Skocz do zawartości
Nerwica.com

oko_84

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia oko_84

  1. Ja dużo wiem o wykształceniu. Niestety obecnie bez matury i szkoły średniej jest ciężko. Chyba rodzice się uczieszą, że nadal będziesz się uczyć, bo to przecież inwestycja na przyszłość. Wybierz np. technikum. Tam zdobędziesz praktyczne umiejętności. A tak poza tym, często da się pogodzić szkołę z pracą np. na pół etatu. Nie motywuje Cię kasa? Ja też tak nieraz miałem, że szukałem roboty swoich marzeń, ale takich rzeczy nie ma. Zawsze coś mi się nie podobało. Ale żadna praca nie hańbi a co najwyżej nic nie robienie. Walcz o swój rozwój, ale przede wszystkim myśl o swoim rozwoju a nie oczekiwaniom rodziców (którzy już się rozwinęli).
  2. Uważnie przeczytałem każdą Twoją wypowiedź. Mam zupełnie inny problem niż Ty, nie boję się ludzi a co najwyżej swojej głupoty. Poczułeś całkowitą rezygnację i przez to nieco się uspokoiłeś godząc się z tym, jaki teraz jesteś. Szukasz nadal ukojenia i sam w głowie układasz sobie wszystko, tak aby zachować w miarę jakąś równowagę. Chcesz jakoś przetrwać ten czas, ale nie chcesz popełnić samobójstwa, bo boisz się sadystycznego Boga. I właśnie widzę, że kiedyś byłeś głębokim katolikiem. Ja nim nie jestem od dawna, gdy przeżyłem krzywdę innej bliskiej mi osoby. W głowie pojawiło się we mnie wiele logicznych rozwiązań i analiza całego życia świadcząca, że Boga nie ma, a nawet gdyby istniał, nie byłbym w stanie wogóle go poznać (bo jestem przecież głupszy od niego). Sam mam wiele psychicznych problemów, ale znajduję na to radę. Szukam ciągle jakiś przyjemności, ale racjonalnie rozpoznaję, które w przyszłości mogą przynieść szkody (np. nadużywanie alkoholu nie jest dobre!). Ogólnie sens życia odnajduję w samym fakcie jego istnienia!. Od tej myśli trzeba zacząć. Trzeba się cieszyć każdą rzeczą, patrzeniem w zachód słońca, muzyką, dobrym filmem czy książką. Mamy tak wiele, a tak żadko to zauważamy. Ja się boję wykonywać wiele rzeczy i wtedy myślę o tym, jak wiele będę mieć, gdy jednak coś zdobędę. Niejako poświęcam się i znoszę jakoś swój lęk, bo wiem, że nagroda czeka za moje przełamywanie się. I jeszcze jedno, proponuję, aby tacy ludzie jak my, załamani i lękliwi spotkali się kiedyś, odnaleźli siebie. Gdy się spotka osobę o podobnych problemach, znajduje się przyjaciela. Warto żyć chociaż dla jednej wspaniałej chwili. Skąd wiesz, co będzie kiedyś? Nie wierzę żadnemu prorokowi, gdyż przyszłość jest zupełnie nieznana, która nieraz szkokuje pozytywnie. Dlatego racjonalny umysł podpowiada, że jakaś nadzieja zawsze powinna istnieć. Może nie musi być wielka, ale skoro przyszłość jest nieznana, to wszystko jest możliwe. I to jest motywacją do życia. Trzymaj się do cholery i nie rezygnuj. Nie walcz na siłę, ale chociaż coś kombinuj ze sobą. Powolutku. Nawet mały sukcesik i jakiś lepszy dzień jest wart poświęceń. Odnośnie lekarzy, to nieraz wielkie skurczybyki, które tylko wykonują swój zawód, aby otrzymać zapłatę. Moja dziewczyna nieraz spotkała takich psychologów, którzy zniszczyli jednym zdaniem miesiące terapii. To ludzie, którzy często myślą o sobie. ALE NIE WSZYSCY TACY SĄ. Trzeba trafić na lekarza, który służy ludziom a tacy istnieją. Idź do kogoś innego, szukaj lekarzy, może nie na siłę i nie na szybko, ale w wolnych chwilach próbuj. Rozmawiaj z ludźmi. A odnośnie księży i egzorcystów... Gdy złamiesz nogę, modlisz się o dobre zrośnięcie kości, czy wkładasz nogę do gipsu? Jakie rozwiązanie jest lepsze? Stosowanie obu jednocześnie nie zaszkodzi, ale same modlitwy bez usztywaniania nogi i nastawienia kości nie podziałają. Zastanów się nad tym. Ufaj nauce na nie ludziom. Uświadom sobie, czym jest psychologia i jak działa nasz mózg. Twój i mój nie działa poprawnie i to jest właśnie problem.
  3. Najlepsze jest to, że zawsze we mnie jest jakiś głębszy rozsądek który sam mi podpowiada, że bojąc się pewnych rzeczy jestem wręcz źałosny. Z każdym rokiem życia jestem coraz większym racjonalistą prawie jak serialowy dr House (ale nie jestem taki cyniczny jak House i w przeciwieństwie do niego, myślę zawsze o tym, aby innym było dobrze). Ten wewnętrzny racjonalizm sprawia, że jakby sam jestem dla siebie terapeutą. Ale nie łudzę się, że sam się ze wszystkim poradzę. Nie lubię oszukiwać samego siebie a lubię spoglądać prawdzie w oczy, nawet jeśli jest ona bolesna. Wszystko to dla mnie psychologia i natura człowieka. Każdy jest inny. Są ludzie źli dla innych, odważni, obojętni a także strachliwi jak ja. Najważniejsze jest chyba, aby żyć tak, aby ze swojego życia być zadowolonym i nie odbierać przy okazji szczęścia innym. Do tego chyba trzeba dążyć. Aby być szczęśliwym i robić to co chcę, muszę zwalczyć więc swoje lęki bo tylko one mi przeszkadzają. Nie ma innego wyjścia.
  4. Witam wszystkich. Przedstawię mój problem w skrócie, chociaż długość tekstu niejednych zniechęci do czytania. Od dzieciństwa miałem małą nerwicę natręctw polegającą na wyrywaniu sobie włosów z czubka głowy. Obecnie robię to znowu, chociaż coraz bardziej zaczynam nad tym panować (silna wola). Od dzieciństwa też zawsze czułem lęk i obawy związane z jakimiś nowymi doświadczeniami życiowymi. Kiedyś lękiem był dla mnie pierwszy dzień w szkole czy jakiś ważny sprawdzian od którego zależy moja ocena. Kiedyś mogłem z tym żyć. Teraz jednak mam 25 lat i czas zacząć samodzielne życie. Mam tytuł inżyniera i teraz robię magisterkę, chociaż coraz niechętniej (tracę z każdym rokiem zapał do nauki ale to chyba przez to, że uczelnia zajmuje mi tylko czas a niczego dobrze nie uczy). Mało w życiu pracowałem (zazwyczaj tylko dorywczo). Boję się po prostu wyzwań i poczucia odpowiedzialności. Boję się także skreślenia mnie z listy studentów, bo moi rodzice zapłacili czesne. Nie chcę ich zawieść. Podam dwa przykłady, aby zobrazować moje stany lękowe. Otóż gdy mam iść na rozmowę kwalifikacyjną, martwię się, jak wypadnę i co to będzie. Myślę już o pracy i o tym, czy dam sobie radę. Gdy już rozmowa się odbywa, stres pomału mija i często siebie samego zaskakuję, że tak dobrze wypadłem! Drugi przykład. Dopiero w wieku 25 lat poszedłem na prawo jazdy. Miałem stan lękowy nawet podczas pierwszej lekcji teoetycznej (a kolejne lekcje były już dla mnie przyjemnością). Myślałem, że tylko raz się będę stresować przed pierwszą jazdą. Niestety każde wsiadanie do eLki jest dla mnie bardzo stresujące. Gdy już jeżdzę, skupiam się na drodze i prawie się nie stresuję. Nie boję się samochodów, prędkości czy czegoś tam. Martwię się, że znowu coś zrobię źle, albo że nigdy się nie nauczę dobrze jeździć. Cieszę się, gdy jazda się kończy. Na dodatek jestem dumny ze swoich osiągnięć. Same więc sprzeczności we mnie. Boję się czegoś nowego, ale chcę mieć wiedzę i dobrą pracę. Boję się jednak zaczynać i pokonywać trudności. Jestem też po prostu tchórzem i brak mi odwagi wobec wielu spraw. Boję się, że się nie sprawdzę, bo chciałbym wszystko robić dobrze i przed wszystkimi wypadać jak najlepiej. Wygląda to chyba tak, że chcę unikać rzeczy, które wywołują we mnie stres i wysiłek intelektualny. Chcę iść w życiu po najmniejszej linii oporu, ale taka droga życiowa sprawia, że staję się nieszczęśliwy. Stan się pogorszył, gdy moja dziewczyna zmieniła mocno swój światopogląd i chce np. zachować czystość seksualną aż do ślubu. Ogólnie zawsze byłem nieśmiały wobec kobiet i nie umiem ich podrywać (bo się martwię, jak wypadnę przed nimi). W życiu dwa razy byłem zakochany. Już dawno nie kocham osoby, z którą jestem, ale lubię ją bardzo i nie potrafię jej skrzywdzić. Zraniłbym nie tylko ją, ale i rodzinę. Nie potrafię więc być asertywny i dbać o swoje potrzeby. Dodatkowo zawsze mam duży popęd seksualny, a seks z kobietą, z którą jestem, dodawał mi radości i dowartościowywał. Przez to i byłem bardziej odważny. Teraz czuję się także znerwicowany przez to, że nie mogę spełnić swoich marzeń seksualnych (które są bardzo ciekawe). Wiem też, że ja, taki płochliwy wobec kobiet, nie założę szybko nowego szczęśliwego związku. Marzę o tym, aby poznać kobietę z problemami podobnymi do moich. Nie ujawniam się. Lubię od zawsze imprezować, mam oryginalne poczucie humoru, ale z dziewczyną tworzę toksyczny związek i czuję, że poświęcam się dla niej. Normalnie rozmawiam z ludźmi, także z kobietami, jeśli to koleżanki. Nawet czuję się atrakcyjny i lubię uprawiać sport, ale moja dziewczyna tego nie lubi (co mnie wkurza cholernie, bo cały dzień by siedziała przed telewizorem, jadła i opala się na plaży). Czuję też, że jestem inteligenty, chociaż wiem, że marnuję swoje możliwości i wykorzystuję je tylko w kilku procentach. Poza tym ludzie mówią, że jestem zazwyczaj spokojny nawet w nerwowych sytuacjach i zachowuję racjonalizm. Mój problem to tylko ten lęk i obawy związane z czymś nowym. Mogę się leczyć, ale nienawidzę chodzić do lekarzy. Gdy idę np. po antybiotyki na anginę, także czuję obawy w drodze do przychodni. Kiedyś po leczeniu anginy lekarz zlecił mi badanie EKG serca i wyszło, że mam małą arytmię (pewnie przez nerwicę). Ale lęk objawia się przede wszystkim ostrymi biegunkami (za wczasu wiem, że mam wziąść coś na biegunkę, gdy czeka mnie jakiś ważny egzamin) i zwiększoną potliwością. W takich stanach mogę funkcjonować normalnie, ale mnie to męczy. Gdy wyobrażam sobie wizytę u psychologa, martwię się tym, jak wszystko wyjaśnić i ubrać w słowa. W jednej sekundzie chciałbym przedstawić wszystkie problemy, dlatego wiem, że tylko pisząc, wszystko potrafię zobrazować. Chociaż bez osobistego kontaktu z osobą, nie można mieć pojęcia, z kim ma się doczynienia. Czy są osoby tutaj, które mają problemy podobne do moich? Jak nazwać moje stany lękowe? Ciężko mi znaleźć jakiś termin, który dotyczy mojej nerwicy. Fajnie by było po prostu porozmawiać. Będę na te forum zaglądać średnio co drugi dzień. Pozdrawiam wszystkich.
×