Witam,
ja tez jestem tu pierwszy raz i też z podobnym problemem.
Cała moja historia pewnie zaczęła się 10 lat temu ... gdy zmarła moja mama ... miałam wtedy 20 lat i postanowiłam być twarda i się nie załamywać - teraz to się chyba na mnie mści. Zostałam z tatą i wtedy 4-letnim bratem. Tata osobą wylewną nie jest a młody nic nie rozumiał. Byłam bardzo zżyta z mamą.
Moja mama zmarła na raka wątroby który "wyskoczył" nagle i skończyło się jak się skończyło. Zaczęłam wtedy latać do lekarza akurat tak jakoś wyszło ze do ginekologa
- średnio byłam u niego 2-3 razy w miesiącu - tak jakoś mi się ubzdurało że tam może czaić się jakaś choroba. Oczywiście nic nie było. Później nastąpiła dłuższa przerwa, jakoś się uspokoiłam ... ale teraz ... problemy z oddychaniem i kontrolowaniem emocji, duszności, wewnętrzny lęk o najbliższych itp.
Wiem że powinnam udać się do specjalisty ale jakoś się obawiam wyśmiania i poniżenia.
Nie potrafię ze spokojem mówić o bolących mnie problemach bo od razu płacze (nawet teraz pisząc to jestem cała zasmarkana), latam od laryngologa do alergologa by wyjaśnić duszności i problem z oddychaniem - nie potrafię wziąć głębszego oddechu a jak już mi się uda to kłuje mnie w plecach niesamowicie. Cały czas obserwuje swoje ciało i organizm w obawie przed chorobą.
Czepiam się partnera o byle co, jestem rozdrażniona - on jest cierpliwy ale widzę że już ledwo to znosi ...
to nie trwa non stop ... ale jak już jest to porządnie daje o sobie znać.
Ogólnie to nie najlepiej.