Witajcie
moj chlopak cierpi najprawdopodniej na nerwice lekowa. Koncze psychologie, on tez chodzi na terapie, ale nie uwaza aby bylo z nim cos nie tak. Jednak psycholog mowi co innego. Czy wiecie cos na ten temat aby bedac z osoba z nerwica samemu zaczac sie bac? Ja bedac z nim zaczelam sie bac o swoja przyszlosc, o to, ze bedzie mi narzucal wiele rzeczy nie troszczac sie o moje szczescie, bo tak robi, niecelowo, ale z powodu lekow. Wydaje mi sie, ze te leki jego sa silniejsze niz milosc, czesto zdarza sie, ze ja cierpie, bo on czegos nie robi co ja bym chciala, albo robi rzeczy ktore mnie rania, aby wg mnie zyskac poczucie bezpieczenstwa.
Bedac z nim na wakacjach w dziikim lesie, kiedy bylo duzo ludzi i caly dzien czas zagospodarowany, on zaczal zachowywac sie zupelnie inaczej, ani razu nie wspomnial o kosciele , spelnianiu tysiaca roznych rzeczy zwiazanych z koscielnymi zasadami, z myslami o kosciele ktore ma wlasciwie przez cal;e dnie. Byl normalny. Bylo wspaniale. Nawet poszlismy w niedziele do sklepu, mimo, ze wczesniej bylo to nie do pomyslenia, bo to niezgodne wg niego z kosciolem. I calowalismy sie normalnie jak chlopak z dziewczyna, a wczesniej bylo caly czas tak jakby on sie bal zeby nie poleplnic grzechu, zeby spelnic zasade i czasami nie odczuc pozadania.
Dodam ze moj chlopak w ogole nie pochodzi z religijnej rodziny i jego wiara nie ma wiele wspolnego z wiara. Wczesniej jak twierdzi mial inne leki i inne posoby radzenia sobie z nimi, ktore byly fatalne, od kilku lat uwaza ze Bog go uzdrowil , ale mi sie wydaje ze w ogole nie jest uzdrowiony, tylko ze to sie poglebia w stresie, a na wakacjach po prostu zapomnial o tych lekach i nagle stal sie normalnym chlopakiem.
Jak funkcjonowac z osoba z nerwica zeby po pierwsze samemu nie dostac lekow i newicy?
A PO drugie jak to robic zeby te objawy u niego zniknely? zmieniac temat jak zaczyna znowu o kosciele i znowu sie boi ze ja bede chciala go odwiezc od religii, co jest bzdura. Uspokajac go tysiace razy? Czy zmieniac temat i nie dopuszczac do rozmow tego typu, ktore mi sie wydaje nakrecaja go jeszcze bardziej, bo co chwile boi sie czegos innego?
Zagadac jego lek i odwroocic uwage? Czy rozmawiac w kolko o kosciele i tlumaczyc tysiace jego obaw, ktore i tak nie znikaja?
Co pomaga? I drugie pytanie? spotkaliscie sie z czyms takim, ze sami zaczeliscie sie bac slyszac te rozne leki? bac o swoja przyszlosc z ta osoba? Ja tak mam. Zaczelam sie bac, ze bedzie mi arzucal tysiace idiotycznych rzeczy, bo juz to robi...
przykladowo, nie wolno sie calowac w taki sposob a nie inny, nie wolno chpodzic w niedziele do sklepu, nie wolo spac w jednym lozku, nawet na wakacjach, trzeba zeby w namiocie byl ktos jeszcze oprocz nas, nie wolno myslec ile by sie chcialao miec dzieci, bo to grzech,nie wolno tanczyc iektorych tancow, nie wolno ogladac wielu filmow, glownie amerykanskich, seriali i programow rozrywkowyach, o czyta tylko i wylacznie ksiazki o kosciele i to calymi dniami i w necie tez wszystko o tym i moim zdaniem sie nakreca. Chrzescijanski psycholog go leczy ale na razie raz jest ok raz fatalnie, ale caloksztalt sie nie zmienil. Jak uda sie cos zmieniac, przykladowo wygralismy juz z tymi tancami i filmami i juz nie robi problemow z tego powodu, to sa nowe rzeczy, coraz wiecej... co robic? jedno znika, jest nowe... jak z taka osoba sie zachowywac?