Skocz do zawartości
Nerwica.com

.Sara.

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez .Sara.

  1. DarkAngel odpowiedz na to co Ty napisaes jest nizej.

     

    Witaj Saro!

    Anoreksja jest chorobą-chorobą śmiertelną. (...)

    ta choroba zabiera wszystko

     

    witaj BEHEMOT :) :D:D

    Twoje slowa po poprzedniej wypowiedzi sa jak miód kojący bol w gardle ;)

     

    wiem ze jest wyniszczajaca choroba, ze w 15% przypadkow prowadzi do smierci.

    z tym ze anoreksje restrykcyjna mialam na poczatku,przechodzilam przez anoreksje bulimiczna, ze 3 razy, mialam napady kompulsywnego jedzenia czy jak to tam ktos nazwal, potem znowu anoreksja bulimiczna, 3-4 miesiace temu anoreksja. teraz znowu anoreksja bulimiczna :(

     

    ta choroba zabrala mi duzo. reszte zabrala mi depresja.

    obie choroby odebraly mi wszystko. wszystko!

    zostawily tylko nic nie warte zycie.

     

    ja az za dobrze to wiem jak okrutna jest anoreksja, tak samo depresja

    wszystko co moglam stracic juz stracilam.

    nie mam na mysli rodziny, mamy, psow ..

    ale wszystko co jest bezposrednio zwiazane ze mna i moim zyciem.

     

    nie myslcie ze ja przez te lata w anoreksji tak po prostu sie temu poddalam. na poczatku, przez dlugi czas nie wiedzialam ze mam zaburzenia jedzenia. nawet zapytalam sie mojej psychoterpeutki- psychiatry czy moge miec problemy typu anoreksja czy bulimia bo czulam ze cos jest nie tak, ale ona zapewnila mnie ze absolutnie nie i ze mam sobie tym glowy nie zawracac.

    ale potem kiedy sama zrozumialam ze jest zle, zaczelam z tym walczyc. wygralam raz.

    nie na dlugo bo po kilku miesiacach wpadam w depresje (po raz drugi) i sama nie wiem kiedy zaczely sie znow problemy z jedzeniem. jak pokonalam depresje to anoreksja juz byla sowrotem.

     

    bylo super, chudlam czulam sie szczupla, drobna, lekka. bylam szczesliwa. ale potem zaczely sie coraz czestsze napady kompulsywnego jedzenia, wiec zaczelam walczyc z choroba ponownie.

     

    wygralam. pokonalam anoreksje. pamietam ze to byl koniec sierpnia. mialam plany, przyszlosc. zaczelam studiowac kierunek ktory zawsze bardzo chcialam skonczyc. niestety po pierwszym semestrze okazalo sie ze musze zrezygnowac :/

    na szczescie bylo jeszcze cos za co chcialam sie zabrac. chcialam isc do szkoly ale nic z tego nie wyszlo bo tam trzeba zdawac testy sprawnosciowe na egzaminie przede wszystkim z biegania, a ja z moja ciezka astma nie dalabym sobie rady. od razu zlozylam papiery do innej szkoly by nie stracic roku. a szkola okazala sie byc podpucha.zabrali pieniadze i sie ulotnili

     

    wtedy przestalam wogole jesc, bo nie bylam w stanie nic przelknac. mialam przed oczami cala swoja przyszlosc (ta ktora moglabym miec),naglewielkie bym i patrzylam jak moja przyszlosc rozsypujesiena drobne kawaleczki a wraz z nia cale moje zycie.

     

    nie jadlam, nie spalam, w kilka dni schudlam 5kg i sie zaczelo od nowa.

     

    walczylam z anoreksja 2 razy. 2 razy wygralam.

    i co z tego?

    i co z tego skoro ona wciaz wraca? cos sie nie uda, albo zawali i anoreksja znow jest.

    raz malam kilka mesiecy sokoju, drugim razem troszke ponad rok.

     

    nie chcialam jej, nie prosilam sie o nia, chcialam byc normalna zdrowa nastolatka, a pozniej kobieta, chcialam byc szczesliwa, miec chlopaka, chodzic na randki, spotykac sie z przyjaciolmi, miec meza, dzieci

    chcialam normalnego zycia.

     

    nie wierze w wyleczenie. moze bylo juz na to za pozno, moze powinnam zaczac sie leczyc jak tylko zauwazylam ze cos jest nie tak w moim podejsciu do jedzenia. ale nie przypuszczalam wtedy ze to cos powaznego

     

     

    Piszesz o depresji-myśle że jest ona nierozerwalnie związana z anoreksją.Na początku jest euforia, rezerwy energetyczne jednak kiedyś sie kończą i pozostaje pustka, smutek...Bardzo dużo wiesz o tej chorobie

     

    Ty mowisz o takiej typowej anoreksji. ale typowa anoreksja czy inne zaburzenia odzywiania robia w zyciu czlowieka podobne spustoszenie.

    ED czesto laczy sie z depresja. nie jest to regula.

    ED czesto wywoluje stany depresyjne lub depresje, ale najczesciej jest to charakterystyczny typ depresji.

    wiesz napewno ze sa rozne rodzaje depresji (endogenna, reaktywna, poprorodowa, sezonowa, maskowana, anankastyczne, agitowane... wiecej nie pamietam)

     

    przez te wszystkie lata od kiedy zaczely sie moje problemy z depresja i z anoreksja bulimiczna, zdazylam sie juz dowiedziec, ktora depresja jest ktora. (chodzi mi o rodzaj)

     

    :arrow: jedna depresja to sezonowa. daje troche inne objawy niz pozostale. przede wszystkim zaczyna sie w pazdzierniku a konczy w styczniu. to jej cecha charakterystyczna. objawy to chec na slodkie, jest mi smtno i czesto placze, nic mi sie nie chce. niedchetnie wychodze z domu. najlepej to polozyc sie w lozku, przygotowac duzo jedzenia i caly czas filmy ogladac. bezsennosc.

     

    :arrow: druga to ta charakterystyczna przy ED poniewaz tutaj jej nasilenie jest zwiazane z tym jak sobie radze z anoreksja bulimiczna.

    kiedy jest dobrze to depresji nie ma. chetnie wychodze z domu, chetnie rozmawiam z ludzmi, jestem w dobrym nastroju i bezsennosc...

    kiedy jest zle to jest wscieklosc, agresja, poczuce wartosci = mniej niz zero, pragnienie smierci ale tylko w sensie uwolnienia sie (zeby byc np wolnym ptakiem) czasem placz i tylko przy tego rodzaju depresji moge spac cala dobe. ciagle bym spala

     

    :arrow: trzecia depresja nie ma zwiazku z ED ani z niczym innym.

    daje objawy troche podobne do depresji sezonowej z tym ze nie konczy sie w styczniu, co ja odroznia.. objawy ktorych nie mialam nigdy przy sezonowej:

    przede wszystkim ogromne trudnsci przy podejmowanu nawet prostych decyzj.

    uczucie pustki w glowie a jednoczesnie w jednej sekundzie przeplywa tysiace mysl.

    brak energii i stale uczuce zmeczenia.

    poczucie bezradnosci,

    poczcie winy,

    obojetnosc,

    coraz mniej rzeczy mnie cieszy,

    coraz mniej rzeczy mnie interesuje,

    nie chce nigdzie wychodzic,

    z nikim sie spotykac,

    nie mam ochoty cwiczyc

    bezsennosc

    pierwszy epizod tej depresji mialam wtedy kiedy jeszcze nie chorowalam na anoreksje.

    drugi ten bardzo ciezki epizod pojawil sie w czasie kiedy nie bylo anoreksji. bo walczylam i wygralam z anoreksja.

     

    ja mowilam tylko o sobie. jakie objawy u mne sa przy depresji zimowej, innych

     

    co do spania

    bezsennosc meczy mnie od dziecka wiec czy w depresji czy poza depresja ja i tak caly czas nie moge spac

     

    Ona nie jest sposobem na życie

     

    anoreksja nie jest sposobem na zycie.

    jest choroba

    walczylam z nia 2 razy 2 razy wygralam i co z tego mam?

    - anoreksje bulimiczna

     

     

    mozecie minie wierzyc, ale ja wiem kiedy to tylko zwykla depresja zimowa czy depresja zwazana z ED a kiedy zaczyna sie robic powaznie

     

     

    Nie uzywamy na forum słów wulgarnych radze to sobie zapamietac.

     

    pozwol ze zacytuje fragment regulaminu.

    punkt 7-c):

    7. Zasady, których ignorowanie może prowadzić do rangi karnej i/lub ostrzeżenia i/lub wydalenia z forum:

    c) Nie wolno nadmiernie używać wulgaryzmów.

     

    A do tego wniosku o Twojej obsesji doszedłem po przeczytaniu wypowiedzi o fryzjerze na Twoim blogu

     

    zeby bylo jasne, wlosy scielam tak nie dlatego, ze nosi je ta osoba, tylko dlatego, ze musialam obcac na krotko. podobaly mi sie 2 fryzury. ta o ktorej mowisz i druga bardziej "na chlopaka". kolezanki doradzily tą.

    Koniec pieśni pod tytułem fryzura.

     

    widac ze niewiele wiesz o tej chorobie, ale wciaz uparcie trwasz przy swoim błednym przekonaniu. nie mowie tego po to by Cie obrazic czy ot tak skrytykowac.

    obsesja u osob cierpacych na ED czyli zaburzenia odzywiania (ED od eating disorders) nie dotyczy nigdy innej osoby (modelki, fotomodelki, aktorki, piosenkarki e.t.c.) tylko samego siebie.

    to jest myslenie - JA jestem makabrycznie gruba, koszmarnie brzydka, JA mam wsretna twarz, wielki brzuch, tluste uda, wielki tyłek.. itp

    dziewczyny, chociaz coraz czesciej chlopcy, nienawidza w sobie poza jednym czy dwoma malymi drobiazgami, wszystkiego.

     

    kazdy ma jakis ideal (jeden lub kilka) piekna, kobiety/mezczyzn ktore/ktorych uwazaja za niemal doskonale/doskonalych pod wzgeledem wygladu.

    tyle ze zdrowi ludzie nie czuja tej ogromnej nienawisci do swojego ciala i akceptuja to ze sa tacy jacy są

     

    dla chorych na ED te idealy piekna staja sie motywacja ale ja tego tlumaczyc nie bede, bo kto nigdy nie doswiadczyl ED nigdy nie zrozumie.

     

    widzisz Ty rozumujesz jak zdrowy czlowiek.

    dla Ciebie to co przeczytales i zobaczyles na blogu jest obsesja na punkcje Jolene. ale nie ma w tym zadnej obsesji na czyims punkcie.

    jest obsesja na punkcie wlasnej otylosci i brzydoty.

    oczywiscie ze to wszystko jest chore, nigdy temu nie zaprzeczalam i zaprzeczala nie bede.

     

    zacytuje tu swoja wlasna wypowiedz:

     

    "wszystko co robimy, robimy pod wplywem choroby

    wszystko co myslimy, myslimy przez pryzmat choroby

    wszystko co odbieramy, odbieramy przez pryzmat choroby

    wiekszosc naszych emocj jest wynikiem choroby

    niektore nasze emocje sa znieksztalcone przez chorobe

    wszystkie nasze emocje sa zwiazane z choroba

    wiekszosc z tego co chcemy, chcemy przez to ze mamy ED

    wiekszosc z tego do czego dazymy jest wynikiem zaburzen odzywiania

    krotko mowiac choroba ma wplyw na wszystko w naszym zyciu. "

     

     

    Nigdzie nie napisałem że jestes pusta, płytka. Zgrabnie wplotłaś to w moje wypowiedzi. Muszę Cie zmartwić, ale ja nie osadzam ludzi tak jak to powiedziałaś "płytko".

     

    wiec zadaj sobie troche trudu by czegos sie dowiedziec zamiast pochopnie stwierdzac "ty masz obsesje na punkcie.." , bo nie wiesz co jest moja obsesja. chociaz powyzej juz co nieco o tym napisalam.

    a nazwanie choroby "zamieszaniem z odchudzaniem" jest plytkie

     

    powinnaś udac sie do lekarza i to nie z powodu depresji.

     

    a co ty wiesz o mojej depresji?

     

     

    A forum chyba jest przede wszystkim po to aby wyrazić swoje zdanie tak jak zrobiłem to ja, jeżeli tego nie rozumiesz to nie wiem co tu robisz...

     

    tak, tu wyraza sie swoje zdanie, a nie ocenia ludzi o ktorych nic sie nie wie.

    co wiecej uwazam ze w takim miejscu i wypowiadajac sie na tematy takie jak choroba psychiczna trzeba to robic z nalezyta deliktnoscia i liczyc sie z uczuciami osoby do ktorej sie to kieruje.

     

     

    troche delikatnosci. nie wypowiadasz sie przeciez na temat czyjegos rozwalonego samochodu czy komputera.

    to nic nie kosztuje, a moze zdzialac wiele dobrego.

     

    myslac logicznie, twoje slowa zapewne mialy byc radą, ale niestety. odebralam to jako atak.

     

    Po za tym nie wiem czy oczekiwałaś pochwały, podziwu dla tego co robisz?

     

    sorry ale teraz juz przeginasz.

     

    Zamieszczając swój post musiałas liczyć sie z różna reakcją forumowiczów.

     

    spodziewalam sie wiekszej wrazliwosci. ale wiesz co. nie chce mi sie dalej ciagnac tej do niczego nie prowadzacej, poza zlosliosciami i obrazaniem dyskusji.

     

    przepraszam jezeli w ktoryms momencie cie obrazilam, niestety pewne rzeczy mnie przerastaja (i nie mowie tu o ED) i nie jestem milutka kiedy ktos mnie atakuje.

     

    owszem atakuje, bowiem, jak to napisal pewien poeta, "nie jest istotne co sie chcialo powiedziec, tylko jak to zostalo odebrane."

     

     

     

     

    rozpisalam sie. cholerne problemy z koncentracja. gubie to co chialam napsac, zacznam o czym innym potem sobe przypomnam i dopisuje.potem przez pol godziny mysle jak sformulowac zdanie.

     

    tego posta zaczelam pisac w niedzele kolo godz 14

     

    a skonczylam teraz.

  2. K***A kocham to u ludzi. zawsze maja swoje zdanie nawet jezeli nie maja pojecia o co wlasciwie chodzi.

     

    zanim powtornie ocenisz mnie jako plytka i powierzchowna, zanim ponownie nazwiesz mnie pusta i prozna panienka ktora marzy tylko o tym by wygladac jak jakas tam gwiazdeczka zdabadz chociaz podstawowa wiedze na temat na ktory sie wypowiadasz.

     

    zebys wiedzial ze w anoreksji nie ma zupelnie nic zdrowego.

    oczywscie ze najlatwiej jest zwalc wine na obsesj na punkcie jakejstam chudej panienki niz zastanowic sie dlaczego ta dziewczyna z tego bloga tak bardzo nienawidzi siebie i swojego ciala ze jest gotowa na wszystko byle tylko nie czuc tej nienawisci

     

    nic o mnie nie wiesz, nie wiesz kim estem, nie wiesz jaka jestem. nie wiesz nawet dlaczego na tym blogu jest tyle zdjec tej jednej chudej kobiety.

    i nawet nie przyszlo ci do glowy by sie o to zapytac

     

    ale najlatwiej ocenic kogos byle jak, przykleic mu latke "glupia, naiwna i prozna" i z duma pomyslec 'jakis to ja jestem wspanialy"

     

    wiesz co,

    nie zamierzam sie tlumaczyc przed toba z tego co czuje ani co robie.

    niezamierzam nic ci wyjasniac.

     

    mozesz myslec co chcesz. jestem prozna i glupa, naiwna i pusta, obsesynie chora, a mysl sobie.

    nigdy nie dowiesz sie jaka jestem i kim jestem.

    nie zaslugujesz na to

     

    koncze swoja wypowiedz bo szkoda mi czasu.

     

    zostawilam ci jeszcze cos do poczytania.

    nie przeczytasz- twoja strata.

     

     

     

    Wprowadzenie do psychopatologii cz.6

     

    Anoreksja psychiczna (anorexia nervosa) jest zaliczana do tzw. zaburzeń zachowania, a konkretnie do zaburzeń odżywiania. Anoreksja nie polega jednak wyłącznie na tym, że ktoś „nie chce jeść". Odmowa pokarmów — oraz idące za nią wychudzenie — jest najbardziej widocznym objawem, jednak problem dotyczy tu całej psychiki. W psychiatrii mówi się, że u dziewcząt i kobiet z anoreksją często stwierdza się zaburzenia osobowości. Niektórzy jednak, w tym i ja, uważają, że rozwinięta anoreksja zawsze wiąże się z zaburzeniami osobowości. Objawy anoreksji są właśnie manifestowaniem się tych zaburzeń. Innymi słowy: „psychiczne poplątanie" przyjmuje formę niejedzenia i kilku innych zachowań charakterystycznych dla anorektyczek.

     

    Aby dalej wprowadzać Czytelnika w to zagadnienie, muszę przejść do teoretycznej dygresji i sformułować pewną nadrzędną zasadę: Wszystko, co dzieje się z człowiekiem zaburzonym psychicznie (a więc wszelkie objawy psychopatologiczne) posiada jakieś znaczenie psychologiczne. Mówiąc dokładniej, żaden objaw nie bierze się „z powietrza" i nie jest izolowany, lecz spełnia skomplikowane funkcje w osobowości.

     

    Jak wiadomo, są różne objawy psychopatologiczne: lęk, depresja, fobie (paniczne unikanie jakiegoś przedmiotu, osoby, sytuacji), halucynacje („widzi" się coś, czego nie ma), urojenia (absurdalne, nie poddające się racjonalnej argumentacji sądy), a także objawy somatyczne o przyczynach psychologicznych (tzw. konwersje lub somatyzacje), takie jak bóle, drętwienia, pozorne paraliże itp. Każdy wie, że objawy to coś przykrego, czego chcemy się pozbyć (przypomnijmy sobie ból zęba lub biegunkę). A jednak z objawami psychopatologicznymi jest nieco, żeby nie powiedzieć zupełnie, inaczej. Objawy psychopatologiczne przynoszą przykrość i dyskomfort, lecz są też czymś, co stabilizuje psychikę. Możemy to przyrównać do elektrycznego urządzenia posklejanego taśmą, z prowizorycznie przeprowadzonymi kablami poza obudową. Objawy to właśnie ta cała prowizorka: przeszkadza, powoduje, że urządzenie jest bardziej wrażliwe na uszkodzenia, że jest mniej wydajne, ale przynajmniej jako tako działa. A konkretna naprawa wiązałaby się z małą rewolucją: zatrzymanie urządzenia, wydatki, dużo pracy, no i niepewność, czy od nowa zadziała. Podobnie nasza psychika radzi sobie z traumami, deficytami rozwojowymi, wrodzonymi słabościami. Produkuje objawy, jak taśmy, druty, łaty, obejścia po to, abyśmy mogli jako tako funkcjonować. Niekiedy jednak urządzenie jest już tak przeciążone, że z tej prowizorki jest więcej szkód, niż pożytku....

     

    Patrząc na to samo od innej strony: chociaż na pewnym poziomie człowiek chce się pozbyć objawów, na innym — są mu one potrzebne, i wręcz chce je zachować! Szczególnie w nerwicy jest to ewidentne. Objaw ma zawsze kilka funkcji, jest tzw. wytworem kompromisowym (psychoanaliza). Objaw bowiem umożliwia wyrażenie, strukturalizację, częściowe zaspokojenie, a jednocześnie wyparcie, stłumienie, osłabienie tych elementów psychicznych (popędy, myśli, fantazje, emocje), z którymi człowiek sobie nie radzi. Tak więc prócz funkcji czysto „negatywnej" ma rolę „pozytywną", umożliwia mianowicie pewien rodzaj stabilizacji psychicznej. Jeszcze inaczej: świadome ja może chcieć się pozbyć „choroby", lecz — ponieważ człowiek nie ogranicza się do ja, a posiada też sferę nieświadomą — pozostała część psychiki potrzebuje objawu.

     

    Anoreksja doskonale ujawnia tę funkcję objawów. Jest ona zaburzeniem, w którym z całą wyrazistością widzimy, jak wiele zostanie poświęcone dla uzyskania jako takiej stabilizacji psychicznej. Wszystkie jej objawy są w istocie walką o zachowanie w miarę stabilnego ja (a więc tożsamości, świadomości, poczucia kontroli itd.). Pokazuje też jak ogromna i silna jest sfera nieświadoma w człowieku, z którą owo ja „walczy".

     

    Jak wygląda anoreksja? Najbardziej charakterystyczna jest w niej odmowa jedzenia. Chora kobieta stara się jeść jak najmniej (jeśli przeczyta to zdanie jakaś anorektyczka, być może będzie zła, bo skoro napisałem, że „stara się jeść jak najmniej", to znaczy, że coś jednak je; a to ją załamuje, ponieważ w istocie marzy o tym, aby w ogóle nie jeść!). Dziewczyna lub kobieta zaczyna obsesyjnie liczyć kalorie, jeść tylko jogurty lub owoce, skubie jakieś krakersy zamiast spożyć konkretny posiłek. Jednocześnie stale myśli o jedzeniu, nieraz w rodzinie przejmuje kuchnię we władanie, porcjuje posiłki dla innych, sama ich nie jedząc. Zaczyna oszukiwać otoczenie, mówi, że „już jadła" lub, że „zje za chwilę". Jednocześnie najczęściej izoluje się od ludzi, koncentruje na ćwiczeniach fizycznych, niekiedy też na nauce szkolnej czy studiach. Nie reaguje na opinię otoczenia, a po pewnym czasie traci zdolność rozeznawania, jak wygląda (nie dociera do niej, jak bardzo jest już wychudzona).

     

    Często słyszę w mediach, że za przyczyny anoreksji uznaje się „wizerunek modelki", lalkę Barbie itp. Zgodnie z tymi twierdzeniami, dziewczyna odchudza się ponieważ chce dorównać „współczesnym kanonom kobiecej urody". Nazwać te twierdzenia naiwnymi to komplement. Czy ktoś doprowadzi się do nieodwracalnego wyniszczenia, a nawet śmierci, przechodząc poprzez stadium powleczonego skórą szkieletu o matowej i szorstkiej skórze oraz zniszczonych zębach, ponieważ heroicznie dąży ku ideałowi urody?! Nie ma takiej możliwości. Motywacja musi być o wiele bardziej potężna. Jaka? O tym za chwilę. Oczywiście kanon szczupłej kobiety gra pewną rolę w anoreksji, jest ona jednak niewielka. Z jednej strony stanowi on wymówkę i racjonalizację podawaną przez wiele anorektyczek (łatwiej bowiem o tym mówić, niż o innych czynnikach, z których zresztą o większości nie ma się pojęcia, gdyż są nieświadome), a z drugiej, stanowi „wyzwalacz" do wejścia w anoreksję. Jest początkowym drogowskazem, pokazującym co ze sobą robić, żeby poczuć się lepiej. Ale to, co napędza jest w nieświadomości. I bardzo szybko anorektyczka zaczyna mieć „w głębokim poważaniu" wszelkie społeczne kanony urody.

     

    Nic dziwnego, gdyż w istocie anoreksja jest ucieczką przed kobiecością. Gdybym miał hasłowo wyrazić czym jest i z czego wynika anoreksja, powiedziałbym:

     

    - jest ucieczką przed dorosłością i kobiecością;

     

    - jest próbą wzmocnienia swojego ja i poczucia kontroli nad własnym życiem;

     

    - jest sposobem radzenia sobie w relacji z matką;

     

    - jest „wołaniem o ojca"

     

    Anorektyczka poprzez swoje „odchudzanie" doprowadza do zatrzymania miesiączki, oraz rozwoju trzeciorzędnych cech płciowych (piersi, biodra itp.). Staje się istotą niejako a-płciową. Poprzez to może pozostać dłużej dzieckiem, o co niejednej anorektyczce chodzi. Odczuwa ona bowiem, że z dojrzewaniem, wchodzeniem w dorosłe życie jako kobieta wiąże się wiele problemów. Problemy te czają się w jej nieświadomości, pod postacią lęku. Jej rozwój w dzieciństwie przebiegał tak, że teraz nie czuje, że „ma prawo" być kobietą.

     

    Anoreksja ma swoją „strukturę". Co to znaczy, że zaburzenie ma jakąś strukturę? Zwróćmy uwagę, że wszystkie anorektyczki są do siebie podobne. Przy czym nie idzie mi o podobieństwo fizyczne, chodzi o zachowania i mentalność. Anorektyczki mówią, robią i przeżywają niemal to samo! Podstawą struktury anoreksji jest — moim zdaniem - „koncentracja" na ja. Poprzez odmowę jedzenia, szczupłość oraz specyficzny styl życia i kontaktów interpersonalnych anorektyczka uzyskuje (złudne!) poczucie wzmocnienia swego ja. Można by to i tak wyrazić, że w swoim mniemaniu „opuszcza ciało i wstępuje w świat ducha". Oczywiście to tylko mój poglądowy zwrot, anorektyczka nie musi tak myśleć, lecz działa, jak gdyby tak myślała.

     

    To, co nazwałem koncentracją na swoim ja wiąże się również z tym, że anorektyczki blokują swoje życie emocjonalne, wiele z nich jest przeracjonalizowanych, stają się sztywnymi perfekcjonistkami (co na poziomie mechanizmów psychologicznych łączy to zaburzenie z nerwicą natręctw i osobowością anankastyczną, podobnie jak natrętne myślenie o jedzeniu). W ten sposób chcą uzyskać poczucie kontroli nad własnym życiem, drażni je wszystko nad czym nie panują. Ciało jest dla nich właśnie taką „rzeczą", gdyż ma swoje własne prawa i wymagania. A szczególnie... tkanka podskórna. Nienawidzą jej, zdaje im się, że jest to jakiś wredny gnom, który robi w ich wnętrzu, co mu się podoba. Dlatego czują ciągły przymus odchudzania się. I dlatego też stale uważają, że są „za grube". Bo zawsze coś, co pod tą skórą jeszcze zostało. Coś, nad czym nie mają kontroli.

     

    Przez pewien okres anorektyczka przeżywa jednak stany podobne do maniakalnych, a więc ma poczucie swojego „zwycięstwa nad ciałem". Ma wtedy podwyższony nastrój, czuje się lepsza od innych, wyobraża sobie, że ma mnóstwo możliwości życiowych. Wiele anorektyczek fantazjuje, że przewyższają innych bo nie są „tak zwierzęce", jak normalnie jedzący.

     

    Anorektyczki koncentrują się na swoim ciele i ograniczaniu jedzenia ponieważ padają ofiarami złudzenia, że kontrola tych elementów pozwoli im na poradzenie sobie z psychologicznymi problemami. Może im się wręcz wydawać, że „waga" jest źródłem wszystkich ich problemów, a jeśli z nią sobie poradzą, będą szczęśliwe. Myślą trochę tak, jak mężczyzna, który — mając milion lęków i słabości - sądzi, że wszystko rozwiąże, gdy przypakuje na siłowni. Prawdziwe problemy leżą jednak głębiej, są to konflikty i deficyty w nieświadomości, a więc w samej strukturze osobowości anorektyczki.

     

    Jak powiedziałem, u podłoża anoreksji leży problem dorastania i bycia kobietą. Mówiąc w uproszczeniu, powstaje on:

     

    1. z powodu trudnej relacji z matką;

    2. relacji, która najczęściej wynika z jakiegoś rodzaju jej zaborczości;

    3. zaborczości powstałej na podłożu braku ojca (realnego, psychicznego bądź symbolicznego).

     

    Matka stanowi trudny problem dla anorektyczki. Często w głębi siebie boi się ona swojej matki. Niekiedy ma z nią pozornie idealny kontakt, jest np. jedynym wśród rodzeństwa powiernikiem matki, jej pomocą itp. Ale z drugiej strony czuje się przez nią przytłoczona (nie musi w pełni uświadamiać sobie tego przytłoczenia). W okresie dorastania zaczyna, nieświadomie lub na wpółświadomie, obawiać się, że będzie „konkurencją" dla matki. Coś jakby czuła, że w rodzinie jest miejsce tylko dla jednej kobiety. Dlatego chce znaleźć „trzecią drogę", czyli być kimś pomiędzy dzieckiem, dziewczynką, osobą bezpłciową, lub nieco zmaskulinizowaną. Ogólnie, zatrzymać swój rozwój.

     

    Kobiecość wiąże się z macierzyństwem, macierzyństwo z karmieniem. Te czynniki są powiązane. I dlatego w anoreksji wszystkie one grają rolę: ucieczka od kobiecości, odmowa pokarmów, a nawet lęk przed nimi. Psychoanalitycy zauważyli, że lęki anorektyczek są takie jakby miały one nieświadomą fantazję, że... zjadają swoją matkę, lub też mogą być przez nią zjadane. Cóż to oznacza? Pokazuje to, że na poziomie nieświadomym anorektyczce zacierają się granice pomiędzy nią, a jej matką. A więc mamy tu ten problem o którym wspomniałem w części 5 — brak właściwej separacji od matki. A jeśli tak jest, znaczy to, że prawdopodobnie zawiodła funkcja ojca. Być może matka była tak zaborcza lub ojciec (w pewnych aspektach) tak wycofany, że córka nie doznała wystarczającego oddzielenia. Po prostu mama była dla niej wszystkim, nie ważne czy była przerażająca czy jak miód, ważne, że dziecko czuło, iż jest ona „miarą wszystkich rzeczy". I waśnie poprzez odmowę jedzenia, odchudzanie i pewne „przemeblowanie" na poziomie swoich myśli, odczuć, zainteresowań anorektyczka (nieświadomie) próbuje oddzielić się od matki. Zrobić sama to, w czym nie pomógł jej ojciec (nie oskarżam tu ojca — w zasadzie matki też nie — wszystko jest przede wszystkim kwestią systemu rodzinnego, a system jest czymś ponad działaniami jednostki — każdy wnosi swój wkład, ale całość jest nieprzewidywalna).

     

    Tak więc w anoreksji nieświadome czynniki psychiczne są silniejsze od wymagań ciała, oczekiwań i wymogów otoczenia, wreszcie, zdrowego rozsądku. Są one tak silne, że mogą przeważyć to, co potocznie zwiemy „instynktem samozachowawczym" i doprowadzić do śmierci. Czynniki te, to deficyty i konflikty psychiczne oraz obrony przed nimi. Zadaniem tych ostatnich jest „zrekonstruować" psychikę jednostki tak, aby mogła ona żyć nie będąc rozrywaną owymi wewnętrznymi problemami (tymi z matką, ojcem, popędami). Ta rekonstrukcja następuje poprzez przyjęcie określonego stosunku do ciała i pokarmów. W skrócie: obroną przed problemami psychicznymi jest niejedzenie i skrajne odchudzenie się. Oczywiście jest to rozwiązanie czasowe i prowizoryczne.

  3. przywitalam w dziale witam, teraz chcialam cos o sobie napisac.

     

    jestem tu od wczoraj, ale od razu odczulam mila atmosfere tego miejsca

    chce napisac kim jestem i co tu robie

     

    od lat mam problemy z depresja. mialam 2 epizody z czego drugi byl bardzo ciezki i trwal okolo 2 lat. od tamtej pory co roku neka mnie depresja jesienna (pazdziernik, listopad i grudzen)

    mam za soba 5 czy 6 prob samobojczych. nieudanych, inaczej by mnie tu nie bylo ;)

     

    o depresji wiem duzo, duzo wiem o jej leczeniu farmakologicznym, troche o psychoterapii

    interesuje sie psychologia i medycyna

    lubie pomagac.

     

    oprocz depresji od ponad 10 lat cierpie na zaburzenia odzywiania :/

     

    Jezeli chodzi o depresje to sama nie wiem jak to teraz jest. jest marnie. kiedys o takim stanie powiedzialabym ze jest tragicznie, ale ja juz wiem co to znaczy tragicznie, wiec teraz powiem marnie.

     

    caly czas siedze w domu. niecierpie wychodzic. mam jakas blokade i wyjde tylko jezeli nie ma innego sposobu by cos załatwic

    poza tym nie mam sily. jeszcze 2 miesiace temu codziennie jezdzilam na rowerze stacjonarnym, cwiczylam w domu, bardzo lubie sport a teraz na sama mysl ze mialabym wsiasc na ten rower odechciewa mi sie wszystkiego.

    coraz mniej placze. tak ze 3-4 tyg temu potrafilam jeszcze plakac. i plakalam sporo. teraz.. probuje plakac ale lzy nie chca plynac. czuje sie bardziej obojetna.

    nie chce myslec ze to juz choroba, to mogą byc tylko nasilone objawy depresji zimowej. i kiedy zacznie sie wiosna wszystko minie.

    ale tez nie moge wykluczyc ze jest to poczatek 3 epizodu depresyjnego

    jezeli tak, to nie wiem co bedze dalej bo nie dam rady przejsc przez ten koszmar ponownie.

    pierwszy raz wprawdzie byl dlugi, ale niezbyt ciezki. drugi raz byl koszmarny, spodziewam sie ze 3 bedzie jeszcze gorszy od drugiego o ile jest wogole mozliwe by bylo jeszcze gorzej

     

     

    trafilam na to forum, bo nie mam z kim na ten temat porozmawiac, komu sie zwierzyc, a tym bardziej gdzie szukac zrozumienia. jestem juz strasznie otumaniona i zmeczona radzeniem sobie samemu i trzymaniem wszystkiego dla siebie, bo z ludzmi ktorzy nie mieli doswiadczen z depresja jest tak, ze nie ma sposobu by im to wytlumaczyc. wiekszosc porownuje depresje do stanu ciezkiej chandry a przeciez to jest zupelnie cos innego.

     

    autor mojej ulubionej ksiazki o depresji napisal:

     

    "sprobuj wyobrazic sobie najbardziej przykry stan psychiczny jaki czlowiek moze odczuwac. gdy juz tego dokonales przyjmij ze trwa on w rownowadze i nic nie moze wplynac na jego zmiane. jezeli potrafisz sie wczuc w ta sytuacje i ogarnelo cie przygnebienie, to wiedz, ze stan ten tak ma sie do depresji w jej klinicznej postaci, jak lekki powiew wiatru do cyklonu. jest tylko jedno slowo, ktore daje pewne wyobrazenie zjawiska, jakim jest depresja. tym slowem jest: pieklo. kto poznal rozpacz depresji, wie, ze piekla po smierci nie ma, ze doznajemy go za zycia. w depresji"

     

    znam ten cytat na pamiec, podobnie jak prawie cala ksiazke.

     

    depresja jest dla osob w moim otoczeniu czyms abstrakcyjnym. oni nie wiedza co to jest, nie rozumieja.

    mojej mamie sie wydaje ze jak wyciagnie mnie z domu na jakis spacer, albo plac poodśnieżac to zaraz poczuje sie lepiej, ze to dlatego ze siedze w domu

    ja nie mam o tym z kim porozmawiac.

    z kims kto by rozumial. mam jedna przyjaciolke ktora tez boryka sie z zaburzeniami odzywiania i ma teraz depresje, ale nie moge w kolko jej glowy zawracac.

    i wiem ze jak czlowiek przebywa w grupie osob z podobnymi problemami to jest latwiej, nie czuje sie wtedy tak samotny.

     

    chcialam po prostu byc z Wami tutaj.

     

    mielismy kiedys fajna grupe dyskusyjna. nawet strone dla naszej grupy zbudowalismy. ja zaczelam, pozniej przylaczyli sie inni i powstala calkiem dobra strona.

     

    potem strona o depresji zajal sie nobody, a ja swoja druga strona. fajnie ze nadal te strony sa polaczone :)

    teraz strona wyglada inaczej niz jak ja ją robilam, ale ktokolwiek dalej sie tym zajmowal naprawde niezle mu to wyszlo

     

    ja na swojej stronie napisalam tylko swoje przezycia depresji i anoreksji

    a reszte tak troche po kawalku.

    bylam na medycynie i nie mialam czasu zajmowac sie strona.

     

     

    to by bylo na tyle co sama chcialam powiedziec, bo nic wiecej mi do glowy nie przyszlo ;):mrgreen::mrgreen::mrgreen:

  4. dziekuje w imieniu mamy. :*:*

    mam szczescie ze mam taka mame bo od dziecka mialam wlasnie taki wzorzec do nasladowania, szkoda tylko ze nie korzystalam z tego od poczatku

     

     

    Przykład-powiedziałam,że muszę odnowić sobie znajomość języków obcych,na to koleżanka pyta-a po co ci to.Odpowiedziałam,że choćby dla własnej satysfakcji.Jej odpowiedź-wiesz co,takie marnowanie czasu,to dla mnie dewiacja :!::?:

     

     

    :shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock::shock:

     

    ożesz!

     

    zatkalo mnie. boze wspolczuje kontaktu z takimi ludzmi, wspolczuje tego spotkana bo ono byl strata czasu.

    swoja droga chcialabym i jednoczesnie nie chcialabym znalezc sie wtedy tam razem z Toba, bo chetnie bym cos wyjasnila TYM osobom, ale obawiam sie ze mogloby byc im pozniej ciezko sie pozbierac.

     

    gdzie tacy ludzie zgubili swoj rozum :?::?::?:

     

    moze z wiekiem u niektorych osob rozum po prostu zanika.

     

    takimi osobami i komentarzami WOGOLE, WOGOLE nie wolno sie przejmowac. absolutnie nie brac czegos takiego do serca, bo to tak jakby sluchac uposledzonego.

     

    Faunik bardzo przykro czytalo mi sie to co napisales, wogole zrobilo mi sie strasznie smutno po tym. nawet nie wiesz jak chcialabym byc teraz jedna z osob z Twojego otoczenia by moc wziasc Cie za reke i poprowadzic w strone wolnosci. w strone bycia sobą

    dlaczego nie ma obok Ciebie nikogo kto by to zrobil?

     

     

    przerazilam sie czytajac niektore wypowiedzi, bo podobnie jak 331ania ja nie przejmuje sie tym co mowia inni i mam gleboko gdzies ich niezadowolenie z mojego wygladu czy "niedojrzalego" zachowania

    tyle ze to nie ja jestem niedojrzala.

     

    ludzie wokolo nieustannie nas rania mowiac i robiac pewne rzeczy, bo osoby takie jak my sa bardzo wrazliwe. nerwica, depresja.. tego nie doswiadczy nikt kto nie ma w sobie wystarczajacej wrazliwosci.

     

    ale nie przypuszczalabym ze az do tego stopnia. czytalam to jak jakis koszmar. w sumie ze mna kiedys tak bylo, ze wszystko co twierdzili inni ludzie bralam bardzo do serca i staralam sie postepowac wedlug tego.

    nie wychodzilo mi to zbyt dobrze, bylo mi z tym zle, czulam sie jak dziwoląg, bylam pewna że ze mna jest cos nie tak, ze urodzilam se wybrakowana, ze jestem nienormalna. bylam pewna ze cos jest zle. nie wiedzialam tylko co i jak to zmienic

    potem nadeszla depresja i psychoterapia podczas ktorej naczylam sie co robic by nie pozolic ludziom sie ranic.

    ludzie sie nie zmienia, beda robic to co zawsze robili

    ja nie zmienie tego ze jestem wrazliwa.

    zmienilo sie tylko moje podejscie do ludzkich slow

    teraz to ja decyduje kto ma mozliwosc sie do mnie zblizyc, poznac mnie oraz ja decyduje o tym kto ma mozliwosc mnie zranic

     

    brzmi niemozliwie?

    a jednak :)

     

    ja jestem odporniejsza, ale wciaz boli mnie gdy widze jak ludzka podłośc rani inne podobne do mnie osoby.

  5. przeważnie przebywałam w środowisku ludzi młodych(np.w pracy),zachowywałam się jak osoba młoda i nie przeszkadzało mi to.Pod wpływem jednak różnych niekorzystnych zdarzeń,zauważyłam,że źle,a przynajmniej z mieszanymi uczuciami jest odbierane takie zachowanie(czyli wesołe i pełne humoru i "młodzieńczej"energii)I doszłam do wniosku,że oczekuje się od takich jak ja,poważnego i godnego jak na mój wiek-zachowania.I na pewno jest w tym dużo racji.A przynajmniej nasze społeczeństwo tego wymaga i oczekuje.Miłość,namiętność,jakieś fajne plany-już nam nie przystoją i nie pasują do nas.Odbierane jest to jak jakieś fanaberie,oznaki zboczenia czy dziecinada.Mało kto jest w stanie zrozumieć,że w głębi duszy nadal jesteśmy ludźmi chcącymi żyć pełnią życia,bawiącymi się i cieszącymi sie tym życiem.Spycha nas się w jakieś getto-jak mamy się bawić to tylko na dansingach,jak ubierać,to tylko w stroje bez wyrazu i koloru,jak makijaż-to niewidoczny.Nieszczęściem jest wręcz,gdy ktoś z nas nie dał się przytłamsić takim wymogom i nadal próbuje być sobą bez podporządkowywania się wyobrażeniom większości społeczeństwa.Ale to jest chyba niemożliwe.Musimy predzej czy później wtłoczyć się w ten schemat,czy nam się to podoba czy nie.

    Dlatego napisałam ten dziwnie brzmiący post,że moje istnienie to była tylko iluzja.Bo czułam się młoda i wesoła,a okazało się,że nawet nie wypada mi taką się czuć.Wiem,że nawet nie wypada aby taka osoba wchodzila na jakiekolwiek fora,chyba,że dla geriatryków,bo nie ma tak naprawdę dla niej już miejsca w młodszej części społeczeństwa.

    Dlatego też napisałam,że jestem w mega dole,z którego nie da się już wyjść,bo przecież będę coraz starsza.

     

    przepraszam ze cytuje ponad polowe Twojej wypowiedzi, ale tak napawde powinnam zacytowac calosc.

     

    nie wiem ile masz lat, byc moze napisalas o tym dalej w tym temacie ale ja nie przeczytalam calego.

     

    mowisz ze osoby dorosle "powinny" zachowywac sie stosownie do swojego wieku czyli powaznie, godnie ...

    ze nie wypada robic pewnych rzeczy, zachowywac sie jak 20 latka, tryskac radoscia, ze milosc, przygody a nawet fora zarezerwowane sa tylko dla mlodych ludzi...

    BZDURA!!!

     

    fakt, ze czasem przebywajac np: na forum wsrod samych mlodziutkich osob czuje ze nie pasuje, ze jestem za stara, ale staram sie ignorowac to moje wrazenie, zreszta nikt nigdy nie dal mi odczuc ze jestem na to czy na tamto za stara

    jak ktos sprobuje to pewne mu sie za to oberwie bo jest to jeden z moich najczulszych punktow. czuje sie stara, czuje ze zycie mam juz za soba, ze szczesliwe chwile, przezycia to juz tylko wspomnienia.

    mniejsza o to.

     

    jest cos takiego o czym pewnie wiecie ze sposob zachowania, ubioru, makijaz, ogolnie sposob bycia ma bardzo duzy wplyw na to jak odbieraja nas inni. osoba powazna, dostojna, zachowujaca sie ze tak powiem stosownie do dojrzalego wieku jest odbierana jako po prostu stara.

    ktos inny w tym samym wieku ale tryskajacy mlodziencza energia, ubierajacy sie mlodziezowo, zachowujacy sie jak mlodziutka osoba postrzegany jest jako kobieta/mezczyzna w kwiecie wieku. oczywiscie to nie moze byc sztuczne i nie mozna przesadzac. 60 letnia kobieta zachowujaca sie jak 15 latka nie bedzie mile spostrzegana.

     

    ciezko mi sie skoncentrowac i nie potrafie napisac tego tak jak bym chciala. coz, plusy depresji.

    chodzi mi o to ze swoim zachowaniem, ubiorem, stylem bycia sami "dodajemy" lub "odejmujemy" sobie lat

     

    dlatego nie warto na sile dopasowywac sie do swojego wieku. i po co to robic?

     

    nie ma czegos takiego jak "nie wypada" robic tego w moim wieku.

    to stwierdzenie pasuje do rodzinnego spotkania u ciotki na imieninach, ale nie moze byc zyciowym mottem

     

    uwazam ze kazdy powinien zachowywac sie tak jak sie czuje. na tyle lat na ile sie czuje. stosownie do swojego wieku duchowego

     

    ja jestem w sredenim wieku (w grudniu skonczylam 30) i jest to dobry wiek na obserwacje. widze zachowania nastolatkow i ludzi mlodych, widze tez jak to wyglada u ludzi dojrzalych.

     

    i np bardzo podoba mi sie styl bycia mojej mamy. moja mama ma 61lat ale w zyciu nikt by jej tyle nie dal.

    zachowuje sie jak 30 latka, jest pogodna usmiechnieta, lubi sie smiac i zartowac, oraz przebywac z mlodzieżą. najlepiej czuje sie wsrod mlodych ludzi. maluje sie tak jak lubi, ubiera sie w moje ciuchy. najczesciej na sportowo- dzinsy albo rybaczki i bluzka.

    nigdy nie przejmuje sie tym czy w jej wieku wypada ubrac czy umalowac sie tak ja by chciala. oczywiscie bez przesady. nie zalozy obcislej koszulki odslaniajacej caly brzuch czy superkrotkiej spodniczki mini z cekinami. latem nosi krotkie spodenki a takze bluzki na ramiaczkach ale to wszystko

    wyglada tak apetycznie. przyjemnie, na luzie. w zadnym wypadku nie wyzywajaco. robi to w taki sposob ze to do niej pasuje.

     

    obok nas mieszka sasiadka Jola. kobieta mniej wiecej w wieku mamy.

    kiedys ubierala sie i zachowywala "stosownie do wieku" i byla taka zwykla starsza pania. 2-3 lata temu zaczela przyjaznic sie z moja mama. biorac przyklad z mamy zmienila fryzure, styl ubierania sie. pod wplywem mamy tez zmienil sie jej sposob bycia. przestala zachowywac sie tak dostojnie i powaznie i wiecie co Wam powiem. ta kobieta odmlodniala o 10 lat

     

    duzo latwiej i lepiej mi sie z nia rozmawia, bardzo lubie sie z nia spotykac, zawsze sie smiejemy i rozmawiamy niemal o wszystkim.

    wczesniej nie mialam z Jola dobrego kontaktu. wyczuwalo sie bariere, granice: ja <-> starsza kobieta

    teraz jest zupelnie inaczej.

     

    Kochane Kobitki (bo to glownie kobiety w pewnym momencie dochodza do wniosku ze juz im nie wypada zachowywac sie tak jak wczesniej) niech sobie Ci co uwazaja ze trzeba zachowywac sie zgodnie ze swoim wiekiem ida do diabła, bo pojecia nie maja o czym mowia. nie dajcie sie stlamsic!! niech wtlaczaja w te schematy samych siebie.

     

    badzcie wesołe i pełne humoru i "młodzieńczej"energii.

    a jezeli komus sie to nie bedzie podobalo to albo jest za mlody i za glupi by cokolwiek zrozumiec, albo jest stary i zazdrosci.

    jezeli jest mlody i glupi to jeszcze jest mala szansa ze zycie go czegos nauczy. ale to juz nie jest Wasz problem.

    i wogole nie przejmujcie sie takimi osobmi bo one nie sa warte uwagi.

    a napewno nie sa warte tego byscie dla nich sie zmienialy.

     

    ja napewno nie zamierzam dopasowywac sie do zadnych schematow i najbardziej bym chciala byc w wieku 50-60 lat taka jak moja mama. pelna humoru i "mlodzienczej" energii.

     

    tylko tak mozna naprawde cieszyc sie zyciem. tacy ludze nie tylko potrafia w pelni wykorzystac swoj czas, ale tez zyja znacznie dluzej od powaznych, godnych, zachowujacych sie jak dumna 50 czy dumny 60 latek.

    osoby pelne zycia, energii i humoru maja wiecej przyjaciol, a milosc, przygody, podroze, prawdziwa zabawa, modne i fajne ciuchy, piekny makjaz i smiech.. przeciez to jest czyste szczescie.

     

    nie pozwolmy nikomu odebrac sobie tego.

    jak ktos chce byc sfrustrowany i powazny to jego sprawa.

    my mamy prawo zyc pelnia zycia i robic to co mlodziez

     

    i nie mowie tak dlatego mam 30 lat. za 20 lat powiem dokladnie to samo bo mam juz taki charakter.

    nigdy nie dopasowywalam sie do "spolecznych norm" bo nie jestem wyrobem na sprzedaz tylko czlowiekiem ktory ma emocje.

     

    zalaczam zdjecia mojej mamy, bo jestem z niej dumna. sa kiepskiej jakosci bo robilam je nowym aparatem a wtedy jeszcze nie umialam go za bardzo obslugiwac.

    mama_015_168.jpg.4973a4275d9614cc25e4129819d733bb.jpg

    mama_012_717.jpg.d30f85a32982af9ef376c3e6f0f04f6a.jpg

  6. o jakie mile powitanie :)

     

    nie to niestety nie bangi, takie tam wyglupy na plazy. chcialam sobie skoczyc ale nie bylo nigdzie w trojmiescie :( . a szkoda bo naprawde chcialam zaszalec :twisted: mam straszny lek wysokosci, ale to nic. jezeli bedziew tym roku to na 110% pojde i skocze

     

     

    Agni27 ja w wakacje nie mialam depresji. cieszylam sie latem.

    powiedzmy :/

    bo oprocz depresji mam jeszcze zaburzenia odzywiania :/

    ale o problemach wiecej w dziale depresja.

  7. oj ja mialam cale jazdy z tym ze nie wezme nic po czym bede tyc.

    jak mialam bardzo ciezka depresje, bralam wiele lekow ale nie pomagaly. nawet wtedy liczylo sie to by nie przytyc, bo jezeli wyzdrowieje to nie bede chciala byc gruba. ja myslalam na zapas. jezeli wyzdrowieje to bede miala do siebie pretensje ze pozwolilam na to by przytyc.

    wiec lekarz przepisal mi Effectin 150

    nie pamietam tylko w jakiej dawce go bralam czy 1 czy 2 tabletki na dobe

    oprocz tego bralam doxepin 8 kapsulek przed snem

    nie przytylam. nie wzielabym nic po czym bym przytyla

     

     

    mozesz tez sprobowac anafranil 75 SR

     

    tam jest napisane ze mozna miec wiekszy apetyt ale ja nie przytylam, wrecz schudlam i 4 moich znajomych ktory brali anafranil tez nie zauwazyli by chcialo im sie bardziej jesc i nie przytyli.

  8. heya wszystkim

     

    jestem Sara

     

    pare lat temu mialam 2 epizody depresji z czego drugi byl bardzo ciezki

    od tamtej pory co roku meczy mnie depresja zimowa, w sumie bardziej jesienna, bo zaczyna sie okolo 10 pazdziernika a konczy w styczniu.

     

    ten rok jest wyjatkowo ciezki i w chwili obecnej sama juz nie wiem czy to sa tylko nasilone objawy depresji zimowej czy tez zaczela sie juz choroba

     

    o depresji, takze o jej leczeniu wiem naprawde sporo

     

     

    no i to chyba na tyle. jak ktos ma jakies pytania to pytajcie. ;)

    nie umiem mowic o sobie tak na zawolanie. ;)

    972375507_2jasniejsze.thumb.JPG.8e844046b2d43b815570d968a114efe4.JPG

×