Od stycznia nie moge sie uporac z lekami, natretnymi myslami samobojczymi i to najgorsze...poczuciem odrealnienia. W styczniu i lutym kompletnie nie wiedzialam co sie ze mna dzieje. Chodzilam po domu z pokoju do pokoju cala zaplakana. Poczucie odrealnienia sprawialo, ze zaczelam sie bac czy faktycznie to co sie dzieje wokol mnie ma miejsce i czy wszystko robie w pelni swiadomie. Zaczelam sie bac nawet wlasnych rodzicow. Kiedy mama podawala mi jakies tabletki ziolowe na uspokojenie (bo jeszcze nie bylo wiadomo co mi jest) wmowilam sobie,ze chce mnie nimi otruc i wszyscy spiskuja przeciwko mnie. Kazdego dnia, zaraz po przebudzeniu plakalam wystraszona faktem,ze nadal dziwnie sie czuje i jakby niecalkowicie kontaktuje. Zaczelam opuszczac szkole poniewaz balam sie wyjscia z domu i kontaktu z ludzmi. Wszystko mi sie wydawalo dziwaczne...jakby bylo snem, z ktorego nie moge sie wybudzic. Kiedy udawalo mi sie udac do szkoly z racji na to,ze byl jakis wazny sprawdzian, nic nie pamietalam z tego co sie uczylam i ledwo docierala do mnie tresc zadania. Teraz jestem z tym juz 6 msc-y i kazdej nocy ide spac z nadzieja, ze kiedy sie obudze wszystko bedzie juz normalnie... jednak ciagle przezywam zawod i czuje silny bol psychiczny. Przez jakis czas mialam dzien w dzien mysli samobojcze i nie widzialam juz dla siebie pomocy. Poczucie bezpieczenstwa w domu i bycie z rodzina nie wystarczalo mi. Ciagle czulam sie sama z tym wszystkim i tak jest do teraz. Kilka dni temu mialam ostatnia wizyte diagnostyczna u psychologa i niebawem dowiem sie jaki maja plan dzialania. Dwa razy pytano sie mnie czy nie chce pojsc do szpitala psychiatrycznego, ale odmowilam. Wydaje mi sie,ze kontakt z ludzmi chorymi na jeszcze inne przypadki moze mi bardziej poglebic moj stan... Bralam przez jakis czas asertin, ale to praktycznie nic nie dawalo, moze bylam minimalnie spokojniejsza. Pozniej bralam citabax i mianasec, ale one tylko poglebialy moj stan i sprawialy, ze czulam jeszcze wieksze odrealnienie. Odstawilam wszystko i staram sie samodzielnie z tego wyjsc. Ciagle czuje do wszystkiego niechec i obojetnosc. Mam chlopaka i ledwo udaje mi sie utrzymac nasz zwiazek. Bardzo mi na nim zalezy i jest miedzy nami uczucie, lecz stan nie pozwala mi na swobodne okazywanie ich. Czuje sie strasznie ograniczona i zamknieta w sobie. Chce robic tyle rzeczy, ale strach i poczucie beznadziei na nic mi nie pozwala. Do wszystkiego musze sie zmuszac i czerpie minimalna satysfakcje z tego co uda mi sie wykonac. O moich objawach moglabym pisac bez konca...
Licze na pomoc z Waszej strony, ktora obecnie jest mi bardzo potrzebna!