Skocz do zawartości
Nerwica.com

SolitudeEtude

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia SolitudeEtude

  1. Wydaje mi się, że dystymia może mieć jednak w sobie coś z choroby... Potwierdza to definicja zacytowana przez mojego przedmówcę. A przecież depresję powoduje głównie spadek pewnych substancji w mózgu, chyba szczególnie serotoniny. Oczywiście to też ma swój powód, na przykład utrata pracy, bliskiej osoby, inne nieszczęście. Oczywiście podobnie jest z wspomnianym tu wcześniej bólem brzucha. Ból brzucha może być spowodowany nadmiernym rozciągnięciem żołądka, a rozciągnął się, bo zjadło się za dużo. Albo brzuch boli kogoś z nerwów, a nerwy powoduje na przykład oczekiwanie na rozmowę kwalifikacyjną. Więc podobnie z dystymią. Dystymia powoduje smutek, a smutek mógł być spowodowany na przykład brakiem miłości. W każdym razie walczy się zawsze z tym środkowym elementem, bo na brak miłości nic się na siłę nie poradzi, stało się i tyle, ale na smutek i owszem, a gdy tego się dokona, to mija dystymia. Nerwy można okiełznać, bo na rozmowę kwalifikacyjną i tak musisz iść, a gdy z nerwami sobie poradzisz, to nie boli Cię brzuch. I tak dalej. Bóle brzucha to są jednak stany przejściowe, a o chorobie mówi się dopiero wtedy, gdy coś dokucza osobie bardziej przewlekle... Jednak co za różnica jak to nazwiemy? Nazwa to tylko nazwa, żeby móc coś zidentyfikować. "O, samolot leci!" - zidentyfikowane. "O, ptak leci!" - zidentyfikowane. Co za różnica, kto miał rację? Pewne jest tylko to, że coś leciało. Więc pewne jest też tylko to, że mamy jakiś problem. Choroba, czy nie, ale boli. I ból brzucha, i ból duszy do przyjemnych rzeczy nie należą, a wszelkie bóle próbuje się uśmierzać. Oczywistym jest, że ból to coś naturalnego, co nie znaczy jednak, że chce się to przeżywać. Śmierć jest również naturalna, a wielu się jej boi. Naturalny jest także głód, a nie każdy lubi go odczuwać. Po prostu gdy coś nam nie pasuje, to coś z tym robimy. Nie chorujemy na głód, ale uleczamy go, bo przecież ile to można chodzić głodnym? Gdy coś przeszkadza nam w funkcjonowaniu, to czymkolwiek jest, nie odpowiada nam to. Czepialstwem zwykłym jest wykłócanie się o to, czy dystymia jest, czy nie jest chorobą. Jeśli ktoś nie chce jej mieć, to się jej pozbywa, a to już jego w tym głowa jak, i czy w ogóle tego dokona. To tak jakby kłócić się o to, czy kowalstwo jest sztuką, bo dla jednego podkowa ma duszę, a dla innego to po prostu podkowa jak wszystkie inne. I czy ją sobie zawiesimy na ścianie, czy podkujemy nią konia, to już tylko nasza sprawa. Ale mamy podkowę, mamy do niej swoje indywidualne podejście i robimy z nią to, co uważamy za słuszne, i co daje nam satysfakcję.
  2. To po prostu nadwrażliwość, a geniusz najchętniej występuje razem z nią (nie mówię, że zawsze). Z kolei szaleństwem nazwać można wszystko, co niezrozumiałe, a osoby z dystymią są naprawdę bardzo niezrozumiałe. Gdy normalne funkcjonowanie jest utrudnione, funkcjonuje się inaczej. Ja mówię jedynie, iż MOŻNA to wykorzystać. Nie twierdzę, że każdy to robi, bo chyba mało kto. Polecam jednak szukania szczęścia w nieszczęściu. Dla mnie nawet złamanie nogi dało nowe możliwości. Bo gdy ma się tendencje do depresji, to trzeba bardzo niekonwencjonalnie podchodzić do wszystkiego, żeby się w końcu nie zabić. To nie jest proste, ale możliwe. Wiele razy byłam w takim stanie, że już tylko wegetowałam, ale nawet wtedy próbowałam wycisnąć z tego coś więcej. Wtedy wynalazłam konstruktywny smutek. Polecam.
  3. Słyszałam już o tej książce i planuję ją kupić. Wolę unikać bycia postrzeganą przez pryzmat wieku. Zresztą czasem nawet i przez pryzmat płci. Proszę o zrozumienie. Poza tym to już chyba offtop.
  4. Próbowałam, ale nie znalazłam jeszcze odpowiedniego terapeuty. W takich przypadkach jest naprawdę trudno go znaleźć. Robię jednak co się da. Biorę leki od psychiatry. Nawet dostosowałam swoją dietę do choroby, byle dostarczać sobie potrzebnych składników w potrzebnych ilościach. Takie choroby nie są proste, być może o tym wiesz. Nie chce się ich i walczy się z nimi, ale nie można na ten czas wstrzymać swojego życia.
  5. To część mojego BPD, mają wspólną przyczynę, czyli rzeczy w stylu "traumatyczne przeżycia" i "ciężkie dzieciństwo". U mnie jest to wszystko raczej dość złożone, musiałabyś chyba dostać wszystkie moje papiery i dobrze mnie poznać... To nie jest proste. Jak zawsze w takich sprawach.
  6. Tego się nie leczy, a przynajmniej nie skutecznie, ja mam to od najwcześniejszych lat. Leczę inne choroby, a jeśli przy okazji uda się coś zrobić i z tym, to nie będzie mi tego brakować. Tymczasem pracuję takimi narzędziami, jakie mam. Lepsze to niż stać na środku pola bezczynnie. Czy się mylę?
  7. Tak, i jednego nie ma bez drugiego. Należy nauczyć się żyć z tym, na co nie mamy wpływu. Chyba lepsze to, niż zakończenie życia, choć często uważa się inaczej. Dlatego ja z takich rzeczy jak dystymia staram się czerpać, bo jak wspomniałam wyżej, nie ma niczego do końca złego lub dobrego... Nie mówię, że jest lekko, i nie mówię, że świetnie mi się to udaje. "Wzloty i upadki".
  8. Nie zachwalam tego stanu. Po prostu każdy kij ma dwa końca i nigdy nic nie będzie do końca dobre, albo do końca złe.
  9. Myślę, że każdy, kto przyczynił się do czegoś nowego (już tam nawet nie dobrego, wszystko jedno) na świecie, miał coś w rodzaju dystymii. Bo gdy komuś wszystko odpowiada i umie się ze wszystkiego cieszyć, to niczego nie zmienia. Dlatego dystymia może być darem. Bolesnym, ale darem. Tak jak geniusz - bo gdy ktoś ma taki dar, to też rzadko jest rozumiany przez innych i musi cierpieć. I jak wiele różnych talentów. "Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma..." Jedni lubią swój optymizm i fart, inni egoizm i spryt, a jeszcze inni... cóż... muszą polubić swój smutek...
  10. Aby aby - tak. Jest to co prawda coś na granicy życia i nieżycia... ale jest.
  11. Chyba borykam się z podobnym problemem...
  12. Gdy nauczyć się już z dystymią żyć (aby aby...), to jest ona bogatym źródłem weny... A może nie jest to choroba... może to dar... może czyni nas lepszymi... a może nie...
  13. Cóż... Pozostaje mi chyba ponownie przedyskutować to z psychiatrą... Dziękuję za szybką odpowiedź.
  14. Witam... Wtrącę się tak w temat ze swoim kłopotem... Otóż wydaje mi się, że lekarze nie traktują mnie poważnie... Dostałam lek o nazwie Elicea... Nie mam wielu doświadczeń z lekami, ale nie wygląda to na lek, który miałby pomóc przy BPD... albo przy czymkolwiek... 10mg... Ech... Biorę ponad miesiąc i, co było oczywiste od początku, nie ma żadnych efektów, podczas gdy teraz potrzebuję szybkiej poprawy, bo właśnie rozstrzygają się kluczowe aspekty w moim życiu, a z takim brakiem stabilności emocjonalnej wszystko schyla się ku porażce... i albo dotrwam do rozstrzygnięcia i uderzy mnie porażka, przez co skrócę sobie życie, albo nie dotrwam, bo nie wytrzymam stałego napięcie i... skrócę sobie życie. Czy ktoś jest w stanie rozjaśnić mi co mógł sobie myśleć mój psychiatra?...
×