Skocz do zawartości
Nerwica.com

Larissa

Użytkownik
  • Postów

    83
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Larissa

  1. Larissa, To co opisujesz to dyskinezy/dyskinezy późne, ale one nie występują w przypadku leczenia sertraliną tylko leczenia neuroleptykami, a w tym wątku na pewno wypowiadają się też ludzie, którzy biorą kilka leków naraz i nie są w stanie stwierdzić, który skutek uboczny jest od którego leku. Rada na przyszłość- mniej czytaj, będziesz zdrowsza.

     

     

    Stałam przed lusterkiem i zauważyłam, ze mi drgnęło pod okiem...

    Ulotka Setraliny mówi, ze mogą wystąpić mimowolne skurcze mięśni, a to sie chyba pod to kwalifikuje...

  2. Biorę Sertraline (50 mg) dopiero przez tydzień, ale wczoraj zauważyłam coś bardzo dziwnego. Mianowicie, wczoraj, zaczęłam mieć wrażenie "skaczących" mięśni twarzy pod skora. Takie mimowolne drgnięcia. Szczególnie w okolicach oczy, ust i nosa. STRASZNIE działa mi to na nerwy. Nigdy czegoś takiego nie miałam, a teraz czuje, jakby mięśnie mojej twarzy byly napięte i poza kontrola. Myślicie, ze to może byc spowodowane lekami? Dodam jeszcze, ze wcześniej na forum czytałam o tym, ze sertralina powodowała u niektórych różnego typu tiki, możliwe, ze sobie to podświadomie do głowy dobrałam i teraz mam jakies urojone skutki uboczne... dzwonić do psychiatry czy nie?

  3. Dark Passenger, dzięki za odpowiedz.

    Jesli chodzi o mnie, w momencie w którym napisałam, ze świruje, jestem prawie pewna, ze jest to spowodowane moim strachem przed lekiem...

    Boje sie nie tylko skutków ubocznych, np. tego, ze będę jakaś nadpobudliwa ( juz wole byc ospała niż nadpobudliwa i poza kontrola), ale również boje sie... zmiany. Tak... zmiany. Zyje długo z moimi natręctwami (od dziecka), dziwnym umysłem który wymyśla coraz to nowsze obsesje, żyje długo w depresji i nawet jeśli nie jest to satysfakcjonujące życie a człowiek za każdym razem jak wstaje z łóżka rano, myśli, ze chce juz umrzeć, to wciąż jest to praktycznie jedyny sposób życia jaki pamiętam. Niewychodzenie z domu i nakręcanie sie i nakręcanie... Moj psycholog zawsze powtarza, ze ja nigdy nie ryzykuje. Ma racje, a leki to jakieś jednak ryzyko... I dodatkowo jako maniaczka kontroli, denerwuje sie na myśl, ze lek może wprowadzić jakieś zmiany na które ja nie mam wpływu, pozbawi mnie mojej "esencji". Nie wiem, nie macie nigdy takich myśli?

    Chciałabym jeszcze zapytać, czy sertralina leczy dysmorfofobie?

  4. Czesc. Jestem nowa w temacie... Od 3 dni biore Sertraline. Zdecydowałam sie na leki z wielkim bólem, bo podchodzę do nich sceptycznie i boje sie efektów ubocznych a idea "mieszania" w mózgu nie za bardzo mi sie widzi, ale mój stan psychiczny w ostatnich dwóch latach bardzo sie pogorszył wiec nie miałam większego wyboru.

    Psychiatra przepisał mi te leki miedzy innymi na depresje i ZOK, może pomogą tez na fobie społeczną...

    Dopiero zaczęłam "kuracje" ale mogę przyznać, ze juz świruje i strasznie sie tym denerwuje, jestem bliska rezygnacji.

    Dodam jeszcze, ze na razie biorę małą dawkę; 50 mg ale stopniowo w ciągu miesiąca mam dojść do 150 mg i brac ta dawkę przez rok. Branie 3 tabletek w tak młodym wieku... myslicie, ze warto? Jak na was działa sertralina? Jakie macie najczęściej efekty uboczne? Ja dzisiaj np. prawie nie spalam, ciagle sie przebudzałam. Zastanawiam sie czy to mogło byc spowodowane lekiem.

  5. Larissa, mam identycznie- chce miec zrobione wszystkie badania tu i teraz, bo boje sie, ze pozniej moze byc za pozno...

    uwierz mi, ze funkcjonuje to tak, ze zrobisz badania, wszystko wyjdzie ok ale Ty nie bedziesz w to wierzyc- bedziesz albo powtarzac badania, albo szukac nowych chorob i robic kolejne... to jest okropne- szczegolnie, ze czujemy, ze jestesmy powaznie chorzy, a nikt nie moze tego zdiagnozowac- nie potrafimy przetlumaczyc sobie, ze chora jest...nasza psychika... nerwica zawsze czepia sie slabych punktow :( nie martw sie- nie umrzesz - to nie choroba a nerwica...

     

    Domyślam sie, ze tak może być. Mysle o badaniach, ale juz myślę przyszłościowo i boje sie, ze nawet jeśli badania wyjdą dobrze, to ja dalej będę sie męczyła z jakaś choroba której nikt nie będzie mógł wykryć... a nawet jeszcze badan nie zrobiłam. Miałabym je juz dawno zrobione gdyby nie agorafobia i wiążąca sie z nią prokrastynacja -.-'

    Ostatnie dni sa naprawdę intensywne. Wczoraj rozpłakałam sie przy matce mówiąc, ze boje sie białaczki... a uwierzcie mi, rzadko sie z czegokolwiek zwierzam. A dzisiaj spędziłam cały dzień myśląc o tym, ze może jednak mam anemie... problem w tym ze prawie wszystkie objawy pasują do mojego codziennego stanu... idzie zwariować. Będąc racjonalna, mysle, ze to może wynikać z mojego wiecznego pragnienia kontroli. Lubie wszystko kontrolować, moj psycholog zawsze mówi, ze to wynik mojej "obsesyjnej natury". Ale mnie wciąż robi sie słabo na sama myśl, ze może w moim ciele rozwija sie cos groźnego a ja nie moge nic z tym zrobic... i umrę. :zonk: Domyślam sie, ze to wszystko brzmi absurdalnie. Ale w moim umyśle to wygląda tak realnie...

  6. Ja zaczynam u siebie podejrzewac hipochondrie... nie wiem wiele o tym zaburzeniu, ale cos ze mna jest nie tak.

    Od dawna juz miewam takie "napady", ze popadam w mysli o raku. Raku roznego rodzaju, różnych części ciała. Często mam tak, ze jak cos mnie boli, to pierwsze co mysle, to, ze to objawy jakiegoś niewykrytego raka...

    W ostatnim czasie sie nasiliło. Miewam takie napady paniki, bo czuje sie jakbym miala umrzeć niedługo albo nawet dzisiaj, ze juz sie nie obudzę, bo jestem chora. Niedawno bylam tak zestresowana, zaczęłam panikować i o malo nie zadzwoniłam do psychologa mówiąc mu, ze umieram na raka.

    Ogolnie to jestem maniaczka zdrowia. Czytam składy wszystkich produktów, staram sie jesc zdrowo, pije duzo różnych herbatek; wszystko w celu zapobiegania raka i innych chorob. Jednym z moich problemow jest permanentne uczucie zmęczenia. Mam zdiagnozowana depresje i ZOK ( i pare innych zaburzeń, ale nie chce o tym mówić) i dotychczas myślałam, ze to wynik tego właśnie zaburzenia. Ale to trwa juz tak dlugo, ze ostatnio znowu zaczęłam myslec, ze moje OGROMNE uczucie zmęczenia które nie znika nawet jak sie dobre wyspie, problemy z pamięcią, koncentracja, zle samopoczucie, to wynik jakiejś choroby. Jestem wegetarianka, dzisiaj całkiem "przez przypadek" zaczęłam czytać o niedoborach witaminy B12, żelaza, magnezu... znowu wpadłam w panikę, ze na pewno umre bo mam jakiś niedobór albo, ze bede musiała przyjmować serie 6 miesięcznych zastrzyków - bo tak przeczytałam. Oczywiście w środę ide do lekarza zapisac na wiele badan, w tym krwi o ktorych myślałam juz od dawna,zeby sie upewnić. Ale jestem pełna obaw, ze nie dożyje do srody i mam ochotę isc na pogotowie zeby mi JUZ,TERAZ zrobili te badania, bo jak nie to umre przez jakiś niewykryte dotychczas problemy zdrowotne. Nie wiem co o tym myśleć, czy to może byc hipochondryczne? Nie rozmawiałam o tym za wiele z moim psychologiem... ale zaczyna to byc dla mnie poważny problem. Mam ochotę tylko siąść i płakać w obawach przed przedwczesna smiercia.

  7. pytanie brzmi " Jaki moj obraz jest prawdziwy"? Czy to ten kiedy moje odbicie mi sie podoba, czy to ten kiedy mysle ze jestem poprostu brzydki heh ? Prosze odpiszcie.

     

    A co to znaczy "prawdziwy"? Zgodny z czym? Co do wyglądu i urody człowieka nie ma raczej pojęcia "prawdziwy". Jest tylko "podoba mi się" lub "nie podoba". Twój obraz po prostu jest, a jaki to zalezy od tego, kto na niego patrzy, z jakiej perspektywy, jakie ma poglądy, upodobania, co lubi w innych, a nawet jaki ma dziś nastrój.

    Twój obraz po prostu jest. - jaki? Sam nadaj mu wartość taką, jaka pozwoli Ci spokojnie żyć.

     

    Podobno uroda jest pojęciem względnym a o gustach się nie dyskutuje. Każdemu podoba sie co innego (na szczęście bo byłoby kiepsko) i chyba tego trzeba się trzymać.

    Hej noszila. Zgadzam sie ale nadal nie otrzymalem odpowiedzi na moje pytanie. 2 identyczne sytuacje przed lustrem , ta sama godzina, ten sam ubior, a raz jest ok tzn "podobam sie", a drugi "do bani" . Bez suplementow , prochow nie podobam sie, z prochami podobam sie. Bardziej chodzi mi o odpowiedz, czy ta choroba to nie jakis urojenie i to ze niby sie sobie nie podobam jest fikcja, zludzeniem jak w krzywym lustrze. Czy ta choroba tak potrafi manipulowac czlowiekiem ?

     

    Bardzo chciałabym moc ci odpowiedzieć na twoje pytanie, ale sama nie znam odpowiedzi i sama często sobie je zadaje...zastanawiam sie, czy to co widze jest prawdziwe, czy to właśnie ta choroba sprawia, ze widzę sie tak a nie inaczej. Czy to mój wygląd zmienia sie zależnie od tego jak na niego patrze, czy po prostu zmienia sie perspektywa i myślenie, a moja twarz pozostaje taka sama.

    O ile mi wiadomo, nawet lekarz nie umie na to odpowiedzieć bo to zaburzenie nie jest wystarczająco przestudiowane.

  8. W jaki sposób?

     

    Robiąc wszystko co możliwe by sie dowartościować i dużo do siebie przemawiając, przekonując siebie samego.

    Czytając książki czy nawet blogi na ten temat. Brzmi żałośnie ale może warto spróbować.

  9. Ja mam identycznie. Najzwyklejsze czynności sprawiają mi mnóstwo trudu, nawet takie jak zjedzenie obiadu czy wzięcie prysznica. Ciagle muszę sie naciskać i zmuszać bo "najchętniej" gniłabym w łóżku, gdyz wiecznie nie mam na nic siły ani chęci. Jakby życie ze mnie wyparowało. I tez cierpię na depresje. Na twoim miejscu jeśli masz pewne obawy, zaczęłabym działać, żeby uniknąć ostatecznie większego "dołka". Depresja to taka choroba wzlotów i upadków, bardzo często kiedy myślimy, ze już sie układa, nagle wszystko sie burzy. Lepiej reagować zanim znowu cie całkowicie pochłonie, czyli wizyta u psychiatry według mnie byłaby wskazana.

  10. A ja myślę, ze najlepiej jest po prostu...nauczyć sie żyć samemu... w miarę możliwości i skupić się na sobie a nie liczyć na innych ludzi. Rozpaczanie nad samotnością nic nie daje, budzi tylko frustracje i desperacje. Wiem z doświadczenia.

    Przy czym być otwartym na ludzi i nowe znajomości...

     

    Coz, ja otwarta nie jestem, niestety.

    Zamknęłam sie po tym, jak zdecydowałam, ze lepiej mi samej. Mam zbyt dużo problemow sama ze sobą by wciągać w to kogokolwiek.

    Zresztą, taka osoba, jakbym ja już dopuściła, to by uciekła bardzo szybko gdyż ze mną jest niemożliwe zbudowanie zdrowego, normalnego związku. Nic na to nie poradzę wiec nie komplikuje sobie bardziej życia.

  11. A ja myślę, ze najlepiej jest po prostu...nauczyć sie żyć samemu... w miarę możliwości i skupić się na sobie a nie liczyć na innych ludzi. Rozpaczanie nad samotnością nic nie daje, budzi tylko frustracje i desperacje. Wiem z doświadczenia.

×