Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mike619

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Mike619

  1. @mark123 Masz jakieś propozycje? :)
  2. W poniedziałek mam pierwszą wizytę u psychoterapeuty. Macie może jakieś pomysły o co można go spytać, żeby upewnić się, że nie "kantuje"? W sensie, że naprawdę jest psychoterapeutą i umie pomagać? Dodam, że umówiłem się u niego prywatnie (podobno przyjmuje też w publicznym zakładzie). Wiem, że spytam go o jakieś certyfikaty, szkolenia. I to czy jest stowarzyszony. Może jakieś podchwytliwe pytania? Sam już nie wiem.
  3. A jak wydaje wam się, w moim przypadku na psychoterapię lepiej wybrać kobietę czy mężczyznę?
  4. Mam jeszcze do was pytanie. Czytałem, że terapie prowadzone są zwykle godzinę, raz w tygodniu. Jakim cudem mogą przynosić jakiekolwiek efekty? Ledwo cztery godziny na miesiąc? Zastanawia mnie to. A może tak trzeba? Czy częstsze spotkania przekładałyby się na gorsze rezultaty z terapii? Wiem, że każdy człowiek inaczej reaguje, ale jeśli ktoś ma jakąś teorię na ten temat, byłbym wdzięczny gdyby się podzielił. Dzięki
  5. W moim wypadku najgłupsze. Bo robiłbym to, co robiłem przez ostatnie 18 lat - chowałbym i tłamsił negatywne emocje w sobie, udając, że wszystko jest ok. Tak właśnie próbowałem żyć od kiedy uświadomiłem sobie, że coś jest ze mną nie tak. Próbowałem niwelować skutki, tak naprawdę nie zdając sobie sprawy z przyczyny. Mam nadzieję, że ja nie trafię na takiego psychoterapeutę.
  6. Aż mi się łezka w oku zakręciła, jak to powiedziałeś. To jest dokładnie to, co myślę. Mogę równie dobrze żyć dalej i świat mi się nie zawali z tego powodu... Kurcze, nawet nie umiem tego opisać. Tak, jakbym czuł nadzieję, że mogę żyć inaczej - inaczej niż dotąd. Tak, jakbym miał się znowu narodzić mieć jeszcze jedną szansę... Mam gdzieś w sercu przeczucie, że zbliża się przełomowy moment w moim życiu. Nie wiem, czy to po prostu moja wyobraźnia jest tak bujna i brzmię jak emfatyczny poeta, czy to ma jakiś sens? :/
  7. Co do tego, czy terapia mogłaby mi pomóc, nie mam wątpliwości. Boję się jednak, że nie nie będę mógł się otworzyć, że w trakcie wmówię sobie, że wszystko jest ok, nie potrzebuję żadnej terapii i przez to będzie rzeczywiście bez sensu. Ale chyba nie dowiem się póki nie spróbuję. A na razie dzięki wszystkim, którzy się tutaj wypowiedzieli. Zobaczę jak się rzeczy potoczą i napiszę.
  8. Jak długo chodzisz na psychoterapię? Czy widzisz poprawę chociażby w małym stopniu?
  9. Zacząłem czytać "Terapię wewnętrznego dziecka" Pawła Karpowicza. Jestem w rozdziale "Dziecko w wieku 7-12 lat" i mam autentycznie łzy w oczach :/ Mało tego, czasami gdy myślę nad sobą i wracam myślami do dzieciństwa czuję, że się boję - ale nie wiem czego. Tak jakby moja podświadomość nie chciała mi powiedzieć, bo nie wypada wychodzić z emocjami na świat zewnętrzny, bo tego nauczyło społeczeństwo. Myślę, że jeszcze nie wiem wystarczająco dużo o sobie i o tym, co tak naprawdę czuję. Też zastanawiałem się nad terapią. Ale znajduję tutaj parę trudności. Żyję w małym mieście, a dojazd do najbliższego większego wymaga dłuższej wycieczki autobusem. Po drugie, nie wiem, co będzie dla mnie lepsze - zacząć terapię jeszcze teraz, gdy cały czas mam kontakt z ojcem, czy dopiero jak wyjadę, ale bez kontaktu z rodzicami. I w jednym i w drugim przypadku widzę zarówno zalety jak i wady. Nie wiem czy będę w stanie się otworzyć tak bardzo komuś kogo kompletnie nie znam, ale może być tak, że nie mam innego wyjścia. W takim wypadku jedyne co mogę robić to próbować. Czy mógłby mi ktoś poradzić, na jaką terapię się udać? Czy jest coś takiego w ogóle? Nie mam ani doświadczenia z psychoterapeutami, ani pojęcia jak to wygląda. Przymierzam się, żeby porozmawiać o tym, co czuję, z mamą, ale niestety nie oczekuję wiele. Była już kiedyś podobna rozmowa, dawno temu. Ale jedyne co usłyszałem to: "przesadzasz", "tata już taki jest". Nigdy się jej nie zwierzałem z problemów jakie mam. To był jeden incydent. Teraz czuję, że muszę znów porozmawiać. Ale boję się, że do niczego nie dojdziemy i skończy się na tym samym "przesadzasz".
  10. Witam Zacznę do tego, że mam 18 lat i nieźle pochrzanione życie. W podstawówce byłem poniżany i ogólnie byłem popychadłem, któremu można pluć w twarz. W gimnazjum było całkiem spoko, znalazłem fajnych kumpli, z którymi mogłem pogadać itd. Potem nasze drogi się rozeszły, poszedłem do liceum. I o ile nigdy nie byłem do nikogo przywiązany (w sensie, nie budowałem stabilnych relacji z ludźmi), tak w liceum jeszcze bardziej było to widać. Możnaby mówić i opowiadać o tym, jak dokładnie wyglądało moje życie, z czym się zmagałem i na jakie pomysły wpadałem, żeby wyjaśnić moje problemy. Nie byłem pewny gdzie założyć ten temat. Najpierw myślałem o DDD, bo rzeczywiście moja rodzina jest w pewnym sensie dysfunkcyjna, ale z powodu braku alkoholizmu w rodzinie i tego typu historii piszę tutaj. Problemem jest mój ojciec. Niestety, jakby na to nie spojrzeć nie jest autorytetem. Żadnym. Zawsze mnie wyzywał, poniżał, nigdy nie wspierał, tylko mówił, że mogło być lepiej. Nie można z nim rozmawiać normalnie, bo żyje we własnym świecie, wymyśla swoje "historie spiskowe" na mój temat i na temat... wszystkich. Kiedyś było może trochę inaczej, teraz już nie ma "kumpli", odcina się od wszystkich, wszystkich obgaduje za plecami, wszystkich by, jak to sam mówi, "powiesił i zagazował" (!). Tyle lat już żyję i muszę takie życie znosić, że to już mnie męczy. Niedługo wynoszę się z domu na studia, więc w pewnym sensie zamknę za sobą ten rodział, będę żył na własny kredyt (minus pomoc finansowa rodziców, chociaż mam nadzieję, że i to w końcu przestanie mnie ograniczać). Ostatnio, z czystej ciekawości przeglądając artykuły o Freudzie, natknąłem się na określenie "Father figure" (figura/autorytet ojca) i jakby dopiero teraz doszło do mojej świadomości, że właśnie przez to mam spieprzone życie. Wcześniej po prostu myślałem: "mam ojca jakiego mam, ale wezmę się w garść i udam, że wszystko jest i było ok". Teraz zrozumiałem, że nieważne jak bardzo bym nie próbował stosować przeróżne lifehacki i inne pseudoporadniki, w mojej podświadomości i tak będzie wizerunek tego konkretnego modelu mężczyzny i sposobu myślenia. Wiem, że ani ojciec nie zmieni swojego zachowania, ani ja nie poprawię z nim relacji (próbowałem wiele razy, ale nic z tego nie wyszło), ale tego, co moja podświadomość przyswoiła w dzieciństwie nie zmienię tak łatwo (jeśli w ogóle). Ja sam jestem zamknięty w sobie i gdy już rozmawiam z innymi to tylko po to, żeby nie uchodzić za dziwnego i... zamkniętego w sobie. Ale i tak wszyscy widzą jaki jestem i nie ukryję tego. Nie lubię rozmawiać o sobie, wolę komentować to, co się dzieje. Nie jestem towarzyski i unikam większych grup ludzi, a w szczególności ludzi, których nie znam. Generalnie mówiąc, mam duże problemy z nawiązywaniem kontaktów i funkcjonowaniem w społeczeństwie z tego powodu. Czuję żal i mam nieustanne poczucie zagrożenia ze strony innych ludzi. Znalazłem parę dni temu coś co nazywa się Terapią Wewnętrznego Dziecka. Już sama nazwa napawa mnie nadzieją, a to, że można ją podobno stosować samemu, mając jedynie dostęp do internetu, wygląda jak cud z nieba. Czy ktoś ma jakieś doświadczenie, albo chociażby wiedzę na ten temat? Jakby tego było mało, natykając się na (tak, często natykam się na różne rzeczy) Zespół Aspergera (dokładnie tutaj), ku mojemu przerażeniu potwierdziłem prawie wszystkie objawy tegoż zespołu u siebie (oprócz zaburzeń mowy i "specjalistycznych zainteresowań"). Przerażenie jest tutaj odpowiednim określeniem, bo samo słowo "choroba" czy "zespół"/"syndrom" wywołuje u mnie paraliż i nadmierną potliwość. Ten post, jak się domyślacie, nie jest jednym z tych w rodzaju: "nie wiem, czy ktoś to przeczyta, ale cieszę się, że mogłem to z siebie wyrzucić". Chcę działać i uratować siebie, żeby móc wieść normalne życie. (Przepraszam za chaos w poście. Nie czuję, jakby to było wszystko na mój temat, ale ktoś to musi w końcu przeczytać i forma książki nie pasowałaby pewnie każdemu )
×