Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lila92

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Lila92

  1. Dokładnie tak jest! :) Mam to samo że spotykam tych co ich na oczy lepiej nie widzieć. Jednak mimo wszystko bycie anonimowym wychodzi mi bardzo dobrze. Tutaj na forum jest bardzo przytulnie pod tym względem, a prócz tego mam kilka swoich ulubionych miejsc w Poznaniu w których lubię się zaszyć przed ludzikami. Wiem że ta cała izolacja nie jest zdrowa, ale konfrontacja jak dla mnie jest jeszcze gorsza - wiesz co robię wtedy? Nic! Nie odzywam się, albo mówię jakieś głupoty... Najgorzej jak ktoś mi zarzuca że coś jest ze mną nie tak, a ja nie potrafię wytłumaczyć co mi jest. Masło maślane ale mam nadzieję że zrozumieci o co chodzi :/

  2. Zachowacie to w tajemnicy.

     

    PS ja też bałbym się ale nie wykluczone też, że ostatecznie mógłbym się przełamać.

     

    Wyszłoby, że pracuje u mnie w sklepie i by było dopiero :mrgreen:

     

    W tej kwestii nie musisz się obawiać :)

    Jednak spotkanie to już coś bardziej poważnego niż pisanie na forum. Wydaje mi się że pisanie jest nieco lepszą terapią na teraz.

    PS: poznań jest malutki więc wiesz, istnieje prawdopodobieństwo że gdzieś się widziałyśmy :P

  3. ale czy naprawdę branie leków jest jedynym rozwiązaniem? boję się tego, boję się co pomyślą moi rodzice gdy dowiedzą się że muszę brać leki. Oni już i tak uważają mnie za czubka (lubią to określenie). bardziej boję się ich opinii niż opinii przyjaciół.

  4. Ja też się ukrywam ze swoim 'złym samopoczuciem'. Chociaż jak są takie gorsze dni to mam to wszystko gdzieś. Nie próbuję na siłę zatuszować jak mi źle. Z tym że w takie dni najczęściej stronię od ludzi, robię wszystko żeby przełożyć umówione spotkania. W ogóle ostatnio (po dość długiej przerwie) wznowiłam chodzenie na randki. Niestety, nie zbyt mi to wychodzi gdyż zupełnie nie wiem jak mam się zachowywać. Czuję się tak nienaturalnie, jakbym nie miała nic do powiedzenia. Na dodatek po kilku spotkaniach, ba, czasem nawet po jednym nie odbieram telefonów, nie odpisuję na sms-y. Generalnie, udaję że nie istnieję. Czuję się jak jakiś paranoik w momencie gdy ktoś próbuję mnie przytulić lub pocałować! Dlatego też unikam kolejnych spotkań i nie potrafię się angażować. Boję się że jak ktoś mnie lepiej pozna to stwierdzi że jestem nienormalna, że się zaszywam w domu i w ogóle...:/

  5. Nie chciałam. Moja była przyjaciółka (ex?) brała kiedyś leki, już nie pamiętam jakie i co to była dokładnie za choroba. W każdym razie coś związanego z dwubiegunówką. Dziwnie się wtedy zachowywała, była jakaś otępiała po tych lekach, bardziej niż zwykle. I rosło we mnie przekonanie że przecież nie muszę brać leków, że wszystko jest w porządku. a dzisiaj sama nie wiem co mam zrobić :/

  6. Hey,

     

    Nie do końca wiem czy dział na którym piszę ten temat jest odpowiedni.. Mniej więcej 2 - 3 lat temu ostatni raz płakałem. Byłem w takim stanie, że leżąc na poduszce łzy leciały mi same. Teraz po tym czasie nie mogę w żaden sposób zmusić się do łez i szczerze mówiąc jest to straszne.. Niemoc wyzbyć się wszystkim emocji jakie mną targają. Ostatni czasy dużo się wydażyło w moim życiu. Jedną z ważniejszych rzeczy (dokładnie wczoraj) było skończenie związku z dziewczyną w której jestem zakochany. Powodem było to, że ona przez swoje doświadczenia miała zbyt duży strach, że coś pójdzie nie tak itp. co prowadzi do tego, że co jakiś czas wracają do niej obawy (od samego początku) i powoli traci to dla niej wszystko sens - długa historia krótką.

     

    Mam ochotę płakać, czuję, że jest mi to potrzebne...

    Jednak nawet gdy bardzo tego chcę wszystko siedzi w środku. Nie rozumiem tego i nie wiem co mogę zrobić.

     

    Pozdrawiam

    M

     

    Skąd ja to znam... Jakbym czytała o sobie :( Również nie potrafię się zmusić do płaczu, nie potrafię nawet wzbudzić w sobie takiego uczucia które mogłoby doprowadzić mnie do łez. I też kilka lat temu, chyba ze trzy, miałam moje pierwsze rozstanie w życiu...z przyjaciółką. Oczy bym sobie wyłupała, tak bardzo wtedy płakałam. Dosłownie fizycznie czułam ból w całym ciele po tym rozstaniu, jakby ktoś odciął mi kończynę. A dzisiaj? Jakieś takie nieczucie, apatia... Już sama nie wiem co gorsze? Czy ten fizyczny rozdzierający ból i łzy czy może właśnie ten względny spokój i nieczucie.... Wydaje mi się że na początku dobrze jest komuś o tym powiedzieć, tak szczerze, z głębi serca. Powiedzieć lub napisać co dokładnie się czuje, nawet gdyby to miało brzmieć bez sensu. Jeśli nie masz tak jak ja nikogo takiego w pobliżu, to myślę że to forum jest idealne żeby choć trochę się otworzyć i wygadać :)

    A łzy nie muszą być tylko powodowane smutkiem, mogą być też łzy szczęścia przecież.

    Sama mam depresję i ostatnio gorszy okres w życiu. Nie płaczę, bo nie potrafię sobie współczuć. Daj znać czy już lepiej u Ciebie!

     

    Lila

  7. Witaj. Widze, ze wczesniej zalozylas konto, podczytywalas? polepszylo sie czy jak?

     

    Kiedyś założyłam, jednak nigdy nic tutaj nie napisałam. Dzisiaj odszukałam to forum i okazało się że mam już tutaj konto. Niestety nie pamiętam co mnie skłoniło do założenia konta tutaj tamtego dnia :/ Nie wiem czy było gorzej czy było lepiej niż dzisiaj, ciężko mi to ocenić.

  8. Kiedy tam o tym pomyślę, o depresji to mam wrażenie że mam ją od zawsze. To znaczy mniej więcej od okresu dojrzewania, jakieś wahania nastroju etc. Jednak od jakiś trzech/czterech lat czuję że to już nie są zwykłe wahania nastroju lecz chroniczna, nawracająca depresja. Gdy jest lepiej w moim życiu, nie ma żadnych kryzysowych momentów to jest do zniesienia. Gdzieś tam chowam z tyłu głowy to uczucie otępienia, bezsensowności. Natomiast niedawno nałożyło się na siebie kilka nieszczęśliwych zdarzeń które spowodowały osunięcie się lawiny. I mnie zasypało....:( Kiedyś regularnie chodziłam do psycholog, byłam nawet na wizycie u psychiatry. Jednak nie potrafiłam się przed nimi otworzyć, sama już nie wiem.... Leków na depresję nigdy nie brałam. Jak miałam problemy ze snem to piłam meliske.

  9. hej, hej

     

    widzę napis 'jęczarnia' i myślę: O, coś dla mnie na dzisiaj!

    Do pewnego momentu nie zdawałam sobie sprawy, bądź nie dopuszczałam myśli do swojej głowy na temat tego czym jest moja depresja. Bo właśnie dzisiaj już wiem że mam depresję i jest to moja depresja. Tylko cholera jak ciężko jest sobie z nią radzić, czy można coś na nią poradzić...zresztą?

    wszystko mi się wali na głowę, która swoją drogą jest tak ciężka jakby ważyła co najmniej 100 kilo. Ręce też z każdym dniem padają co raz to niżej i niżej. A mi się nie chce nic. Dosłownie. A najgorsze w tym wszystkim jest to że i ja nic na to poradzić nie mogę. Bezsens, pustka. To już do tego stopnia mnie przerasta że nawet nie potrafię sobie współczuć, lecz każdy kolejny bezsensowny dzień przyjmuję jako coś stałego, coś co jest dla mnie normą. Wstaję koło południa, to znaczy zwlekam się z łóżka. Rzadko kiedy jem regularnie, przez co chudnę w oczach. Kiedyś potrafiłam o siebie zadbać, umalować się czy uczesać. Teraz? Po co, dla kogo? Długi czas miałam gdzieś z tyłu głowy taki głos że może warto starać się dla siebie samej, że muszę być twarda, że dam radę. Jednak od pewnego czasu ten głos ucichł, a głowa opadła na moje zgarbione ramiona. Jeszcze chwilkę pojęczę, dobrze?

    Mam 23 lata i długo myślałam że to wszystko spowodowane jest niską samooceną. Jednak z każdym rokiem było co raz gorzej. Traciłam ludzi, wplątywałam się w niszczące związki, zamykałam się co raz bardziej w sobie. A w krytycznych momentach zamykam się nawet na swoją rodzinę. Ostatnio powodem pogłębiającego się doła jest również utrata mojej pracy która była dla mnie drugim domem, jak również rozpad związku z którego być może do dzisiaj nie mogę się pozbierać (mimo że minęło już ponad pół roku). Bywały dni gdy wszystko wydawało się w porządku, bo ja ogólnie jestem osobą otwartą i wesołą. Kiedyś bardzo dużo się uśmiechałam, zresztą pracowałam z dziećmi przez długi czas i wśród nich czułam się jak ryba w wodzie. Mam też wiele zainteresowań, dzięki którym pojawiam się wśród ludzi - gdyby nie to chyba na dobre zaszyłabym się w domu. I tak chyba na wstępie o mnie. A co u was?

     

    PS: Po napisaniu tej wypowiedzi czytam ją i pojawia się myśl: Ale narzekam.... Kto by się tym przejmował. Pewnie ktoś to przeczyta i stwierdzi że wymyślam sobie problemy, a inni mają gorzej a ja mam wziąć się w garść.

    Depresja to walka z wiatrakami - a tymi wiatrakami są właśnie takie głosy, głosy ludzi którzy nie wiedzą z czym na co dzień walczą ludzie z depresją.

     

    Lila

  10. Dzień dobry,

     

    Mam na imię Monika, mam 23 lata. Dzisiaj jest pierwszy dzień gdy przyznaję sama przed sobą że mam depresję. Wiele zmarnowanych dni spędzonych w samotności. Wiele zaprzepaszczonych relacji i związków. Liczę na to że znajdę wśród was pokrewne dusze :)

    Zapewne zaszyję się na forum gdzieś wśród wątków o depresji.

     

    pozdrawiam,

    M.

×