Skocz do zawartości
Nerwica.com

sylwutek

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez sylwutek

  1. w terapii jestem od półtora roku, ale przez ładnych kilka miesięcy byłam oporną pacjentką - opuszczałam prawie co drugą sesję, chociaż regułą stała się płatność nawet za nieobecności.

    fascynacja towarzyszyła mi chyba od początku, tyle że nie damsko-męska. było to raczej zauroczenie władzą i intelektem. zakochałam się na maksa jakieś cztery-pięć miesięcy temu (zakładając, że taki popaprany neurotyk, jak ja jest w stanie cokolwiek "prawdziwego" powiedzieć o swoich uczuciach)...

  2. ja dopiero po roku zaczęłam się pozbywać potrzeby zachowania wizerunku i mam ten problem nadal. ale rzadko przechodzi w krótszym czasie - bardzo to ściśle związane z osobniczym przypadkiem... dla mnie kwestia "oceny" to jeden z najważniejszych problemów wpływający na moje życie od ponad trzydziestu lat - nie da się go wykosić w kilka miesięcy...

    a jakiego rodzaju terapię wybrałaś teraz i wcześniej?

  3. zrobisz, jak zechcesz - wg znanej maksymy psychoanalitycznej - wszystko, co robimy jest naszą osobistą decyzją. świadomą lub nie. skoro już zdecydowałaś się na zmiany (nie mówisz dlaczego), to po prostu odejdź, albo powiedz mu, co się dzieje i jak to widzisz. zakochanie najlepiej jest przepracować z obiektem, ale można też z innym terapeutą. tak czy siak, bez otwartości nie ma pracy. sama rozmowa pomoże, wesprze, podtrzyma na duchu, ale nie doprowadzi do głębokich zmian, do zdrowia...

    to, co myśli o tobie analityk nie ma żadnego znaczenia. tak jak to, co myśli o tobie kardiolog lub internista...

    mogę sobie pisać "doświadczone" zdania a sama przed wyjściem na sesję zakładam najładniejsze stringi pod obcisłe spodnie, maluję się uważnie, wkładam seksowne buty - potem o tym rozmawiamy...

  4. naiwnie przez jakiś czas sądziłam, że to tylko ja mam taki problem.. chociaż u mnie to nie miłość, to raczej stan jakiegoś zakochania, zauroczenia połączonego z fascynacją..

    On tak mnie słucha, jak nikt dotąd.. jest taki delikatny i empatyczny..

    Pomyśleć, że zdecydowałam się na mężczyznę, bo pomyślałam, że mi, jako osobie biseksualnej (z ukierunkowaniem na kobiety,jak wówczas sądziłam) będzie łatwiej rozmawiało się z mężczyzną właśnie.. w ogóle nie przewidziałam takiego scenariusza. walczyłam z tym, tłumaczyłam sobie, że dla niego jestem nikim - bardziej lub mniej ciekawym przypadkiem - ale nikim, że może mnie nawet nie lubić, ale taka racjonalizacja niewiele daje. powinnam przerwać terapię (choć nie z tego powodu) ale wiem że będę tęskniła. że będzie mi się wydawało, że widzę go w przejeżdżającym obok autobusie albo samochodzie - tak jak teraz.. nie potrafię więc się zdobyć na jej skończenie, chociaż powinnam bo zaczęłam drugą.. chciałabym mu powiedzieć, ale nie mam tyle odwagi.. to jednak beznadziejne, że tak się dzieje.. ciekawe czy w drugą stronę to też może działać (abstrahując od kodeksu etycznego obowiązującego psychologów), chociaż lepiej żeby nie wiedzieć - po co łudzić się jakąkolwiek nadzieją :cry:

     

    jest cała masa ludzi, którzy przeżywają to, co my, tylko wstydzą się do tego przyznać czasem nawet przed sobą. ja też jestem bi z odwrotnym ukierunkowaniem, ale do kobiety na terapię iść nie mogłam, bo jakoś żadna mnie nie przekonała (zatem nie wiem, jak to by u mnie zadziałało). widzisz, ty wiesz, co czujesz i piszesz nam otwarcie, więc czemu nie porozmawiasz o tym z analitykiem? szczerość i ból to cholerna baza, bez zaufania i otwartości lepiej sobie darować. wiele tu zależy od terapeuty - jeśli nie potrafi do ciebie dotrzeć, to sam powinien zrezygnować.

    poza karalnymi odstępstwami nigdy nie słyszałam o wypadku wzajemności uczuć - kiedy pojawia się coś takiego w psychodynamicznej, to analityk pasuje i oddaje cię komuś innemu. a i to się prawie nie zdarza (to nie holywood:)))

  5. chyba powinnam ci podziękować, już, sprowadziłeś mnie do parteru. jestem w terapii od ponad roku a czasem wciąż zapominam, że każda ludzka aktywność ma jakiś cel, w przypadku neurotyka cel najczęściej ukryty... chyba nie wystarczy tu powiedzieć, że czuję się potwornie samotna i poczuciu tej samotności chciałam ulżyć pisząc...

  6. czy ja dobrze rozumiem, didol, opuściłaś terapeutę, za którym wciąż tęsknisz? nie masz innego ukochanego? przykro mi potwornie, bo, z neurotycznego czyli egoistycznego punktu widzenia, nie ma na to leku... tak bardzo mi smutno...

    ale nie mogę tu zakończyć, choć smutek mam absolutny... mój ukochany wie o mnie wszystko i wiem, że pomoże mi wyjść nawet z zakochania... szukam tylko potwierdzenia, że komuś się udało, bo moja miłość to czyste szaleństwo odbierające mi świat...

  7. to trochę nie tak... albo bardzo "na miejscu". jednym z moich najistotniejszych problemów jest podporządkowanie sobie świata za pomocą erotyzmu. ja to wiem i on to wie... w niczym nie umniejsza to mego cierpienia/kochania...

    pisałam, że to nie reguła. w terapię wnosimy to, co nas nieświadomie kreuje...

    wybacz, jeśli byłam nieścisła...

  8. Nie, nie zrezygnowałam, ale to było kilka lat temu i z perspektywy czasu uważam, że to było głupie. Gratuluję odwagi Sylwutek, bo ja bym się chyba nigdy nie przyznała do tego uczucia. A jak w takim razie reaguje Twój psychoterapeuta?

     

    on jest mnichem i moim popędom nie daje szans. rozważa je, rozpytuje, rozmyśla, docieka, łączy ze snami i przeszłością...

    koniecznie mi zaraz opowiedz, co zrobiłaś ze swoją miłością? przeszło ci? zakochałaś się w innym/w innej? jak sobie poradziłaś? bo mi z otwartością jest potwornie źle z poczuciem bezsensu ku realizacji... jestem krok od szaleństwa

     

    [Dodane po edycji:]

     

    Nie, nie zrezygnowałam, ale to było kilka lat temu i z perspektywy czasu uważam, że to było głupie. Gratuluję odwagi Sylwutek, bo ja bym się chyba nigdy nie przyznała do tego uczucia. A jak w takim razie reaguje Twój psychoterapeuta?

     

    on jest mnichem i moim popędom nie daje szans. rozważa je, rozpytuje, rozmyśla, docieka, łączy ze snami i przeszłością...

    koniecznie mi zaraz opowiedz, co zrobiłaś ze swoją miłością? przeszło ci? zakochałaś się w innym/w innej? jak sobie poradziłaś? bo mi z otwartością jest potwornie źle z poczuciem bezsensu ku realizacji... jestem krok od szaleństwa

    oczywiście "mnich" to tylko alegoria opisująca jego oddalenie od moich "ziemskich" namiętności. ON jest facetem, analitykiem, filozofem... moim ukochanym...

  9. Osobiście bardzo mi to przeszkadzało.Wydaje mi się że terapia traci sens, bo siłą rzeczy będąc zakochanym człowiek chce jak najlepiej wypaść przed obiektem swoich westchnień, a to prowadzi do ukrywania niektórych faktów. Czasami było mi po prostu wstyd przyznać się do niektórych rzeczy, mimo że wiedziałam, że powinnam o tym opowiedzieć dla własnego dobra. Jednak za bardzo zależało mi aby wypaść dobrze w oczach tej osoby.

     

    nie bardzo rozumiem... zrezygnowałaś z terapii?

    bo ja gram i poddaję się jednocześnie. jestem skryta i otwarta. on mnie zmusza do mówienia o miłości i pożądaniu i, jakkolwiek jest mi wstyd, to wstyd mi wstydem a mówię... szczerze. on pyta: o czym pani myśli, kiedy chowa pani oczy pod powiekami? ja mówię: chcę pana pocałować... ja wyję a on analizuje... tego nie jestem jeszcze w stanie znieść...

  10. sylwutek, witaj ;)

     

    I'll hope I will be...

    thanks...

    my topic now is "psychoterapy - problems"

    SU

     

    [Dodane po edycji:]

     

    Hej sylwutek :D

    w środku nocy dla mnie dzień nastaje. ciebie omijać powinien. są na to leki. nie bierzesz?

  11. Czy kazdy musi sie zakochac? Chyba to sprzyja terapii, ale czy to norma?

     

    nie każdy. to zależy od schematu, którym posługuje się twoje nieświadome JA. moje lubi wykorzystywać miłość i erotyzm. inne może ulec miłości "ojcowskiej", "matczynej" lub atawistycznej wizji bliskości... ale nie musi. to jest terapia. wszystko się może zdarzyć...

    miłość do terapeuty nie jest normą. jest częstym elementem. jak w życiu...

     

    moja prośba jest wielka: powiedzcie, czy ktoś z was sobie z tym poradził i w jaki sposób... ja odłożyłam na bok całe moje życie by myśleć tylko o NIM... horror - groza, za eliotem. the end of the night... za morrisonem

  12. gdzieś w pobocznym, ukrytym, wątku znalazłam intrygujący temat: miłość do analityka. to niemal endemiczny etap w psychoterapii. przygotujcie się nań, bo jest cholernie bolesny, szczególnie jeśli jesteście biseksualistami albo hetero czy homo widzącymi w terapeucie drugą połówkę. nikt was tak wcześniej nie słuchał, nikt o was nie walczył w tak delikatny i porywający sposób. to się dzieje, jak święto wiosny strawińskiego i jak wiosna musi zimy doświadczyć. wieczny powrót w terapii bywa częstym. współczuję wam, jak i sobie, absolutnego zauroczenia, które musi umrzeć... kiedyś

    piszcie o tym. proszę... będę mniej samotna wobec niego i mojej miłości...

  13. dla mnie zawsze wieczory, rzadko poranki. "nie, nie żałuję, przeciwnie, bardzo ci dziękuję, kochana"...

    jestem niesympatyczną, zarozumiałą, apetyczną babką, która od lat wielu "przeleciała przez" wielu psychiatrów i psychoterapeutów. obecnie w terapii psychodynamicznej, obecnie w miłości do terapeuty. absolutnej miłości i poddaniu...

    czasem będę do was pisać, z racji przygotowania psychologicznego i z racji doświadczenia sporego... krytykujcie, ile wlezie. nie ma nic bardziej oczyszczającego.

×