Skocz do zawartości
Nerwica.com

salwas

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez salwas

  1. Wydaje mi się, że nikt tu nie powinien nikogo osądzać w tej kwestii. Sprawa jest trudna, każdy ma inne do tego podejście. Dziewczyna usunęła, ma wyrzuty sumienia, stało się i się nie odstanie. Trzeba mieć nadzieję, że nie dopuści już do kolejnej takiej sytuacji. Mogę tylko podejrzewać, że to nie była spontaniczna decyzja, tylko przemyślana, przepłakana, rozważone zostały wszystkie za i przeciw.

    Dziewczyno, stało się, nic już na to nie poradzisz. Każdy popełnia błędy, większe i mniejsze. Zajmij się lepiej swoją córką i zrób wszystko, żeby wyrosła na rozsądną kobietę, która akurat Twoich błędów w życiu nie popełni...Niech to teraz będzie najważniejsze.

  2. Z tym "wszystko" miałam na myśli bardziej to, że nigdy ta osoba, z którą border jest w związku, nie jest tym przysłowiowym "wszystkim", całym światem, tlenem, czy jak to tam się określa... Ktoś może kochać bordera w ten na-zawsze, na-pewno i za-wszystko sposób, a border zawsze stoi w pobliżu jakiejś furtki, w którą można się bezpiecznie oddalić. Albo, jak piszesz, krawędzi, w którą może skoczyć. Oczywiście jednocześnie wciąż na tyle blisko partnera, by widział i furtkę, i krawędź.

     

    Czyli kochając bordera trzeba się pogodzić z flirtami, skokami w bok itp? Trochę to trudne, jak samemu się tego nie robi...

  3. Wątpię, że krzywdzenie Was Waszą własną bronią przyniesie jakiekolwiek pozytywne efekty. Ba! Ja to nawet wiem...To nie działa, nie ma prawa zadziałać. Jak ktoś rani, to rani...i nie ma różnicy, czy robi to celowo czy nie. Jedyne, co może przynieść efekt to praca nad sobą, nad swoimi zachowaniami i zrozumienie drugiej osoby, która poświęca Wam swój czas, zdrowie bo zależy im na Was. Pozwólcie sobie pomóc, jeśli ktoś chce to zrobić, to nie ma sensu z tym walczyć.

    Ja tego właśnie nie mogę zrozumieć. Czemu Wy (pewnie są wyjątki) tak się bronicie? Jeśli ktoś wytrzymuje więcej niż 3 "ataki" to znaczy, że mu zależy...Serio.

  4. . Jest też teoria o biologicznym podłożu borderline i wydaje mi się ona bardziej prawdopodobna. Np. "moja borderka" miała dziadków schizofreników. Pewien bardzo dobry psychiatra zdradził mi niedawno swoją opinię, że na zaburzenie osobowości w około 70% składają się geny i chyba coś w tym jest.

     

    "Moja borderka" ma cioteczną siostrę (córka siostry ojca) schizofreniczkę - leczona na zamkniętym, z rentą - więc coś w tym dziedziczeniu może być. Na pewno jest to okoliczność sprzyjająca do pojawienia się innych dolegliwości. Geny mają moc.

     

    I zgadza się, moja ex nie leczyła się nigdy, nie chciała i nie widziała nic dziwnego w swoim zachowaniu - nadal nie widzi. Wie, że jest chora, ale uważa, że taka jej uroda...

  5. Widzę, że osoby cierpiące na BPD działają według jednego, konkretnego schematu...Bo wszystko, o czym piszecie, było i u mnie. Początki były super, to była magia...ale widocznie bez tej magii nie da się znaleźć "żywiciela". Na początku spełniane były wszelkie zachcianki, więc nie było problemu. Problem pojawił się, gdy zaczęły się pojawiać wymagania od drugiej osoby.

     

    a i wcale bym się nie zdziwiła, gdyby bohaterka tego wątku po odpowiednio solidnym wyzłoszczeniu się, przeszła do fazy zobojętnienia i potem bardzo szybko tęsknoty. wtedy będzie inicjować dalszy kontakt, już w zupełnie innym tonie czyli "co słychać?", "zawsze lubiłam w tobie to i tamto", "brakuje mi ciebie", "spotkajmy się na piwo" itd. fala zauroczenia osobą autora na nowo.

     

    Ja to już przerabiałem przy poprzednich rozstaniach. Były randki z innymi i nagle powrót od mnie, bo jednak ja jestem najlepszy...Ale oczywiście też bez słowa przepraszam. Ba! Kazała mi się jeszcze cieszyć, że mam tak atrakcyjną, rozchwytywaną dziewczynę i powinienem być jej wdzięczny, że jest z takim człowieczkiem jak ja...

     

    A jak jest z przemocą fizyczną u osób chorych? Bo w naszym przypadku, zdarzało się i to. Właśnie wtedy, kiedy po wybuchu złości chciałem przytulić i uspokoić, wtedy zwykle obrywałem. I wiem, że to nie zdarzyło się po raz pierwszy - do rękoczynów dochodziło też w jej poprzednich związkach.

     

    Dziękuję za pomoc! Muszę przyznać, że wszystko mi się zaczyna spinać do kupy i przestaję wierzyć w to, że to ja byłem tym słabym ogniwem...:)

  6. salwas, Hej.

    W jaki sposób na Ciebie wpłynął ten związek? Możesz doprecyzować?

     

    Przez te dwa lata, z uśmiechniętego, cieszącego się z życia faceta, stałem się smutnym, zamkniętym w sobie gościem, bez pomysłu na przyszłość. Miałem swoją pasję, chciało mi się żyć, wstawać rano, uśmiechać. Nigdy nie czułem się w swoim ciele dobrze, ale nie było to jakoś szczególnie wkurzające. Wiedziałem, że jestem wartościową i ciekawą osobą. W czasie trwania związku, podczas licznych, agresywnych kłótni, usłyszałem na swój temat wiele przykrych, bolesnych rzeczy, wiele porównań do innych. Tłumaczyłem sobie to tym, że Ona nie panuje nad tym co mówi ale niestety, gdzieś to w głowie wszystko się kumulowało. Na chwilę obecną, czuję się jak śmieć. Chcąc, nie chcąc uwierzyłem w to wszystko. Problem ciągle się pogłębia, ponieważ "moja" borderka, mimo tego, że mnie rzuciła, nie daje mi o sobie zapomnieć. Pisze, dzwoni, chwali się, jak to teraz odżyła, jakich to fajnych facetów poznaje i czego to z nimi nie robi, pokazuje mi fotki porównując ich do mnie. W jej oczach jestem całym złem tego świata. Po każdym takim kontakcie wpadam chyba w stany nerwicowe. Nie mogę spać, jeść, chudnę, całymi dniami nie ruszam się z łóżka. Z domu nie wychodzę, bo boję się ją spotkać (mieszkamy blisko siebie). Po jednym z takich spotkań kompletnie się rozsypałem. Pojawiła się gorączka, ból głowy, wymioty, zimne poty, niekontrolowane drgawki, dwudniowa bezsenność i zanik apetytu.

    Próbuję kompletnie zerwać kontakt, ale nie potrafię. Ciągle o niej myślę, martwię się, czuję, że odniosłem porażkę, że nie udało mi się jej zmusić do leczenia, że nie udało mi się jej pomóc. Nie wiem czemu, ale czuję się za nią odpowiedzialny jak za swoje dziecko. Prosiłem jej rodziców o pomoc, ale usłyszałem tylko, że ona ma taki charakter i z tego wyrośnie. Jest mi jej żal, ale z drugiej strony wątpię, że kiedykolwiek sama żałowała za to wszystko co zrobiła mi, bo nigdy mnie nie przeprosiła - tłumaczyła to tylko tym, że jest chora...a choroba i tak jest moją winą.

    Nie wiem, czuję się przegrany i nic niewarty. Byłem już z tym u psychologa, ale kompletnie nie trafia do mnie to wszystko, co mi mówił.

     

    Przepraszam, jeśli moja wypowiedź jest nieco chaotyczna, ale mam straszny mętlik w głowie i ciężko mi się skupić...

     

    salwas,

    a może zacznij żyć własnym życiem i zamknij stary rozdział

     

    Właśnie to chcę zrobić, ale chciałbym uzyskać odpowiedź na kilka pytań...bo to wcale takie łatwe nie jest, choć pracuję nad tym.

  7. Hej

     

    Czy znajdzie się tu jakaś chętna duszyczka, która porozmawia ze mną na temat postrzegania świata osoby zmagającej się z borderline? Spędziłem z taką osobą dwa długie, ciężkie lata. Teraz się rozstaliśmy a ja nadal tego wszystkiego nie rozumiem...Chciałbym uzyskać trochę informacji, odpowiedzi...być może pozwoli mi to na poskładanie siebie do kupy, bo zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że i na mnie to wpłynęło dosyć mocno...

  8. Cześć, witam wszystkich...

    Zarejestrowałem się na tym forum, bo myślę, że tutaj znajdę ludzi, którzy mnie wysłuchają, zrozumieją i może pomogą...

    Mam na imię Krzysiek, ostatnie dwa lata spędziłem z dziewczyna z nieleczonym borderline...Bardzo chciałbym porozmawiać z kimś, kto jest w stanie opowiedzieć mi jak wygląda świat z perspektywy chorego, co jest prawdą a co nie...Potrzebuję tego, żeby samemu doprowadzić się do porządku. Przez te dwa lata moja psychika podupadła, poczucie własnej wartości zniknęło, wiara w "miłość" też zniknęła. Pojawiają się za to nerwicowe epizody wywoływane właśnie przez moją byłą partnerkę...

    Znajdzie się ktoś chętny do rozmowy? Mam masę pytań...

     

    Pozdrawiam

×