Skocz do zawartości
Nerwica.com

samotny_juko

Użytkownik
  • Postów

    21
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez samotny_juko

  1. Niestety musiałem przerwać swoją psychoterapię psychodynamiczną, z racji braku pieniędzy. Jednak zaliczone 55 godzin tej terapii nie poszło na marne: z paranoicznego lękowca zmieniłem się w osobe, która jest świadoma swojego potencjału i śmiało idzie do przodu. Pozostały resztki depresji ale i one znikają bo znalazłem świetnego psychiatrę z powołania. A teraz powróciłem do czegoś w rodzaju "autopsychoterapii psychoanalitycznej". Po prostu piszę jak najwięcej w czymś w rodzaju dziennika, co pozwala mi na spojrzenie na siebie z boku. Samą terapię jednak wspominam jako ciężką. Terapeutka często mi "dowalała" ale wyszło mi to na dobre. I zmieniła mój stosunek do lekarzy i świata, kazała na siebie patrzec jako osobę bez diagnoz medycznych. Tęsknie za terapią, a na NFZ trudno ją dostać moja lekarka sama mówi że mnie juz niepotrzebna żadna terapia.

    Pozdrawiam wszystkich pozostających w terapii.

  2. Niestety musiałem przerwać swoją psychoterapię psychodynamiczną, z racji braku pieniędzy. Jednak zaliczone 55 godzin tej terapii nie poszło na marne: z paranoicznego lękowca zmieniłem się w osobe, która jest świadoma swojego potencjału i śmiało idzie do przodu. Pozostały resztki depresji ale i one znikają bo znalazłem świetnego psychiatrę z powołania. A teraz powróciłem do czegoś w rodzaju "autopsychoterapii psychoanalitycznej". Po prostu piszę jak najwięcej w czymś w rodzaju dziennika, co pozwala mi na spojrzenie na siebie z boku. Samą terapię jednak wspominam jako ciężką. Terapeutka często mi "dowalała" ale wyszło mi to na dobre. I zmieniła mój stosunek do lekarzy i świata, kazała na siebie patrzec jako osobę bez diagnoz medycznych. Tęsknie za terapią, a na NFZ trudno ją dostać moja lekarka sama mówi że mnie juz niepotrzebna żadna terapia.

    Pozdrawiam wszystkich pozostających w terapii.

  3. Niestety musiałem przerwać swoją psychoterapię psychodynamiczną, z racji braku pieniędzy. Jednak zaliczone 55 godzin tej terapii nie poszło na marne: z paranoicznego lękowca zmieniłem się w osobe, która jest świadoma swojego potencjału i śmiało idzie do przodu. Pozostały resztki depresji ale i one znikają bo znalazłem świetnego psychiatrę z powołania. A teraz powróciłem do czegoś w rodzaju "autopsychoterapii psychoanalitycznej". Po prostu piszę jak najwięcej w czymś w rodzaju dziennika, co pozwala mi na spojrzenie na siebie z boku. Samą terapię jednak wspominam jako ciężką. Terapeutka często mi "dowalała" ale wyszło mi to na dobre. I zmieniła mój stosunek do lekarzy i świata, kazała na siebie patrzec jako osobę bez diagnoz medycznych. Tęsknie za terapią, a na NFZ trudno ją dostać moja lekarka sama mówi że mnie juz niepotrzebna żadna terapia.

    Pozdrawiam wszystkich pozostających w terapii.

  4. U mnie to też dystymia. Kończę pierwszy rok terapii. Jest na pewno dużo lepiej niż przed terapią, ale ostatnio mam wrażenie że przez terapię zwariuję. Też psychodynamiczna, raz terapeutka aktywna a innym razem nie wie co robić (zwłaszcza w typowo męskiej tematyce). Mam jak większość tutaj - niby wiem co mam zmieniać ale nie mam siły, nie wiem co robić, bo dochodzą nowe objawy; owszem gdyby nie terapia to na pewno byłoby już dawno ze mną bardzo źle. :evil: Zaufałem, że ona jest profesjonalna i że wie co robi :D

    Bo ostatnio to pomyslałem sobie, że jak takie okresy "wariowania" będą ciągłe i potrwają jeszcze kilka lat non stop to ja rezygnuję z terapii.

  5. U mnie to też dystymia. Kończę pierwszy rok terapii. Jest na pewno dużo lepiej niż przed terapią, ale ostatnio mam wrażenie że przez terapię zwariuję. Też psychodynamiczna, raz terapeutka aktywna a innym razem nie wie co robić (zwłaszcza w typowo męskiej tematyce). Mam jak większość tutaj - niby wiem co mam zmieniać ale nie mam siły, nie wiem co robić, bo dochodzą nowe objawy; owszem gdyby nie terapia to na pewno byłoby już dawno ze mną bardzo źle. :evil: Zaufałem, że ona jest profesjonalna i że wie co robi :D

    Bo ostatnio to pomyslałem sobie, że jak takie okresy "wariowania" będą ciągłe i potrwają jeszcze kilka lat non stop to ja rezygnuję z terapii.

  6. Ja wkrótce kończę - wszystko zostało przez Nią dostosowane jednak do kontraktu

    Okazało się, że Ona pracuje w podejściu integratywnym

    Cholernie boję się końca, ale jak Ona twierdzi, tak samo jak od innych, muszę odejść od niej, bo "nie mogę być jej dzieckiem" tj nie mozna do tego dopuscic. Walczylem tez z nia sporo ostatnio - i dostalem odpowiedz, dlaczego to dobrze

    Sporo się zmieniło - odkryłem własną siłę, problemy moje to właśnie problemy z rozstaniami i odejściami. W trakcie terapii odkryłem że nie mam zaburzęń osobowości, jak sugerowało otoczenie - nie dostałem na poczatkowych sesjach diagnozy - mialem sam wszystko odkryc. Gleboko humanitarne, ludzkie, gleboko humanistyczne traktowanie przez nia mnie i moich problemow zawazy na moim dalszym zyciu. I te metafory - to podobno celowanie w najglebsze warstwy osobowosci.

    Cholernie boje sie konca, a w ogole to robie takie rzeczy pod wplywem terapii - w sensie przepychania sie lokciami przez zycie - na mysl o ktorych rok temu wyladowalbym w wariatkowie :)

    Pozdrawiam i zachecam do terapii, szukajcie jednak dobrze - leczy nie podejscie - A OSOBOWOSC I WARSZTAT TERAPEUTY

  7. hmmm jakby to z tym dystansem wytłumaczyć. Chyba chodzi mi o to co napisała Candy 14- podoba mi się, że traktuje mnie jak klienta, a nie kumpelę. Że nie głaszcze mnie po głowie i że traktuje mnie mega profesjonalnie. Te wszystkie "dzień dobry, " do widzenia" podanie ręki na początek i na koniec. Serdecznie ale z dystansem, bardzo dużo ciepła od niej ale dozowane wszystko idealnie dla mnie. Czuję taką granicę, której nie przekraczamy w swojej relacji i to jest super bo dzięki temu nie przywiąże się do niej za bardzo i nie będzie mi się ciężko od niej odkleić gdy przyjdzie koniec terapii. Ja sobie na przykład nie wyobrażam, że mogłybyśmy do siebie mówić na Ty i na pewno nie zgodziłabym się na to.

     

    Jeszcze ktoś tu pisał niedawno, że się wkurza że terapaeuta mało mówi... Kurde jak ja się na początku dziwiłam, że ona prawie nic nie mówi! Tzn nie miałam z tym problemu, bo sama na początku tyle mówiłam, że mi się buzia nie mogła zamknąć :) i występowała suchość w gardle na końcu sesji :D Ona z każdą sesją zaczęła mówić więcej i więcej, zadaje dużo pytań. Teraz widzę, że na początku badała grunt- musiała posłuchać mnie by zrozumieć problem. Zresztą... nie wiem do końca jaką on mają taktykę terpaeutyczną, grunt, że działa :) :great: ja zaufałam po prostu i się nie zawiodłam ;) chodzę już albo dopiero 3 miesiące. Jak zaczynałam to naiwnie myślałam, że może mi przejdzie mój problem po jednym, dwóch spotkaniach :mrgreen: hhehehehehe Terapeutka się uśmiechnęła do mnie wtedy hehehe ale mnie nie wyśmiała tylko pamiętam powiedziała "Wszystko zależy od Pani" :) :) Dwa spotkania to było dopiero moje wygadanie się, tzn. opowiedzenie o wszystkich " bolączkach" .

    p.s Fajne to forum :) można się dodatkowo wygadać. Ja w relau nie mam komu opowiadać o terapii, a szkoda. Bo to traz ważny dla mnie temat.

     

    Mariposa28 jestem w szoku :shock: moja jest taka sama

  8. Nareszcie piszę tutaj, chociaż dalej boję się swojego optymizmu - zawsze po moim optymizmie dostaje piachem po oczach....

    Na 35 sesji, czyli ponad poltora miesiaca temu, przyznałem sie przed samym soba,przed terapeutką w sumie też, do sedna problemu, i od tej pory to mam ochotę ją usciskać na każdej sesji...takie te sesje sa od 7 spotkań niezwykłe...a przyznałem się , bo ona to wyczuła - wyczuła bestia mnie :P

    i jak się okazuje, po miesiącach - pracujemy w psychodynamicznym podejsciu, ale bardziej interpersonalnym, i jeśli dzieje sie coś złego dzieje - to są tez interwencje typowe dla cbt....

    obym nie stracił optyzmizmu, ja dojrzałem dla samego siebie przez te 42 sesje....

    i wciaz sie boje zmian, bo jak Pani twierdzi zmiany sa bardzo szybkie, ale to ponoc nic zlego :P

    owszem zzdarzaja sie tez chwile strasznej paniki - ale to jest zwiazane z tym co wnosze na sesje, z czym chce pracowac, co jest dla mnie wazne.

    Coraz mniej sie boje, coraz bardziej siegam po swoje....

  9. Moniczko dziękuję za wsparcie :D

    Moja terapeutka jest specyficzna - nic o sobie nie mówi ale baaaardzo często interweniuje i naprowadza, więc to "psychodynamika" nie jest :)

    Aha, nic o sobie nie mówi bo jak stwierdziła - nie może zostać moja koleżanką :P:P

    Pozdrawiam!

     

    PS> Czas psychoterapii u mnie - w najgorszym wypadku - to maksymalnie 2 lata wg niej ale raczej około roku - tak powiedziała - więc to żadna psychoanaliza ufff

  10. A mnie troszkę głupio, że takie 2 posty tu walnąłem. Na ostatniej sesji sporo sobie z terapeutka wyjaśnilismy. Szkoda, że dopiero na 30 stej sesji ale lepiej późno niz wcale. I zrozumiałem, że to nie psychoterapia psychodynamiczna, ale po prostu PSYCHOTERAPIA. Wszelakie terminologiczne etykietki przeszkadzają a liczy się warsztat terapeuty, bo moja Pani ostatnio często interweniuje. Profesjonalistka jednym słowem. Moniko dziękuję :P

  11. samotny_juko, Jak długo chodzisz do tej terapeutki?

    Skąd przypuszczenie,że nie ma doświadczenia?

     

    Bo odnoszę wrażenie że ma gdzieś objawy(wieloletnie i o niejasnej przyczynie). Zaczynam 8 miesiąc, ale łatwo jeszcze nie zrezygnuję, skoro to działa po dłuższym czasie. Myślę, że kiedy minie 12 miesięcy , zadecyduję co dalej. :P

    Pozdrawiam Ciebie, Moniko

  12. Monika wiem :)

    Ale u mojej nie ma na co liczyć na interwencje w czasie sesji, na 3 spotkaniu powiedziała że pracuje tylko psychodynamicznie, w ogóle to ta terapia wg niej powinna się odbywać na kozetce i co 3 dzień - ale ona pracuje raz w tygodniu :lol:

    i ma w nosie moje objawy jak jej o tym mowię to stwierdza, że o tym mówimy, a ja na to, że w sumie tak naokoło teraz widzę że ona wprawdzie jest profesjonalna, ale odległa, zimna, i bez doświadczenia - po 30 sesjach jakieś wsparcie powinno być a nie ma żadnego, większe wsparcie uzyskałem w 2007 roku u pewnej pani doktor w czasie 90 minutowej rozmowy, ale wtedy wskazań do terapii jeszcze nie było. I jeszcze diagnozy mi nie chce dać i mówi że to lęk przed śmiercią, a analiza snów rozciągnięta na kilka sesji - jakby w tych snach było co leczącego, poza tym wali do mnie takimi metaforami że szczęka mi opada, w ogóle tekstami operuje nieprzystającymi do leku, do objawow. Nie wiem, może to analityk jungowski :pirate:

    W ogóle jej stwierdzenia są najczęściej śmieszne i niepoważne. I często przekręca moje słowa.

  13. ala1983, ja na swojej psychodynamicznej też sie kręcę w kółko, już 7 miesiąc w sumie, lęków napadowych większych nie ma bo jest terapeutka - tylko na tej zasadzie to działa (chociaż derealizacja jest i lęk uogólniony), ale zanim rzucę terapię zrobię rekonesans po terapeutach pracujących w innych modalnościach...

     

    Zresztą , jeśli jakiś terapeuta chce leczyć lęk napadowy, uogólniony i derealizację tylko psychodynamicznie - to życzę mu powodzenia i jeszcze większego powodzenia jemu pacjentowi :mrgreen:

  14. Czy ktoś z Was miał z powodu terapii poczucie, że nie wie, kim jest, nie umie nic pewnego powiedzieć na swój temat, nie potrafi nazwać swoich cech charakteru? (ok, domyślam się, że wiele osób tak miało, więc pytanie kolejne) czy ktoś z Was miał to uczucie mniej lub bardziej przygniatające przez prawie rok czasu?

     

    Witaj

    Ja tak mam , ponad pół roku w terapii i takie odczucia są. Ponoć w terapii tak bywa. W sumie to mnie sie pogarsza, niby wiem co powinienem zmienić w życiu( a raczej w otoczeniu) żeby pozbyć się objawów, ale nie mam na to siły. Od zawsze byłem depresyjny. Juz sie pogodzilem ze mnie czeka wieloletnia terapia.

  15. Nie zdążyłem wszystkiego napisać :-)

    Ja mam w sumie mieszane uczucia - odstawiłem prochy bo wiedziałem że mam terapię i gdyby coś się działo to jest Ona - mam obowiązek mówienia o wszystkim złym pomiędzy sesjami :-)

    Ale dla mnie to takie przeciąganie liny - na przemian są sesje fenomenalne i te złe - na jednej jest np. to sławetne osiągnięcie wglądu - rozluźnienie itd, a na kolejnej uczucie niezrozumienia :/ i np. szczątkowe uczucia paniki - o tym też mam obowiązek Jej mówić , o wszelkich objawach które się pojawiają na sesjach - i tak się to powtarza, aż czasem myślę że spróbuję np. psychologii transpersonalnej..........poza tym nie znam diagnozy moja terapeutka nie chce mi jej dać , więc czasem myślę że to coś złego.

    Raz wychodzę z sesji z poczuciem spełnienia, a raz jestem wkurzony na maksa i z takim niedosytem....

    Ale myślę że jeśli 6 miesięcy udało mi się wychodzić (tylko 1 raz zwiałem)

    to drugie tyle wychodzę (bo okres 1 roku zawarłem w kontrakcie). Tyle że moje życie jest p****ane - ona chce żebyśmy początki paniki - tj, teorię o ich powstaniu wypracowali razem - miałem 12 lat, 1994 rok, zwykły lek na przeziębienie o mało co nie wpędził mnie w psychozę - i ona tu nie daje do końca wiary - jej teorie nie przystają do tego co było - może spowodować że jednak możemy się pożegnać

    PS

    Pozdrawiam wszystkich co pozostają w psychoterapii - to ma nam pomoc, pamiętajcie

  16. Powiem tak: działa, chyba działa - ale na jakiej zasadzie - nie wiem .

    3 i pół roku byłem na prochach - niepotrzebnie - bo na początku lipca pojawiły się takie ataki paniki, że zwiększanie dawek nie nie pomagało - i zdecydowałem się na psychoterapie, odstawiłem leki dość szybko i bez terapeutki (tzn. mój internista mi pomógł)...no ale leki zacząłem odstawiać przed terapią - mam 6 miesięcy terapii psychodynamicznej za sobą, łącznie 23 sesje, raz w tygodniu po 50 minut. Trafiłem na empatyczną lecz stanowczą :brawo: babkę. Nie pozwala na chwile milczenia, i dobrze, bo już bym dawno stamtąd uciekł.

    Taki typowy "psychoanalityk". Ale empatyczny jak napisałem wyżej. Traktuje wszystko śmiertelnie poważnie, bo jesli analizujemy sen - wnoszę takie gdy po jakimś pojawia się objaw lub sen jest wynikiem danej sesji - to nadaje postaciom w tym śnie jakieś bardzo ważne znaczenie :P z czym się Ja np. nie zgadzam.

    Ale wszystko kręci się wokół objawów(najczęściej naokoło jak jej to powiedziałem), które na początku lipca były nie do opanowania nawet tabletkami, a na terapię trafiłem pod koniec lipca. I od tej pory objawy mijały. Pod koniec sierpnia ich nie było..dziwne...wiem

    W sumie cała terapia skupia się na analizowaniu dlaczego teraz nie ma ataków, a przedtem były, dlaczego pojawiły się w 12 roku życia.

×