Miałam ten problem lat temu 22 w szkole, w liceum, potem na studiach. Jednak chodziłam cały czas do szkoły. W szkole wiedzieli, ze mam problem, mogłam wychodzić z klasy w czaie lekcji, szłam do pielęgniarki, ta dawała mi jakieś ziółka i potem było lepiej. Sama świadomość, ze mogę wyjść była pomocna i coraz rzadziej wychodziłam. Miałam też przyjaciółki, które potrafiły powtarzać mi 100 razy dziennie: NIC CI NIE GROZI. I miały rację!! Na studiach problem się powtórzył ale trwał tylko rok. Pojechałam w góry z tatą. Wspinając się na szczyt wzywałam w myślach nerwicę i powtarzałam jej, ze się jej nie boję i udało się. Weszłam na szczyt, a lęki opuściły mnie. Od tamtej pory udaje mi się powstrzymać nerwicę na pewnym poziomie. Uwierz: jestesmy od niej silniejsi! Tylko nie możemy jej się bać, nie mozemy poddawać, nie mozemy jej do siebie dopuszczać. Dobrze jest znaleźć sobie jakąs pasję (np. hodowlę kaktusów). Gdy przychodzi lęk wyobrażać sobie coś co odwróci naszą uwagę od nerwicy. Stosowałam kiedyś "ogadywanie koleżanek w myślach". Tak jakby emocje skierowywały się w inną stronę. Stosowałam masę różżnych sposobów.
W każdym razie: nie lękaj się, nic Ci nie grozi. TO NAPRAWDĘ MIJA. Tzn. nerwcę się ma i już ale można nauczyć się ją pokonywać. Prędzej czy później znajdziesz sposób. W SOBIE, a nie w lekach, w psychologach. TY jesteś swoim najlepszym przyjacielem. Naprawdę. Też kiedyś nie mogłam wychodzić z domu, ale musiałam, rodzice nie pozwolili mi na załamanie. Dzięki temu skończyłam szkołe, studia, pracuję, załątwiam sprawy. A jak mi robi się źle zaczynam sprzatać, albo śpiewać, albo podlewam kwiaty albo oglądam komedie.
Pozdrawiam i zyczę powodzenia