Morgainne
-
Postów
6 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez Morgainne
-
-
Udało mi się, nie zdyskwalifikowali mnie po pierwszej rozmowie! Nie miałam rzeczonego skierowania ani wydaje mi sie nie wykazałam sie wyjątkową motywacją a pomimo tego zyskałam szybkie ustalenie terminu wywiadu życiorysowego oraz wyczułam poczas rozmowy życzliwość (żeby nie powiedzieć empatie)
Pozatym zauważyłam, że pacjenci są w wiekszośći bardzo młodzi...ambiwalentne uczucia.
To źle, że młodzi? Najwięcej jest osób w wieku 20 - paru lat ale jest też kilkoro pacjentów w okolicy 30. Zresztą wiek nie gra tu żadnej, absolutnie żadnej roli a różnice wiekowe nie są wyczuwalne. Zaburzony to zaburzony;)
Jestem tu już trochę ponad miesiąc i mogę powiedzieć, że przez ten krótki okres czasu zyskałam znacznie więcej, niż przez dziesięć miesięcy poprzedniej terapii. Tak więc polecam:)
-
Jestem po wszystkich trzech konsultacjach - naczytawszy się sporo o ich nieprzyjemnym przebiegu, byłam pełna najgorszych obaw i jadąc tam, drżałam ze strachu. Jednak moje lęki okazały się bezpodstawne - personel był całkiem sympatyczny i nawet "ta straszna" pani ordynator wywarła na mnie pozytywne wrażenie;) I dostałam się, wyjeżdżam 23 maja zaraz po maturze. Pół roku wyrwane z życia, ale nie mam nic do stracenia - ten szpital jest dla mnie ostatnią deską ratunku...
-
Troszkę rozjaśniło mi się w głowie, wydaje mi się, że jestem o krok bliżej podjęcia decyzji o leczeniu. Wiem, że nie mogę żyć tak jak teraz bo po prostu nie dam rady.
Dzwoniłam dziś do Krakowa i pierwszą konsultację wyznaczono mi na 5 kwietnia. Ale polecono co jakiś czas dzwonić i dowiadywać się bo może zwolni się jakiś wcześniejszy termin.
Ostatnio jest coraz gorzej, codziennie mam napady bulimiczne, codziennie objadam się i wymiotuję. Po kilka, kilkanaście razy. Mam nastroje "pustki", kiedy wszystko traci sens, kiedy mam ochotę umrzeć, kiedy czuję w duszy przejmujący, niemalże fizyczny ból.
Ostatnio gorzej układa mi się z chłopakiem bo kilka razy przyłapał mnie na kłamstwie (związanym oczywiście z bulimią, wymiotowaniem i ginięciem jedzenia z naszego mieszkania...)Oczywiście było zawodzenie, mój głośny płacz, że "w takim razie koniec z nami", a potem cichy płacz "nie zostawiaj mnie".
I nie mogę się skupić na nauce. W ogóle. Zero koncentracji. Nie mogę się uczyć, co będzie z moją maturą?
Dziś napisał do mnie były klient z prośbą o spotkanie. Byłam akurat w fazie wymiotowania, dołka, pogardy i nienawiści do samej siebie więc w afekcie zgodziłam się - by jeszcze bardziej się upodlić i utwierdzić w swojej beznadziejności. Niby jesteśmy umówieni na środę. Teraz myślę już bardziej trzeźwo i nie chcę, nie chcę, nie chcę ale nie wiem w jakim nastroju będę pojutrze - a to właśnie nastroje decydują o moich kompulsywnych, głupich zachowaniach. Czuję, że tracę nad sobą coraz bardziej kontrolę...
-
Chodzisz na jakąś psychoterapię?
W szpitalu miałam psychoterapię, po wyjściu na wolność, czyli od września niestety już nie. Teraz jednak znów zaczęłam się o to starać, mam jednak pewne problemy z NFZ - em, a na prywatnego lekarza mnie nie stać...
Shadowmere
Tak, chcę się zmienić. Gdybym nie chciała, mogłabym się równie dobrze zabić, gdyż moje życie w najgorszym stadium choroby to istna męka.
Mówicie, że warto próbować z Krakowem, lecz w wypadku gdybym się nie dostała, co powiecie na taką alternatywę jak Komorów
Zresztą sama już nie wiem. Stoję na rozdrożu dróg. Z jednej strony perspektywa przeprowadzki, urządzanie nowego mieszkania, zdanie matury, potem studia i życie z ukochanym...
Druga ścieżka prowadzi prostu ku bramom szpitala psychiatrycznego, co równoznaczne jest z długim leczeniem, brakiem wykształcenia, być może rozpadem związku.
Chciałabym wybrać opcję numer jeden, bardzo bym chciała ale boję się, że choroba mnie pokona i da mi w kość jeszcze bardziej niż poprzednio.
2ProofZawsze odczuwałam lęk, że mogę stać do niej podobna. Jest samotną, zgorzkniałą kobietą, która nieustannie próbuje toczyć boje z moim ojcem. Nie utrzymuje z nią kontaktu, wypieram ją ze świadomości. Jakby nie istniała.
A teraz czuję się potwornie. Wydalam dziś na jedzenie ponad sto złotych. Cały dzień jadłam i wymiotowałam. Zawsze tak to się kończy, kiedy zostaję sama w domu... Boli mnie gardło, mam zgagę, topię się w goryczy i autoagresji...
-
Dzień dobry, witam wszystkich forumowiczów. Piszę, żeby się wyżalić, wyrzucić z siebie ocean goryczy, który ostatnimi czasy coraz bardziej zatruwa mi życie.
Nie wiem co mam ze sobą zrobić, jakie podjąć kroki, by znów nie popaść w najgorsze stadium choroby.
Wszystko zaczęło się dawno temu, kiedy chodziłam do gimnazjum. Moi rodzice podjęli decyzję o rozwodzie, którego przyczyną była matka - najbardziej toksyczna osoba, jaką znam. Pamiętam, jak waliła ojca pięściami po twarzy, jak wyzywała go od kurwiarzy, jak wyzywała mnie od szmat. Pamiętam jak uciekałam przed nią i chowałam się w szafie, kiedy goniła mnie po całym domu z pasem.
Po rozwodzie zamieszkałam z tatą, który znalazł sobie nową kobietę. Basze relacje średnio się układały, przesiąknięte były zazdrością i ciągłą rywalizacją o ojca.
W tym czasie zaczęłam się odchudzać i popadłam w anoreksję. Miewałam stany depresyjne, nie miałam na nic siły. Męczyły mnie straszne huśtawki nastroju, byłam bardzo kłótliwa, potrafiłam swojemu chłopakowi zrobić awanturę za nic. Kiedy wpadałam w szał całkowicie traciłam nad sobą kontrolę - rzucałam się na ziemię, waliłam głową w posadzkę, policzkowałam się, biłam się po twarzy, wbijałam sobie cyrkiel w skórę.
Całe moje życie zaczęło koncentrować się wokół jedzenia - liczyłam każą kalorię, a kiedy zjadłam o jedno jabłko za dużo - popadałam w depresję i potrafiłam dwa dni przesiedzieć w domu.
Potem, kiedy ojciec pod różnymi groźbami nakazał mi przytyć - popadłam w bulimię. Na początku nie było tak źle - napady miałam tylko w weekendy. Ale parę miesięcy później - moje życie zamieniło się w przeplatankę: jedzenie, rzyganie, jedzenie, rzyganie. Mogłam spędzić cały tydzień w domu, od rana do nocy przemierzając trasę kuchnia - łazienka. Na jedzenie wydawałam horreondalne sumy, zaczęłam więc kraść... Nienawidziłam siebie, czułam do siebie wstręt i obrzydzenie. Byłam nikim, dlatego decyzja o seksie za pieniądze przyszła mi nadspodziewanie łatwo. Czułam wręcz ulgę, że poprzez takie spotkanie mogę jeszcze bardziej utwierdzić się w swojej bezwartościowości.
Takich spotkań odbyło się kilka. Za każdym razem z kimś innym, za każdym razem po solidnej dawce alkoholu, który pomagał mi pokonać lęk, obrzydzenie. Po każdym spotkaniu czułam się coraz większym zerem - moje ciao stało się dla mnie obce, wstretne, złe. Większość zarabianych pieniędzy przeznaczałam na jedzenie. Obżerałam się, rzygałam, upijałam, pieprzyłam się, potem znów obżerałam... zaczęłam opuszczać szkołę... A byłam w klasie maturalnej. Matura napawała mnie tak ogromnym stresem, że na tę myśl zalewał mnie zimny pot. O zawsze byłam ambitna i marzyłam o studiach prawniczych, zawsze byłam w szkole prymuską - a teraz wszytko się zmieniło. Nienawidziłam siebie.
Postanowiłam więc skończyć ze sobą. Nie mogłam już znieść takiego życia.
Poszłam do supermarketu, by kupić jakieś tabletki ale okazało się, że rano przeżarłam wszystkie pieniądze więc postanowiłam owe tabletki ukraść. Przyłapano mnie, ochrona sklepu zabrała mnie do małego pomieszczenia, gdzie wpadłam w histerię, zaczęłam krzyczeć i wić się po podłodze. Wezwano policję, potem pogotowie. I tak trafiłam do psychiatryka. Spedziłam miesiąc na oddziale zamkniętym z diagnozą: borderline, anoreksja bulimiczna, zaburzenia depresyjne (gdzie miałam kolejną próbę samobójczą - próbowałam podciąć sobie w nocy żyły ale pielęgniarki zauważyły krew sączącą się spod kołdry...) a potem dwa tygodnie na oddziale zaburzeń odżywiania.
Wyszłam na własne żądanie, w przypływie górki, fali dobrego nastroju. Myślałam, że sobie poradzę na wolności. Niestety dwa dni później dostałam takiego doła, że połknęłam garść psychotropów. Odratowano mnie - i znów trafiłam do psychiatryka. Tym razem zostałam znacznie dłuższy okres czasu - prawie pół roku. Bardzo mi się polepszyło, zyskałam stabilizację emocjonalną, wyszłam z depresji, wyznaczyłam sobie dalekosiężne, życiowe cele.
Poznałam mężczyznę i po wyjściu ze szpitala wyprowadziłam się z domu, by z nim zamieszkać.
Przez jakiś czas było dobrze.
Ale teraz czuję, że znów mi wszystko wraca. Nie mam matury, będę zdawać ją w tym roku i znów zaczynam popadać w stres, że ją zawalę. Znowu codziennie się obżeram i wymiotuję... Mój ojciec jest ciężko chory - wiem, że to po części przeze mnie. Ciąglę się kłócę z jego nową żoną, ciągle mam huśtawki nastrojów. Ostatnio często zdarza mis się popłakiwać bez powodu. Boję się. Nie chcę, zeby historia się powtórzyła.
Co mam robić? Próbować pracować nad sobą i wierzyć, że będzie lepiej, czy, jak to sugeruje psychiatra, próbować dostać się do Krakowa na Oddział Leczenia Zaburzeń Osobowości?
Ale jeśli sięna to zdecyduję znów ominie mnie matura ( jestem taka beznadziejna, że jej nie nam, zawsze byłam prymuską i chlubą rodziny, tak bardzo chciałam iść na studia!) Poza tym, czy mój chłopak wytrzyma te pół roku...? Jak mnie zostawi zostanę sama, kompletnie sama....
Pomocy, nie radzę sobie... Co mam robić?
[Bielsko-Biała]
w Miasta
Opublikowano
Witam:-)
Naprawdę gorąco polecam panią Urszulę Nikiel - obecnie chodzę na psychoterapię grupową - oddział dzienny na Olszówce i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że to najlepszy psycholog z jakim miałam do czynienia - a moje "doświadczenia" w tej kwestii są dość dużego kalibru;)