Skocz do zawartości
Nerwica.com

SHM

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez SHM

  1. W ostatnich miesiącach miało miejsce kilka trudnych dla mnie wydarzeń. Mam wrażenie, że zaburzenia lękowe uogólnione, które pojawiały się już wcześniej, w tym czasie uległy wzmocnieniu. W zasadzie żyję teraz w ciągłym napięciu, mimo, że zagrożenia wydają się być już nieistniejące albo nierealne. Mam wrażenie, że mój organizm już tak bardzo przystosował się do tego stanu, że nie potrafi funkcjonować inaczej i sam to napięcie wewnętrznie wytwarza. A to z kolei jest momentami nie do zniesienia. Objawy psychosomatyczne, smutek, apatia, anhedonia... zapewne nie muszę wymieniać. 
    Rozpocząłem kolejną psychoterapię, bardzo chcę pracować nad sobą, relacjami, rozprawić się z trudnymi wydarzeniami z niedalekiej przeszłości. I mam ogromny dylemat - czy to dobry moment aby wspomóc się farmakologicznie, czy może lepiej przejść przez wszystko bez pudru?

    Z jednej strony jest we mnie sporo dystansu do leków, bo znam je z przeszłości i wiem jakie efekty uboczne mogą mieć. Boję się, że teraz tyko przypudrują lęki a później to i tak wróci, silniejsze, bardziej obezwładniające.
    Z drugiej strony jest ogromna chęć dodania sobie tego dodatkowego kopniaka, energii do pracy nad sobą, do przepracowania trudnych tematów, siły do walki i zmian, pozytywnego myślenia o przyszłości, co mogą zapewnić leki.
    I tak zmagam się z tym od jakiegoś czasu, nie umiejąc podjąć decyzji...

  2. SNRI ogólnie mnie dźwigało, ale wpływ na sferę seksualną był tak duży (również "zapamiętany" efekt SSRI), że miałem już głęboką niechęć do leków, która mogła ogólnie wpływać na odbiór  i działanie SNRI.

    W sumie do dziś to wpływa na mój stosunek do leków...
     

  3. Cześć,

    od dawna zmagam się z zespołem lęku uogólnionego, szczególnie dotkliwe są objawy somatyczne - trzęsące się ręce, wewnętrzne rozedrganie, czasem tachykardia, problemy z koncentracją, czasem z pamięcią, rozdrażnienie, płytki sen, czasem brak napędu, czasem smutek.
    Mam dawne, przykre doświadczenia z SSRI/SNRI i nie chcę do nich absolutnie wracać.
    Zastanawiam się nad wizytą u lekarza, ale z sugestią zastosowania agomelatyny lub bupropionu. Oba leki mają sporo opisywanych zalet a mało wad w obszarach, które mnie interesują. Przy agomelatynie moja nadzieja dotyczy regulacji snu, bupropion może zwiększy napęd. Oba mogą podnieść nastrój i motywację.
    Czy ktoś z Was stosował jeden lub drugi lek przy GAD?

  4. Cześć,

    od sierpnia zeszłego roku leczę epizod depresyjny. Zalecono mi 75mg wenlafaksyny, potem dołączono 15mg mirtazapiny. Było bardzo ok. Bywałem nieco senny i miałem problemy ze wstawaniem, ale czułem się dobrze, zrelaksowany i zdystansowany w zdrowym znaczeniu. Ze strachu przed dysfunkcjami seksualnymi włączyłem na własną rękę jeszcze 100mg trazodonu, nie informując o tym nikogo. Zatem ostatni zestaw to 75 wenla+15 mirta+150 trazodon = było dobrze.

    Niestety roztyłem się jak świnia, więc lekarz stwierdził, że zamienimy mirtazapinę na trazodon w dawce 150mg. Niestety po tej zmianie nie czuję się za dobrze. Jestem "roztrzęsiony":

    - trzęsą mi się ręce

    - nie mam apetytu

    - rano czuję nudności

    - nie mogę nosić szalika, bo mając coś na szyi ciągnie mnie na wymioty

    - nie mogę na niczym skupić uwagi

    - mam spięte (aż do bólu) mięśnie

    - przez cały czas "chodzą" mi nogi

    - czuję wewnętrze rozdygotanie, mimo, że nie ma żadnego stresora, nic co by mnie mogło mocno rozstroić.

    Mimo tego nastrój mam dobry, raczej pogodny, nie zamartwiam się i nie wpadam w melancholię.

    Poinformowałem lekarza o powyższych objawach, zalecił zwiększyć wenlafaksynę do 150mg. I tu pojawiły się wątpliwości... nie czuję depresji (może za sprawą wenli), mam wrażenie, że moim głównym wrogiem jest ten nienazwany i raczej nieuzasadniony lęk. Poza tym panicznie boję się dysfunkcji seksualnych, ponieważ mam z tym niestety do czynienia. Libido marne, anhedonia, nie odczuwam intensywności orgazmów.

    Jak oceniacie to leczenie???

    Noszę się z zamiarem pójścia do lekarza, obgadania wszystkiego dokładnie i zasugerowania jakiejś zmiany... Często nachodzi mnie myśl, że do końca życia już będę brał leki "uspokajające" ale obawiam się efektów ubocznych w sferze seksu, która zawsze była dla mnie ważna. A wiemy, że SSRI, SNRI to powodują.

    Czy nie lepiej leczyć same lęki, nerwicę zupełnie innymi lekami???

  5. Witam wszystkich,

    wracam do Was po trzech i pół miesiąca na miksie wenlafaksyny i mirtazapiny. Ogólna ocena jest dobra - na mnie ta kombinacja podziałała bardzo korzystnie. Oczywiście w pierwszej wersji lekarz przepisał mi tylko wenlę, ale po czterech dniach koszmarnego samopoczucia i bezsenności postanowiłem na własną rękę sięgnąć po mirtazapinę. Na szczęście lekarz zaakceptował moją decyzję i oficjalnie włączył mirtazapinę do programu leczenia. Okazało się to strzałem w dziesiątkę - zniwelowała rozdrażnienie i bezsenność, jaką powodowała wenla, ale nie usypiała mnie w dzień, tak jak kiedyś mianseryna. Dodatkowo przyrost wagi jest duuużo mniejszy niż po mianserynie. Cel, czyli pozbycie się lęków i tego podskórnego strachu, który towarzyszył mi cały czas, został osiągnięty. Mam dobry nastrój, wysypiam się, jestem zadowolony z wyników w pracy. Oczywiście nie ma efektu "wow", ale wszyscy wiemy, że nie o to tu chodzi.

    Ale do rzeczy, wszak wątek jest o seksie...

    Muszę przyznać, że póki co nie jest źle. Oczywiście zainteresowanie igraszkami nieco spadło, również dłużej trwa "regeneracja po zbliżeniu", jednak wydaje się, że jest to dużo mniej uciążliwe, niż po sertralinie, którą brałem kiedyś, i która wykastrowała mnie bez najmniejszego zażenowania. Bardzo długo dochodziłem do siebie po trzyletniej kuracji tym specyfikiem. Oczywiście czas stosowania wenli i mirty jest nieporównywalnie krótszy od czasu brania sertraliny, ale mam nadzieję, że efekty nie będą tak opłakane, jak po sertralinie.

    Znacznie zmniejszyła się czułość penisa, co spowodowało wydłużenie samego aktu, ale to w moim przypadku jest pozytynym efektem, bo zdarzało mi się być "pięciominutowym" kochankiem.

    Zastanawiam się jednak, i byłbym wdzięczny za sugestie, czy nie warto zwiększyć mirtazapiny do poziomu 30 mg na dobę aby jeszcze bardziej przytępić działanie wenli na receptor 5HT. Niestety aktywność seksualna jest dla mnie (i nie tylko) ważna, a sama myśl o możliwości powrotu kastracji mnie paraliżuje (co samo w sobie ma już negatywny wpływ na seks).

     

    Podsumowując... połączenie mirtazapiny z wenlafaksyną wydaje się być dobrym wyborem (przynajmniej w krótkim okresie). Lekarz przewidział moją kurację na około 7-9 miesięcy, wliczając "schodzenie", mam zatem nadzieję, że moja "forma" nie ulegnie pogorszeniu.

     

    Pozdrawiam czytających...

     

    ═════════════════════════════════════════════════════════════════════════

    « California Rocket Fuel »

    75 mg wenlafaksyna

    15 mg mirtazapina

  6. Pierwsze cztery dni na wenli to był koszmar... nudności, senność, odrealnienie, drżenie rąk, wzmożone lęki. Przy takich efektach miałem w głowie tylko dwie rzeczy: albo dołożę jakiś lek który mnie ustabilizuje albo odstawię wenlafaksynę. Po wewnętrznej bitwie zdecydowałem się na to pierwsze. Dołączyłem 15 mg mirtazapiny (na własną rękę). I to był strzał w dziesiątkę! Doradził mi to jeden z forumowiczów i jestem mu wdzięczny. Od pierwszej tabletki mirty poczułem się lepiej. Ciało zaczęło mnie słuchać, lęki zmniejszyły się znacznie. Po tygodniu czuję się dobrze. Nie chodzę senny, mam ochotę na robienie czegokolwiek - o co wcześniej było bardzo ciężko. Znalazłem w necie informację, że taki "mix" określany jest w Stanach mianem California Rocket Fuel - to rzeczywiście może tak działać. Moje dawki są minimalnymi terapeutycznymi, ale już czuję ich efekt. Oby tak dalej i oby krótko brać leki...

×