Witam
Od kilku miesięcy zastanawiam się nad tym co się ze mną dzieje... Od początku: biorę pewne leki, które dość diametralnie zmieniaja gospodarkę całego organizmu. pewne rzeczy rosną, inne maleją i takie tam. Niestety jakiś czas temu, 2 miesiące temu leki mi się skończyły i po ich odstawieniu rozpoczęła się wielka burza w organiźmie, która zaczęła się objawiać początkowo dreszczami przy nawet niewielkich zmianach temperatury na mniejszą, a nastepnie - no właśnie - depresją. Początkowo nie za bardzo wiedziałem co się dzieje, co mi jest, w międzyczasie depresja przybrala na sile, zwłaszcza w obliczu kilku rodzinnych awantur, z ktorych jedna skończyła się moim sięgnięciem po nóż... Gdyby byl ostry... ale nie był.
Po dostawieniu leków przez jakiś czas był świętys pokój, jednak obecnie znów (pomimo właściwych proporcji dawek lekarstw), problem wraca, pojawiają się chwile zwiątpienia, niepewności, nie wiem czy lęków. Zacząłem się odgradzać od rodziny, nie czuję się tu pewnie jak kiedyś. Wcześniej - przed rozpoczeciem brania leków, nie miałem takich problemów, stany niskiego nastroju miewałem 1/kwartał ale nigdy wcześniej nie myslałem aż tak mocno o tym by się podźgać... A teraz nastrój potrafi mi się zmienić kilka razy w ciągu kilkunastu minut, praktycznie bez powodu...
Tak więc sam nie wiem - czy z moją depresją farmakologiczną de facto coś robić, czy zmieniać leki, czy nie? Czy interesować się mocniej skutkami ubocznymi leków, czy starać się to przejść jakoś bez korzystania z pomocy fachowców?