
lunax
Użytkownik-
Postów
7 -
Dołączył
Treść opublikowana przez lunax
-
Witam, już raz pisałam na tym forum, piszę znów, tym razem z innym problem. Mam 20 lat. Nie wiem co się ze mną dzieję. Mam lęki. Problem z relacjami z ludźmi. I problem ze sobą. Od kilku lat. Od pewnego czasu bardziej obserwuję siebie, spisuję pewne rzeczy, odczucia, zachowania. Nastrój potrafi mi się zmienić nawet kilka razy dziennie. Chyba najprościej będzie mi to podzielić: Stan nr 1 – nazywam go sobie „małą depresją”. Przygnębienie. Zazwyczaj odczuwam wtedy smutek, choć bardzo często przeważa poczucie bezsensowności, pustki, obojętności do wszystkiego. Zdarzają się napady płaczu, który przeważnie powstrzymuje. Nie potrafię się cieszyć i odczuwać przyjemności nawet jak wydarzy się coś pozytywnego (lub jest to tylko chwilowa, płytka(?), radość). Nie chce mi się , czuję niechęć i znudzenie. Czasem podirytowanie, rozdrażnienie. W głowie mam bałagan, wszystko mi się miesza, nie umiem pozbierać myśli. Przerażam sama siebie. Nie potrafię określać tego jak się czuję. Nie umiem nazwać emocji. Czuję rozdarcie, sama nie wiem czego chcę. Mam trudności w podejmowaniu decyzji. Nasilają się moje lęki. Stan nr 2 – stan „normalności” Jest w porządku, znacznie mniej negatywnych myśli, skupianie się raczej na pozytywach. Potrafię się zaśmiać czy ucieszyć, bez „zmuszania się” do tego. Jest chęć do działania i do zmian, czuję, że wszystko w moich rękach. Jest motywacja, są plany (których później w większości nie realizuję, bo wpadam w stan nr 1). Myśli mnie tak nie męczą, lęki się uspakajają, jest w miarę normalnie. Wtedy wydaje mi się, że moje problemy są wymyślone i są bez sensu, i to jak się czuję zależy tylko ode mnie. Stan nr 3 – coś pomiędzy (tak czuję się podczas pisania tego posta). Dodam, że mam za sobą dwie wizyty u psychoterapeuty. Wiem, że to dopiero początek i nie mogę spodziewać się nie wiadomo czego, jednak wydaje mi się, że nie potrafię nawet do końca nazwać swojego problemu, nie wiem o czym mam mówić, mam wrażenie, że jest tego wszystkiego dużo i że to wszystko jest strasznie chaotyczne. Nadal wielu rzeczy nie rozumiem, nie umiem opisać, nazwać. Przeraża mnie to, co dzieje się w mojej głowie. Przeraża mnie moja zmienność, niestabilność, moje pustki, emocje, to, że często nie wiem nic, nie wiem co czuję. To, że rzadko potrafię odczuwać szczerą radość. Do tego wszystkiego lęki. Obojętność na wiele rzeczy i poczucie bezsensowności. Problem z relacjami ( wydaje mi się, że na nikim mi nie zależy. Mam wrażenie, że nie potrafię doceniać jedynej osoby która jest przy mnie, często ją odrzucam, mam mieszane uczucia. Nie potrafię utrzymać głębszej relacji, choć chciałabym. Kontaktów z innymi ludźmi raczej unikam, choć z drugiej strony nie wiem, czy chcę być całkiem sama przez całe życie ) Czy ktoś tutaj może mi cokolwiek poradzić? Czuję się jakaś nienormalna. Nawet jak teraz tutaj piszę, wydaje mi się to wszystko głupie i bez sensu. Nie wiem już co mam robić, nie radzę sobie.
-
Dziękuję :)
-
Ricah, zgadzam się co do tego egzaminu gimnazjalnego, ale jednak jakoś to na mnie wpłynęło. Co do tego, że biorę na poważnie większość rzeczy, też muszę się zgodzić. Nad studiami myślę. Spróbuję patrzeć na maturę trochę inaczej, może uda mi się zluzować. Wczoraj trochę nad sobą myślałam i doszłam do pewnych wniosków. Zdecydowanie za dużo się przejmuję, a za mało poświęcam czasu na milsze rzeczy, co się później odbija. Czytałam nawet w jakimś artykule, że stres nie rozładowany, jest kumulowany w organizmie, co ma przykre skutki. Niby logiczne, ale nigdy się nad tym aż tak nie zastanawiałam. Co do zmiany mojej osobowości. W gimnazjum wylądowałam w klasie, w której prawie nikogo nie znałam. Przyjaźniłam się za to z dziewczyną z innej klasy i z nią spędzałam naprawdę sporo czasu. Oprócz tego, we dwójkę dołączałyśmy się też do innych znajomych. Z czasem niestety się posypało, ona miała dużo zajęć pozalekcyjnych, a ja siedziałam w domu, bo z nikim innym nie miałam tak dobrych kontaktów. Od tego przesiadywania w domu chyba zaczęły się moje zmiany. W ostatniej klasie zaczęłam spotykać się z chłopakiem, był to okres kiedy miałam pewne problemy, o których nie chcę tutaj pisać. Wtedy odnosiłam wrażenie, że tylko on jako jedyny mnie rozumie i potrafi wesprzeć, dlatego też tylko z nim chciałam spędzać czas. Innych unikałam. Z chłopakiem rozstałam się za kilka miesięcy (ciągnęłam ten "związek" długo, bo bałam się samotności) i zostałam całkiem sama. Po wakacjach zmiana szkoły, obcy ludzie, nie potrafiłam z nikim nawiązać jakichś głębszych relacji. Brakowało mi towarzystwa, tylko szkoła-dom, szkoła-dom. Chciałam zrobić to czy tamto, ale największą przeszkodą było to, że nie mam z kim. I w końcu (jakieś 2(?) lata temu) naszedł moment, że się przełamałam, zaczęłam wychodzić i robić różne rzeczy sama. Od tego czasu dobrze mi we własnym towarzystwie, nadal potrzebuję towarzystwa innych, ale w mniejszym stopniu. Czasem miewam chwile, że czuję się bardziej samotna. Jednak ciągle mam duży problem z nawiązywaniem głębszych relacji. Pogadać z kimś - ok, ale przyjaźń, związek.. nie potrafię. Zastanawiam się czy wszystko ze mną w porządku i czy w tej sprawie również nie potrzebuję pomocy. Do psychologa szkolnego nie jestem przekonana. Mam pytanie, jeśli wybrałabym się po skierowanie do rodzinnego, lekarz wypytuje o co chodzi i trzeba podać konkretny powód, czy od tak może skierować do psychologa na prośbę pacjenta? Drink mnie chyba trochę przeraża, ale z mniejszą dawką spróbuję i zobaczę jak na mnie działa :) Ataraxa, jeśli mogłabyś, to podeślij, proszę. Może akurat pomoże. Co do książki, to szkoda, że wcześniej się z nią nie spotkałam. W tym miesiącu czeka mnie jeszcze dużo nauki i innych obowiązków, nie wiem czy nadążę z tym wszystkim, bo domyślam się, że nie wystarczy ją przeczytać "na raz" żeby coś z niej wynieść. Tak czy siak popracować nad sobą muszę, sama nauka materiału do matury mi nie pomoże.
-
Ataraxa, dziękuję za odpowiedź. Właśnie na razie chyba będę musiała starać się sama opanować nerwy, psychoterapia może i jest pomocna, ale nie wiem jak to jest z terminami jeśli chodzi o psychologów, obawiam się, że jest trochę za późno i mogłabym i tak nie zdążyć przed maturą. Jeśli się przełamię to po skończeniu szkoły spróbuję. Zobaczę tę książkę. A o jakich technikach relaksacyjnych mówisz? No tak, teraz rzeczywiście muszę pogodzić pracę nad sobą z nauką do matury, mam jeszcze ponad miesiąc, mam nadzieję, że coś zdziałam. Dziękuję.
-
No tak, tylko moje myślenie nie jest bezpodstawne, a moje obawy są poparte faktami z przeszłości i wiem, że takie objawy u mnie występują. Takie sytuacje już były (np wspomniany przeze mnie egzamin gimnazjalny - wcześniej myślałam, że jakoś to będzie i nie dramatyzowałam aż tak, a noc przed nie spałam, panikowałam, płakałam ). Ciężko myśleć inaczej, choć próbuję. To trochę tak jakby powiedzieć "nie będę spać i wszystko będzie dobrze" a przecież wiem z autopsji, jak mój organizm zachowa się w takiej sytuacji. Różnica chyba tylko w tym, że nad stresem pozornie mamy kontrolę, a spać jednak trzeba. O afirmacjach nie słyszałam, ale zainteresuję się tym tematem. Kawę piłam przez długi czas dzień w dzień, głównie dlatego, że bardzo mi smakowała. Rzuciłam niedawno, bo zauważyłam tak jakby większą nerwowość po wypiciu, roztrzęsienie. Kilka razy zdarzało się nawet, że po kilku godzinach od wypicia miałam dziwne objawy, było mi słabo, niedobrze, trzęsłam się. Czytałam trochę o tym i objawy podchodzą pod spadek cukru we krwi. Teraz mam uraz do kawy. Właśnie z pewnością siebie jest różnie, wszystko zależy od sytuacji. W niektórych jestem bardziej pewna, w niektórych mniej, naprawdę, ciężko mi jednoznacznie się określić. W sytuacjach stresowych jak np w szkole, czy w nowych, nieznanych mi okolicznościach na pewno mniej mi tej pewności. Jeśli chodzi o to jak postrzegam siebie, to raczej pozytywnie, choć znowu, wpływ mają na to okoliczności. Już kiedyś zauważyłam, że od czasu do czasu muszę spędzać trochę czasu z ludźmi. Siedząc w domu i spędzając czas tylko sama ze sobą po kilku dniach "głupieje". Najłatwiej jest to zauważyć np podczas wakacji, kiedy kontakty z rówieśnikami mam ograniczone, dlatego czasem nawet zmuszałam się do wyjścia dla własnego dobra. Jeśli chodzi o znajomych.. od kilku dobrych lat jestem raczej typem samotnika. Kiedyś byłam bardzo towarzyska i nie lubiłam zostawać sama, szukałam ciągle okazji do wyjścia z domu. Później kontakty z wieloma osobami mi się pogorszyły, siedziałam w domu kupe czasu i cierpiałam z tego powodu. Bałam się iść gdzieś, czy zrobić coś sama, aż w końcu jakieś 2 lata temu nauczyłam się żyć sama ze sobą i teraz o wiele więcej rzeczy wolę robić we własnym towarzystwie. Np taka błahostka jak zakupy, czy spacer.. kiedyś nie było mowy, bym wybrała się sama, teraz wolę sama niż z kimś. No i tak, znajomych nie mam zbyt wielu, często mam wrażenie, że nie pasuję do towarzystwa, często nudzą mnie rozmowy na mało interesujące tematy. Zauważyłam, że sporo ludzi woli się polenić lub poimprezować niż zrobić coś fajnego. Demotywują mnie takie postawy - ludzie ciągle narzekają, gadają że nic im się nie chce, nie dbają o siebie, wiecznie się spóźniają, większość czasu spędzają w internecie (nawet w towarzystwie).. Źle mi wśród takich ludzi, często czuję się w pewnym sensie lepsza, mądrzejsza od nich, bo mam wrażenie, że mam tak jakby większe ambicje,Może dlatego mnie tak to boli, bo kiedyś miałam podobne nastawienie. Muszę to akceptować, bo nie będę przecież gadać komuś jak ma żyć. Nie wiem, czy po prostu mam "szczęście" na takie towarzystwo, czy ludzie już po prostu tacy są. Co do rodziców to tak jak pisałam, brak zainteresowania z ich strony, brak szczerych rozmów, kłótnie. Oni chyba uważają, że wszystko jest ok. Myślałam już kiedyś o psychologu, jednak strach mnie przerósł. Nawet przed rodzicami byłoby mi głupio się do tego przyznać, myślę, że nie zrozumieliby. Może w końcu się przemogę, bo mogłoby mi to pomóc. Ale chyba dopiero po maturze, nie wiem jak jest z terminami do psychologa, ale patrząc na wizyty do innych lekarzy to są bardzo długie kolejki. Najchętniej skorzystałabym prywatnie, jednak nie stać mnie na to. W takim razie rozejrzę się za tymi tabletkami i oczywiście wypróbuję wcześniej. Słyszałam, że kurkuma ma zdrowotne właściwości, czasem, kiedy gotuję, dodaję do potraw, ale nie wiedziałam, że może mieć aż takie pozytywne działanie. Czy taka kurkuma którą można kupić sproszkowaną w saszetce jest dobra? I w jaki sposób to spożywać, w jakich dawkach? Tak jak dotychczas jako przyprawa, czy inaczej? Dziękuję :)
-
Odczuwam lęki przed sytuacjami, które mnie stresują, ale to chyba przez to, że wiem, jak mój organizm reaguje w takich chwilach, albo jeśli nie wiem, to "przewiduję" rożne scenariusze.. Hmm, czy to nie błędne koło? Ciężko jest mi to opisać, bo w zależności od dnia, różnie reaguję na dane sytuacje. Tak samo z samooceną i pewnością siebie. Nie wiem czy piszę jasno. Szczerze, sama nie wiem od czego to zależy, że raz jest dobrze i mniej stresowo (w "dobrym dniu" np więcej gadam z ludźmi, śmieje się, odezwę się na lekcji bez większego strachu) a raz zupełnie odwrotnie (bardziej wszystkim się przejmuję, stresuję, bardziej zamykam się w sobie itd..) W ciągu dnia na odstresowanie staram się po prostu zajmować czymś co lubię, bo czym więcej myślę i analizuję, tym gorzej. Posłucham muzyki, obejrzę serial, poćwiczę, porysuję, poczytam coś interesującego. Właśnie próbuję dotrzeć do tego, jaki jest powód mojego stresu podczas tych różnych sytuacji i.. nie wiem. Po prostu się pojawia. Dziękuję za odpowiedź, będę starała się dalej zrozumieć siebie i swoje zachowania.
-
Witam, zacznę od tego, że od kilku lat bardziej się stresuję, nawet błahymi sprawami, a ważnymi rzeczami bardziej niż inni ludzie (porównując moje zachowania i reakcje do zachowań innych). W miarę możliwości staram się unikać sytuacji stresowych. Mam wrażenie, że ostatnio problem się nasilił, a niedługo podchodzę do matury.. Przytoczę kilka ostatnich sytuacji. - Szkoła. Nauczycielka dała nam 10 minut na przygotowanie się do odpowiedzi ustnej, dodała że spyta 1 osobę, w dodatku bez oceniania. Na pozór nic strasznego, jednak ja zaczęłam się trząś i zamiast skupić na zadaniu, próbowałam się uspokoić, co nie dało żadnych skutków. Poza tym często stresuję się na lekcjach, w sytuacjach kiedy inni reagują normalnie. Luźna rozmowa z nauczycielem na lekcji, czasem w ogóle nie mam problemu, żeby się odezwać, a czasem, mimo że wiem, nie potrafię.. trzęsę się, paraliżuje mnie strach. Sytuacje kiedy jestem pytana - znowu; stres, trzęsę się, serce mi wali.. nie potrafię się skupić, gadam pierwsze co mi do głowy przychodzi, a uwagę poświęcam temu, by się uspokoić, co jest trudne. -Lekarz. Musiałam zrobić bilans, na pozór nic strasznego, zwykła wizyta. Jednak te kilka minut w poczekalni.. trzęsłam się, nie wiedziałam co zrobić z rękami, nogi mi latały, serce waliło, zrobiło mi się duszno i gorąco. Podczas wizyty nadał byłam zdenerwowana, co zauważyła lekarka. Powiedziałam, że często tak mam, jednak ona nic nie doradziła, a ja ze stresu nie umiałam dalej pociągnąć rozmowy. -Spowiedź. Nigdy za tym nie przepadałam, zawsze było to dla mnie niekomfortowe, jednak jakoś "normalniej" to znosiłam. Tym razem jednak było gorzej, wszystkie objawy jak wyżej. Myślałam, że nie wytrzymam i że wyjdę. Powiedziałam wszystko jednym ciągiem, bez skupienia. To tylko kilka przykładów, sytuacji stresowych mam coraz więcej. Tak jak wspomniałam, niedługo czeka mnie matura i już sam fakt egzaminu mnie przeraża. Matura to ważne wydarzenie i bardziej stresujące niż zwykła lekcja. Najbardziej boję się ustnego polskiego oraz ustnego angielskiego. Uczę się, jednak nie tyle boję się mojej nie wiedzy, co własnej reakcji organizmu. Opisałam wyżej jak działa na mnie stres, w takim stanie na prawdę ciężko jest mi się skupić, nie potrafię trzeźwo myśleć, w dodatku nie ukryję swojego roztrzęsienia. Pisemne również bardzo mnie stresują. Wiem, że na spokojnie mogę zrobić więcej, jednak nie potrafię nad tym zapanować. Dodam też, że egzaminy gimnazjalne były dla mnie bardzo ciężkie pod względem stresu. Przyszłam, wypełniłam szybko, byle jak, byleby było po wszystkim, bez głowy, bez myślenia.. nie potrafiłam inaczej, bo stres. W dodatku nie mam w nikim wsparcia. Rodzice nie interesują się moimi sprawami, nie rozmawiamy na ważne tematy. W domu odczuwam nerwową atmosferę, co pewnie też ma jakiś wpływ na moje zachowanie. Nie czuję się całkiem komfortowo. Rodzina, znajomi samym stylem bycia mnie demotywują. Rzadko wychodzę, bo przebywając dłużej z ludźmi również nie czuję się dobrze. Denerwuję się, często łapię doły, załamuję się, obawiam się przyszłości. Nie wiem jak sobie radzić ze stresem. Aby sobie pomóc więcej się ruszam, jem dość zdrowo, wysypiam się, biorę magnez w tabletkach, często popijam melisę (nie wiem czy działa, ale lubię), próbuję się uspokajać, oddychać głęboko, nie zamartwiać się, myśleć pozytywnie. Raz jest lepiej, raz gorzej (czasem nawet kilka razy w ciągu dnia potrafi mi się zmienić nastawienie, nastrój, jak jest dobrze, to chce mi się wszystko, a w chwilach słabości mogłabym leżeć na łóżku i nic nie robić). Na chwilę obecną matura to chyba mój największy problem (mówię sobie, że jeśli coś pójdzie nie tak, to świat się nie skończy, jednak to nie pomaga), myślałam o zakupie jakichś tabletek ziołowych na okres egzaminów, słyszałam też o syropie z melisy, ale nie wiem, na ile są one skuteczne. Ktoś coś wie na ten temat? Przepraszam, za tak długą (choć mogłabym pisać dłużej) wiadomość, ale chciałam dobrze zobrazować problem. Piszę na forum dlatego, bo nie mam z kim o tym porozmawiać, nie wiem gdzie szukać pomocy, może ktoś tutaj mi doradzi. Pozdrawiam.