Niliana
-
Postów
4 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez Niliana
-
-
Hej. Zaczynam ten wątek, bo chciałabym podzielić się z kimś tym, przez co przechodzę i poznać wasze historie. Mam 22 lata, z pozoru dobrą pracę, w październiku zaczynam ostatni rok studiów. Mimo młodego wieku udało mi się już trochę poukładać to życie. Mieszkam w "Wielkim Mieście" i z dnia na dzień staram się walczyć ze swoimi problemami, a jest ich sporo. Wiem, że mam nerwice natręctw, chociaż nie byłam nigdy u żadnego specjalisty, który mógłby to zdiagnozować. A wiem to, ponieważ mam typowe objawy dla tego zaburzenia. Do tego od dłuższego czasu mam myśli samobójcze, jakieś stany lękowe, po prostu nie radzę sobie życiem. Mam ochotę to skończyć, nie cierpieć, ale nie mogę tego zrobić bliskim i to jedyne co mnie jeszcze powstrzymuje. Mam momenty, że chce mi się żyć czuję się szczęśliwa, odczuwam przyjemność, ale to jest tak krótkie i ulotne... Czuję się jakbym cały czas próbowała złapać szczęście, a ono byłoby wciąż o krok przede mną, na wyciągnięcie ręki. Trochę jak lizanie loda przez szybę. Budzę się rano i nie chcę wstać, nie chcę znowu jechać do pracy, nie mam siły... Czuję straszny ból i niechęć każdego dnia. W pracy i wśród znajomych uchodzę za osobę zabawną, śmieszną, uśmiechniętą, ale prawda jest zupełnie inna. Ta dziewczyna, która potrafi śmiać się przez cały dzień wraca do domu i płacze z bezsilności. Wraca do swojego prywatnego koszmaru... Od jakiegoś czasu myślę o zamknięciu się w szpitalu psychiatrycznym, ale wiem, że nigdy się na to nie odważę, bo co powiedzą inni? Dostanę łatkę wariatki i zawiodę bliskich. Zresztą nie mam nawet na tyle odwagi, żeby pójść do psychologa, powiedzieć komuś prosto w twarz jakie mam problemy, bo wiem, że je mam, ale nie umiem, nie potrafię, nie mogę. Spokój przynosi mi tylko sen, bo tam w końcu mój umysł nie biegnie jak szalony i nie myślę o tym wszystkim. Chociaż i tak nie zawsze, bo często miewam koszmary i budzę się bardziej zmęczona niż zanim się położyłam. I tak utknęłam w tym koszmarze bez pomocy i wsparcia. Próbuję jakoś żyć, ale to nie jest życie, tego nie można nazwać życiem. To udawanie, trwanie w kłamstwach, pozornych uśmiechach i pięknych słowach. Jestem tak poplątana, że nawet nie jesteście sobie tego w stanie wyobrazić. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet jeśli spróbuję komuś powiedzieć co czuję, przez co przechodzę to on i tak tego nie zrozumie, bo najzwyczajniej w świecie nie da się tego zrozumieć, jeśli samemu się przez to nie przeszło. Przechodzę przez piekło sama i nie wiem czy uda mi się z niego wyjść.
Na koniec jeszcze podam kilka przykładów moich natręctw. Dosłownie kilka, bo jest ich więcej, a nawet jak już uda mi się z jakiegoś wyjść, to za chwilę są zastępowane przez coś nowego i tak w kółko, bez końca.
1. Dotykanie różnych przedmiotów określoną ilość razy (zazwyczaj 16 razy).
2. Sprawdzanie po 4 razy czy drzwi są zamknięte.
3. Czytanie od tyłu np. jak czytam książkę i się gdzieś pomylę, przeczytam jakieś słowo inaczej to wtedy czytam to zdanie od momentu, w którym się pomyliłam wstecz aż do nowego zdania lub nowego akapitu. W ten sposób potrafię się cofnąć nawet o pół strony... Nie zdajecie sobie sprawy jakie to frustrujące.
4. Pisząc jakieś zdanie na komputerze lub telefonie w momencie gdy się pomylę, kasuję całe zdanie i zaczynam je pisać od początku i tak czasami tracę bardzo dużo czasu.
5. Mówienie w myślach określonych słów i imion od tyłu. Bez powodu, po prostu zachcianka mojego umysłu.
6. Kręcenie się wokół własnej osi tzn. jeżeli odwrócę się o 180 stopni, to potem muszę przekręcić się znowu o te 180 stopni, tak aby "wrócić" w to samo miejsce i w żadnym wypadku nie zrobić obrotu o 360 stopni.
7. Kupowanie pewnych produktów w parzystych ilościach np. dwie czekolady, dwa napoje, cztery owoce, dwa serki itd. Gorzej jak są jakieś promocje wtedy ilości wzrastają nawet dwukrotnie.
-
Jak czytam Twoją wypowiedź, to widzę siebie... Mam 22 lata, dobrą pracę, studiuję, mogę spełniać swoje zachcianki i rozwijać się. Mam dobre podłoże do bycia szczęśliwą, a jednak do końca tak nie jest. W pracy się śmieję, jestem uśmiechnięta i nikt by nie powiedział, że gdy wracam do domu to płaczę z bezsilności. Ciągle sobie powtarzam, że kiedyś będzie lepiej, ale sama nie bardzo w to wierzę. Budzę się rano i myślę, że znowu to samo, nie mam siły zwlec się z łóżka, a jednak to robię i jadę do pracy. Przez 8 godzin udaję, że wszystko jest w porządku, rozśmieszam kolegów do łez, a potem wracam do mojego prywatnego koszmaru. Mam myśli samobójcze, ale brakuje mi siły, żeby je zrealizować. Myślę wtedy o bliskich i dalej się męczę. Ostatnio myślałam, żeby nawet zamknąć się w szpitalu psychiatrycznym, może to by mi w końcu pomogło z nerwicą natręctw i lękami, ale jaki to byłby dla mnie wstyd, gdyby znajomi się dowiedzieli... Sama w gruncie rzeczy wiem, że przecież to nie jest powód do wstydu, ale nie mam nawet odwagi pójść do psychologa, a co dopiero zamknąć się w szpitalu. I tak kręcę się w kółko od kilku lat. I powiem Ci szczerze, że nie mam siły. Czuję ulgę jedynie, gdy śpię, bo wtedy mogę nie myśleć, nie bać się... To nie jest życie, to jego marna imitacja złożona z kłamstw i uśmiechu na pozór.
A najgorsze jest to, że nawet jeśli już ktoś wie co przechodzisz to i tak tego nie rozumie, bo jak można to zrozumieć nie przechodząc przez to piekło?
-
No to może i ja opiszę kilka swoich rytuałów.
1. Dotykanie różnych przedmiotów określoną ilość razy (zazwyczaj 16 razy).
2. Sprawdzanie po 4 razy czy drzwi są zamknięte.
3. Czytanie od tyłu np. jak czytam książkę i się gdzieś pomylę, przeczytam jakieś słowo inaczej to wtedy czytam to zdanie od momentu, w którym się pomyliłam wstecz aż do nowego zdania lub nowego akapitu. W ten sposób potrafię się cofnąć nawet o pół strony... Nie zdajecie sobie sprawy jakie to frustrujące.
4. Pisząc jakieś zdanie na komputerze lub telefonie w momencie gdy się pomylę, kasuję całe zdanie i zaczynam je pisać od początku i tak czasami tracę bardzo dużo czasu.
5. Mówienie w myślach określonych słów i imion od tyłu. Bez powodu, po prostu zachcianka mojego umysłu.
6. Kręcenie się wokół własnej osi tzn. jeżeli odwrócę się o 180 stopni, to potem muszę przekręcić się znowu o te 180 stopni, tak aby "wrócić" w to samo miejsce i w żadnym wypadku nie zrobić obrotu o 360 stopni.
7. Kupowanie pewnych produktów w parzystych ilościach np. dwie czekolady, dwa napoje, cztery owoce, dwa serki itd. Gorzej jak są jakieś promocje wtedy ilości wzrastają nawet dwukrotnie.
I mogłabym tak jeszcze wymieniać, ale późno już, więc resztę zostawię na inny wieczór. Szczerze powiedziawszy, boję się czytać ten wątek, bo myślę, że mogą mi się udzielić niektóre wasze przyzwyczajenia, ale w tym przypadku ciekawość jest silniejsza.
Pozornie szczęśliwa - nerwica natręctw, myśli samobójcze
w Nerwica natręctw
Opublikowano
Ja kiedyś czytałam dużo więcej. Teraz przez te cofanie nie czytam prawie wcale, bo to nie ma sensu i tracę mnóstwo czasu.
Z tym stąpaniem też tak mam. Unikam pęknięć, a jak już jakaś noga na tym stanie, to druga też musi. I z drapaniem również tak samo.
Zapomniałam jeszcze dodać o zmywaniu talerzy... Coś co można pozmywać w 30 minut, ja szoruję 1.5h. Koszmar po prostu. Każdy myję po kilka razy, potem talerz musi być idealnie opłukany z piany, a później ręce muszą być opłukane, a później płuczę jeszcze raz talerz, bo z rąk przecież mogło się coś znowu przenieść na talerze. A jak przypadkiem dotknę umytym talerzem do jakiejś ścianki zlewu lub np. do kranu to zaczynam go myć od początku, bo w głowie już mam obraz, że przez tę sekundę, w której dotknęłam talerzem zlewu weszły na niego jakieś bakterie i znowu jest brudny. Szału można dostać! Dlatego nienawidzę zmywać talerzy.
Dzięki za miłe przyjęcie! Już po tym jak w końcu napisałam co mi jest czuję się lepiej. W końcu powiedziałam to "na głos".