Kn24 jak ja Cię rozumiem. Też mam małe dziecko i też bardzo chcę dla niego żyć, a panicznie boję się, że go nie wychowam. Tylko, że mnie zeżre rak. Na nerwice choruję od siedmiu lat. Wcześniej jakoś dawałam radę, ale odkąd urodził się mój synek - obecnie ma 14 m-cy nerwica nie daje mi spokoju. W ciąży było ok, wróciła ta małpa po 4 m-cach od porodu w postaci potężnych kołatań serca. Dwa razy holter i jakoś jest lepiej co nie znaczy dobrze. Ale to co się ze mną dzieje od dwóch miesięcy to koszmar istny. Zaczęło się niewinnie - mojemu dziecku w czasie infekcji powiększyły się węzły chłonne na główce. No i ja od razu zaczęłam się u niego doszukiwać białaczki, macać mu te węzły na całym ciele. Po infekcji węzły zmalały, ale nerwica nie odpuściła. Zaczęłam macać u siebie, czy czasem ja nie mam powiększonych. No i wymacałam sobie różne gulki zwłaszcza przeraziła mnie jedna gulka pod pachą bo ja mam odczucie, że umrę na raka piersi bo mam mastopatię a boję się chodzić na USG, że mi coś znajdą. Najśmieszniejsze jest to, że wcześniej wyczułam sobie jednego guzka w zupełnie innej części pachy i strasznie się nim przejmowałam, a teraz wyczułam drugiego gdzie indziej po tą samą pachą i jestem przerażona tym a tamtego już nawet znaleźć nie mogę tak się skupiłam na tym. Jak to piszę to samej wydaje mi się to smieszne, ale lęki temu towarzyszące wcale smieszne nie są. Tragedia, już widzę się umierającą, a przecież mam synka dla którego muszę żyć. Ja tylko nie mam siły iść do lekarza bo boję się, że moja diagnoza się potwierdzi i boję się leczenia raka i boję się śmierci i jeszcze wielu innych rzeczy się boję.
Pozdrawiam serdecznie.