Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bluźnierca

Użytkownik
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Bluźnierca

  1. Przepraszam za offtopa osoby co rozpoczeły ten wątek.

     

    [Dodane po edycji:]

     

    Przepraszam, poniosło mnie trochę. Koleś jest na prawdę denerwujący. Kończę dyskusję i jestem grzeczny.

    P.S.

    105 kg, z czego większość to tłuszcz, strach się bać :)

     

    Tobie raczej ktoś z dyplomem nauczania początkowego by się przydał albo egzorcysta a nie psychiatra/psycholog. Dżizysss...

  2. "Czyli siłownia cie nie uzdrowiła w cudowny sposób? :( "

    Dochodzę do wniosku, że jesteś debilem...ale to nie Twoja wina, nie każdy rodzi się inteligentny.

     

    Widzę, że jesteś kumaty jak kilo gwoździ. Nie każdy rodzi się tak inteligenty jak ty. Fakt.

    "Skąd wiesz, że lepiej dla kogo? Możesz sobie kozaczyć tutaj do woli. Zamknijmy ten wątek bo będą padać tylko puste slogany."

    Stawiam, że nie miał byś szans z 93 kg facetem, cholerykiem, na sterydach walczącym amatorsko na ringu. Cóż, mogę się mylić :)

    Waże 105 . Ok. Niech Ci będzie. Wystraszyłeś mnie. Więcej nie będę nie miły. (pozdrawiam normalnych)

     

    "Dopiero farmakoterapia. Ale nie twierdze, że w przypadku innych się to sprawdzi."

    Tak walczyłeś, że to jedyna słuszna metoda, a teraz przyznajesz, że może się nie sprawdzić :) No i o to mi chodziło :)

     

    Pisałem, że próbowałem różnych metod i dopiero farmakoterpia mnie postawiła na nogi. Czy tak cięzko ci to skumać?

  3. "Możesz mi tylko wierzyć, że poza kompem robię to samo."

    To lepiej, żebyśmy nie mieli okazji rozmawiać na żywo, bo na brak kultury reaguje agresywnie. Cóż, wiem, że to źle ale nie mam zamiaru tego zmieniać.

     

    Skąd wiesz, że lepiej dla kogo? Możesz sobie kozaczyć tutaj do woli. Zamknijmy ten wątek bo będą padać tylko puste slogany.

     

    "Najlepszym środkiem jest psychoterapia i farmakoterapia jednocześnie (a jeśli ktoś do tego ćwiczy to jak najbardziej chwała mu za to)."

    Skończyłeś na studiach psychologie? Ale jeśli nawet jesteś lekarzem, to i tak możesz co najwyżej powiedzieć, że twoim zdaniem takie leczenie jest najlepszym środkiem.

     

    Najlepszym środkiem są ćwiczenia, akupunktura, medytacja itd... Kto by zwracał uwagę na takie bzdety jak psychoterpia i farmakoterapia.

     

    Mnie irytują za to twoje wypowiedzi. Uważasz się za wszystko wiedzącego.

    "Widzę, że wszyscy macie wspólny mianownik - bardzo niskie poczucie własnej wartości. Przerabiałem to kiedyś. Powód jest prosty: niedobór serotoniny."

    A ta wypowiedz przebija wszystko. Poczucie niskiej wartości spowodowane niedoborem serotoniny :P Wiesz ile może być przyczyn niskiego poczucia wartości?

     

    Z punktu widzenia biochemi jest to najczęstsza. Pewnie jest masa innych. Aż na tyle tematem się nie interesowałem.

     

    Najzabawniejsze jest to, że psychologia to nadal nauka, gdzie jest więcej znaków zapytania, niż odpowiedzi. A ty uważasz się za znawcę, mimo, ze sami lekarze nie mają pewności co do żadnej z teorii.

     

     

    A ja jako chory od 10 lat na depresję mam duże prawo, żeby wyrażać swoje opinie.

     

    Czyli siłownia cie nie uzdrowiła w cudowny sposób? :(

     

    Bo właśnie słuchając innych w okół, zwalając wszystko na barki lekarza i leków zamiast samemu zabrać się do roboty i zacząć działać choćby zmuszając się, tkwiłem w tym tak długo. I też nie mam przyjaciół, chwilo (mam nadzieje) pracy, nie mam nikogo bliskiego i żadnego oparcia. Najlepsze lata życia zostały zaprzepaszczone bezpowrotnie i przez to całe życie mam tylko jedno jedyne pozytywne wspomnienie.

     

    Niestety coś wiem o tym.

     

     

    Jak tylko można uniknąć leków, to nie powinno się ich brać i lepiej próbować innych metod. Będę się tego trzymał, bo żeby na prawdę wyjść z depresji trzeba umieć się temu postawić, trzeba wyrobić w sobie siłę. Nie można iść na łatwiznę, bo to nic na dłuższą metę nie daje.

     

    Tu się zgodzę, że jak da się bez leków to omijać jak ognia. Czasem inaczej się nie da. Mi psychoterpia, ćwiczenia (pisze to bez ironi, także próbowałem), NLP (ale nie wytrwałem w tym) nic nie dały. Dopiero farmakoterapia. Ale nie twierdze, że w przypadku innych się to sprawdzi.

  4. Cóż, chyba na Ciebie ta Twoja terapia źle podziałała, bo kultury pokazujesz coraz mniej.

    "Nie podskakuj bo pstryczka w nos dostaniesz." Czujesz się silny siedząc przed komputerem - typowe.

     

    Możesz mi tylko wierzyć, że poza kompem robię to samo.

     

    "Z tego co pisałeś wynika, że faworyzujesz ćwiczenia nad psychoterpie i farmakoterapię."

    Nad farmakoteriapię, poza na prawdę poważnymi przypadkami. Co do psychoteriapii to sam w pierwszym poście napisałem, żeby poszła do psychoterapełty. Czytaj uważnie...''

     

    No i tu się mylisz. Nawet ''średnie'' przypadki można tym nie wyleczyć. Ośmielę się powiedzieć, że nawet psychoterpia może tu zawieść. Najlepszym środkiem jest psychoterapia i farmakoterapia jednocześnie (a jeśli ktoś do tego ćwiczy to jak najbardziej chwała mu za to).

     

     

    "Umiesz forumułować jasno myśli i przelać je na papier? Wiesz co to jest alternatywa, a co wspomagacz? Może przestudiuj najpierw słownik języka polskiego?"

    Tu masz rację. Źle się wyraziłem. W lżejszych przypadkach może być to alternatywą. W poważniejszych ważny wspomagacz terapii, bo można wyłączyć dzięki temu leki.

     

    Jak trochę poduczysz się czytania ze zrozumieniem i kultury to daj mi znać, może dokończymy wtedy dyskusję.

     

    Do czego zmierzam? Otóż na miejscu osób, które pisały przed nami czułbym się podirytowany Twoimi złotymi radami. Ktoś kto nie ma pracy, przyjaciół, większego sensu bytu czyta, żeby iść poćwiczyć to będzie znacznei lepiej no i odwiedzić psychoterapeute. Na terapię składała się wiele czynników. Po zastosowaniu leków/psychoterapi powinni troszkę inaczej spojrzeć na rzeczywistość, gdyż mają ją ostro zniekształconą przez chorobę/ zaburzenia. Wtedy powinno się wziąść za pracę, jakąś naukę/zainteresowania/hobby itd.. i ćwiczenia. I te wszystkie składowe powinny, po zakończeniu leczenia powinny podtrzymać efekt terapeutyczny. Czy teraz się rozumiemy?

  5. Wkurzasz już mnie, czytaj powoli i uważnie to co jest napisane.

    Nie podskakuj bo pstryczka w nos dostaniesz. Czytam uważnie i w przeciwieństwie do Ciebie czytam jeszcze raz co napiszę.

     

    "Uprawianie sportu gdy ktoś nie widzi sensu chociażby we wzięciu prysznicu gdyż i tak się znowu pobrudzi powstrzyma taką osobę od samobójstwa? Silna wola nie ma nic do przebiegu depresji. Jedynie może popchnąć nas do przodu przy próbie wyjścia z niej."

    Nie napisałem, że sport powstrzyma od samobójstwa. Mało tego, przyznałem, że w takim wypadku leki są potrzebne :)

     

    Z tego co pisałeś wynika, że faworyzujesz ćwiczenia nad psychoterpie i farmakoterapię.

     

    "To co ty opisujesz jest to taki wspomagacz który nie zastąpi psychoterapi i farmakoterapi."

    Dokładnie tak, sam to przyznałem w poprzednim poście, dokładnie w tym zdaniu - "Ja staram się zaproponować alternatywę, nie odrzucając normalnego leczenia".

     

    Umiesz forumułować jasno myśli i przelać je na papier? Wiesz co to jest alternatywa, a co wspomagacz? Może przestudiuj najpierw słownik języka polskiego?

     

    "Nie nadinterpretowałem tylko sam się zamieszałeś w tym co piszesz. Informacje jakie podała były nieścisłe a ty wydałeś jednoznaczną opinie."

     

     

    Jeszcze raz podkreślam, że nie wydałem jednoznacznej opinii i proszę byś czytał ze zrozumieniem! A do Twojego zdania co do którego sensu nie mam pewności nie dałeś wytłumaczenia, tylko znowu atakujesz mnie.

     

    W czym nie widzisz sensu? Co mam wyjaśnić?

     

    Widzisz, ja nie studiowałem psychiatrii i staram się otworzyć umysł na wszelkie możliwości leczenia. Jeśli chodzi o sport jako ważny czynnik wspomagający leczenie to każdego dnia widzę przykłady gdzie sprawdził się w 100 proc. Nie jeden odosobniony przypadek, ale znam ich bardzo wiele. Ze mną włącznie. Mało tego, gdyby nie to, że wpadłem w wir ćwiczeń, to pewnie już bym zrobił sobie krzywdę.

     

    Whatever works for you man. Jesli na Ciebie to działa to nic tylko działać.

    Widzę, że dyskusja idzie w kierunku ''jak jebać kotka za pomocą młotka''. Pisząc jak chłop krowie na rowie, mam na myśli, że jestem za sportem jak najbardziej na tak ,natomiast jest to tylko coś co może wspomóc inne formy terapi.

    Podejrzewam, że osoby które pisały na począku tego tematu już biegną na siłownie, żeby wyciągnąć sie na prostą.

  6. W tym rzecz, że po takim wysiłku jesteś mniej zdołowany. Poza tym to jest całkiem inny rodzaj zmęczenia, niż tyrając cały dzień w pracy. Ćwiczenia to nie tylko podnoszenie hantli, czy bieganie i każdy może znaleźć coś co sprawi mu przyjemność i nie będzie się zmuszał. Jeśli uważasz inaczej to znaczy, że masz nie wiele z tym styczności.

     

    Miałem z tym styczność. Nie sprawdzało sie to ani trochę w moim przypadku. Co nie oznacza, że mam zamiar z tego rezygnować. Teraz nie widząc wszystkiego w czarnych barwach mogę inaczej podejść do tego.

     

     

    Ale nie wyleczyły Cię, tylko wspomogły leczenie. Uratowały, bo poprawiły samopoczucie w chwili największego załamania. Mam rację? Sam brałem psychotropy, wiec wiem jak działają i co dają.

     

    Wyleczyły. Bylem wrakiem człowieka. Teraz żyć, nie umierać. Efekt terapeutyczny się utrwalił.

     

     

    Psychiatrzy sami przyznają, że wysiłek nawet trzy razy w tygodniu jest w stanie mieć równie duża skuteczność co leki, czy psychoterapia przy leczeniu depresji o umiarkowanym natężeniu. Poza tym nie twierdze, że leczenie można oprzeć tylko na tym. Dlatego właśnie nadal zachęcam do pójścia do psychiatry.

     

    Nie wierze w to. Możesz podać źródło naukowe którym sie kierowałeś?

     

     

     

    Nie stwierdziłem jednoznacznie, że tamten lekarz był dobry, czy też zły. Druga część tej wypowiedzi jest niejasna, więc nie ustosunkuje się do niej. Wydaje mi się, że wynika z tego, że znowu nadinterpretowałeś moje słowa.

     

    Nie nadinterpretowałem tylko sam się zamieszałeś w tym co piszesz. Informacje jakie podała były nieścisłe a ty wydałeś jednoznaczną opinie.

     

    Nie twierdzę też, że leki nie są potrzebne. Czasami, gdy brakuje już całkowicie siły to może być jedyna rzecz, która powstrzyma ten ból który może doprowadzić do samobójstwa. Ale tylko silna wola jest w stanie rozprawić się z przyczynami choroby, a leki w większości przypadków są przepisywane lekką ręką przez lekarzy.

     

    Uprawianie sportu gdy ktoś nie widzi sensu chociażby we wzięciu prysznicu gdyż i tak się znowu pobrudzi powstrzyma taką osobę od samobójstwa? Silna wola nie ma nic do przebiegu depresji. Jedynie może popchnąć nas do przodu przy próbie wyjścia z niej.

     

    Bluźnierco, próbujesz na siłę przedstawić jedyny słuszny sposób na leczenie. Ja staram się zaproponować alternatywę, nie odrzucając normalnego leczenia. Jesteś zaślepiony swoimi racjami i do tego wypowiadasz się w mało kulturalny sposób - np. "Co ty nie powiesz? ".

    Czytaj uważnie wypowiedzi innych i miej trochę szacunku do swojego rozmówcy.

     

    Nie przedstawiam w przeciwieństwie do Ciebie jedynego i słusznego sposobu na wyjście z depresji. To co ty opisujesz jest to taki wspomagacz który nie zastąpi psychoterapi i farmakoterapi. To tak jakby łykać jakieś spalacze tłuszczu chcąc schudnąć. Bez diety i ćwiczeń możesz sobie wsadzić je w d.

  7. Leki to wcale nie jest wyjście. Lekarz o tym powinien decydować, a nie wy.

    Co ty nie powiesz?

    "Twoje samopoczucie wynika z zaburzenia neuroprzekaźników w mózgu". Występowanie i przyczyna zaburzeń psychicznych nadal nie jest do końca poznana. Psychiatria nadal działa trochę po omacku, dlatego jest wiele technik leczenia i jest to takie trudne.

    Co do leków to one nie leczą, mają skuteczność równą placebo. Przykład "tabletki szczęścia", czyli prozac i głośne całkiem nie tak dawno badania nad skutecznością. Można równie dobrze poradzić sobie bez nich, lecz wymaga to dużo większej siły woli. Można brać tabsy latami, ale jeśli nie wyeliminujemy problemu to zawsze będziemy chorzy.

     

    Mi tablety uratowały życie. Co ty na to?

    Poziom serotoniny można zwiększać nie tylko przez tabsy. Najzdrowszym rozwiązaniem jest np. sport. Choćby 30 min biegu z samego rana, sprawia zwiększenie poziomu serotoniny (w ten sposób organizm nagradza samego siebie za wysiłek). Kolejny plus to zwiększenie zapotrzebowania kalorycznego i przyspieszony metabolizm. Po jakimś czasie poczujesz, że masz o wiele więcej siły, ochoty do działania, a do południa nie dasz rady spać, bo organizm sam się będzie dopraszał, żeby ruszyć dupę z miejsca. Wzmacniasz też swoją siłę woli, bo nie zawsze jest ochota na bieg, ćwiczysz też systematyczność. Zaczyna Ci coraz bardziej na tym zależeć, bo jeśli robisz coś poświęcając się, to nie chcesz stracić wypracowanych efektów. Zobaczysz, że po jakimś czasie zacznie też zależeć Ci na zmianach w innych dziedzinach życia.

     

    Ten temat był wałkowany 100 tys razy. W przypadku gdy czujesz wszechogarniającą cię smutę, z bezsilnością, fobią społeczną to myślisz, że pomachanie sztangami coś da? Gdyby to było takie proste to psychiatrzy leczyli by tylko schizofreników.

     

    Najważniejsze to zacząć. Skoro uważasz, że nie ma już żadnego wyjścia z Twojej sytuacji, to znaczy, że nie masz nic do stracenia. Wstań jutro rano i zmuś się do wysiłku.

     

    Po wysiłku będziesz nie dość, że zdołowany to jeszcze zmęczony. Gdy się nie czerpie przyjemności z niczego to robienie czegoś jest katorgą.

     

    Zapisz się też do psychologa. Nie pracujesz, ale może w Twoim mieście są kliniki współpracujące z NFZtem. Nie masz ubezpieczania, to szoruj zarejestrować się do urzędu pracy jako bezrobotna. Poprzedni psychiatra powiedział Ci, że musisz teraz sobie poradzić z tym sama. Fakt jest taki, że mało jest dobrych lekarzy i tamten równie dobrze powiedział tak, bo nie umiał Ci pomóc.

     

    Skąd wiesz czy był dobry czy nie? Może była tylko u niego i tak jak napisałeś lekarz będzie po omacku próbował leku który się najlepiej sprawdza wg. jego/jej uznania.

     

    Życie jest tylko jedno, nie ma reinkarnacji, nie ma Boga, nie czeka na nas lepszy świat (jakby było inaczej to będzie to miła niespodzianka, ale nie można się teraz na to nastawiać) i trzeba go stworzyć sobie tutaj.

     

    Jedyne zdanie z którym się zgodzę.

     

    Tak na zakończenie...reklamuję tak sport, bo znam wiele przykładów, gdzie pomógł w "ogarnięciu się", czy nawet całkiem odmienił życie. Takie moje małe marzenie, żeby w przyszłości otworzyć taki ośrodek wspomagający osoby chore po przez wysiłek fizyczny w każdej postaci :)

     

    Sport w każdej postaci jest jak najbardziej wskazany ale nie jest to sposób na wyleczenie się.

    Amen.

  8. Ja lerivon stosowałem półtora roku albo i dłużej i odstawiałem go zmniejszając dawkę, nie miałem żadnych objawów odstawiennych, z wyjątkiem poczucia, że bez tego leku nie zasnę ale po paru nocach i to minęło, z 90 zszedłem na 60 po tygodniu z 60 na 30 potem łykałem połowę tej 30 i w końcu przestałem łykać. Ważne żeby od razu nie odstawić całkiem leku szczególnie kiedy dość długo sie go zażywa w większych dawkach.

     

    Rozumiem, że efekt stosowania był pozytywny. A brałeś jakieś SSRI dla porównania? Lerivon mi się kojarzy tylko z totalnym zamuleniem... Ale nie brałem tego na dłuższą metę...

  9. No wszystko fajnie, tylko dlaczego najwieksze zjeby (nie używam słowa debile, zjeb może być inteligentny) nie narzekają na życie towarzyskie. Nie sprawiają wrażenia osób szukających kontaktów. Samo się tak poprostu dzieje...

    A często osoby miłe, starające się zyskać przycholność innych są odtrącane?

    Ktos swobodnie operujacy slownictwem jak wyzej wobec osob trzecich moze niekoniecznie jest mily. Moze tu jest przyczyna?

     

    Idziesz po najmniejszej lini oporu. Gdyby tędy była droga napisałbym już złoty środek na wyjście z tego ''trądu''.

    A co do umiejętności operowania słownictwem: znam ludzi którzy tego nie potrafią i tracący_sens_życia chciałby mieć chociaż w 1/4 takie życie towarzyskie co oni...

     

    Piszę w tym poście nie dlatego, że jestem ''trędowaty psychicznie'' ale mam dosyć skromne życie towarzyskie które chciałbym trochę rozwinąć.

    Na początek taka moja refleksa. Zauważyłem czasami, gdy jestem bardzo zadowolony z jakiejś rozmowy/imprezy/spotkania, że podczas rozmowy bardzo rzadko (niestety) włącza mi się taki dziwny stan, że nie myślę o niczym innym tylko o tym, że rozmawiamy, dziwnie staję się dosyć twórczy podczas rozmowy co intryguje rozmówcę. To takie coś jakby jechać samochodem w największą ulewę. Wycieraczki nie nadążają a ty jesteś maxymalnie skupiony na jeździe. Mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodzi... Mój skromny zasób słownictwa nie potrafi inaczej wyjaśnić tego :lol:

  10. Gdyby to było takie proste... Niestety, to nie brak pracy powoduje, że czuję się tak jak się czuję... Choć faktycznie, jest to jeden z problemów na mojej "liście". Ale podobnie, jak inne, nie do rozwiązania dla mnie...

     

    Ale nie masz wyjścia. Musisz przeskoczyć jakoś niedogodności finansowe. Poprostu musisz. Ekstremalnym objawem tej choroby jest samobójstwo. Jakie leki brałaś i jak długo?

    To co teraz masz w głowie. Te wszystkie objawy to majaczenie chorego umysłu. Ktoś kto choruje np. na anginę to boli go gardło itd... Ty masz objawy jakie pisałaś. To nie jest tak, że jesteś inna czy gorsza.

    Jeśli Cię to pocieszy to ja przy odstawianiu pewnych leków miałem niezlą depresję. Przychodziły mi do glowy najgorsze rzeczy. Ale wiedziałem, mimo że nie było to łatwe, że to wszystko tylko przejściowe i przejdzie.

  11. No to jest depresja. Objawy wydają się być typowe. Zresztą podobnie miałem. Możesz popatrzeć na to w inny sposób: Twoje samopoczucie wynika z zaburzenia neuroprzekaźników w mózgu, a z taką dolegliwością trudno będzie wyjść na prostą. Masz tylko jedno wyjście. Psychiatra i psycholog.

  12. Życie moich marzeń to już dawno zapomniane mżonki...

    Choć wydaje mi się, że nie miałam zbyt wygórowanych wymagań - praca pozwalająca się utrzymać i od czasu do czasu pojechć na jakiś krótki urlopik, kilku znajomych (bo o przyjaciołach nawet nei mam co marzyć...), kiedyś chciałam też założyć rodzinę - mąż, 2-3 dzieci. Ale wiem, że nie mam już na to szans. Nie potrafię stworzyć relacji z ludźmi - ani koleżeńskich, ani tym bardziej przyjacielskich, a o jakimś normalnym związku to nie ma mowy, gdy jestem taka nienormalna....

     

    Dlaczego uważasz, że jesteś nienormalna?

  13. No wszystko fajnie, tylko dlaczego najwieksze zjeby (nie używam słowa debile, zjeb może być inteligentny) nie narzekają na życie towarzyskie. Nie sprawiają wrażenia osób szukających kontaktów. Samo się tak poprostu dzieje...

    A często osoby miłe, starające się zyskać przycholność innych są odtrącane?

  14. Przyznam, że nie chcę m się normalnie czytać takich wywodów ale troszkę temat mnie zaintrygował. A więc tak. Widzę, że wszyscy macie wspólny mianownik - bardzo niskie poczucie własnej wartości. Przerabiałem to kiedyś. Powód jest prosty: niedobór serotoniny. Ciężko będzie (wydaje mi się, że wręcz niemożliwe) będzie osiągnięcie wewnętrznej równowagi bez wizyty u psychiatry. Jeśli chcecie spróbować zmienić coś w życiu osobistym, to jak nie zmienicie czegoś w sobie, to będzie wręcz promieniować swoim nieszczęściem. Przez co będzie napędzać to was w jeszcze gorszy nastrój. Z mojej strony proponuję wizytę u psychiatry, ktory bez dwóch zdań powinien wam zaproponować farmakoterpie. Powinniście jednocześnie ciągnąc ją z psychoterapią. Zresztą to ostatnia deska ratunku. No zawsze jest belka na strychu... Ale tego byśmy nie chcieli?

×