nienawidzesiebie...
-
Postów
2 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez nienawidzesiebie...
-
-
Witajcie..
jak widac tekst jest bardzo dlugi, dlatego na wstępie dziekuje osobom, które wytrwają,a jeśli jeszcze napiszą cos madrego to będę bardzo wdzieczna ! Mam problem ze sobą, z toksycznym zwiazkiem, z życiem…
Mam 22 lata. Mam prace, której nienawidzę, jestem ponizana i obgadywana , a jestem zbyt slaba żeby na to nie reagować. A pracować musze – doceniam to ze tam pracuje bo biorac pod uwage sama prace to naprawdę dobrze mi się trafilo.
Mam chłopaka, 23 lata. Mieszka z rodzicami, nie pracuje („byle gdzie pracowal nie będzie”…), studiuje zaocznie ale poprawia rok bo lekceważy i mu się nie chciało uczyc. Na początku związek idealny, myślałam ze nareszcie trafiłam na idealnego chłopaka. Bylam tak bardzo szczesliwa..Dostalam skrzydel, myslalam ze nareszcie się doczekałam i będę miała szczęście !!
Po roku wszystko zaczelo się psuc. Nie staral się w ogole, ciagle klotnie. Nie chciał isc do pracy, nie chciał NICZEGO planować. Nigdy nie przyszedł na czas na umowiona godzine. Zdarzalo mi się czekac na ulicy godzine – kazda inna dziewczyna dalaby sobie spokoj (na początkach znajomości) ale ja bylam za slaba, stwierdziłam ze da się z tym zyc.. I tak od 2 lat. Obojetnie jaka okazjam, czy pociąg czy cos – on się zawsze spozni, czekam na niego ja, czeka na niego często moja rodzina. ON ma to gdzies – jeśli mowie ze moglby przeprosić to robi wielkie oczy miny i chce się klocic. Tutaj kolejny problem: klotnie sa o wszystko ! z jego strony. O to ze proszę żeby po sobie posprzatal, żeby przeprosil, ze mam pretensje ze kolejny raz nie spelnia obietnicy (nigdy zadnej nie spelnil). Nawet takie blahe powody jak doładowanie telefonu, on nigdy nie ma nic na koncie nie odpisuje nie dzwoni – ja dzwonie caly czas, trace 50 zl miesięcznie – od 1,5 roku prosiłam żeby przeniosl sobie nr do mojej sieci bo ma drogo u siebie w dodatku sam nie dzwoni nigdzie – nie doprosiłam się. Nigdy nie spelnil obietnicy, a dal ich już kilka (kilka wymusiłam a i tak nie spelnil). Nigdy nigdzie sami nie byliśmy – miał trochę pieniędzy ze sprzedaży na allegro i chciałam wyjechać na glupi weekend w dwojke nad jezioro, mam swoje pieniądze – nie wyjechaliśmy, on woli wyjść z kolega na piwo do „ekskluzywnej” knajpy niż zaoszczedzic jakies pieniądze. Rodzice go utrzymują, dawaja mu kase na piwo z kolegami – ja tego nie rozumiem.. Rodzice to kolejny problem. MYslalam ze mnie lubia..zawsze byli mili – teraz chłopak mi powiedział ze jestem nienormalna bo on musi do mnie jezdzic i powinnismy się widywać 1-2 razy w tygodniu i aboslutnie nie wolno spac razem przed slubem. Jak spimy u mnie (mama to toleruje) to dzwonią 5 razy się pytac o której będzie a na końcu robia wojne ze spi u mnie). A ja nie potrafie zrozumieć jak oni mogą tolerować to ze 23 letni chłopak jest na ich utrzymaniu nie chce isc do pracy a oni placa za jego zycie… JA chce być tylko szczesliwa – mowie mu o tym, wiele razy mowilam o swoich uczuciach. ON twierdzi ze ma dość rozmow(moich monologow) jestem nienormalna i mam przestać marudzić i mieć pretensje bo jest dobrym chłopakiem bo mnie nigdy nie zdradzil ani nie uderzyl. Mam tego dość… klotnie caly czas, większość z jego winy, a ja nad sobą nie panuje. Obrazilam wiele razy jego rodzicow- przeprosiłam za to i to jest moja jedyna wina. Ze chce być szczesliwa !! Zrywalismy tyle razy – on urywal kontakt a ja jestem zbyt slaba – wydzwaniałam prosiłam blagalam. I tak się ciagnie od roku już.Caly czas mowi ze mnie nie kocha nic do mnie nie czuje a mnie to nie rusza, jestem tak zalosna Studiuje zaocznie, tak rzadko miałam wolne weekendy, zamiast odpoczywać musiałam spedzac cala sobote na błaganiach żeby spedzil ze mna dzień i zamiast relaksu w wekeend były 2 dni stresu i wygadywan ze on musial na wies przyjechać tu jest nudno u niego w bloku jest fajnie. Mam już tego dość. Dzisiaj przegial. Spal u mnie, prosiłam zebysmy spędzili razem dzień, miałam tyle planow fajnych – on oczywiście powiedział ze nie bo rodzice . Wstalismy i go blagalam nawet zaproponowałam przyjemność fizyczna żeby tylko był ze mna, po wszystkim on powiedział ze zartowal nie kocha mnie i mam go odwieźć do domu bo on nie chce ze mna spedzac czasu Wiem ze jestem zalosna ze to zaproponowałam, po prostu nie umiem być sama.. Kocham go (nie wiem za co ) ale jestem za slaba żeby się rozstać, nie mam nikogo innego ;( Nie przezyje jeśli on jeszcze mnie zostawi. Nie wychodzę nigdzie nie mam znajomych, nigdy nie znajde innego chłopaka. Znam inne pary w naszym wieku, gdyby mój chłopak był chociaż w polowie taki jak inni, to już by mi to wystarczylo ! Ale on mnie po prostu przestal szanować i wiem ze jeśli raz to zaakceptowałam to już sobie pozwalal na więcej i to się już nie zmieni. Odnosnie przyszłości mowi ze rodzicow nie zostawi (sa w pełni sil żeby sami zyc, maja 50 lat ! ) i ze slub ewentualnie około trzydziestki bo on musi się wyszaleć.
Mialam koleżanke przez cale dzieciństwo i okres dojrzewania – zrobiłabym dla niej naprawdę wiele, były spięcia ale ogolnie przyjaznilysmy się smialysmy robilisym wszystko wspólnie. Poznalam chłopaka i odwrocila się ode mnie – powiedziała ze mnie nienawidzi i mam zniknąć z jej zycia. Zamknelam się w sobie rozpaczałam, a ona w tym czasie wziela na swoja strone wszystkich naszych znajomych. Nie wiem co jej zrobiłam do tej pory jest mi przykro, ja placze a ona się smieje na mój widok. Przez to wszystko obojętnie co z mlodosci mi się przypomni to kojarzy mi się z nia bo zawsze była obecna i chce mi się ryczeć, nie mam wspomnień już.
Mój ojciec był alkoholikiem. Znecal się nad nami psychicznie, obecnie nie wiem nawet gdzie zyje, nawet pieniędzy na dzieci nie dawal, przez co nie miałam nic jak bylam mala. Ostatnio czytałam swój pamiętnik : jak miałam 10 lat to pisałam ze chce się zabic ale tylko dziadek trzyma mnie przy zyciu bo nie chce żeby cierpiał. Nie mam zadnych dobrych wspomnień z dzieciństwa, nigdzie nie bylam , nic nie dostawałam.
Najgorsze jest to, ze ta kolezanka – wlasciwie to nikt nie wiedział o moim stanie. Bylam usmiechnieta dziewczyna, można nawet rzec przebojowa – udawałam ze mam szczęśliwy dom, a przychodziłam do domu i ryczałam cale dnie. Nikt nie wiedział o moim smutku. Nauczyciele zawsze dawali mnie za przykład wychowania. Mialam swój swiat i stwarzałam dookoła siebie drugi idealny. Ja nie wiem jak to robiłam, teraz nie potrafie się tak maskować, jestem po prostu slaba i zalosna. Obecnie wystraczy ze spojrze na dziecko, uslysze słowa o milosci, o smutku,cokolwiek, pierdoly z zycia codziennego – momentalnie mam lzy w oczach, nie potrafie zapanować nad wzruszeniem, nie wiem z czego to wynika.
OD dzieciństwa mam tylko 2 sprawy które mnie trzymają przy zyciu : dziadek którego kocham i zawsze był dla mnie dobry i nie chce go krzywdzić oraz nadzieja. Resztki nadziei ze będzie dobrze. ZE będę zczesliwa, zebede miała szczesliwa rodzine i dużo dzieci i dam im to czego ja nie miałam. Wiele razy myslalam o samobójstwie, o tym jak zrobić. Nie chce życ na tym swiecie, nienawidzę swojego zalosnego zycia, nic mi sie nie udało i przez chłopaka stracilam nadzieje na normalny związek. Z drugiej strony mam cien nadziei ze może jeszcze musze swoje wyczekać i kiedyś powiem sama do siebie ze warto było czekac i nareszcie jestem szczesliwa.
O samobójstwie mysle raczej w kategoriach zwrócenia na siebie uwagi…Nikt nie rozumie co się ze mna dzieje. Mialam kilka chwil ze dużo nie brakowało i zrobiłabym cos, na poważnie, nie żeby zwrocic na siebie uwagę…I tego się boje, ze znow będzie chwila spokoju i pogodzenia się z moim losem i ze kiedyś to zrobie a przecież chyba nie chce…;( Nie mam pieniędzy na psychologa, chciałam isc wiele razy. Mam obawy czy to cokolwiek da, jak obcy człowiek może przez godzine zrozumieć mnie. I czy w ogole komukolwiek będzie się chciało sluchac czegos takiego. Chlopak tego nie rozumie, uważa ze przesadzam, ze mam wyluzować bo mam 22 lata a nie 50. Nie rozumie ze nie mam ochoty na cotygodniowe imprezy do rana i wygłupy jego kolegow.
Plany na przyszlosc mielismy. Dopóki mnie kochal to plany były. PRzestal mnie kochac, raz mnie ponizyl i zaczal ponizac caly czas. Wie ze może mi powiedzieć cokolwiek i się nie odzywac a ja przyjdę do niego blagac. Jego rodzice uwazaja ze jestem nienormalna i mecze ich synka, mam mu dac spokoj. Nie meczylabym go gdyby był inny. Tyle razy probowalam tlumacyzc ze jeśli pozbędzie się swoich największych wad to ja po prostu nie będę się miała o co czepiac i nie będzie klotni po której strace panowanie nad sobą. ON uważa ze jest idealny, a rozmaiwac nie chce o niczym
Jestem zalamana swoim zyciem, ze daje sobą tak pomiatać. Nie widze dla siebie przyszłości. Studiuje ciezki „przyszlosciowy kierunek” ale nie widze dla siebie przyszłości jestem zbyt slaba ktoś mi cos powie a ja później placze po nocach. Biore pigułki antykoncepcyjne bo innym srodkom mój chłopak nie ufa. Powiedzial mi wiele razy prosto w twarz ze jeśli „sprobuje go wziąć na bachora (BACHORA!!) to on mnie pozbędzie praw rodzicielskich”. Oczywiście ze nie mogę mieć na razie dzieci i nie znim jeśli taki jest. Ale on uważa ze jest alfa i omega nawet w sprawie pigulek dlatego wyzywa mnie nawet jak mam biegunke (wiele godzin po przyjęciu pigułki) – i to dla niego już jest powod do klotni, ze nie zadbałam o to i na pewno jestem w ciąży.
Mam nadzieje ze ktoś dotarl do końca. Ulzylo mi trochę, ze miałam komu o tym powiedzieć. Chcialam porozmawiać z chłopakiem, napisałam co czuje- odpisal ze oglada boks i mam mu dac spokoj. Nie wiem co teraz. Mam wrazenie ze to ze mna nie da się zyc ze to ja jestem problemem i przez to nigdynie będę szczesliwa ;( Wydaje mi się ze zle trafiliśmy na siebie bo chłopak tez ma ewidentny problem – wg mnie wpływ jego rodzicow na jego zycie. Nie chce być z nim, mimoze kocham go jeszcze.Nie widze zadnej wspólnej przyzlosci. Ale jeśli z nim zerwe to nie będę miała dosłownie nikogo, nawet na wyjście na miasto. Tego się boje, samotności i chyba przez to nie ptoragfie z nim skonczyc raz na zawsze, wole być ponizana…
Ostatnio caly czas czytam o samobojtstwach. Boje się to zrobić ale tez nie chce zyc nienawidzę zycia mimo ze rozumiem ze to jest dar ze zyje jestem zdrowa . Wierze w niebo i pieklo i boje się ze trafie do tego drugiego. Ale mecze się na tym swiecie, to co napisałam może się wydaawc blahe. Musiałabym ksiazke napisac żeby wyrazić to co czuje. Beznadzieje swojego zycia….
Mam dosc mojego zycia, trace resztke nadziei :(
w Depresja i CHAD
Opublikowano
ja chce sobie pomoc, tak bardzo chce mam jakies leki przed ludzmi. unikam miejsc gdzie sa ludzie boje sie ze spotkam kogos kogo nie chce spotkac nie chodze do miejsc gdzie moga byc ludzie ktorzy sie ze mnie smieja i ktorzy mnie opuscili . Dlatego nie wyobrazam sobie usiasc przed obca osoboa dla ktorej bede po prostu kolejna osoba z problemem bo taka praca - bede musiala unikac jeszcze psychologa wiem zjakie to jest zalosne ale nic na to nie moge wyrzucilam to z siebie i czuje jakas ulge, ale prosto w twarz tego wszystkiego nie powiem, placze z byle powodu nic bym nie mowila tylko plakala no nie wyborazam sobie tego, jestem slaba !!