Skocz do zawartości
Nerwica.com

Oto kim się stałam..


pomylanka

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie.

Mam na imię Ania i mam 22 lata. Minęły jakieś dwa miesiące odkąd odkryłam to forum. Do tej pory byłam tylko cichym obserwatorem, ale bieżące wydarzenia powodują, że nie jestem w stanie już dłużej tkwić w martwym punkcie. Spróbuję nakreślić moją sytuację, bo wiem, że tutaj mogę znaleźć zrozumienie i pomoc..

Moje życie nigdy nie było radosne, cały czas towarzyszyły mi problemy, mniejsze i większe, lecz zawsze byłam z nimi sama. Nigdy nie miałam oparcia w rodzicach, nie mam rodzeństwa, a najbliższym znajomym nie chciałam mówić o moim popapranym życiu. Mając niewiele ponad 10 lat każdego dnia byłam obarczona wiadomościami, obowiązkami, które powinny zostać wyłącznie w gronie dorosłych. Nikogo nie interesowało to, że jest to okres mojej beztroski. Depresja mojej mamy, kryzys w małżeństwie rodziców, najgorsze możliwe dramaty i choroby, groźby, szantaże emocjonalne.. To wszystko spadało na moją głowę, za wszystko musiałam brać odpowiedzialność. Nie mogłam się zbuntować, wszystko przyjmowałam w milczeniu. Aż w końcu uznałam to za normę. Nie widziałam wtedy jak bardzo zmienia to moje życie, mój sposób bycia, moją psychikę. Oprócz problemów innych miałam też własne, które doprowadziły mnie do kompleksów, zaniedbania. Zaczęłam mieć stany depresyjne, czasami kilka tygodni, podczas których nie miałam motywacji by wstać z łóżka. Później pojawiała się poprawa, życie nabierało kolorów, byłam duszą towarzystwa, oparciem dla każdego. I tak sobie żyłam, od pogorszenia do poprawy. Do czasu.

Lato 2013 było dla mnie pełne stresu. Nawarstwiające się problemy zaczęły przytłaczać, doszła apatia, niechęć do wszystkiego. Pewnego wieczoru poczułam nagłe zawroty głowy, zdrętwienie lewej strony ciała, duszność. Byłam przerażona, po dłuższej chwili doszłam do siebie, sądząc, że rano nie będę o tym pamiętać. Pamiętałam, ponieważ objawy wciąż trwały. Pojechałam na SOR, gdzie po zrobieniu badań (EKG, morfologia, troponina) lekarz stwierdził, że było to na tle nerwowym. Uspokoiłam się, zapomniałam i wszystko minęło. Po powrocie na studia w październiku zaczęłam mieć tępe bóle w okolicy żołądka, promieniujące wzdłuż lewego łuku żebrowego. Bez względu na to co jadłam, piłam, czy leżałam, stałam ból był nieustanny. Nie mogłam myśleć o niczym innym. Trwało to około dwóch miesięcy. Wizyta u lekarza rodzinnego - skierowanie na gastroskopię i leki na śluzówkę żołądka. Mniej więcej w tym samym czasie włosy zaczęły wypadać mi garściami.. Następne były problemy z oddychaniem, nie mogłam wziąć pełnego wdechu, czułam taką blokadę. A gdy skupiałam się na tym - nie mogłam oddychać w ogóle. Wieczorem, kładąc się do łóżka myślałam tylko o tym, żeby oddychać. Budziłam się co chwilę przerażona, bałam się zasnąć i stracić kontrolę.. Brałam ziołowe tabletki uspokajające, hydroksyzynę, piłam melisę. Żołądek przestał boleć, sam z siebie. Kilka dni później zaczęło boleć serce, delikatne ukłucia, podwyższone tętno (90-100), uczucie niemiarowości. Zaczęłam więc obserwować już nie tylko oddech, ale i bicie serca. Popadłam w obłęd. Tętno mierzyłam co kilka minut, wsłuchiwałam się w każdą nieprawidłowość. Zdarzały mi się zasłabnięcia w tramwaju, autobusie. Świat stawał się nagle odległy, ludzie nierealni, nie mogłam oddychać, serce waliło, nogi i ręce drżały..Zdecydowałam się na wizytę u kardiologa - EKG i echo prawidłowe. Uspokoiłam się, serce przestało boleć, a z czasem oddychanie stało się łatwiejsze. Powrócił ból żołądka. Wizja o wyłysieniu nie opuszczała mnie, stosowałam wiele kuracji, bez efektów, byłam zdołowana. Lekarz rodzinny, u którego bywałam średnio raz na tydzień, zasugerował mi, że moje objawy pasują do zespołu lękowego.. Bałam się, nie poznawałam siebie. Po latach bycia nieszczęśliwą zdecydowałam się na wizytę u psychiatry. Usłyszałam, że moje życie jest idealnym podłożem do nerwicy, a rozwiązanie tej sytuacji wiąże się z farmakoterapią i psychoterapią. Nie mogłam uwierzyć, że moje ciało odzwierciedla stan mojej duszy.. Z osoby aktywnej, wysportowanej stałam się wrakiem człowieka. Nie miałam chęci życia, wciąż nie mam. Do zestawu moich dolegliwości doszły bóle głowy, szyi, zaburzenia wzroku, problemy z koncentracją. W każdej sekundzie towarzyszy mi wewnętrzne napięcie, które za nic nie chce się zmniejszyć.. Nie zaczęłam brać leków, jest to dla mnie ostateczność, które zbliża się wielkimi krokami.. Dwa dni temu miałam okropne kołatanie serca, myślałam, że jest już po mnie. Poprzedzone było to zdenerwowaniem. Dwie godziny później kolejne, a po nim jeszcze dwa. Czułam, że serce łomocze, zatrzymuje się, przyspiesza.. Okropne. Nie mogę tak dłużej żyć. Niszczę swoje życie, ludzi wokół mnie, oddalam się od wszystkiego. Egzystuję, cierpię, panicznie się boję każdego dnia i każdej nocy. Dałabym wszystko żeby odzyskać równowagę i spokój..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aniu, posłuchaj. Czytając to odniosłem wrażenie jakbyś nachalnie chciała wyróżnić epizod z wypadaniem włosów, jakby to było coś strasznego. To normalne, że dla ludzi wypadają włosy. Niektórzy mają zakola, niektórzy łysieją, a jeszcze inni noszą peruki. Nie masz się czym przejmować. Dla mnie też wypadają ale jeszcze coś tam mam. Pamiętaj, włosy to nie wszystko.

Wracając do dalszej części postu to powiedz mi co zamierzasz z tym wszystkim zrobić? Konkrety.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyróżniam epizod z włosami, bo od kiedy to się zaczęło straciłam ponad połowę włosów. Miałam piękne, długie włosy, które musiałam obciąć, żeby ich kiepski stan nie rzucał się w oczy. Mam zakola i prześwity. Dla kobiety taka sytuacja jest dramatem. Nie mam pewności, że stres się do tego przyczynia, a żadne preparaty nie pomagają.

 

Co zamierzam z tym zrobić? Byłam u psychologa, zapisałam się na psychoterapię. Wiem, że sama już sobie ze sobą nie poradzę, ale nie podchodzę w pełni optymistycznie do tego.. Nie wiem czy to wszystko co się dzieje można odwrócić, naprawić takimi ' pogadankami '.. Czasami jestem tak w beznadziejnym stanie, że z własnej woli poszłabym do jakiegoś szpitala psychiatrycznego. Z rozpoczęciem brania leków ociągam się już od dłuższego 3 miesięcy, próbuję się w to nie wpakować. Studiuję na Uniwersytecie Medycznym, więc mam pojęcie o formach leczenia tego typu. Łudzę się, że sama chociaż w jakimś stopniu opanuje moje zachowanie - nerwy, napięcie, złość, smutek. Jestem w stanie zrobić to na kilka godzin, uśmiechać się, a potem.. wszystko wraca. W dalszym ciągu moje życie jest trudne, nie mogę się od wszystkiego odciąć, żeby sobie ulżyć.. Nie wiem co więcej mogę zrobić..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dałabym wszystko żeby odzyskać równowagę i spokój..
Czasami jestem tak w beznadziejnym stanie, że z własnej woli poszłabym do jakiegoś szpitala psychiatrycznego.

 

Serio?

 

Nie zaczęłam brać leków, jest to dla mnie ostateczność

 

............................................________

....................................,.-‘”...................``~.,

.............................,.-”...................................“-.,

.........................,/...............................................”:,

.....................,?......................................................\,

.................../...........................................................,}

................./......................................................,:`^`..}

.............../...................................................,:”........./

..............?.....__.........................................:`.........../

............./__.(.....“~-,_..............................,:`........../

.........../(_....”~,_........“~,_....................,:`........_/

..........{.._$;_......”=,_.......“-,_.......,.-~-,},.~”;/....}

...........((.....*~_.......”=-._......“;,,./`..../”............../

...,,,___.\`~,......“~.,....................`.....}............../

............(....`=-,,.......`........................(......;_,,-”

............/.`~,......`-...............................\....../\

.............\`~.*-,.....................................|,./.....\,__

,,_..........}.>-._\...................................|..............`=~-,

.....`=~-,_\_......`\,.................................\

...................`=~-,,.\,...............................\

................................`:,,...........................`\..............__

.....................................`=-,...................,%`>--==``

........................................_\..........._,-%.......`\

...................................,<`.._|_,-&``................`\

 

 

No ale skoro studiujesz medycynę, to, cóż, medice cura te ipsum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możliwe, że zaprzeczam sama sobie. Ale mam świadomość w jaki sposób działają leki. Każdy specjalista u którego byłam powtarzał mi, żebym się nie pakowała w to. Jedynie psychiatria wręczył mi receptę. Czy branie leków rozwiązuje problem?

 

To co studiuję nie zmienia faktu, że wciąż jestem człowiekiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To co studiuję nie zmienia faktu, że wciąż jestem człowiekiem.

Nie o to mi chodziło, w pewnym sensie jest całkiem na odwrót - studiujesz medycynę = powinnaś wiedzieć więcej niż zdecydowana większość ludzi na forum.

 

Czy branie leków rozwiązuje problem?

Nie - branie leków pomaga się pozbierać do kupy, żeby móc rozwiązać problem. Tak samo znieczulenie nie sprawia że wyrostek robaczkowy się naprawi, ale pozwala przeprowadzić operację. Gips nie leczy złamanej kości, gips utrzymuje ją w pozycji która umożliwia zrośnięcie.

 

Każdy specjalista u którego byłam powtarzał mi, żebym się nie pakowała w to. Jedynie psychiatria wręczył mi receptę.

Może mam dzisiaj wyjątkowo zrzędliwy humor, ale - jacy to byli specjaliści? Masz problem z głową - specjalistą od głowy są psychiatrzy, psychologowie, psychoterapeuci. Rozumiem więc że psychiatra wypisał ci receptę, a psycholog/psychoterapeuta doradził jej nie realizować i przejść przez terapię "na trzeźwo". Cóż, każdy sobie móżdżek skrobie, medice cura te ipsum, wybór należy do ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem w pełni świadoma, że branie leków stanowi część procesu leczenia - tłumi negatywne uczucia, zmniejsza bądź niweluje większość objawów somatycznych. Bardzo możliwe, że to pomaga, ale na chwilę. Mój opór wynika chyba również z przeczucia, że nigdy z tych leków nie zejdę. Wiem, że to głupie, bo nie ma sensu gdybać, lecz warto się skupić na teraźniejszości. Nie myślę logicznie w wielu kwestiach, może w tej także. Wzbraniam się przed tym, a czasami nie marzę o niczym innym jak nafaszerować się czymś, co sprawi, że będzie lepiej. Faktem jest, że receptę zrealizowałam, paroksetyna leży w szufladzie.

 

Wśród tych specjalistów był kardiolog, endokrynolog, ginekolog (wiem, że to nie ich działka, ale jednak), psycholog oraz znajomy psychiatra (nie jest to ten sam, który wypisał mi receptę).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wyróżniam epizod z włosami, bo od kiedy to się zaczęło straciłam ponad połowę włosów. Miałam piękne, długie włosy, które musiałam obciąć, żeby ich kiepski stan nie rzucał się w oczy. Mam zakola i prześwity. Dla kobiety taka sytuacja jest dramatem. Nie mam pewności, że stres się do tego przyczynia, a żadne preparaty nie pomagają.

Bardzo przepraszam ale mój wcześniejszy post nie był na poważnie. Zeszłej nocy naszła mnie jakaś dziwna głupawka i to pewnie dlatego.

 

Co zamierzam z tym zrobić? Byłam u psychologa, zapisałam się na psychoterapię. Wiem, że sama już sobie ze sobą nie poradzę, ale nie podchodzę w pełni optymistycznie do tego.. Nie wiem czy to wszystko co się dzieje można odwrócić, naprawić takimi ' pogadankami '.. Czasami jestem tak w beznadziejnym stanie, że z własnej woli poszłabym do jakiegoś szpitala psychiatrycznego. Z rozpoczęciem brania leków ociągam się już od dłuższego 3 miesięcy, próbuję się w to nie wpakować. Studiuję na Uniwersytecie Medycznym, więc mam pojęcie o formach leczenia tego typu. Łudzę się, że sama chociaż w jakimś stopniu opanuje moje zachowanie - nerwy, napięcie, złość, smutek. Jestem w stanie zrobić to na kilka godzin, uśmiechać się, a potem.. wszystko wraca. W dalszym ciągu moje życie jest trudne, nie mogę się od wszystkiego odciąć, żeby sobie ulżyć.. Nie wiem co więcej mogę zrobić..

OK czyli zapisałaś się na psychoterapię, to jest już podjęciem jakiegoś działania. Czy jest to dobry krok, czy nie to się okaże. W jakim nurcie i kiedy się rozpoczyna ta terapia? Poza tym musisz przestać się użalać nad sobą bo w ten sposób sama się nakręcasz, stwarzasz negatywne emocje i sama sobie na życzenie stwarzasz coraz większe cierpienie. W tym momencie jak piszesz tą odpowiedź to jaki masz problem, co Ci przeszkadza? W jakich okolicznościach pojawiają się te lęki?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psychoterapia powinna ci pomóc na to wypadanie włosów. Rozumiem przez co przechodzisz bo sama przechodziłam przez takie wypadanie włosów i nic mi na nie nie pomogło. Ja codziennie liczyłam ile włosów mi wypadło, po myciu też liczyłam i wychodziło że w tygodniu wypadało mi nawet ponad tysiąc włosów w najgorszym okresie. Dopiero na psychoterapii wyszły psychiczne przyczyny tego problemu, którymi były lęki przed wyglądaniem ładnie. Włosy mi się bardzo zagęściły i od kilku lat nie wypadają w ogóle.

Leków wcale nie musisz brać, bo po co jak bez nich wytrzymasz, a potem tylko problem z wychodzeniem z nich.

Bylebys tylko miała dobrego terapeutę a o resztę nie musisz się martwić, jako że nerwica jest dość dobrze wyleczalna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem w pełni świadoma, że branie leków stanowi część procesu leczenia - tłumi negatywne uczucia, zmniejsza bądź niweluje większość objawów somatycznych. Bardzo możliwe, że to pomaga, ale na chwilę. Mój opór wynika chyba również z przeczucia, że nigdy z tych leków nie zejdę.

Mi się wydaje że w Twoim stanie wypadałoby się wesprzeć lekami choćby z grupy SSRI, przy czym bardziej tymi nowoczesnymi, by nie uzależniały i wspomagały terapię na tyle, by podnieść się do tzw pionu. Z nimi jest tak jak z p-bólowymi.. tak naprawdę ból możesz wytrzymać, ale wyłączając go pacjent szybciej wróci do zdrowia. Także przemyśl tę decyzję na spokojnie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@deader

 

Czasami myślę sobie, że moje wszystkie rozkminy o tym co się ze mną dzieje są pogorszone faktem, że mam sporą wiedzę na ten temat. Objawy znanych mi chorób przypasowuję do moich dolegliwości (rozwija się u mnie hipochondria), działania niepożądane konkretnych leków analizuję milion razy, nad wszystkim zastanawiam się nieustannie, każdą nieprawidłowość biorę na serio. Przestałam kierować się zdrowym rozsądkiem, chyba nie potrafię już jasno myśleć.

A co do leków - chodziło o to, że dość często osoby po odstawieniu z czasem wracają do nich na nowo. To miałam na myśli mówiąc, że czuję, że nigdy z nich nie zejdę.

 

 

@monooso

 

Podjęłam pierwszy krok idąc do psychiatry, a później do psychologa. Było to dla mnie spore wyzwanie.

Psychoterapię zaczynam dopiero w czerwcu - nfz. Po konsultacji z psychoterapeutą stwierdził, że "moje zaburzenia dobrze się leczą". Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Co do lęków, napadów. Przykład z dnia dzisiejszego. Jadę rano na zajęcia tramwajem, duszno, dużo ludzi, nagle czuć zapach spalenizny. Tramwaj się zatrzymuje na środku pustkowia, poruszenie wśród ludzi. Nogi się pode mną uginają, serce zaczyna walić, nie mogę zaczerpnąć powietrza, obraz się rozmazuje. Trwa to może dwie minuty, wszystko się wyjaśnia, drobna awaria, a ja cała się trzęsę, walczę ze sobą, żeby nie uciec stamtąd.. To nie pierwszy raz kiedy miałam tego typu akcję w komunikacji miejskiej. Poprzednie były jednak całkowicie bez przyczyny.

 

 

 

@Inga_beta

 

Początkowo powiązywałam nadmierne wypadanie włosów z odstawieniem tabletek antykoncepcyjnych. Ale czas mijał a nic się nie uspokajało. W końcu tało się to moim priorytetem życiowym. Liczyłam (wciąż liczę) każdy włos, który wypadnie w ciągu dnia, podczas rozczesywania, podczas mycia. Próbowałam wielu środków, chodziłam do dermatologów, robiłam badania hormonalne - bez rezultatów. Nie pozwalam dotykać moich włosów, unikam wszelkich zabiegów (farbowanie, prostowanie, suszenie). W dalszym ciągu nie wiem czym jest to spowodowane i to nie daje mi spokoju. Cała ta sytuacja jest kolejnym czynnikiem stresogennym, boję się być łysa..

 

 

@Raffuss

 

Mam zrealizowaną receptę na lek z grupy SSRI. Może za bardzo się z tym rozwodzę, ociągam, ale wciąż coś mnie przed tym powstrzymuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami myślę sobie, że moje wszystkie rozkminy o tym co się ze mną dzieje są pogorszone faktem, że mam sporą wiedzę na ten temat. Objawy znanych mi chorób przypasowuję do moich dolegliwości (rozwija się u mnie hipochondria), działania niepożądane konkretnych leków analizuję milion razy, nad wszystkim zastanawiam się nieustannie, każdą nieprawidłowość biorę na serio. Przestałam kierować się zdrowym rozsądkiem, chyba nie potrafię już jasno myśleć.

A co do leków - chodziło o to, że dość często osoby po odstawieniu z czasem wracają do nich na nowo. To miałam na myśli mówiąc, że czuję, że nigdy z nich nie zejdę.

Właśnie Ty kierujesz się zdrowym rozsądkiem! To większość użytkowników tego forum zażywa leki bezmyślnie. Przemyśl to czy chcesz ryzykować z farmakologią tylko później nie zdziw się jak zajdą trwałe skutki uboczne, znaczne pogorszenie stanu po odstawieniu oraz ewentualne uzależnienie. Ja zostawiam ją jako ostateczność.

 

Podjęłam pierwszy krok idąc do psychiatry, a później do psychologa. Było to dla mnie spore wyzwanie.

Psychoterapię zaczynam dopiero w czerwcu - nfz. Po konsultacji z psychoterapeutą stwierdził, że "moje zaburzenia dobrze się leczą". Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Co do lęków, napadów. Przykład z dnia dzisiejszego. Jadę rano na zajęcia tramwajem, duszno, dużo ludzi, nagle czuć zapach spalenizny. Tramwaj się zatrzymuje na środku pustkowia, poruszenie wśród ludzi. Nogi się pode mną uginają, serce zaczyna walić, nie mogę zaczerpnąć powietrza, obraz się rozmazuje. Trwa to może dwie minuty, wszystko się wyjaśnia, drobna awaria, a ja cała się trzęsę, walczę ze sobą, żeby nie uciec stamtąd.. To nie pierwszy raz kiedy miałam tego typu akcję w komunikacji miejskiej. Poprzednie były jednak całkowicie bez przyczyny.

To świetnie, że podejmujesz jakieś kroki. Jak myślisz czego się bałaś gdy tramwaj zatrzymał się na środku pustkowia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami myślę sobie, że moje wszystkie rozkminy o tym co się ze mną dzieje są pogorszone faktem, że mam sporą wiedzę na ten temat. (...) Przestałam kierować się zdrowym rozsądkiem, chyba nie potrafię już jasno myśleć.

Zdecydowanie MUSISZ coś z tym zrobić bo nie wyobrażam sobie lekarza który wynajduje u siebie nie mające miejsca w jego przypadku choroby, a pacjentom nawet Apap boi się polecić bo w otoczce pigułki znajduje się substancja na którą 1 na 1000000 osób jest uczulona...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@monooso

 

Nie wiem. Że coś złego się dzieje, że coś mi się stanie. Nie umiem tego wyjaśnić, to przychodzi samo, nagle.

Pisałam wcześniej, że kilka dni temu miałam akcję z kołataniem serca. Byłam na ślubie przyjaciółki, z którą jesteśmy zżyte od dzieciństwa. Było to dla mnie spore przeżycie, dodatkowo ktoś mnie zdenerwował i w pewnym momencie moje serce zaczęło szaleć - bardzo mocne uderzenia, nagłe zatrzymanie, po chwili przyspieszenie, trwało to kilka minut. Nie były to moje subiektywne odczucia, bo mój partner siedział przy mnie z przerażeniem, czując co się dzieje. Potem powtórzyło się to 3 razy na przyjęciu weselnym, a wtedy nie było żadnego konkretnego zdenerwowania. Byłam przerażona, ale stwierdziłam, że muszę sobie poradzić, wypiłam 2 drinki, rozluźniłam się trochę i sytuacja się nie powtórzyła. Dlaczego tak jest? Czy wystarczy minimalny impuls gdzieś tam w mojej głowie i wszystko zaczyna wariować?

 

 

 

@deader

 

Po pierwsze, czy na UM istnieje jedynie kierunek lekarski? Wiedza medyczna obejmuje wszystkich tam studiujących, niektórych w mniejszym, a innych w większym stopniu. No ale chyba nie każdy o tym wie.

Po drugie, czy wielkim wysiłkiem jest patrząc na człowieka dostrzec w nim istotę ludzką? Bez względu na to czym się zajmuje.

 

Widocznie nie pomyślałam o tym, że skoro mam zagmatwane życie to któregoś dnia może mi odwalić i nie powinnam wtedy znajdować się w otoczeniu innych ludzi, żeby krzywdy im nie zrobić, a tym bardziej moim pacjentom. :brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możliwe, że zaprzeczam sama sobie. Ale mam świadomość w jaki sposób działają leki. Każdy specjalista u którego byłam powtarzał mi, żebym się nie pakowała w to. Jedynie psychiatria wręczył mi receptę. Czy branie leków rozwiązuje problem?

 

To co studiuję nie zmienia faktu, że wciąż jestem człowiekiem.

 

Tak, branie lekow rozwiązuje problem.

Jeśli tego nie rozumiesz to męcz się dalej, ale już na własne życzenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@monooso

 

Nie wiem. Że coś złego się dzieje, że coś mi się stanie. Nie umiem tego wyjaśnić, to przychodzi samo, nagle.

Pisałam wcześniej, że kilka dni temu miałam akcję z kołataniem serca. Byłam na ślubie przyjaciółki, z którą jesteśmy zżyte od dzieciństwa. Było to dla mnie spore przeżycie, dodatkowo ktoś mnie zdenerwował i w pewnym momencie moje serce zaczęło szaleć - bardzo mocne uderzenia, nagłe zatrzymanie, po chwili przyspieszenie, trwało to kilka minut. Nie były to moje subiektywne odczucia, bo mój partner siedział przy mnie z przerażeniem, czując co się dzieje. Potem powtórzyło się to 3 razy na przyjęciu weselnym, a wtedy nie było żadnego konkretnego zdenerwowania. Byłam przerażona, ale stwierdziłam, że muszę sobie poradzić, wypiłam 2 drinki, rozluźniłam się trochę i sytuacja się nie powtórzyła. Dlaczego tak jest? Czy wystarczy minimalny impuls gdzieś tam w mojej głowie i wszystko zaczyna wariować?

To przychodzi samo, nagle ale w OKREŚLONYCH sytuacjach. Czy są to tylko sytuacje społeczne? Czy jak jesteś sama, np. w domu to również odczuwasz ten lęk?

 

W jaki sposób Cię zdenerwował? Co takiego powiedział/zrobił?

 

Jeżeli całą swoją uwagę przenosisz na objawy, np. szybkie bicie serca to wtedy to się samoczynnie nakręca. Tworzysz sobie przeróżne myśli, że umrzesz, że inni to widzą itd. Musisz to olać. Wiem, łatwo mówić, ciężej zrobić ale jest to WYKONALNE. Po prostu nie walcz z tym, tylko obserwuj takim jakie jest, zamiast panikować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@monooso

 

Najczęściej takie akcje działy się w komunikacji miejskiej. Ale owszem zdarzało się też, że byłam w tym momencie sama. Raz była taka sytuacja, że dostałam ataku, oglądając film akcji, w którym była napięta scena. Można powiedzieć, że przejęłam się tym, co działo się w filmie i odczułam to później własnym ciałem.. Trochę żałosne, ale tak to mniej więcej wyglądało. Ogólnie lepiej się czuję, będąc w domu, w znanych mi miejscach, bezpiecznych dla mnie. Jak tylko wychodzę np. na zajęcia (co wiąże się z podróżą tramwajem, autobusem) to jest mi słabo, nogi mam jak z waty, chociaż jeszcze nie myślę o tym, że muszę skorzystać z komunikacji miejskiej i znowu coś może mi się przytrafić. Nie mam tego obrazu przed oczami, ale może gdzieś w głębi mojej głowy ten strach już siedzi i mnie paraliżuje. Kolejnym lękiem, który mi towarzyszy bez przerw jest lęk o najbliższych, a głównie u rodziców. Moja mama ma bogatą historię chorób, a najgorszą z nich był nowotwór, który udało się pokonać. Minęły ponad 4 lata od uznania za wyleczony. Ale ja KAŻDEGO dnia boję się o nią, każdą wizytę kontrolną przeżywam 100 razy bardziej niż ona. Jak ją coś zaboli to ja już jestem cała spięta, jak mówi, że się źle czuje to ja już wyobrażam sobie najgorsze.. Podobnie z moim ojcem, ma nadciśnienie, jego rodzice mieli udary mózgu, a on nic sobie z tego nie robi, nie czuje potrzeby konsultacji z kardiologiem, leczenia. A ja biegam za nim z ciśnieniomierzem, namawiam na wizytę u lekarza, wygłaszam przemowy. Bez skutku. Są to dorośli ludzie, którzy bardzo utrudniali mi życie, a mimo to ja czuję całkowitą odpowiedzialność za nich i za ich życie. To jest mój największy problem.

Skoro opisałam sytuację z moim ojcem to mogę wyjaśnić, że oprócz zdenerwowania, emocji związanych ze ślubem przyjaciółki doszedł strach, ponieważ mój ojciec (również był na ślubie) wyszedł nagle z kościoła. Zaniepokoiłam się, wyszłam za nim, zapytałam co się dzieje, a on mnie opier..lił z góry na dół, że ja nie muszę wszystkiego wiedzieć. Wróciłam do kościoła i już było po mnie. Okazało się później, że musiał jechać do domu, bo mama zapomniała wyłączyć piekarnika.. :D Byłam w stanie zrozumieć, że to kołatanie było spowodowane zdenerwowaniem. Ale kolejne? Minęły 2-3h od tego incydentu, więc moje emocje już trochę opadły. Nie mogłam i nie mogę tego zrozumieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lęki są wywoływane nie tylko jakimis zdarzeniami ale najcześciej przyczyną jest coś co się z czymś przykrym kojarzy. Może to być jakiś dźwięk, jakis obraz lub mysl. Może być bardzo trudno znaleść przyczynę lęku. Ja sobie przypominam też taki bezpodstawny silny lęk gdy byłam na wycieczce rowerowej i nic się nie stało, było bardzo spokojnie a ja byłam z dala od hałąsów, na łonie natury.

Musiałam bardzo intensywnie się zastanowić aby dojść czego się tak przestraszyłam. Okazało się że to był widok rozpoczętej budowy domu. Ten dom skojarzył mi się z budową naszego domu we wczesnym dzieciństwie. Powrót do tamtego okresu tak mnie przeraził.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pomylanka,

Od jak dawna to masz?

A czemu w komunikacji miejskiej najczęściej? Czy masz z nią jakieś niemiłe wspomnienia?

Dziwię się Tobie, że tak bardzo przejmujesz się o rodziców, jeżeli Twój ojciec jeździ po Tobie jak chce. Szanuj się trochę, postaw jakieś granice lub cierp mając sprzeczne uczucia lub nic nie rób i się użalaj.

Też nie mogę zrozumieć Twojego zachowania, przynajmniej tego na co masz realny wpływ.

 

Inga_beta, dzięki za ten post. Właśnie ja od pewnego czasu to wszystko wyłapuję i tego jest na prawdę masa. Do wszystkiego są przypisane reakcje organizmu, np. światła słonecznego, zapachu deszczu, widoku ptaka itd. Wystarczy, że jeden bodziec się zmieni i odpalają się określone reakcje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jakiś czas temu uczestniczyłam w wypadku tramwajowym, gdzie byłam jedną z poszkodowanych. Chodziłam składać zeznania, teraz czekam na wezwanie do sądu. Ale pierwszy atak w tramwaju był przed tym wydarzeniem. Możliwe, że to po prostu spotęgowało moje lęki.

 

Wiem, że nie powinnam tak bardzo przejmować się nimi, skoro ich zachowanie doprowadziło do tego, gdzie się teraz znajduję. Ale nie umiem. Nie umiem ' mieć gdzieś ', nie martwić się, nie zadręczać, nie brać wszystkiego na swoje barki. Chciałabym chociaż przez trochę czuć, że muszę martwić się wyłącznie o siebie.

 

-- 24 kwi 2014, 18:39 --

 

@elo

 

Psychiatra, psycholog, psychoterapia dopiero w czerwcu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że nie powinnam tak bardzo przejmować się nimi, skoro ich zachowanie doprowadziło do tego, gdzie się teraz znajduję. Ale nie umiem. Nie umiem ' mieć gdzieś ', nie martwić się, nie zadręczać, nie brać wszystkiego na swoje barki. Chciałabym chociaż przez trochę czuć, że muszę martwić się wyłącznie o siebie.

Umiesz, widocznie odpowiada Ci rola cierpiętnicy. Czyżby wpływ kościoła katolickiego? Moja matka jest taka sama. Ostatnio zauważyłem, że ona NIEŚWIADOMIE kreuje się na osobę cierpiącą. Jakieś nawiązanie do Jezusa chyba, który też się poświecił na rzecz innych. Ciągle powtarza 'jaka ja biedna', 'jak ja cierpię' itd. Chyba myśli, że odnajdzie spokój w niebie bo w życiu niewiele jej wyszło. Ona robi to wszystko z własnej woli bo lubi, a później dodaje takie teksty. Tylko ona do tego jest jeszcze bardzo wierząca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@elo

 

Jeden psychiatra i jeden psycholog. Dowiedziałam się, że mam idealne podłoże do nerwicy, widoczne zaburzenia i mam szanse na wyjście z tego.

 

@monooso

 

Całe życie milczałam, nie mówiłam o tym co mnie męczy, jak mi źle i że brakuje mi sił. Nie rozmawiałam z nikim o sobie. Ale jak zaczęły pojawiać się ataki, objawy somatyczne to straciłam siły. Początkowo jeszcze trzymałam to w środku, ale w końcu ludzie zaczęli zauważać, że ulatnia się ze mnie życie. Może to tak brzmi, że użalam się nad sobą i na własne życzenie żyję tak jak żyję, bo przecież wcale nie muszę. Wiadomo. Tylko jeśli już jako 12latka stałam u boku matki chorej na depresję, grożącej, że się zabije to w pewnym stopniu przejęłam za nią odpowiedzialność. I tak po kolei za innych. Cały czas w mojej głowie jest świadomość, że beze mnie stanie się coś złego, że ja muszę czuwać nad innymi.

Nie jestem wierząca ani praktykująca. Nie utożsamiam się z Jezusem i nie martwię się o miejsce w niebie.

 

 

 

 

 

Odkąd założyłam ten post, odpisując na Wasze pytania zaczynam sobie powoli uświadamiać jak głęboko leży przyczyna moich problemów..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×