Skocz do zawartości
Nerwica.com

kaja74

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez kaja74

  1. Ja każdy wyjazd służbowy musiałam odchorować. Najgorsze byle podróże pociągiem i mega wielki strach...o wszystko.

    O to, ze pomylę pociągi, ze zasłabnę i nikt mi nie pomoże, ze stracę pamięć i zginę nie będę mogla wrócić do domu. Ile ja razy udawałam chorą , żeby tylko nie musieć jechać w taka podroż. Ale...gdy jechał ze mną ktoś jeszcze, nie miałam takich objawów. I jeszcze jedno- moje leki dotyczyły tylko podroży służbowych. wyjazdy wakacyjne, rekreacyjne nie budzą we mnie takich emocji.

  2. Gestalt nie jest zabawą, dotyka również trudnych i bolesnych tematów. Jak kazda terapia. Grzebanie w dziecinstwie to element tej "zabawy", bo przecież 99% naszych zaburzeń powstaje w dzieciństwie...Nie dla kazdego jest gestalt. Jest w nim sporo dialogu, rozmowy i tego bycia tu i teraz, co dla niektórych może być trudne...jesli wrócę do terapii, to tylko do gestaltu.

  3. Byłam kilka lat w terapii. Z przerwą roczną będzie jakieś 4lata. W tym zaliczyłam również terapię grupową, którą była dla mnie niesamowitym doswiadczeniem...Pracowałam w Gestalcie, jak dla mnie idealnym, bo opiera się na pracy z ciałem, emocjach, psychodramach, kontakcie z terapeutą...Niestety, zwiałam, gdy pojawiły się blokady, kłody tak ciężkie, że nie dałam rady ich pokonać...dzis uważam to za moją porażkę, bo być moze gdybym wtedy nie uciekła teraz byłoby mi łatwiej...

    Pootwierałam stare rany i nie zaleczyłam ich. Błąd :(

  4. Cześć. Kilka lat temu mając atak paniki straciłam na kilka minut wzrok. Biało przed oczyma i ogromny strach, że tak już zostanie.

    Zrobiłam wszystkie badania okulistyczne, byłam u kilku specjalistów, każdy z nich mówił, że jest mozliwa chwilowa utrata wzroku na skutek silnego wstrząsu, stresu. Potem za kazdym razem gdy zbliżał się atak paniki myslałam tylko o tym czy utrata wzroku nie powróci.

    Na szczęscie to był epizod i więcej sie nie powtórzył, ale 2 razy pamiętam, że w stanie mocnego stresu gorzej widziałam (za mgłą i mroczki ).

    Do tej pory mimo, że ataków paniki nie mam od kilku lat (odpukać !), to strach przed tamtym zdarzeniem jest we mnie na tyle głęboko, że np. nie zasnę w zupełnej ciemności i do oklulisty chodzę częściej niż powinnam...

  5. Zyję inaczej niż bym chciała, udaję, że jest dobrze, kiedy dobrze nie jest. Zaprzeczam sama sobie...Nie mam tego co bym chciała mieć i nie ma szans, by to mieć....Za cholerę nie umiem się z tym pogodzić

    Gdy kilka lat temu zaczynałam terapię, miałam w sobie mnóstwo nadziei, że to dobry krok. Ale uciekłam, jak zawsze wtedy, gdy zaczyna być pod górkę..Terapia to duzy wydatek, na ktory teraz mnie nie stać..Poza tym ja przestałam wierzyć, że to ma sens...

    Pustka wiąże się ze stratą Mamy, tylko z tej wiedzy nic niewynika..

  6. Kilka razy w swoim życiu ratowałam się lekami..Uratowały mi życie, postawiły na nogi, dały siłę...Do tego terapia, i indywidualna i grupowa, ciągła praca nad sobą...Chwytałam się tego jak szalona..A teraz przyszło totalne zniechęcenie, niemoc i wręcz awersja na słowo "terapia"...Poddałam się, straciłam nadzieję, wiarę, że kiedykolwiek będzie lepiej. Zyję aktywnie, uprawiam sport, nieźle wyglądam i dbam o swoją fizyczność, a w środku jestem pusta, smutna i cholernie pogubiona....Na nic nie czekam, nic mnie nie cieszy i jestem totalnie wypalona.

    Nie chcę tak żyć, a jednoczesnie nie mam siły na walkę...Chcę lek, antidotum na smutek, na strach...tak, wiem, to droga na skróty, ale ja nie umiem inaczej....potrzebuję odetchnąć, odpocząć od tego ciągłego napięcia...Ale czy leki nie są oszukiwaniem samej siebie ? Bo może i wyciszą i uspokoją, ale czy nie zamiotą emocji pod dywan ? Czy to ma sens ?? Reszę zycia spędzić na lekach..??

    Co o tym myslicie ?

  7. Czytam Wasze wypowiedzi i jakbym czytała o sobie...Dorosła kobieta, na pozór samodzielna, pewna siebie, często zarozumiała, a pod tą maską mała dziewczynka, która panicznie boi się odrzucenia...Smutna, pusta w środku...Znam (po kilku latach terapii ) genezę takiego stanu, jednak to niewiele zmienia..A niekiedy taka świadomość pewnych schematów jest nie do udźwignięcia..Wiesz co jest nie tak, dlaczego zachowujesz się tak, a nie inaczej, a mimo to nie umiesz z tym nic zrobić...Więc uciekam, w kolejne związki, które są namiastką czegoś dużego i wąznego...

    Mężczyźni niedostępni, żonaci są "idealni" dla mojego wzorca...nigdy mnie niezostawią , bo nigdy mi niczego nie obiecywali...Problem zaczyna się wtedy, gdy angazuję się, bo oni jednak mimo swojej niedostepności są blisko i zawsze kiedy ich potrzebuję...A wtedy zaczyna się panika i tracę grunt pod nogami...bo znów jest zagrozenie, że "on mnie zostawi"...

    W odpowiedzi na pyt.Autorki- ja sobie z tym zupełnie nie radzę, nie mam na to wpływu i jedyne co umiem robić to uciekać...przed emocjami, strachem- w kolejną relację, plasterek...A chyba najgorsza jest moja niewiara i brak sił, by cokolwiek ruszyć, zmienić...

  8. Witajcie, zaglądam tu już od jakiegoś czasu, czytam i chwytam się optymistycznych wątków. Łatwiej żyje się ze swiadomością, że nie jesteśmy sami ze swoimi problemami...Może kiedyś odważę się, by podzielić się swoją historią..

    Za mną kilka epizodów depresji, a lęk towarzyszy mi od kiedy tylko pamiętam..

     

    Dużo sił wszystkim Wam (i sobie )życzę :)

  9. Witajcie, ktoś tu jeszcze zagląda...? Mieszkam w ZGórze, od wielu lat miewam epizody depresyjne, sporo lęków, ale raczej uogólnionych niż konkretnych. Jestem otwarta na nowe znajomości, bardzo chętnie pogadam z kimś z moich okolic..

    Mam 36lat.

×