Skocz do zawartości
Nerwica.com

nervouska

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez nervouska

  1. To i ja opiszę moją historię.

    Zaczęło się 4,5 roku temu, w klasie maturalnej. Gdy skończyłam 18 lat zaczęłam korzystać z życia, chodzić na imprezy, popijać, popalać, interesować się sprawami damsko- męskimi. Właściwie to mi odbiło. Schudłam, nie wysypiałam się, wagarowałam z najlepszą koleżanką, w ogóle nie dbałam o siebie, próbowałam trawki. Raz po trawce rozwaliłam sobie głowę w łazience i wtedy chyba po raz pierwszy się bardzo przestraszyłam. Siedziałam u kumpeli w rogu łóżka i czekałam aż to minie, byłam blada, pociłam się, trzęsłam i oczywiście panicznie się bałam tego, co się ze mną dzieje. Później było w porządku. Aż jakiś miesiąc, może 2 później musiałam zaliczyć coś z j. polskiego i zarwałam noc, żeby się uczyć. Wypiłam wtedy 2 mocne kawy i byłam ledwo przytomna ze zmęczenia. Poszłam do szkoły i wtedy w czasie jednej przerwy zaczęło ze mną się coś dziać niedobrego. Dostałam silnych zawrotów głowy, skoczyło mi ciśnienie, serce zaczęło bić jak szalone, nogi jak z waty, miałam czarne mroczki przed oczami i czułam bardzo silny lęk. Pobiegłam go pielęgniarki, miałam wysokie ciśnienie i puls, poleżałam u niej jakiś czas, aż poczułam błogi spokój i wszystko się uspokoiło. Zadzwoniła po rodziców, przyjechał po mnie tata i zawiózł do domu. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba wtedy jeszcze nie byłam w przychodni. Pamiętam jak miałam po tym przez jakiś czas taką arytmię serca, biło mi nierówno, czasem przyśpieszało, czasem zwalniało. Pomimo tego, jeszcze mi się to nie utrwaliło i zapomniałam o tych niemiłych przeżyciach, ale kawy mocnej do dzisiaj nie piję ;) 2 tygodnie później zaczął się horror. Sama do tego doprowadziłam, wypaliłam chyba z 5 papierosów w ciągu godziny i znów ta sama akcja. Czułam się tragicznie, a że byłam sama w domu to w ogóle wpadłam w panikę, myślałam, że umrę. Pobiegłam do sąsiadów, tam mi zmierzyli ciśnienie, bardzo wysokie. Zawieźli mnie do przychodni, gdzie się wszystko unormowało i wróciłam do domu. Potem to już było chodzenie od lekarza do lekarza, miałam ataki paniki i myślałam, że umieram kilkanaście razy na dobę. Spałam z mamą, miałam problemy z zaśnięciem z powodu ogromnego lęku, nie mogłam sama być w domu bo dostawałam ataku. Nie pamiętam już jak ja wtedy funkcjonowałam, ale każde wyjście z domu kończyło się tragicznie. Przeszłam wszystkie możliwe badania, łącznie z usg tarczycy, Holterem. Byłam nawet w desperacji z mamą u jakichś oszołomek od medycyny niekonwencjonalnej, które tylko zdarły z nas kupę kasy :mrgreen: Z czasem to ucichło, nauczyłam się rozpoznawać co sie ze mną dzieje. Ale mimo tego do tej pory mam sytuacje, w których sobie nie radzę. W miejscach, gdzie jest dużo ludzi nie dostaję już ataku ( no może z wyjątkiem wygłaszania referatów, odpowiedzi ustnych), ale czuję bardzo silne napięcie, czasem nie do wytrzymania, muszę wtedy stamtąd uciec. Ataki towarzyszą mi już tylko w takich sytuacjach jak np. próbowanie jakiegoś nowego jedzenia, smarowanie się jakąś nową chemią, albo łykanie leków. Mam też pewne zapędy hipochondryczne :lol: Panicznie boję się dostać wstrząsu alergicznego :P Ogólnie to jest dużo lepiej niż kiedyś, ale pojawiły się pewne komplikacje. Nie mam znajomych przez to, moja fobia społeczna przez taką izolację bardzo się nasiliła, co doprowadziło do tego, że miewam czasem dość spore doły, dużo płaczę i mam stałe huśtawki emocjonalne. Właściwie cały czas towarzyszy mi napięcie emocjonalne, nie potrafię się wyciszyć, stałam się pesymistką (z czym walczę :), jestem przewrażliwiona, wchodzę w częste konflikty z rodziną, zwyczajnie świruję bez kontaktu z innymi ludźmi, mam zszargane nerwy, podskakuję jak oparzona nawet na dźwięk wibracji w telefonie. Mam teraz wakacje, więc będę się starać wypocząć, przemyśleć parę spraw i popracować nad sobą. Zapisałam się przed chwilą do poradni leczenia nerwic na 9lipca i mam nadzieję, że mi pomogą. To będzie moja druga wizyta po paru miesiącach przerwy :mrgreen:

  2. Ja niestety choruję na "perfekcjonizm". Za Chiny Ludowe nie chciałam dopuścić do tego, żeby ktokolwiek się domyślił, że mam nerwicę. Uważałam tę chorobę za dużą słabość, a nie chciałam żeby ktoś o mnie tak myślał- ona jest słaba. Myślę, że źle postępowałam, że nie przyznawałam się do tego znajomym z uczelni. Z tego powodu jestem na uboczu. Odsunęłam się, bo nie miałam żadnego wytłumaczenia ani wymówki na moje dziwne zachowanie. Kiedy dostawałam ataku przy znajomych, to zwyczajnie nic o tym nie mówiłam, musiałam wtedy być odbierana jak mruk, bo zamykałam się w sobie. Często też nie podchodziłam do mojej grupy i stałam na uboczu, wtedy objawy były słabsze. Dodam, że mam fobię społeczną i te ataki bardzo często pojawiały się wśród innych ludzi. Nerwicy dostałam niedługo przed pójściem na studia, więc teraz nie mam znajomych, nie potrafiłam tej nerwicy na tyle oswoić, żeby móc bliżej się z kimś z grupy poznać. Teraz już trochę za późno na zapoznawanie po 4 latach studiów. Mimo to wiem, że jestem lubiana. Pomimo takiego dziwnego zachowania widzę, że ludzie lubią moje towarzystwo. Zresztą od początku nerwicy minęło sporo czasu, było dużo momentów, w których potrafiłam być sobą, być swobodna. Uważam, że jestem lubiana i akceptowana, ale z własnej winy ludzi odtrącam i robie wszystko, żeby się do mnie za bardzo nie zbliżyli no i mam czego "chciałam" :P

  3. Dzisiaj jest na razie w porządku :) Spałam dość długo i bez przerw, ale jestem zmęczona, pewnie dlatego, że wczoraj za dużo sie stresowałam. Mam w planach wycieczkę rowerową, za oknem piękna pogoda, trzeba się cieszyć :smile:

    W ogóle co to za pomysły z wieszaniem Jola27? Zabraniam Ci tak w ogóle myśleć, będzie lepiej, to jest wyleczalne, jeszcze tyle Cię dobrych rzeczy w życiu spotka, tylko musisz być cierpliwa.

    człowiek nerwica Jesteś zbyt surowy dla siebie, trochę więcej wyrozumiałości i miłości co do własnej osoby :smile: Inni ludzie też mają swoje słabości, taka jest ludzka natura, że nie jesteśmy doskonali i mamy nad czym pracować. Może osiągaj na początek mniejsze sukcesy, małymi kroczkami, zaplanuj sobie coś co masz wykonać i ciesz się najmniejszym sukcesem. I nie wolno myśleć, ani pisać, że jest się beznadziejnym. To się głęboko w Tobie utrwala i potęguje potem fobię. Może zacznij myśleć o sobie dobrze, i zobaczysz jaki będzie tego efekt :smile:

  4. Czuję dokładnie to samo i tak samo!powtórze pytanie-JAK POKONAĆ STRACH PRZED ŻYCIEM???!!!

     

    Ja widzę dla siebie jakąś szansę na nie banie się życia w pracy nad sobą, nad swoimi przekonaniami i zgłębianiu wiary. Zagłębiam się obecnie w książkę "Potęga podświadomości" J. Murphy'ego. Gorąco polecam tym, którzy jej nie czytali. Podobnie jak Wy boję się życia, ludzi, ale widzę światełko w tunelu. Ćwiczę optymistyczne, pozytywne myślenie o sobie i innych i muszę przyznać, że widzę rezultaty. Podejście do innych ludzi i siebie ma ogromny wpływ na to co dzieje się w naszym życiu i na jego jakość. Pozdrawiam i życzę zdrówka :smile:

  5. Mój dzisiejszy dzień.... :smile: Wstałam przed 4 i nie wiem po jakiego grzyba. Pewnie przez egzemę, która ostatnio mi bardzo dokucza i zostałam złapana na tym, że ją drapię przez sen :? Jak dostałam nerwicy to mi ta egzema właściwie nie znika. Zaobserwowałam też, że dostaję w tych miejscach zapalenia skóry po ataku, albo kilku, właściwie to gdy bardzo mnie wyczerpią. Robiłam takie wstępne testy na alergię i nic nie wykazały. Czy to możliwe, że taki stan zapalny skóry może pojawić sie ot tak sam z siebie, z powodu nerwów? Może ma ktoś podobnie?

    Tak więc wstałam o tej 4 i zabrałam się za czytanie "Potęgi podświadomości" J. Murphego :mrgreen: I tak przemawiam do swojej podświadomości od rana i ćwiczę pozytywne myślenie, afirmuję się :P Zauważam rezultaty, potrafię się wyciszyć...ależ ta praca nad sobą jest ciężka ;)

  6. Dawno, dawno temu ataki pojawiały się u mnie bez żadnej przyczyny. Później przeszły w taką fazę, w której musiał być przy mnie ktoś bliski, przy kim czuję się bezpiecznie, wtedy czułam się w miarę. Teraz jest jeszcze lepiej bo pojawiają się tylko w określonych sytuacjach 8) Najczęściej na uczelni, najsilniejsze na ćwiczeniach, często też na wykładach oraz gdy wmówię sobie, że coś mi zaszkodzi np. że mogę dostać ataku alergicznego od farbowania włosów :lol: Teraz się śmieję z sytuacji, którą miałam ostatnio. Na pudełku od farby do włosów ostrzegają o niebezpiecznych dla życia atakach alergii w kontakcie z farbą, to się Ania naczytała i jak nałożyła farbę to dostała właśnie ataku. Wyglądają one tak - zaczynam odczuwać bardzo silny lęk, szybko i płytko oddycham, serce wali jak szalone, myślę że zemdleję, kręci mi się w głowie, cała drżę, albo bardzo się spinam, dostaję chorych rumieńców, a właściwie cała robię się czerwona, od czubka głowy po klatkę piersiową, no i jak mnie taki atak trochę zmęczy, albo jak przemówię sobie do rozumu, jestem wykończona i najchętniej poszłabym spać. Też mam silną chęć ucieczki do domu, jeśli ta panika przytrafi mi się na mieście czy uczelni, albo zmywam w panice farbę z włosów jak ostatnio i sprawdzam czy mi bije serce :P Z pewnego dystansu to śmieję się z tych sytuacji i z mojego panikowania, ale jak przyjdzie co do czego to nawet logiczne myślenie czasem nie pomaga. Właśnie logika jest moim sposobem na radzenie z sytuacją oraz pozytywne myślenie. Jeśli mam paniczne myśli, że zemdleję, to próbuję do siebie przemówić, że już było 100000 takich sytuacji, kiedy tak myślałam, a nic z tego nie wyszło. Próbuję też czymś się zająć, skupić myśli na czymś innym. Często to pomaga, ale są sytuacje, w których kompletnie sobie nie radzę- odpowiedzi ustne w grupie, wypowiadanie się publiczne.

  7. Może na początek parę słów o mnie :mrgreen: Mam 22 lata, jestem już studentką 5 roku farmacji :mrgreen: Właściwie powinnam z tym stwierdzeniem poczekać aż skończę wakacyjne praktyki, ale to już formalność. Najważniejsze, że stresująca sesja za mną. Walczę z nerwicą lękową ładnych parę lat, sama. Jednak powoli zaczynam przygotowywać się psychicznie na wizytę u lekarza. Mam bliskich, którzy przejmują się tym, co się ze mną dzieje, ale mam wrażenie, że nie potrafią mi pomóc, bo tak naprawdę to nie wiedzą co przeżywam i skąd to się wzięło, gdzie jest przyczyna. Do lęków, które towarzyszą wszystkim sytuacjom mającym związek z innymi ludźmi, dołączają się objawy typu kołatania serca, drżenia albo spięcia całego ciała, zawroty głowy i cała masa innych rzeczy, które zapewne doskonale znacie. Właśnie to jest powodem, dla którego postanowiłam do Was dołączyć, żeby porozmawiać z kimś, kto ma podobny problem, żeby nie czuć się samotna. W codziennym życiu widuję same osoby, które zdają sie doskonale radzić ze swoim życiem, uśmiechnięte, zadowolone, beztroskie. Bardzo ciężko jest dotrzeć do osób z takim problemem jak ja, bo właściwie nie wychodzą z domu jeśli naprawdę nie muszą. Staram się zachować optymizm pomimo dodatkowych "powikłań". Taka izolacja od ludzi doprowadziła do całkowitej mojej rozsypki. Nie mając kontaktu ze światem zewnętrznym staję się coraz bardziej dzika i nerwowa, wręcz agresywna w stosunku do rodziny. Nie potrafię nad tym zapanować, naprawdę niewiele potrzeba żeby mnie wytrącić z równowagi. Stałość emocji to dla mnie abstrakcja. Bez wizyty u psychologa się nie obejdzie. Nie będę się dalej rozpisywać, w końcu to miał być post powitalny :) Więc witam i mam nadzieję na ciepłe przyjęcie :)

×