Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zołzik

Użytkownik
  • Postów

    25
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Zołzik

  1. Nie potrafię nie to co wychwalać co pozytywnie opisywać przed większością tych co znam, wychwalać tych siebie,swoich rzeczy, czy swoich doświadczeń, praktycznie milcze o swoich doświadczeniach tych z których jestem dumny, i tak samo o wszystkim nie potrafię siebie stawiać w poztywnym świetle bo po prostu czuje się niezręcznie, nie wiem z czego to wynika. Nie chodzi mi tu o wychwalanie się, czy o wymyślaniu i dorabianiu historii tylko o tym co jest naprawdę i o tym co uważam.

     

     

    Ma ktoś pomysł z czego to wynika?

     

    Może masz z jakiegoś powodu silne przekonanie, że trzeba być skromnym i nie wypada się chwalić i/lub że inni sami powinni zauważyć Twoje zalety...

  2. A powiedzcie mi jak to jest z facetami z osobowością histrioniczną. W wielu artykułach czytałem, że u mężczyzn się tego nie diagnozuje, a jeśli jakiś facet posiada histrioniczne cechy to podpina się go pod osobowość narcystyczną w typie uwodzicielskim (wg T. Millona/R. Davisa). Znacie jakieś przypadki HPD u mężczyzn?

     

    Po edycji:

     

    Przeczytałem temat i widzę wypowiedzi facetów. Mimo wszystko, zastanawiam się gdzie przebiega granica między uwodzicielskim narcyzem a histrionikiem. A może tej granicy nie ma i cechy tych zaburzeń się przenikają? Jestem ciekaw Waszych opinii.

     

    Wczoraj wpadła mi w ręce książka "Podstawy psychologii" i tam jest napisane, że kiedyś faktycznie uważano, że HPD to raczej kobieca przypadłość, ale obecnie szacuje się, że jest mniej więcej pół na pół.

     

    Zdziwiła mnie zawartość tego wątku, bo chyba o żadnym innym zaburzeniu (nawet os. dyssocjalnej) nie ma tak negatywnych opinii. Uważam, że to bardzo krzywdzące, ponieważ miałam okazję poznać osoby, którym kiedyś zdiagnozowano takie zaburzenie, w tym jedną dosyć dobrze. Ten ktoś na pewno nie był potworem - owszem, mocno przeżywał krytykę czy brak zainteresowania, ale nie mścił się za to. Myślę, że ta słynna autokreacja to zwykle nie kłamstwa, nieszczerość, tylko wyolbrzymianie, rozczualnie się nad sobą - ale te osoby naprawdę w to wierzą i tak czują.

     

    Co do podobieństw z NPD - nie widzę żadnych. Czy osoba z NPD starałaby się znaleźć w centrum uwagi, jeśli oznaczałoby to okazywanie słabości (np. epatowanie swoim cierpieniem, chorobami), poniżenie, kompromitację, bycie wyśmiewanym (coś w stylu "gwiazd" jak Jola Rutowicz)?

    W kryteriach jest jeszcze ta uwodzicielskość i koncentracja na wyglądzie, ale też to mi z różnych względów nie pasuje.

  3. Myślę, że kobiety nie lubią romantyzmu, która poleci na kiczowate wiersze, sporządzone na kolanie. A może my inaczej rozumiemy romantyczność. Chyba, że chodzi Ci o romantyczną oprawę np. przy kolacji, jakieś kwiaty ale to trzeba mieć wyczucie, bo inaczej wyjdzie z tego polska wieś.

    Dla mnie (jestem kobietą) żadna z tych rzeczy, które wymieniłeś nie jest romantyczna. Ale to, co napisałeś w swoim pierwszym poście jest.

  4. Romantyczność?-wybacz, Ty chyba sobie jaja robisz.
    A sądzisz, że kobiety nie lubią romantyzmu ?

    Oczywiście, że nie lubią. Piotr ma monopol na romantyzm i miłość:

    Wiesz co mam taki pogląd, że ludzie w dzisiejszych czasach wiążą się ze sobą ale rzadko to jest jakaś wielka miłość, po prostu są ze sobą bo są, chyba dla zabicia nudy, bo nawet nie samotności. Łączy ich pewnie zazwyczaj pociąg seksualny, albo są ze sobą bo któreś jest przy kasie, a na koniec są ze sobą bo jest dziecko. I tak pieprzą o miłości.Tylko mi się trafia miłość i dlatego cierpię ilekroć pomyślę jak wspaniale by to wyglądało. Ludzkość wyzbywa się jakichkolwiek uczuć.
  5. Zajebiście,że ktoś w końcu na tym forum pokazau,co jest najważniejsze dla kobiety - bo przecież gadanie o charakterze,inteligencji to czysta głupota,skoro ktoś wygląda makabrycznie.

    Najważniejsze? Chyba żartujesz... Wygląd i osobowość - obie te rzeczy są niezbędne, żeby ktoś nam się podobał, myślę że nie ma tu żadnych różnic między płciami. Z tym że przeciętny wygląd (ale nie odpychający dla tej konkretnej osoby) można nadrobić charakterem i inteligencją, a w drugą stronę już raczej nie.

    Myślisz, że autorka tępego czy chamskiego pakera też nie miałaby dosyć?

  6. Czyli mogę mieć nadzieję, że z wiekiem to zaniknie, chociaż w pewnym stopniu.

    Chyba jednak (samo z siebie) nie. To nie zależy tylko od wieku, bo przecież nie wszystkie dzieci i nastolatki uciekają w świat wyobraźni. U osób, które tutaj piszą, że rzadziej niż kiedyś tak robią, coś się zmieniło w życiu: black swan - studia (więcej zajęć?, fajne towarzystwo?), monk.2000 - medytacja "zamiast".

  7. Zołzik,

    wydaje mi się, że jakby mi ktoś zdiagnozował choćby depresję, to poczułabym się a)wyjątkowo, b) poczułabym ulgę, że to wszystko jednak nie jest normalne.

    Inna sprawa, że problem stałby się dostrzegalny nie tylko dla mnie. Czytałam gdzieś, że narcyzi nie widzą swoich problemów, dopóki nie spadnie im na głowę jakaś katastrofa, więc nie wiem, czy rzeczywiście takim narcyzem jestem, ale chciałabym się wreszcie czegoś o sobie dowiedzieć.

    Czyli jeszcze nie stwierdzili Ci w ogóle nic? Dla mnie diagnoza depresji przyniosła ulgę, bo od dawna to wiedziałam i wreszcie miałam dowód, że nie wymyślam sobie problemów. Plus nadzieję, że to da się wyleczyć. I z perspektywy czasu myślę, że to lepsze niż informacja o zaburzeniu osobowości, czyli czymś, co zostanie na stałe. Nie wydaje mi się jednak, że jeśli pójdziesz do terapeuty, od razu (lub w ogóle) usłyszysz, że masz coś więcej niż depresję czy nerwicę.

     

    Mam też kłopot z natury takiej, że nie wyobrażam sobie wizyty u specjalisty. Przychodzę i co? Zaczynam jakąś litanię? Już to widzę w swoim wykonaniu. "Nie wiem, po co przyszłam, w sumie wszystko jest okej..."

    Chyba właśnie tak to powinno wyglądać, że przy pierwszej wizycie opowiesz o sobie, nie tylko o tym co Cię męczy, ale o swoim życiu w ogóle. Jeśli boisz się, że się w tym pogubisz albo zabraknie Ci słów, to możesz wcześniej się przygotować, a nawet to napisać. No i bądź pewna, że specjalista nie zostawi tak tego "w sumie wszystko jest okej" (bo nie jest, skoro przyszłaś), będzie Cię o wszystko dopytywać. Wiadomo, że początki są trudne, ale ogólnie nie ma się czego bać.

     

    Łeb mi pęka, ugh. I znów zastanawiam się, czy wszystko, co tutaj napisałam, jest prawdą. Od zarania dziejów mam coś takiego. Rozmyślam sobie nad czymś i nagle - "ale czy ja rzeczywiście tak myślę?"... i wkładam wielki wysiłek w to, by odkryć, co rzeczywiście myślę, i nie wiem. Każda moja myśl wydaje mi się niesprawdzona, niegodna wiary (teraz nie wiem, czy to co napisałam o tym myśleniu jest prawdą :shock::mrgreen: ). Przepraszam, zagalopowałam się trochę.

    Też tak czasem mam. :P I nie wiem, z czego to wynika. Z braku zaufania do siebie w ogóle, z przekonania już od dziecka, że nie powinnam czuć tego, co czuję?

  8. Zołzik, nie trzeba byś dosłownym przecież :mrgreen:

    No tak, ale Twój post mógł to sugerować. Ludzie są różni, nigdy nie wiadomo jaki ktoś zrobi użytek z internetowych rad. Zresztą zadbanie o sobie w tym wypadku nic nie pomoże, bo silvermoon napisała, że ten człowiek i tak nigdy jej nie pociągał, a teraz jest jeszcze gorzej. Dlatego uważam, że wdawanie się w szczegóły nie ma sensu, bo tylko go zrani.

  9. silvermoon, powinnaś być uczciwa w stosunku do swojego partnera i siebie i powiedzieć mu, jak sprawa wygląda...

    :? Tzn. powinna wyjaśnić mu, że ją brzydzi??? Moim zdaniem autorka musi zakończyć ten związek, na pewno nie zmuszać się do seksu, powiedzieć partnerowi, że go nie kocha, ostatecznie że jej nie pociąga. Ale powiedzenie tego wszystkiego, co tutaj napisała jest zbyt okrutne. :(

    Na pewno nikt nie chciałby tego usłyszeć, to potwornie by zabolało i może nawet zostawiło uraz psychiczny. W końcu facet jej do tego związku nie zmusza.

  10. A czy ktokolwiek z Was myślał kiedyś, że sobie ten narcyzm wymyśla, żeby poczuć się bardziej wyjątkowo? Bo ja tak myślę nieustannie. Też nie wiecie, jacy jesteście? Ja nie mam pojęcia. Jak się "wpatruję w siebie", to widzę zupełną pustkę. Człowieka bez osobowości, bez niczego. Zastanawia mnie, czy ktoś jeszcze czuje to samo.

     

    Dla mnie tekst o "osobowości narcystycznej" w wypisie ze szpitala przez moment sprawił, że poczułam się wyjątkowo. Jakby to było coś lepszego niż "zwykła" depresja. Ale potem już nie, tak jak gdyby to znaczyło, że jestem zła lub przynajmniej ludzie mnie za taką uważają. Nie wiem, czy warto szukać potwierdzenia takiej diagnozy.

    Widziałam kilka Twoich postów, dostrzegam pewne podobieństwo. Czasem myślę lub mówię o sobie, że jestem nikim, ale to w sumie nieprawda. Chodzi bardziej o to, że nie mam specjalnych osiągnięć, niewiele przeżyłam, jestem mało atrakcyjna towarzysko. Moja osobowość istnieje, ale wydaje mi się poplątana, zmienna, nieokreślona. Nie jestem niczego pewna.

    A jeśli to wcale nie jest nienormalne? Pocieszam się myślą, że może wszelkie etykietki są tylko próbą sztucznego uporządkowania rzeczywistości.

  11. W sumie ja od dziecka miałam bujną fantazję. Potem zaczęłam pisać też różne opowiadania, wiersze.

    Nie wiem ile w tym mojej natury a ile wpływu dysfunkcyjnej rodziny. Mam nadzieje, że zdąże jeszcze z tego "wyrosnąć".

    Bo problemem nie jest dla mnie marzenie samo w sobie - każdy ma jakieś marzenia. Tylko to, że zaniedbuje przez to świat realny, a to rodzi wiele problemów. Mam tylko nadzieję, że uda mi się to jakoś skutecznie zwalczyć, albo chociaż zminimalizować.

     

    Walcz z tym, jak tylko możesz, nie odkładaj tego na później, aż przybierze patologiczną formę. Chyba, że piszesz nie do szuflady.

    Mam podobny problem od dziecka. Wydaje mi się, że to bardziej zależy od osobowości niż środowiska, w którym się dorastało, bo moja siostra tak nie robi. Kiedyś wydawało mi się, że to coś pozytywnego, że na pewno uda mi się przekształcić te fantazje w książki i komiksy. Ale na chęciach się skończyło. Myślę, że nie da się z tego po prostu wyrosnąć, trzeba się oduczać.

  12. Dla tych wszystkich co bezogona pamiętają.... niestety nie ma go już wśród nas [*] :why:

    Co się z nim stało? :cry:

     

    To co wy tam jakiś klasztor macie i zakonnicami jesteście?? :shock::twisted: podobno 40 % ludzi rozpoczyna tam swoje życie seksualne hehe :twisted:

    Dobrej zabawy nigdy zawiele hehe

    Nie napisałem że powinniśmy sie tylko leczyć seksem, ale przy terapi taki odskok w bok to całkiem dobra rzecz wg mnie. Napewno na tym skorzystamy a nie stracimy. Byleby tylko ta osoba nie była w naszej grupie przy rozmowie to bedzie dobrze :mrgreen::mrgreen:

    Z takim podejściem długo miejsca tam nie zagrzejesz, ani raczej nie wzbudzisz sympatii. Chyba, że tylko żartujesz, chociaż to jak ktoś żartuje też o czymś świadczy.

    Biorąc pod uwagę stan psychiczny większości osób, które trafiają do Komorowa, to ostatnie miejsce dla poszukiwaczy "dobrej zabawy". Ale jeśli nie interesuje Cię, że przez zabawę czyimiś uczuciami komuś może się pogorszyć albo coś sobie zrobi, to Twój wybór. :D

  13. Jest jeszcze coś, czego nikt w tym wątku nie poruszył. To, że dzieci wychowywały się w tej samej rodzinie, nie oznacza że były traktowane w ten sam sposób. Już sama kolejność urodzenia może mieć znaczenie, np. od starszego dziecka zwykle więcej się wymaga, młodsze częściej jest rozpieszczane przez rodziców i rodzeństwo (które też może się nim opiekować zamiast nich). Takie różnice są powszechne we wszystkich rodzinach, nie tylko z problemem alkoholowym. A co do DDA, to często się mówi o typologii dzieci alkoholików:

    http://koalkoholizm.pl/7-zagadnienia/37-dda.

  14. No okej rozumiem to. Tak czy siak wydaje mi się że niezdolność do zrozumienia o co chodzi z płaczem i słabością występuje tylko u kobiet (nawet jeśli nie u wszystkich).

     

    Nie, to stereotyp, wielu mężczyzn też tak tego nie widzi (na przykład piłkarze po meczu :P ). Aczkolwiek mnie łzy u mężczyzn kojarzą się ze słabością (mimo że bardzo mi się nie podoba, że tak to przeżywam). Czuję się nieswojo patrząc na płaczącego mężczyznę. Z kobietami różnie, ale generalnie lepiej to toleruję, nawet próbuję pocieszać. Często jednak nie wiem jak się zachować, chociaż wydaje mi się, że m u s z ę coś zrobić.

    U samej siebie płacz przy innych ludziach uważam niestety za oznakę słabości i (akurat słusznie) utratę kontroli. Kiedyś uważałam za powód do dumy, jeśli udawało mi się go powstrzymać. Chciałam być silna.

    W samotności dużo płaczę, z różnych powodów. Wzruszają mnie też książki i filmy, często typowe wyciskacze łez (choć z identycznych reakcji u własnej mamy kiedyś się śmiałam).

    Kiedy chce mi się płakać w towarzystwie, najczęściej wychodzę lub chociaż jakoś zasłaniam się lub odwracam. A jeśli już nic się nie da zrobić, wolę żeby to było parę łez, nie szloch. Nienawidzę też mówić, kiedy płaczę.

    No i zauważyłam coś takiego, że kiedy przez długi czas mam bardzo zły nastrój, zdarza mi się prawie rozpłakać z powodu jakichś głupot, które nawet nie są specjalnie smutne.

    Jednym z moich największych marzeń jest znaleźć osobę, przy której poczuję się na tyle swobodnie, żeby nie ukrywać słabości (w moim mniemaniu), np. płaczu, lęku...

  15. Może nie jestem idealna ale na prawdę się staram. Tak jak chciał zerwałam kontakty ze starymi znajomymi.
    Robię wszystko co chce mimo to jest ciągle źle ciągle moja wina bo nie potrafię nic załatwić tak jak on chce. Chce porozmawiać znów moja wina nie odzywam się coś mi się dzieje głupia jestem. Już nie wiem jak mam się zachować żeby było dobrze.

     

    Co Ty wyprawiasz?!!!

     

    Możliwe, że Twój chłopak potrzebuje psychoterapii, ale Ty jeszcze bardziej. Kompletnie się od niego uzależniłaś, dostosowujesz się do jego kaprysów, zrywasz znajomości, rezygnujesz ze swoich potrzeb. Zachowujesz się jakbyś była jego niewolnicą. Nieważne co dla niego zrobisz, NIE BĘDZIE dobrze. Zamiast o nim, dla odmiany pomyśl o sobie.

  16. Są w życiu pewne fakty, których się wstydzimy. Ja jednego z nich wstydzę i brzydzę się do tego stopnia, że wmawiam sobie różnego rodzaju zaburzenia, byle tylko uniknąć myśli o tym, co jest prawdziwym powodem moich problemów.

    Nie mam na tyle odwagi, żeby napisać Wam o co dokładnie chodzi, więc będę pisał bardzo ogólnikowo.

    Fakt ten dotyczy bardzo prywatnej strefy życia. Pogodzenie się z nim zaburzyłoby mój obraz samego siebie. To jak siebie "wykreowałem", kim jestem, zostałoby zniszczone. O ile samo wypieranie się jest jeszcze znośne, to rozmowa z ludźmi o tym, jest dla mnie bardzo męcząca.

    Czy ktoś z Was też próbuje wyprzeć się prawdy o czymś, co ma duży wpływ na życie? Czy może ktoś wykazał się taką odwagą, żeby zaakceptować to i żyć dalej, kreując nowy obraz siebie, oparty na nawet niewygodnej prawdzie?

     

    Jak czytam takie coś, to przypominają mi się sytuacje, kiedy ludzie długo zwlekali z wyznaniem jakiejś tajemnicy. Inni często wiedzieli, że coś jest nie tak, pojawiały się różne domysły (w jednym wypadku nawet, że może chodzić o zbrodnię). No a kiedy wreszcie ta osoba wyznaje prawdę, klasyczna reakcją jest: "To tylko o to chodziło?" :shock: albo kompletna obojętność.

    Z pewnością jest Ci ciężko. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że patrząc z boku Twój problem nie będzie odbierany jako coś wstydliwego, ani nie zmieni Twojego obrazu wśród otoczenia. Może tylko inni będą Ci współczuć, że długo się z tym męczyłeś. Choć zdaję sobie sprawę, że dla Ciebie pewnie to tak nie wygląda i trudno Ci w to uwierzyć.

  17. Jesli ktos tak pisze ze narcyzm jest latwiejszy do wyleczenia niz border, albo nawet zacheca zeby bordera zamieniac w narcyza no to brak mi slow na jego kompetencje, znaczy ze albo niewiele w ogole ma pojecia na temat zaburzen osobowosci albo jest czystym teoretykiem i psychoterapie zna z ksiazek.

     

    W psychoterapii stosuje sie rozmaite techniki i interwencje takie jak np. w modelu psychodynamicznym klaryfikacja, konfrontacja i interpretacja. Narcyz, w przeciwienstwie do bordera, w ogole nie jest w stanie tolerowac konfrontacji, ktora u niego tylko zaostrza chorobe. Oczywiscie, jasne jest ze border tez wiekszosc konfrontacji uznaje za atak na swoja osobe, ale wyobrazcie to sobie u bordera i zaostrzyjcie reakcje 'do siebie' razy dziesiec i macie jak jest u narcyza :D Border pracujac nad soba da rade sie konfrontowac, a w przypadku narcyza trzeba stosowac zamiennie techniki wspierajace ktore dzialaja wolniej i nie daja calkowitego wyleczenia.

     

    Narcyzm w psychopatologii to nie jest narcyzm z jezyka potocznego czyli osoba ktora uwaza siebie za najwspanialsza. Narcyzm to raczej osoba ktora uwaza siebie za bezwartosciowa i jednoczesnie zada od innych powodow uznania bo tylko tak moze podniesc swoja samoocene. Narcyzm w tym drugim, wlasciwym rozumieniu, leczy sie szalenie ciezko.

     

    Mam zdiagnozowane narcystyczne zaburzenie osobowości. Zaczęłam się leczyć parę lat temu z powodu objawów depresyjnych, które ciągną się od dzieciństwa. Byłam też w szpitalu. Być może nie potrafię patrzeć obiektywnie, bo chyba każdemu jego własne problemy wydają się najtrudniejsze do pokonania. Jeśli jednak miałabym porównać moje funkcjonowanie w codziennym życiu i terapii do tego jak radzą sobie osoby z borderem, to mogę napisać tylko jedno: nie życzę im, żeby to przeszło w narcyzm.

    Koleżanka z borderem, gdy powiedziała swojej terapeutce, że czytała o możliwości zamiany bordera na narcyzm usłyszała: "Nie wiem, co gorsze." :?

     

    Człowiek nie akceptuje siebie ( w osobowosci narcystycznej osoba chora najczęściej akceptuje siebie), \borderzy nie akceptują ludzi, swoich uczuć, cudzych uczuc, poza tym najczęściej bolesnie siebie ranią co w osobowości narcystycznej takze jest niespotykane.

     

    No cóż… U mnie jest podobnie z wyjątkiem autoagresji (nie licząc myśli) - w porównaniu do bordera jest ona minimalna. No i innych ludzi jest mi jednak o wiele łatwiej zaakceptować niż samą siebie.

  18. Witaj!

     

    Spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytania. Zaznaczam, że byłam tam tylko 2 tygodnie, więc mogę niechcący wprowadzić Cię w błąd.

     

    1. Ma organizować sobie sam.

    2. Teoretycznie codziennie możesz jeździć do domu, bylebyś wracał na noc. Jeśli chcesz wyjść tylko do Komorowa lub okolic, po prostu wpisujesz się do zeszytu u pielęgniarek. Jeśli chcesz pojechać dalej, np. do Warszawy, musisz poprosić o zgodę swojego terapeutę, ale to właściwie formalność. Nawet jeśli dopiero Cię przyjęli. Nocować w domu można co dwa tygodnie, np. w weekend, ale musisz o to poprosić kilka dni przed wyjazdem, a nie czekać do ostatniej chwili.

    3. Nie ma zajęć w weekendy, znowu: sam sobie organizujesz czas. Większość ludzi jedzie do domu i wraca na noc.

    4. Były grupy, gdzie pacjenci razem zaczynali i kończyli terapię, ale w tej chwili takich nie ma. Obecnie są cztery grupy "dobierane":

    * 2 na 3 miesiące, mają głównie terapię grupową

    * 1 na 6 miesięcy, głównie terapia indywidualna

    * 1 na 2 tygodnie, jest to grupa wstępna, o której więcej napiszę potem.

    5. Ma się swojego lekarza, pielęgniarkę i terapeutę prowadzącego, ale specjalistyczne zajęcia są też z innymi terapeutami.

    6. Mi się tam nawet spodobało, chociaż kontakt z innymi ludźmi to dla mnie poważny problem, a większość pacjentów nie była tak nieśmiała jak ja. Po tygodniu się trochę otworzyłam. Pamiętaj jednak, że byłam tam bardzo krótko.

    Inni pacjenci bardzo to miejsce chwalą, nie zauważyłam, żeby ktoś narzekał.

     

    Rzeczy, które mnie pozytywnie zaskoczyły:

    * nie ma rygoru jak w szpitalach, to właściwie sanatorium

    * jest bezprzewodowy internet (ale komputer musisz mieć swój)

    * telewizję (+ DVD z divxami) można oglądać bez ograniczeń

    * jest stado kotów!!! :D

    * można sobie samemu gotować w piwnicy (osobiście z tego nie korzystałam) ---> duże pomieszczenie o nazwie "Gawra", dzieli się na kuchnię i wielką pustą salę, w której widziałam jakiś sprzęt muzyczny, ale nie mam pojęcia, czy szpitalny czy należący do pacjentów

    * niezbyt wiele rzeczy do uprawiania sportu, ale są: stół do pingponga, worek treningowy, rowerek stacjonarny i zwykłe, siatka; trzy razy w tygodniu jest za darmo basen w Pruszkowie (podobno bardzo fajny - zjeżdżalnie, jacuzzi...), jeśli pójdzie się z większą grupą

     

    Jak wybierasz się w czasie wakacji BEZWZGLĘDNIE weź:

    * wentylator (klimatyzacja jest tylko na papierze)

    * coś na komary (blisko budynku jest staw).

     

    Prawie wszyscy palą (na ławkach, w palarni), co mnie trochę denerwowało, bo ja nie palę.

     

    No i na koniec nowość, która pojawiła się lipcu, mianowicie dwutygodniowa grupa diagnostyczna (nie wiem, czy od teraz KAŻDY pacjent musi to przejść). Ma ona niewiele zajęć i służy personelowi w podjęciu decyzji, czy danego osobnika przyjąć na dłużej. Mnie ta sytuacja nie stresowała, ale byłam raczej wyjątkiem, niektórzy porównywali to do castingu. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo ludziom może zależeć na przyjęciu do Komorowa. Z tego co wiem osoby, które spotkały się odmową były mocno zdołowane. :cry:

    Na ponowne przyjęcie czeka się kilka tygodni.

×