Witam. Nie wiem jak będzie wyglądał ten post, ale postanowiłem z kimś podzielić się tym co mnie dręczy od dawna, potrzebuję tego. Od dziecka byłem strachliwy, bojaźliwy, jakkolwiek to nazwać. Nie wiem czy wątek założyłem w dobrym dziale, gdyż to co mam może być także nerwicą natręctw. Nerwica lękowa nie jest mi jednak obca. Przejdźmy do rzeczy. Od kilku lat moja nerwica coraz bardziej uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie. Zacznijmy od wieku. Mam prawie 21 lat. Od ponad trzech lat mam dziewczynę. Sam już nie wiem czy to przekleństwo czy cud. Dziewczyna studiuje dziennie, jednak musi na studia dojeżdżać codziennie tzn 4x w tygodniu autobusem. Ja studiuje zaocznie, ale obecnie nie pracuje, mogę więc wstawać o której chcę. Moje poranki jednak wyglądają w ten sposób że budzę się o 5 rano i piszę do niej smsa, bo chcę sprawdzić czy wszystko ok. Najgorsze są chwile po wysłaniu smsa. Stres narasta falą. Sucho w ustach, ból podbrzusza, rozwolnienie - typowe objawy. Z każdą sekundą, która nie przynosi odpowiedzi czuję się coraz gorzej, a moją głowę wypełniają coraz czarniejsze wizje tego co mogło się wydarzyć. Chodzi oczywiście o wypadek. Żyję w kraju który przoduje w liczbie wypadków w Europie, więc nic dziwnego że mnie to stresuje. Tym bardziej, że jeździ ona trasą gdzie co 100 metrów stoi krzyż i znicze - krętą, z pagórkami - straszną. W końcu przychodzi sms - wielka ulga, mogę spać dalej. Do jej popołudniowego powrotu, kiedy wszystko wraca i znowu przez godzinę nie jestem sobą. Nie potrafię pozbyć się myśli, że może jej przytrafić się coś złego - nie potrafię bo niby czemu miałbym. Wszystko jest możliwe, nie mogę więc wykluczyć tego co się może zdarzyć. Problem w tym że te myśli nie dają mi żyć. Nie dają także żyć mojej dziewczynie która coraz bardziej się do mnie zniechęca, przez to ciągłe jej zamęczanie. Od tego ciągłego stresu mam wielkie niedobory magnezu, wiem to bez żadnych badań. Skaczące całe partie mięśni, serce bijące nierówno, mrowienie nóg itd. Mam również rozstępy na udach - jak mi się wydaje od nadmiernej ilości kortyzolu. Stres to moje życie. Wyżej podany przykład jest jednym z wielu. Najgorsze chwile przeżywam gdy ktoś bliski nie odbiera telefonu, choć wie jak na tym punkcie jestem przeczulony. Czasem chciałbym umrzeć, ale przypominam sobie, że mam dla kogo żyć. Proszę niech odezwą się osoby, które miały bądź mają podobny problem. Jak sobie z tym poradziliście? Nie mam pieniędzy na psychologa.
Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2
w Nerwica lękowa
Opublikowano
Witam. Nie wiem jak będzie wyglądał ten post, ale postanowiłem z kimś podzielić się tym co mnie dręczy od dawna, potrzebuję tego. Od dziecka byłem strachliwy, bojaźliwy, jakkolwiek to nazwać. Nie wiem czy wątek założyłem w dobrym dziale, gdyż to co mam może być także nerwicą natręctw. Nerwica lękowa nie jest mi jednak obca. Przejdźmy do rzeczy. Od kilku lat moja nerwica coraz bardziej uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie. Zacznijmy od wieku. Mam prawie 21 lat. Od ponad trzech lat mam dziewczynę. Sam już nie wiem czy to przekleństwo czy cud. Dziewczyna studiuje dziennie, jednak musi na studia dojeżdżać codziennie tzn 4x w tygodniu autobusem. Ja studiuje zaocznie, ale obecnie nie pracuje, mogę więc wstawać o której chcę. Moje poranki jednak wyglądają w ten sposób że budzę się o 5 rano i piszę do niej smsa, bo chcę sprawdzić czy wszystko ok. Najgorsze są chwile po wysłaniu smsa. Stres narasta falą. Sucho w ustach, ból podbrzusza, rozwolnienie - typowe objawy. Z każdą sekundą, która nie przynosi odpowiedzi czuję się coraz gorzej, a moją głowę wypełniają coraz czarniejsze wizje tego co mogło się wydarzyć. Chodzi oczywiście o wypadek. Żyję w kraju który przoduje w liczbie wypadków w Europie, więc nic dziwnego że mnie to stresuje. Tym bardziej, że jeździ ona trasą gdzie co 100 metrów stoi krzyż i znicze - krętą, z pagórkami - straszną. W końcu przychodzi sms - wielka ulga, mogę spać dalej. Do jej popołudniowego powrotu, kiedy wszystko wraca i znowu przez godzinę nie jestem sobą. Nie potrafię pozbyć się myśli, że może jej przytrafić się coś złego - nie potrafię bo niby czemu miałbym. Wszystko jest możliwe, nie mogę więc wykluczyć tego co się może zdarzyć. Problem w tym że te myśli nie dają mi żyć. Nie dają także żyć mojej dziewczynie która coraz bardziej się do mnie zniechęca, przez to ciągłe jej zamęczanie. Od tego ciągłego stresu mam wielkie niedobory magnezu, wiem to bez żadnych badań. Skaczące całe partie mięśni, serce bijące nierówno, mrowienie nóg itd. Mam również rozstępy na udach - jak mi się wydaje od nadmiernej ilości kortyzolu. Stres to moje życie. Wyżej podany przykład jest jednym z wielu. Najgorsze chwile przeżywam gdy ktoś bliski nie odbiera telefonu, choć wie jak na tym punkcie jestem przeczulony. Czasem chciałbym umrzeć, ale przypominam sobie, że mam dla kogo żyć. Proszę niech odezwą się osoby, które miały bądź mają podobny problem. Jak sobie z tym poradziliście? Nie mam pieniędzy na psychologa.