Pewnie :)
Na początku nadmienię, że dotychczas miałem tylko 3 takie ataki (sorki, pomyliłem się co do ilości we wcześniejszym poście, ale doszedłem do wniosku, że poprzednie to też były ataki nerwicy). Pierwszy pojawił się podczas oglądania na podyplomówce pewnego dokumentu o Auschwitz i zmieszczonej tam relacji operatora komory gazowej. Zrobiło mi się słabo, tętno podskoczyło i myślałem, że wtedy wyjdę z sali wykładowej. Zignorowałem to jednak, bo tamtej nocy mało spałem i zrekompensowałem to bardzo mocną kawą. Ot, przemęczenie. Drugi nastąpił jakiś miesiąc później. Wytłumaczyłem sobie, że to z powodu mojego trybu życia (praca 12h/dobę, ogromny stres, potężne ilości kawy, wielość obowiązków, brak relaksu). Trzeci mnie wystraszył nie na żarty.
Najstraszniejszy był ten paniczny lęk. Kołatanie serca, nieziemskie tętno, ścisk w gardle, co a'la fale adrenaliny przepływające przez mózg, szum w uszach, zimny pot, mocny szczękościsk. Potem doszły jeszcze dreszcze i uczucie zimna. Wraz z analizowaniem objawów i pojawiającego się wniosku, że nie mam nad tym kontroli. Pojawiły się myśli przed utratą kontroli nad sobą; że zachoruję na schizofrenię, i będąc w jakimś amoku zrobię coś bliskim, albo sobie. Zaraz potem, w drodze logicznego rozumowania, pojawił się szpital/sąd, koniec kariery, płacz, skandal i ogólna katastrofa. Najgorsze były noce i ta obawa, że "dziś" będzie tak samo, że może już dziś dam rady z tym walczyć. Fatalne uczucie i ci co to przeżyli na pewno je znają.
Doszedłem do tego, że to właśnie moja bogata wyobraźnia, podczas ataku, pcha mnie w coraz to nowe obszary moich wewnętrznych lęków (czyli tego kim nie chciałbym być, a także tego co uważam za najgorsze). Najgorsze było to, że nie potrafiłem jej powstrzymać. Wszystko zaczęło przypominać mi te myśli, a jak sobie je przypominałem to wtedy pojawiały się objawy somatyczne. I tak w kółko. Postanowiłem więc, że idę na konsultację. Poszedłem na psychologa, mając nadzieję, że "powie mi coś miłego" - że nie jestem chory psychicznie, że nie zwariuję, i że (co może się wydać śmieszne) potwierdzi, że to "tylko" nerwy. Tak też się stało.
Już w gabinecie byłem bardzo spięty. Jak z karabinu wystrzeliłem serię wyliczającą moje objawy, wątpliwości, przemyślenia. Na szczęście psycholog nie miała innego wyjścia jak tylko potwierdzenie, że nie jestem chory psychicznie, ale też nie jestem całkowicie zdrowy. Od razu mi ulżyło.
Korzystam z terapii psychodynamicznej. Terapeutka posługuje się także hipnozą, która pomaga w bardzo precyzyjny sposób w skierowaniu uwagi na faktyczne problemy i przypomnieć sobie to co stłamsiliśmy w sobie. Dowiedziałem się także, że tym co wywołuje bezpośrednio moje dolegliwości jest trudny wewnętrzny konflikt emocjonalny. Analizując tę wiedzę, zobaczyłem, że w moim życiu są liczne symptomy tego konfliktu. Dopiero psychoterapia pozwoliła mi je dostrzec.
Jestem na razie po czterech konsultacjach i wiem, że jeszcze długa droga przede mną. Uświadomiłem sobie jednak, że nerwicę można wyleczyć, ale tylko jeśli się ma odwagę zmierzyć z samym sobą i swoją przeszłością. Staram się unikać szukania informacji o innych chorobach, tylko zdać się na wiedzę terapeutki. Wiem, że to nęci, ale prowadzi do "wkręcania" sobie coraz to nowych chorób, a to przecież tylko maniafobia