Będąc na forum nowy przedstawię w skrócie moja historie. Zaczelo sie okolo 3 lata temu. Poprostu z niczego . Normalny czlowiek zero problemow.(teraz wiem ze tamte problemy byly niczym) Szkola praca itp. Faktycznie czlowiek byl pochloniety tym wszystkim i zestresowany ale to w dzisiejszym swiecie normalka. Az tu nagle pewnego pieknego dnia ogarnela mnie cholerna mysl zeby ze soba skonczyc.(koniecznie przez powieszenie) jakby malo bylo innych sposobow. Jako czlowiek kochajacy zycie oczywiscie zaczalem walke. Tj. zdjęcie drazka do cwiczen z futryny zeby nie kusilo. Jednak cos w mojej glowie caly czas siedzialo czasami juz mialem tak serdecznie dosyc tego wszystkiego ale za nic nie posunalbym sie do ostatecznosci to trzeba sobie jasno powiedzieć. 1 walki dzień w dzień i jakbym uśpil to wszystko chociaz juz zylem z pietnem. powoli zaczelo sie normowac. Nagle poznalem moja obecna narzeczona juz niedlugo zone:)) osobe ktora kocham ponad wszystko z wzajemnoscia ktora pomaga mi z tym walczyć ale od poczatku. Poznalem wszystko fajnie zaczelo wracac do normalnoscie zaczelo sie robic nagle pieknie i zonk!! wracajac od narzeczonej w nocy przez puste ulice miasta dopada mnie nowa mysl. Nie kocham jej! JA kocham oczywiście że tak ale moje natręctwo chyba nie zupelnie. Co za cholerne natrectwo . Po raz kolejny postanowilem sie nie poddawac. No i tu zaczęly się schody. Objawy zaczalem odczuwac fizycznie. Diabelne bole glowy poprostu 3 tygodniowe 1 dzien przerwy i dalej . Uwieżcie że pobudka i zasypianie z bolem glowy nie należy do najlepszych doznań. Przeprowadzilem rozmowe z narzeczona i postanowilismy razem z tym wszystkim walczyc. Opowiedzialem o wszystkich. (w miedzy czasie krotki epizod moje natrectwo postanowilo zostać ksiedzem na tyle mocno ze nie moglem wystac w kosciele ale moje natrectwo jednak stwierdzilo ze niekochanie to lepsza forma wyrazy i zmienilo kierunek ale to tak na marginesie) Postanowilismy na poczatek sprobowac mniej inwazyjnanych metod tj. psychoterapia pewnie trafilem na nieodpowiedniego czlowieka zdecydowanie mi sie nie podobalo i jakos zniechecilo. Postanowilem psychiatra stwierdzil ze nerwica ale nie natrectw nie wiem czy slusznie czy nie ale Seroxat dostalem. Pierwsze 2 tygodnie tragedia mozna sie wykończyć ale poźniej zdecydowana poprawa. teraz skracam historie..... Obecnie schodze lekow czuje sie zdecydowanie lepiej niz wczesniej to nie znaczy ze jest idealnie . Miewam jeszcze natrectwa ale nie z taka czestotliwoscia staram sie nie skupiac na nich tlumaczyć sobie i nie dac sie !!! bo ja sie nie poddam , nie dam sobie zmarnować życia przez takie gowno(sorki za wyrażenie) Uwierzcie że cieżko być z kimś kogo się kocha calym sercem a z drugiej strony ma natrectwa ze sie nie kocha. Dziwna ta nasza przypadlosc ale trzeba z nia zyc. Czlowiek ktorego to coś nie dotknelo nie jest w stanie zrozumiec o co chodzi. Napiszcie co o tym wszystkim myślicie. Jakie macie pomysly na NASZA WSPOLNA WALKE pozdrawiam