Witajcie, jestem tu nowy.. jestem facetem przed 30, muzykiem rockowym, artystą, pedagogiem...
Zawsze myślałem,że zwariuję. Genetycznie(bo mama, bo babcia); środowiskowo(bo będę "nikim") lub od używek, alkoholu...
Tymczasem doktorzy psychiatrii są zadowoleni, bo widzą u mnie reakcję adaptacyjną na ch...ą sytuacje w kraju...
Jestem po studiach 3lata, ciągle nie mogę zahaczyć się na jakaś ciepłą posadę. Całkowity marazm przezwyciężam sztuką, tworzeniem muzyki i graniem koncertów, choć i w zespole nie dzieje się najlepiej(heh...same świry...) 12.11 zagramy w Wwie, o ile nasz perkusista uczyni nam tę łaskę, że zagra(takie szantaże-nie chce, nie ma wolnego, nie ma sensu, kasy, jesteśmy ciency, wy jesteście pojebani). Odkąd 29letni prawiczek zamieszkał z 10lat młodszą dziewczyną, całkiem testosteron popieprzył mu w głowie, stał się na odwrót skąpy, niemiły, kłotliwy, wiecznie marudzący, niszczący nam zapał do grania... ..
I ta jego dziewczyna.. potrzebowała nowej chaty(ona nienawidzi się z matką-drugie dzieci, gach), to wynajęli mieszkanie. Po 3 miesiącach
Mamusia kupiła na kredyt mieszkanie dla syneczka kochanegp.. nic to nie poprawiło stosunków w zespole...
Mam wrażenie,że grał po to,żeby znaleźć dziewczynę, teraz ją ma więc marudzenie, torpedowanie prób, koncertów!!!
Żeby to jeszcze była jakaś super osoba... Gdzie tam! - niezrównoważona emocjonalnie, ze zbyt dużymi piersiami 19-stka, po ciągach amfetaminowych i próbie samobójczej.. Jak z nią gadałem, że bez specjalisty człowiek sam sobie nie poradzi, że kiedyś byłem młody, to też dawałem radę, gdzie tam, prochy to mogę ja sobie wrzucać, przecież i tak wszyscy wiedzą....
Bo ja nie uważam w złym guście opowiadania, dbania o swoją psyche, dla mnie to taki narząd jak inne, bez wstydu. Moja matka i babcia dotknięte zostały ostracyzmem, lecz ja się nie boję.. Choć ludzie są podłe szmaty...
Rok temu, nie radząc sobiez bezrobociem, popijałem piwo zagryzając tabsami przeciwbólowymi aż dostałem ostrego zapalenia trzustki...
Teraz alkohol sporadycznie.
Idąc za radą rozpocząłem kurację Trittico CR, 5 miesięcy. Uregulował mi sen, ale w dzień nie walczyłem o siebie. W zespole panoszenie się tego zakompleksionego grajka(ta jego laska to chyba leci na chatę i utrzymanie, bardziej podobał jej się nasz inny kolega, skoro z nim spała-może mu odbija; przez to-klapki ma na oczach?????
Od miesiąca olałem Trittico, który robil ze mnie amebę i zacząłem kurację flouksetyną... Moje hasło reklamowe: "Bierzesz Prozac-jesteś kozak!"hehe
W zespole beznadziejna atmosfera. zaczynam walczyć jednak o to co w moim życiu zawsze było na 1-ym planie, daję mu ultimatum, ma zadecydować, czy poważnie chce grać, czy jeździć na rowerze(potrafił nie przyjść z tego powodu na próbę złośliwie)...
Sztuka to dla mnie i basisty sprawa ostateczna, mam nadzieję, że 2duże cyce nie przysłoniły perkusiście wspaniałości muzyki i koncertów, jakie graliśmy...
To wszystko takie skomplikowane, zawiść środowiska małomoasteczkowego, plotkowanie.. Ale ja to pi...ę..
Marzę o koncercie 12.11 Na Mińskiej w przerobionej fabryce na Pradze..
Jak się uda, zagram go specjalnie dla Was, afektywnie kolorowych !!!
Czy ktoś z was miewał, miał, lub mógłby mieć podobne problemy, Serdecznie proszę o wsparcie,
co ja mam robić, zeby "nie zwariować"?????
Słowa milewidziane.. To mój 1post. Od razu z grubej rury.
Peace