Na początek link: http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=376
Jeden z lepszych artykułów o nerwicy jaki przeczytałem na prawdę polecam.
Teraz do rzeczy. Jestem na tym forum nowy ale często czytam niektóre posty. Jestem nerwicowcem, który od roku nie bierze leków i cieszy się życiem czasem bardziej czasem mniej. Początek mojej przygody z nerwicą był dość nieoczekiwany ale jak się później okazało choroba dawała swoje oznaki dużo wcześniej. W gimnazjum miałem natręctwa dotyczące seksualności. Chociaż jestem heteroseksualny i nie wyobrażam sobie życia bez kobiet to wkręciła mi się myśl że jestem gejem. Była to dla mnie straszna trauma gdyż w sercu wiedziałem że to nieprawda jednak musiałem toczyć ciężki bój. Udało się!!! Od 3 gimnazjum zero natręctw aż do 1 liceum. Zaczęły się myśli na tle egzystencji. Ciągłe szukanie odpowiedzi o sens życia, po co to wszystko, w końcu kryzys wiary mimo że byłem ministrantem i byłbym do teraz ale nie mam czasu bo w tym roku matura. Znowu toczyłem ciężki bój i znowu zwycięstwo!!! No i w końcu 2 liceum. Najgorszy okres w moim życiu. Myśli o zrobieniu krzywdy osobom mi najbliższym. Do tego nieprzespane noce, ogromne bóle brzucha, pocenie się, zero radości z życia. Myśli że to schizofrenia dobijały mnie jeszcze bardziej. Wizyta u psychiatry i jasna diagnoza: nerwica natręctw. Temu wszystkiemu towarzyszył oczywiście syndrom DD. Początkowo brałem Hydroksyzyne, potem Fevarin. Po roku brania odstawiłem leki. W czasie kuracji strasznie bolał mnie żołądek czułem się jak naćpany. Ale pomogło!!! Czułem że wszystko jest na dobrej drodze. No i w końcu 3 liceum. Apogeum syndromu DD i ciągłe pytania o sens życia. Powiedziałem sobie, że dam rade bez leków. Czytałem na różnych forach o źródłach nerwicy jak z nią walczyć. No i w końcu któregoś dnia dotarłem do jakiegoś artykułu( niestety nie mogę go znaleźć). Przeczytałem tam, że większość nerwic ma swoje podłoże właśnie z braku sensu życia. Człowiek, który jasno się zadeklaruje po którejś stronie tzn. jestem ateistą albo jest BÓG dopiero wtedy określa w pełni swoje człowieczeństwo. Moja wiara do momentu nerwicy to było po prostu kontynuowanie rodzinnych tradycji, skupienie się na całej oprawie a nie na istocie. Człowiek to istota złożona z dwóch części tej fizycznej i tej psychicznej. Jesteśmy tak niesamowici, piękni, wielcy , że nie zdajemy sobie z tego sprawy. Dopiero kiedy uświadomiłem sobie, że ciągłe szukanie sensu leży po prostu w ludzkiej naturze uspokoiłem się. KLUCZEM JEDNAK JEST ODKRYCIE WŁASNEGO JA. Nerwica to wielka tragedia ale jednocześnie dar. Ja dopiero dzięki niej potrafiłem zajrzeć w głąb siebie i inaczej spojrzeć na świat. Czasami nawet myślę, że jestem trochę za dojrzały.
Powiem jednak szczerze, że każdy mój dzień to zastanawianie się nad sensem. Ale z każdą chwilą jest coraz lepiej. Nachodzą mnie jeszcze lęki ale daje rade. I nie chodzi tu o to, że nie chce brać leków, po prostu można dać sobie z tym rade. Zaakceptowałem , że jest to część mnie. Może przyjdzie taki dzień , że poczuje że jestem zdrowy w 100% a nie tak jak teraz w 90. Myślę, że te 10% będą mnie jeszcze kosztować dużo ciężkiej walki. ALE MÓWIĘ WAM WARTO WALCZYĆ!!!