Witam wszystkich,
z różnego typu zaburzeniami nerwicowymi borykam się od dzieciństwa. Obecnie mam 25 lat i przeżywam kolejny już w życiu kryzys.
Wkrótce wybieram się na psychoterapię po raz drugi.
Teraz dokuczają mi obsesje hipochondryczne, nie opuszczają mnie myśli o chorobach, cały czas jestem przekonana, że wkrótce umrę. Mam ataki lęku połączone z bólami w klatce piersiowej, zawrotami głowy, kołataniem serca i dusznościami - jestem przekonana, że umieram (najczęściej w nocy). O chorobach i śmierci myślę nieustannie, jestem apatyczna, senna, moje życie jest w rozsypce, nie mogę się do niczego zmobilizować.
Myśli o moim zdrowiu są najczęstsze, ale w innych okresach bywają i takie o chorobach i śmierci bliskich, albo zupełnie z innej beczki - o kłopotach na studiach, kłopotach w sprawach urzędowych. Pojawia się poczucie winy z powodu mojego "pasożytowania" na bliskich (nie pracuję), a także napady lęku dotyczące zdrowia mojego psa (co kilka dni biegam z nim do weterynarza). Tyle obsesje.
Kompulsje są mniej dokuczliwe, ale na pewno należy do nich mycie rąk, rzadziej układanie/przekładanie/poprawianie różnych przedmiotów, wykonywanie różnych czynności w odpowiedniej kolejności, oglądanie swojego ciała w poszukiwaniu objawów chorobowych i mierzenie temperatury.
Teraz mam okres lękowo-nerwicowy, często też miewam stany depresyjne, w których nie denerwuję się - czuję wewnętrzną pustkę i "ból istnienia".
Często mam myśli samobójcze, ale nie jestem w stanie się zabić, bo nie chcę być przyczyną cierpienia moich bliskich.
Większość życia udaję, że wszystko jest w porządku, żeby nikogo nie martwić.
Wszystkie próby powiedzenia o tym co, czuję kończyły się klęską - brakiem zrozumienia i radą bym "wzięła się w garść".