Skocz do zawartości
Nerwica.com

Związki...


iman

Rekomendowane odpowiedzi

Związki- mam na myśli te damsko-meskie, tudzież inne zaleznie od orientacji...

 

... natchnął mnie temat "dlaczego ludzie tacy są"... O ludziach możnaby mówić wiele, ta kwestia jest tez powodem moich licznych frustracji, ale pomyslałm, że moze warto byłoby porozmawiać o sobie.

 

Teoria głosi, ze neurotycy nie potrafią naprawdę kochać, ani nie potrafia tez byc kochanymi - mam nadzieje, że to nie jest prawda, ale patrząc po sobie, obawiam sie że w tym cos jest...

 

Rzucam "wyzwanie" :) namawiam do refleksji...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesto zastanawiam sie czy jestem w zwiazku dlatego ,ze tylko ta osoba daje mi poczucie bezpieczenstwa..czy dlatego ,ze ja kocham?....Aczym jest milosc?..dla mnie tylko poczuciem bezpieczenstwa.Tak mysle teraz..a ,ze nienadazam za moimi myslami .Bywaja dni,ze jestem pelna ciepla i monogamicznej milosci..haha..a sa takie,ze gdybym byla zdrowa dawno by mnie "tu" nie bylo...nie jestem w stanie pogodzic sie z mnogoscia odczuc dotyczacych bycia z kims...albo nie bycia .Swiat pragnien i potrzeb mojego umyslu jest zbyt skomplikowany....jestem nieokreslona.Czuje sie jakbym wszystkiego chciala....wszystko miala...wieczne dylematy..wieczne wybory...to jest tak samo fascynujace jak toksyczne....przynajmniej dla mnie.Ja chyba nie wiem kim jestem??? :cry:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wow ciekawy temat :)

 

Moim zdaniem KAŻDY POTRAFI KOCHAĆ jednak każdy robi to na swój sposób: sa ludzie którzy okazują uczucia ciepłem, inni agresją a jeszcze inni nie okazują ich wogóle (co nie znaczy że tych uczuć nie posiadają).

 

Wydaje mi się że neurotyzm podobnie jak inne odchylenia na tle zaburzeń emocjonalo-psychicznych mogą być utrudnieniem dla związku, bo osoba zdrowa niejednokrotnie nie jest w stanie zrozumieć tej chorej, a huśtawki emocjonalne partnera - jego lęki, fobie i depresje - mogą FRUSTROWAĆ. Dlaczego wchodzimy w związki z innymi ludźmi? Odpowiedź jest prosta BO CHCEMY CZUĆ SIĘ LEPIEJ, spedzac miło czas, mieć w drugiej osobie wsparcie i oparcie. W zwiazku z neurotykiem najczęściej to on potrzebuje wsparcia i niejednokrotnie może być tak zaabsorbowany sobą i swoimi problemami że możemy nie mieć w nim oparcia.

 

Wszystko jednak zależy od dwójki ludzi i tego jak się dobiorą. Nawet związki ludzi zdrowych rozpadają się z błahych powodów jeżeli jedno z nich nie umie np. okazywac uczuć a drugie tego właśnie wymaga. Neurotycy z pewnoscią potrafia kochać a ich wrażliwość i opiekuńczość może być atutem dla związku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W zwiazku z neurotykiem najczęściej to on potrzebuje wsparcia i niejednokrotnie może być tak zaabsorbowany sobą i swoimi problemami że możemy nie mieć w nim oparcia.

 

Kwintesencja tego jak do tej pory wyglądały moje związki (moje-neurotyka).

Ciągłe gmatwanie, myślenie krzywo gdy trzeba prosto, ciągłe niezadowolenie z partnera, balansowanie od postawy niemal niewolniczej i bałwochwalczej wobec partnera do całkowitego zlodowacenia, odwieczne próby absorbowania partnera własnym wnętrzem, próba wciagniecia go do własnego świata... Tak było.

 

Dzisiaj

Paradokslanie lub nie, dzięki depresji uzyskałem pewien dystans wobec siebie i swojego wnętrza, chyba potrafię stanąc nieco z boku, pomaga mi to w układaniu na nowo moich relacji z kobietą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

odwieczne próby absorbowania partnera własnym wnętrzem

 

czasami śmiać mi się chce jak coś tutaj czytam;) - Krasnal, masz 100 punktów za to stwierdzenie- nie ujęłabym tego lepiej, robiłam identycznie, czasem nawet z myślą o tym, ze mam tak niesamowite wnętrze, ze po prostu nie mogę zachować go tylko dla siebie i w dodatku myślałam, ze im bardziej bedę wyjątkowa, tym bardziej dla NIEGO atrakcyjna

- powiedziałam kiedyś mężczyźnie z którym się spotykałam... uwaga- że lubię dotykać mokre torebki od herbaty;) nie wiem co to miało na celu, ale miałam potrzebę sie to refleksją podzielić ;)...

 

choć myślę, że takie głupoty i tak są lepiej przez nich tolerowane, niz absorbowanie tą smutną stroną naszego wnętrza

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Torebki są naprawde świetne:)

Ja "zachorowałam" popadając w pewien związek. Potrzebowałam wsparcia psychicznego, zrozumienia mojego wewnętrznego, wyidelizowanego (wg niego) świata. Myliłam się i zdałam sobie sprawę, że za późno by zawrócić.

Chyba bardziej potrzebowałam bratniej duszy, bo wiem, że drugiej połówce nie powinno się mówic o dosłownie wszystkim. Ja tak robiłam, bo czułam taką potrzebę. Zbyt wiele sobie wyobrażałam, a że nie potrafię krzywdzić świadomie, wydawało mi się, że kocham. Ale nie kochałam, co wiem dzisiaj, gdy to się skończyło. Byłam w stanie każdego obdarzyc miłością, kto rozumiałby mnie, moje obawy, lęki...i boję się, że nie wiem, co to znaczy kochać, że znowu zrobię to samo, bo ponownie z kims się związałam.

Najgorsze jest to, że wiąże się w chwiach najgorzych kryzysów w życiu. Ciężka sprawa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Krasnalu - niska samoocena z całą pewnością, tyle ze nie moge się dopatrzyć związku z tymi torebkami :) Mi sie wydaje, że to wszystko wynika z próby znalezienia zrozumienia, no i tez z pogardy dla jakiejs szrości. Tzn kiedy odsłaniasz tą swoją bolesną częśc, to albo w celu zrozumienia, albo zwrócenia na siebie uwagi, albo znalezienia opieki. Ja póki co uświadamiam sobie tylko ten pierwszy powód.

Co do tej dziwności- zawsze ciągnęło mnie do dziwnych ludzi (albo raczej ludzi z problemami, a to w sumie nie to samo), ale dziwnych w znaczeniu interesujących, niebanalnych, a nie skrajnie ekscentrycznych, bo to mnie męczy. Moze to jest w jakims sensie ucieczka przed sobą, ucieczka w wyidealizowany obraz siebie.

 

[ Dodano: Nie Wrz 24, 2006 7:00 pm ]

Neśka- byc może to jest szukanie bezpieczeństwa, skoro zbiega sie jakos z kryzysami, ale czy to wyklucza miłośc...

Ale nie kochałam, co wiem dzisiaj, gdy to się skończyło

- ja mam podobne doświadczenia, juz 2 razy myślałam, że to miłość do grobowej deski, no i jakos nie byla, choc co do ostatniej to jeszcze nie jestem pewna :)

... a może to jest miłosc, tylko taka krótkotrwała, kto powiedział, że jest tylko jedna taka prawdziwa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

..jestem nieokreslona

 

Dokładnie. To stwierdzenie odpowiednie jest i dla mnie. Zaczynam nad tym ubolewać. Nie mogę określić samej siebie a co dopiero ewentualni partnerzy.. Nieświadomie (albo świadomie -nie wiem) dbam o to,by moja choroba nie była głównym tematem w związku. Nie lubię o niej rozmawiać i wolę sama trawić ten temat (teraz,kiedy prawdopodobnie chorobę mam już za sobą,nie jest to trudne) W sumie nie mam pojęcia dlaczego. Może chcę być "normalna"(?). Poza tym jestem świadoma,że zdrowa osoba nigdy nie zrozumie moich stanów,nawet jeśli bardzo będzie chciała. Czasem myślę,że powinno się oszczędzać zamartwień bliskiej osobie. Po co ma analizować temat,skoro zostało wszystko i tak setki razy przeanalizowane już przeze mnie.. Szkoda tylko,że odbierane jest to jako brak zaufania.. :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja gdybym mogła cofnąc czas, to przede wszystkim wcześniej zaczęłabym sie leczyć- pewnie zycie by mi się tak nie pokomplikowało. moim największym problemem w związkach jest to, że jestem strasznie podatna na zranienie i nawet najmniejsza rzecz jest w stanie sprawic mi przykrość. Nie potrafię się zdystansowac i w efekcie ciągle cierpię, a paradoksalnie wybieram takich mężczyzn, którzy ani trochę nie są w stanie zaspokoić moich potrzeb. kiedy jestem sama jest mi źle, ze nie mam tej bliskiej osoby, do ktorej mogłabym się przytulić, ale kiedy ktos jest- tez jest mi źle, bo zawsze coś urasta w mojej głowie do duzego problemu. Jednego mnie życie nauczyło- kiedy jest naprawde źle, człowiek zostaje zawsze sam... albo ewentulnie znajdzie sie ktoś kto go dobije ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem niestety w przypadku związku u neurotyka ta druga osoba jednak nas trochę określa. W jej oczach widzimy bardziej kompletną całość siebie niż w sytuacji gdy jesteśmy samotni. Uważam że w pewnym sensie taka osoba skleja nasze kawałeczki i daje punkt zaczepienia. Taki związek rysuje jaśniej nasze granice: tu jesteś Ty i twoje potrzeby, a tu zaczynam się Ja i moje. To bardzo cenny nabytek dla naszego ego bo ono lubi być gęste od form z jasno naznaczonymi granicami. Lubimy widzieć siebie jako odrębność, indywidualność. Dlatego czasem tak trudno nam wypuścić tą drugą połówkę na wolność gdy związek dobiega końca. Dlatego też przebywając dłużej sami, czujemy się coraz bardziej nieokreśleni i to nas boli.

 

Wierzę że każdy z nas tak bardzo szuka indywidualności i różności że dochodzi do przyklejania form do siebie. Jeśli np. powiem o tym że lubię dotykać torebkę herbaty to pokaże Ci że jestem różny, wyjątkowy – bo to niespotykana cecha. Skutecznie wzbogacę swoje ego o coś niezwykłego, coś indywidualnego co określi mnie i pokaże moją unikalność. Im bardziej dziwna akcja czy właściwość, tym lepiej dla mojego ego bo granice pomiędzy mną a innymi będą wyraźniejsze, w rezultacie będę bardziej określony i wyrażony. To całkiem normalne, nie tylko dla neurotyków.

 

To i potrzeba widzenia granic nie wyklucza jednak miłości. Miłość prawie zawsze uwarunkowana jest w pewnym stopniu tym co dostajemy. Mimo że to stwierdzenie mało romantyczne, uważam je za prawdziwe. Idealizacją takiej miłości jest chyba miłość bezwarunkowa, tutaj jednak mam zupełny brak doświadczeń. Może ktoś powie więcej?

 

Piszę wyłącznie z punktu widzenia i obserwacji siebie, więc liczę się z tym że ktoś może się ze mną nie zgodzić ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem niestety w przypadku związku

u neurotyka ta druga osoba jednak nas trochę określa.

W jej oczach widzimy bardziej kompletną całość siebie

.

 

 

Jest też druga strona medalu - wybieramy partnera, który posiada

te wszystkie cechy, które my cenimy, a których sami nie posiadamy.

 

Jeśli osoba jest np. nieśmiała to wówczas atrakcyjne są dla niej osoby

odważne, przebojowe, śmiałe.

Myślę,że zaczyna byc widoczny kontras, jeśli by tak pokontenplować nad

powyższym przykładem. Nasówa mi się na myśl tutaj stare powiedzenie:

"przeciwieństwa się przyciągają"...i jak by tak w tym podłubać .

 

Wydaje mi się,że w takiej sytuacji wiele nadziei pokłada się w partnerze.

Że on w jakis sposób jest rekompensatą. Może on życ "za nas", jest jakby przedstawicielem. Ale... na dłuższa metę - nie da sie żyć za kogoś.

 

chyba miłość bezwarunkowa

 

Miłość bezwarunkowa to miłość matki do swojego dziecka.

Ponoc kobieta zakochuje się w swoim maleństwie od pierwszego wejrzenia.

Matka akceptuje swoje dziecko takim jakie jest [pomijam

patologię].

 

Co prawda nie mam doświadczenia na tym polu, ale ponoć tak jest -

co na to forumowe mamy? :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest też druga strona medalu - wybieramy partnera, który posiada

te wszystkie cechy, które my cenimy, a których sami nie posiadamy.

 

w moim przypadku zdecydowanie tak jest, tyle, ze bardziej szukam cech, które mi przypominaja dawna mnie- mam wtedy taka małą namiastkę tego co gdzies utraciłam

 

[ Dodano: Sro Wrz 27, 2006 11:21 pm ]

Im bardziej dziwna akcja czy właściwość, tym lepiej dla mojego ego bo granice pomiędzy mną a innymi będą wyraźniejsze, w rezultacie będę bardziej określony i wyrażony. To całkiem normalne, nie tylko dla neurotyków.

zgadzam sie z tym, tyle że u neurotyków dochodi lek przed chorobą psychiczną i ja go mam. Z jednej strony chciałabym być wyraźna, odrózniona, a z drugiej strony boje się ze to są objawy psychozy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ach, to wieczne martwienie sie czy nasza oryginalnosc to jeszcze cos fajnego czy juz pierwsza oznaka choroby... Znamy, znamy. posty o nieudanych zwiazkach zaczely mi robic smutno, az wpadlam na numer z torebkami od herbaty. Gratulacje. Mam kilka podobnych historii, troche bardziej hardcorowych - to mile ze czlowiek w swoim szalenstwie nie jest sam. pozdr

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

korres1 ja tez mam lepsze historie od tych torebek ;) - lubie sobie troche "poszaleć", a tak serio- naprawdę nie lubię szarości, lubie swoje "dziwactwa", ale boje sie że są przesadzone i dlatego nie robie ani nie mówię połowy rzeczy na które mialabym ochotę

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja zauważyłam, że odkąd stałam się taka niezrozumiała dla innych, odsunięta, no i strasznie samotna to szukam osoby podobnej do siebie. Właśnie nie kontrastu, a podobieństwa....nie wiem, dlaczego tak jest..

Może za bardzo nie podoba mi się "ten" świat i mam potrzebę zamknięcia się w swoim, ale że jestem w nim sama jak palec, a z natury potrzebuję kogos obok -- jest ciężko.

Chciałabym, by wszysko było jasne i logiczne. Mój obecny chłopak powiedział mi ostatnio, że swoim filozoficzym rozmyślaniem komplikuje świat. Ma rację, ale ja nie potrafię inaczej, nie potrafię ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój obecny chłopak powiedział mi ostatnio, że swoim filozoficzym rozmyślaniem komplikuje świat

też tak mam, ale jeszcze bardziej chyba komplikuje sobie zycie tym, ze nie potrafie życ dniem dzisiejszym- martwie się juz o emeryturę, tak bardzo jestem skupiona na przyszłosci i zamartwianiu sie o nią, ze nie potrafie sobie poukładać życia które teraz mam- związków to też dotyczy- tak bardzo sie martwie od początku, że wszystko sie popieprzy, że nie potrafię sie cieszyc tym, ze teraz jest dobrze... no i w efekcie sie pieprzy. W innych dziedzinach tez tak jest w sumie- martwie sie o to, ze nie obronie magisterki i w efekcie oblewam egzamin ktorym powinnam sie aktualnie zająć- przykład z wczoraj :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój obecny chłopak powiedział mi ostatnio, że swoim filozoficzym rozmyślaniem komplikuje świat.

Przynajmniej wogóle myslisz, w przeciwieństwie co do niektórych. Może on też czasem powinien zastanowić się nad jakimiś... głębszymi wartościami a nie tylko żyć "automatycznie" jak zaprogramowany robot. To nic złego czasem sobie pofilozofować :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem w związku, małżeńskim zresztą.. Mój małżonek czasem(!) stara się mnie zrozumieć, moje podłe nastroje, płaczliwość, brak motywacji i kończy się to zazwyczaj radą typu "weź się w garść, przecież masz nas". Ja o tym wiem, mam rodzinę, ale z tym aby wziąć się w garść jest gorzej...Wówczas on traktuje mnie jak dziecko, które trzeba przytulić, wytrzeć nosek i powiedzieć kilka miłych typu "wszyscy cię kochają". Jestem dla niego dzieckiem! Wybaczył mi nawet zdradę, jest ze mną , bo jak twierdzi "sama nie poradziłabym sobie w życiu". Wiem, że mnie kocha, bardzo... Ale jak długo będzie tolerował mnie-takiego dzieciaka?Uważa, że psychiatra mi niepotrzebny,dla niego zrezygnowałam z terapii, może wstydził się, że ktoś się dowie o moich wizytach w poradni? Boję się o nasz związek, nie wyobrażam sobie samotności...Boję się, że znajdzie kiedyś kobietę która wie czego chce, przebojową, mówiącą dużo i otwarcie o uczuciach. Po prostu kogoś lepszego ode mnie...Wiem, że jemu też nie jest łatwo, bo nigdy nie wie co zastanie w domu - uśmiech czy łzy... Chciałabym aby był ze mną szczęśliwy, tylko tyle... A może aż tyle...Postaram się, zrobię wszystko aby był i ... czasem wierzę że mi się uda..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ina rezygnacja z terapii to nie jest dobry pomysł...

Chciałabym aby był ze mną szczęśliwy, tylko tyle... A może aż tyle...Postaram się, zrobię wszystko aby był i ... czasem wierzę że mi się uda..

-ja tez wierze ze się Tobie uda, ale jeśli czujesz, że chodząc na terapię robiłas wieksze postępy, to wróc do tego. Rodzina jest bardzo wazna, ale trudno jest jej zastąpic terapeutę, choćby dlatego, że z reguły nie rozumie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam pytanie.

 

Jest tak: słyszę ostatnio bardzo często teksty typu: jak można Ciebie nie lubić? Ja tego nie rozumiem. Tak się nie da. Wymień osoby, które Cię nie lubią, będzie krócej. No i co? Milczenie!- od różnych osób i to w sytuacjach z mojej strony takich, typu: a rodzina Mateusza mnie bardzo polubiła.

Z tego wnioskuję, że nie wyglądam na przytłoczoną neurotyczkę.

 

Ale kto wie?

Czy jak ktoś wyczuwa u innego ten toksyczny klimat neurotyka, to z miejsca rezygnuje z bliższym kontaktem (jak w temacie) z tą osobą?

 

Czasami czuję, że to ze mnie wypływa, ale zawsze pytam siostry jak złapie mnie atak, ona mi szczerze mówi- owszem, zamilkłaś, może się zestresowałaś, ale tego wyczuć się normalnie nie da (bo my jesteśmy połączone tajną kanalizacją psychiczną- czujemy to samo, może dobrze, może źle, bo jak poszłam w gnuj to ona od razu za mną)

 

Może ja jestem nieśmiała? Może za mało zaczepna? najbrzydsza też nie,ale ja w ogóle powodzenia nie mam XD Wszyscy mnie lubią, nikt nie kocha, co jest qrrr nie tak?XD

 

(przepraszam, ale to moja desperacja. i tak jest lepsza niż ciągłe lęki, większą część zakopałam, terapeuci mnie pochwalają :] i przepraszam, że się chwalę, nie powinno się, zwłaszcza, że w każdej chwili może się odwrócić)

 

te, które nie mają powodzenia, ale zawsze kompanów do piwa, niech się odezwą, ja wsparcia potrzebuję_^_

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

te, które nie mają powodzenia, ale zawsze kompanów do piwa,

niech się odezwą,

 

...poniekąd zabawne. Mam wianek faceów koło siebie. W pracy,

w szkole, nawet formy wolnego czasu częsciej spędzam z kolegami.

Co ciekawe- nie jestem w żadnym związku.

Mam mnóstwo kolegów, nie czuje się skrępowana w męskim towarzystwie,

wręcz sprzyja mi ono, bo z facetem łatwiej mi

się dogadać.

 

Koleżanek mam mało...a praktycznie mam dwie.

 

I rzecz polega na tym, że traktuje ich jak kolegów oni mnie jak koleżankę

i zapominam, naprawdę zapominam że mogą oni na mnie patrzeć jak

na kobietę. Chora sytuacja.

 

W obecnej chwili, gdzie deprecha i nerwica mocno nadwyrężyły moje

zdolności socjalne, sporo znajomosci się ucieło/popsuło. ..

 

...w bądz razie - jak widać - byle nie skrajności - ani za dużo babskiego towarszystwa

a ni za dużo męskiego ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze Mizer strasznie lubie Twoje posty- zawsze mi humor poprawiają :D

 

na początku troche Ciebie opieprzę:

i przepraszam, że się chwalę, nie powinno się, zwłaszcza, że w każdej chwili może się odwrócić)

- co to za podejście, co? chwal się ile wlezie- czymś trzeba się cieszyć, a jak juz sie cieszysz, to dlaczego masz sie tym nie podzielic z innymi...

 

Czy jak ktoś wyczuwa u innego ten toksyczny klimat neurotyka, to z miejsca rezygnuje z bliższym kontaktem (jak w temacie) z tą osobą?

- hmm.. no ja mam takie doświadczenia niestety, ale jak to już gdzies pisałam (a, wiem gdzie- w temacie "facet to świnia"), ja wybierałam dość silnych mężczyzn i oni raczej nie nadawali sie do życia z neurotyczką. Ale przeczytaj to co napisał Toshiro- on z kolei miał raczej silne kobiety- tak wiec nie ma reguły. Za moim neurotyzmem raczej nikt nie przepada, ale staram sie maskować ;)

 

Mizer- ja nawet powiedzieć nie mogę, zeby mnie dużo ludzi lubiło- więc już prowadzisz ;) Rzeczywiście jednak mam zdecydowanie więcej kolegów niz koleżanek. Ostatnio te sprawy generalnie sie trochę pogmatwały, bo zaczęłam stronić od ludzi i generalnie stałm sie powaznie nieatrakcyjna towarzysko- mam tego świadomość i nawet jak mam już ochote skoczyć na jakąś imprezę, to tego nie robie, bo nie chcę innym psuć zabawy.Wracając jednak do tych facetów. Tak mi przyszło do głowy, że to chyba ja tak tym steruję. O wiele lepiej czuje się w męskim towarzystwie, mieszkam z dwoma facetami i nigdy nie zamieniłabym ich na laski. I wydaje mi się, że to dlatego, ze przy męzczyznach czuję sie bezpiecznie i nie budzi sie we mnie ani taka dziwna prymitywna agresja, która każe mi współzawodniczyc z kobietami, zni tez n ie obniza mi się poczucie wartości, ze jestem od nich gorsza.

 

Teraz co do jakości tych relacji- Mizer, ja jestem zdania, że powodzenie nie zależy tyle od urody czy inteligencji, co od pewnosci siebie... Ja tej pewności nie mam- no i zbieram tego żniwo. Mam absolutny talent, do pieprzenia wszelkich dobrze się zapowiadających sytuacji. Nigdy nie chce wziąc na siebie odpowiedzialności za to, że ewentualnie nie wyjdzie. Pare tylko raza umówiłam się na randkę z kims obcym i nigdy nie poszłam:) W rezultacie mam tez poczucie, że straszna ze mnie maszkara :)Myśle, że u Ciebie to też jest kwestia pewności siebie. Jak masz zauważyć, że komus się podobasz, albo, ze się na Ciebie patrzy, kiedy np. nie masz odwagi nawiązac kontaktu wzrokowego. Co do tych wszystkich "kolegów od piwa", to pewnie tez jest tak, ze włącza się Tobie przy nich taki mechanizm obronny, że oni w rezultacie myslą, że jestes niedostępna, albo ewentualnie niezainteresowana.

teraz radosne zaskoczenie- ta pewność siebie na pewno wzrośnie- po to sie chyba w końcu do cholery leczymy ! ;)

pooooozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

iman, a ja wrecz przeciwnie, dziele sie podobnymi historiami ze znajomymi, czasem rzeczywiscie po to, zeby zobaczyc ich glupie miny. Troche to nierozsadne, ale czasem po prostu nie moge sie powstrzymac, zeby im pokazac jaka jestem oryginalna i zabawna.

Co do tych zwiazkow, o ktorych pisze neska, to chyba rzeczywiscie lepiej byc z kims kto pewne rzeczy czuje. Bylam z przemilymi ludzmi w roznego typu kontaktach i kiedy zorientowalam sie, ze nie rozumieja co czuje, irytowalam sie i emocje powoli sie ochladzaly. Niestety.

 

[ Dodano: Wto Paź 03, 2006 12:48 am ]

IMAN sorry, ale nie jestem dobra w internetowe klocki i napisalam odpowiedz na posta z poprzedniej strony (tj ciagle motyw z torebkami od herbaty). Jeszcze nie doszlam do tego jak sie odpisuje na konkretny wpis, ktory niekoniecznie jest na koncu listy. Ale usilnie nad tym pracuje.

MIZER - niestety wydaje mi sie, ze tak jest. Ja tez czesto mam wrazenie, ze po jakims czasie ludzie zaczynaja sie ode mnie odsuwac. Neurozy chyba nie mam (chociaz pewna nie jestem bo do psychiatry na razie nie chodze), ale wiem, ze COS ze mnie wycieka i ludzie to predzej czy pozniej wyczuja. Nie wiem czy masz podobnie, ale ze mna wszyscy latwo nawiazuja kontakt, ale rzadko komu udaje sie go utrzymac.

Mysle, ze lęk i brak pewnosci siebie dzialaja na nich gorzej niz krzywe nogi czy wredny charakter (tak na marginesie to wolalabym krzywe nogi)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

eh...

 

dokładnie.

 

ale co niby ma ze mnie qr** wyciekać? przecież ja już się nie boję... ;(

 

[ Dodano: Wto Paź 03, 2006 4:34 pm ]

wiecie co?

chyba sobie wmówiłam niepotrzebnie dzisiaj bzdurę, że toksyny ze mnie ciekną. Zawcznę wierzyć, to na prawde pociekną.

 

FATALNY DZIEŃ miałam, cały dzień zawieszka, okropnie ryjąca, z nikim porozmawiać... eh

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×