-
Postów
43 -
Dołączył
Odpowiedzi opublikowane przez Red92
-
-
Niestety u mnie zawsze się znajdował się powód. Pierwszy trochę jak z nałogiem nikotynowym, to była rutyna, drugi jak pewnie u wielu żeby zdusić ten ucisk w sercu, a trzeci żeby się ukarać. Bardzo często raniłem i nadal mam problemy żeby się pohamować więc ilekroć uderzyłem kogoś w czuły punkt odbijałem to na sobie...
-
Odkąd obecnie tego nie robię często się zastanawiam, czy to naprawdę tak "wycisza", czy to ja tak bardzo wierzę, że to złoty środek.
-
Mam nadzieję, że nikomu nie będzie przeszkadzało jeżeli dołączę się do tematu Około półtora roku temu wspominałem już o samookaleczeniach. Ponoć można się z tego "wyleczyć"... Robiłem to ponad dwa lata i obecnie mam ponad półroczną przerwę. Niestety w moim przypadku samookaleczenia są jak toksyczna znajomość... Wiem, że tego nie chcę, ale kiedy wszystko zawodzi kusi mnie żeby sięgnąć po sposób który dawał ukojenie...
-
-
Więc od czego by tu zacząć... Nie wiem, czy ktokolwiek mnie pamięta, choć mam nadzieję, że tak. Przedtem nigdy nie mówiłem wiele o sobie na forum i może właśnie dlatego często byłem ignorowany. Ale jestem już zmęczony, sobą, życiem i wszystkim dookoła. Dlatego tym razem zacznę od początku i tym razem jako osoba która się leczy i z wystawioną diagnozą zamierzam opowiedzieć wszystko...
Po pierwsze zmęczyło mnie udawanie osoby która jest nieszczęśliwa... owszem jestem, ale mam w sobie o wiele więcej złości, nienawiści i goryczy. Jak już kiedyś wspominałem idę w ślady w swoich rodziców. Ale o tym zaraz. Kiedy miałem 2- 3 lata mój ojciec popełnił samobójstwo kiedy to moja matka zdradziła go z mężczyzną którego do tej pory mam ochotę zabić... Nie będę opisywał za długo jak wyglądało moje życie z ojczymem. Myślę, że każdy może sobie wyobrazić co się dzieje gdy w grę wchodzi alkohol: przemoc fizyczna w bardzo dużym stopniu i to naprawdę cud, że moja matka żyła tyle lat, gwałty, ucieczki z domu i tak przez ok. 12 lat kiedy to moja matka zmarła na raka. Zamieszkałem z siostrą która znęcała się nade mną psychicznie... Kiedy zamieszkałem sam jak już przedtem pisałem zacząłem się samookaleczać i jak też wspominałem wylądowałem w szpitalu psychiatrycznym. Pierwsza diagnoza była natychmiastowa- depresja. I tak rzeczywiście się czułem, pozbawiony nadziei, użalający się nad sobą cień który chce umrzeć. Schody zaczęły się jednak po miesiącu leczenia farmakologicznego... I wtedy właśnie wszystko się zmieniło, nadal miałem i z resztą nadal mam myśli samobójcze, ale swoją złość zacząłem wyrzucać na innych. Zniknęły ataki lęku, lecz stałem się agresywny, impulsywny, bezpośredni. Zawsze wstydziłem się siebie więc bałem się związków... ale to też się zmieniło. Zacząłem wiązać się z osobami ( nie mówię tylko o kobietach) z którymi związek nie miał szans, które pozwalały mi karmić moją wewnętrzną nienawiść. W szpitalu z nienagannego zachowania zacząłem popadać w bójki, zdarzały się "kłótnie" z pracownikami personelu. I faktycznie stwierdzono u mnie to czego kiedyś się obawiałem, a teraz jest dla mnie tylko słowem... borderline. Kiedy wyszedłem moje życie zupełnie się zmieniło. Jest o wiele gorzej niż wtedy kiedy użalałem się nad sobą z żyletką w ręku... narkotyki, używki, alkohol, sprawdzanie u siebie granic możliwości, życie na krawędzi... tylko po to żeby poczuć bicie serca... żeby poczuć cokolwiek, że żyję. Nie jestem z tego dumny, a wyrzuty sumienia są na tyle duże, że wciąż żyletka jest jedynym wyjściem... Wiem, że mój sposób życia jest zły, ale nie mogę go zmienić. Bo na chory i pokręcony sposób w końcu coś czuję, coś więcej niż smutek, czy złość, w końcu naprawę czuję, że w tym całym pieprzonym chaosie odnalazłem siebie, że mogę siebie wyrażać... chociaż nie tak sobie to wyobrażałem... To wszystko co teraz mi przychodzi do głowy. Tak czy inaczej, miło mi wrócić na forum nawet jeśli będę ignorowany
-
Witajcie Dawno mnie tu nie było. Jestem obecnie na przepustce ze szpitala psychiatrycznego.
-
Hejka wszystkim
-
-
I stało się... Mam skierowanie do szpitala...
-
Wkurza mnie, że tak bardzo nie chcę być samotny, a nie mam nikogo...
-
Wszystko
-
Sorrow, mam tak samo tylko, że ja mieszkam sam. Powinienem być z siebie dumny, że pojawiam się w tej szkole
-
kasiątko, ja umieram z samotności, bo potrzebuję ludzi... Potrzebuję ich, bo chcę czuć się dla kogoś potrzebny, ale zostałem tyle razy odrzucony, że zawsze czuję się gorszy... zawszę gdy wychodzę na ulicę czuje się obserwowany. Więc uciekam i to mnie wykańcza
-
Potrzebuję ludzi, ale nie chcę ludzi...
-
To jest chore... nie mogę na to patrzeć... Korba, proszę skasuj to zdjęcie...
-
Sabaidee ale psa
-
kasiątko rozumiem co czujesz... Ale jakieś 3 tygodnie temu dostałem psa i cieszę się, że ktoś wita mnie w drzwiach gdy wracam do domu.
-
Korba nie wiem co powiedzieć... wiem jak boli gdy kogoś kochasz i...
Kai to nie jest takie łatwe, ty byś tak zrobił, ale to nie znaczy, że inni są gotowi na coś takiego... Byłoby łatwiej, ale jeśli kogoś naprawdę kochasz to nie da się tak po prostu.
-
Wkurza mnie to, że jednak nie wytrzymam dłużej Dobranoc wszystkim
-
sens-ból
-
duma-samotność
-
inteligencja-doświadczenie życiowe
-
marcja, nie chodziło o forum. Nie wkurzaj mnie
-
noga-dr. House
Samookaleczenia.
w Zaburzenia osobowości
Opublikowano
Rok się nie ciąłęm, a teraz znowu coraz częściej. Dzisiaj rozbiłem kubek i jakoś tak wyszło...