Skocz do zawartości
Nerwica.com

Itka

Użytkownik
  • Postów

    24
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Itka

  1. No to może kilka słów o swoim przypadku. Nie tak pięknie i filozoficznie jak ujął temat Kori. Myślę, że dystymików cechuje nadwrażliwość. Czy z nadwrażliwości da się wyleczyć? Chyba niekoniecznie, ale można opanować jej negatywne działanie m.in. przez pracę nad sobą. Właściwy dla nas psychoterapeuta może nam w tym pomóc. Tylko jak znaleźć tego odpowiedniego dla nas? Metodą prób i błędów? Wg mnie warto próbować i nie zrażać się niepowodzeniami. Czy farmakoterapią da się wyleczyć objawy dystymii? Owszem -zaleczyć, uzyskać poprawę na jakiś czas, poczuć psychiczną ulgę, ale całkowicie wydobyć się z dystymii...wątpię. Moje poważne problemy natury psychicznej zaczęły się mniej więcej w okresie licealnym. "Doły",brak chęci do życia, myśli samobójcze, wyalienowanie, wycofanie z życia klasy. Jakoś przetrwałam ten czarny okres mojej młodości. Później też nie było łatwo. Kłopoty rodzinne, choroba matki, wpadanie w otchłań alkoholu mojego ojca. Czułam, że sobie sama nie poradzę. Udałam się do specjalisty z dziedziny psychiatrii. Pierwsze leki p/depresyjne - powodowały senność. Zmiana leczenia, wizyty u psychologa. Wiem, że wtedy dobrze zadziałał na mnie Rudotel. Duzo pracowałam nad pozytywnym nastawieniem i nadmiernym nie przejmowaniem się kąśliwymi uwagami. Nauczyłam odganiać niedobre myśli. Poza tym zaangażowałam w sprawy religijne- to też mi na jakiś czas pomogło. Rozpoczęłam pracę, która dała mi dużo satysfakcji (bo nie pieniędzy), grupa mnie zaakceptowała- czułam się dowartościowana. Choć oczywiście idealnie nie było i ciągle walczyłam z "ciemnymi chmurami". Nie posiłkowałam się farmakoterapią. Powtórnie do psychiatry trafiłam kilka lat temu, kiedy powróciły myśli samobójcze i poczucie bezsensu dalszej egzystencji. Poza tym prawie od młodości zmagałam się z napadami suchego kaszlui infekcjami dróg oddechowych. Kojarzyłam to bardziej z alergią. Udałam się do pulmunologa, który stwierdził po przeprowadzeniu serii badań, nadwrażliwość oskrzeli na bodźce zewnętrzne. Kaszel ustąpił po leku zgrupy SSRI. Początkowo lekarz potraktował mój przypadek jako nasiloną nerwicę, teraz nazywaną zaburzeniami lękowymi. Poczułam bardzo dużą poprawę jakości życia. Odstawiliśmy leki i po około pół roku nawrót fatalnego samopoczucia. Wnikliwsza diagnostyka- rozpoznanie dystymia. Kolejne farmaceutyki. Nie udało mi się uzyskać entuzjazmu, jaki zapanował po pierwszej terapii, ale w miarę dobrze funkcjonuję w społeczeństwie. Daleko mi do stanu samozadowolenia. Cały czas myślę nad psychoterapią. To jakby moja ostatnia deska ratunku w walce o zdrowie psychiczne.
  2. Dystymia należy do zaburzeń przewlekłych, dlatego m.in. trudno z niej wyjść. Podobnie jak z innymi chorobami przewlekłymi, leczy się człowiek do końca życia. Niemniej próbować warto. Jestem zdecydowana imac się różnych terapii, w końcu może cos pomoże rozprawić się z dystymia. Farmakoterapia pomaga na jakiś czas, ale dzialanie leków słabnie i trzeba szukać innych środków. Ktoś kiedyś nazwał leczenie dystymia braniem narkotyków pod kontrolą lekarza. Trochę jest w tym racji.
  3. Zamierzam wyjść z dystymii. Nadzieja umiera ostatnia. Wierzę, że w człowieku drzemie olbrzymi potencjał. Trzeba go tylko obudzić. Inni zyczliwi ludzie mogą w tej ewolucji pomóc. Potrzebna też jest wewnętrzną chęć zmiany, praca nad sobą, niemały wysiłek. A póki co, trudno mi zebrać się na psychoterapię.
  4. Interesuje mnie problematyka nerwicy eklezjogennej bez obrzydliwych myśli. Nie mam doświadczeń katolickich, bo wychowalam się w rodzinie innowierczej . Myślę, ze moje przeżycia religijne miały i chyba nadal mają przełożenie na moje zdrowie psychiczne i przewlekle utrzymujące się złe samopoczucie. Gdyby ktoś miał ochotę na rozmowę, najchętniej na PM, zapraszam.
  5. Fajnie, że tutaj trafiłaś. Zgadzam się z Tobą. Nic tak nie dodaje otuchy jak świadomość, że inni borykają się z podobnymi problemami. Też długo zbierałam się z wizytą do psychiatry...chyba całe życie. Skorzystanie z pomocy specjalisty to dla mnie ostateczność. Ale warto było.
  6. Bardzo radykalne stwierdzenie. I lakoniczne, ale może jest w nim głębszy sens.
  7. No nie wiem, może źle się wyraziłam. Od kiedy pamiętam, śmierć postrzegałam nieco odmiennie niż większość ludzi. Świadomość nieuchronności tego momentu działa na mnie pozytywnie. Uspokaja, wycisza i mimo wszystko lepiej mi na duszy. Już się tak wszystkim nie przejmuję, wiedząc o kruchości naszego życia. Nie radość, ale lżej znosić trudy życia. Za oknem maj w pełnym rozkwicie, zapachniało narcyzami i lilakiem, zazieleniło się soczyście i pięknie Dłuższe, cieplejsze dni. A jednak to mnie nie cieszy, bo w sercu listopad.
  8. Radość to raczej za duże słowo...Samopoczucie poprawiło mi obecność na pogrzebie. Świadomość, że życie bywa kruche, ulotne i czasem za krótkie. To było pożegnanie młodego człowieka, który zginął tragicznie. Trochę mu zazdroszczę, że już nie musi o nic walczyć, o nic zabiegać, zmagać się z ciężarem życia.
  9. Jestem kobietą i jest podobnie było przez większość 40-letniego życia. Nie mam dużych potrzeb, nie mam partnera. Dla mnie obniżone libido nie stanowi problemu. Byłoby gorzej gdybym była w stałym związku. Dystymia, IMHO, funkcjonuje jako termin przewlekłej depresji raczej od niedawna. Wydaje mi się, że takowe rozpoznanie trudno ustalić u osoby młodej. Jakiś czas musi trwać stan dystymiczny (lata), zanim można zaklasyfikować zaburzenia w sferze psychicznej w kierunku dystymii.
  10. Ostatnio psychiatra też rozważał sulpiryd,. ale skutki uboczne to wzmożony apetyt. Nie mogę narzekać na brak apetytu. Ostatecznie od przeszło tygodnia biorę sertranorm . Na razie za krótko by mówićo o skuteczności. Źle reagowałam na Fluoksetynę, miałam biegunki, a nastrój nie ulegał poprawie. Natomiast zauważyłam, że ostatnio modna jest w niektórych środowiskach Velaflaxyna SR 75. Zapytałam specjalistę o lek. Odradził w moim przypadku.
  11. Chemia pomaga, ale lepiej pomóc sobie samemu. Wierzę w olbrzymi potencjał , który drzemie w naszym "wnętrzu",, mózgu, jestestwie. Trzeba go tylko skutecznie obudzić. Szukanie rozwiązania problemów w tabletkach szczęścia to krótkowzroczne rozwiązanie. Wydaje mi się, że łatwiej wpaść w uzależnienie od leków niż znaleźć prawdziwe szczęście. Nie chce byś sztucznie szczęśliwa, wesoła, pogodna.
  12. Dzięki Korat. Osobiście wolałabym psychoterapię prywatną i tylko taka wchodzi w grę. Mam swoje lata. Lekarz psychiatra proponował mi na początku terapię 6-tygodniową w oddziale na NFZ. Nie sądzę, aby pracodawca byłby zachwycony "takim" zwolnieniem lekarskim. Współpracownikom też się nie zwierzam z własnych problemów. O kasę nie chodzi, bardziej o wygospodarowanie czasu i o skuteczność terapii.
  13. Coś w tym jest, o czym piszesz. Farmaceutyki nie leczą, ale łagodzą pewnie nieprzyjemne stany. Obniżają lęk, poprawiają nastrój, "otumaniają" człowieka. Chciałam z nich jak najszybciej wyjść, bo odnoszę wrażenie, że nie pomagają , tylko uzależniają. Uzależniają w ten sposób, że dystymik szuka pomocy w lekach a nie w samym sobie. Poza tym po pewnym czasie stosowania ich, działanie terapeutyczne zmniejsza się i zazwyczaj trzeba spróbować nowych środków poprawy samopoczucia. Nie próbowałam psychoterapii. Może warto skorzystać z tej formy pomocy? Co prawda psychiatra stwierdził, że mam wysoką świadomość swego problemu i niekoniecznie widzi potrzebę pomocy psychologicznej. Pracuję w zawodzie medycznym. Jakie macie doświadczenia dotyczące psychoterapii? W jakim stopniu pomogła w walce z dystymią? Jaka formę psychoterapii polecacie?
  14. Najlepsze efekty w moim przypadku daje Paroxetyna w dawce max 40mg dziennie. Brałam również Fluoxetynę, ale działała zbyt napędzająco i przyspieszała perystaltykę jelit, co było dla mnie niekorzystne. Poza tym jako skutek uboczny pojawiały się napady oblewających potów. Nadmienię, że dominują u mnie objawy nerwicy lękowej. Do obniżonego nastroju i skłonności depresyjnych przyzwyczaiłam się.
  15. Dystymia została zdiagnozowana u mnie niedawno. Chyba wcześniej psychiatrzy nie wyróżniali tej jednostki chorobowej. Mając lat 40+, potrafię lepiej określić, co się ze mną dzieje. Stąd może trafniejsze rozpoznanie i zdecydowanie lepsze dobranie leków. Przez długi czas nie posiłkowałam się farmaceutykami i bywało bardzo ciężko. Myślałam, że taka moja depresyjna uroda. Nauczyłam się żyć z melancholijnym nastrojem. Bywałam wyczerpana, ciągle przemęczona, bezsilna, przejmująca się małymi sprawami, płaczliwa, pełna rezygnacji. Wypracowałam technikę oddalania myśli samobójczych, które w sytuacjach kryzysowych dawały o sobie znać. Muszę jednak przyznać, że nie żyłam pełnią życia. Teraz na antydepresantach jest znacznie lepiej, jakość mojego życia poprawiła się.
×