawie codziennie, że jestem chora, tak głęboko ten lęk tkwi w podświadomości.