Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam.


Jajko

Rekomendowane odpowiedzi

Dodaj jeszcze, że nie ocenia się książki po okładce i milczenie jest złotem to będę zdrów jak ryba. :D Poza tym, nie wydaje mi się żebym był chory (pomimo epizodu w szpitalu psychiatrycznym). Wydaje mi się, że po prostu taki jestem i chcę to zmienić, ale jak słyszę o pozytywnym myśleniu to mam ochotę pójść studiować fizykę, ukończyć z wyróżnieniem, wynaleźć machinę czasu, przenieść się o 20 lat, pojechać na stadion X-lecia, kupić od ruskich kałacha, zestaw granatów i powybijać wszystkich pozytywnie nastawionych. Jakby to było takie proste, że wystarczy zmienić nastawienie to bym się tak nie męczył.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jajko, współczuję. Z taką wyobraźnia masz przerąbane. W liceum pewnie pełniłeś rolę poety-neurotyka. Głowa pełna pomysłów, problem jedyny, że reszta się cieszy latami licealnymi, a ty indywidualista pośród teorii, pojęć, niezrozumiany i samotnik w gruncie rzeczy.

 

Tak podejrzewam, to co opisałem mówię na własnej historii.

 

Myśleć umiesz, możliwe że jesteś oczytany, teraz moją radą jest: z kamienia odrzuconego przez budujących, stać się kamieniem węgielnym. Na pamiętam dokładnie z której to "księgi" w Biblii, ale taka prawda. Ci odrzuceni indywidualiści po czasie wracali do ludzi, ale silniejsi. Gdy ich idee dojrzały mogli wrócić i odważniejsi nie bali się ich głosić.

 

No bo do Indii ani do zakonu pustelników się nie wybierasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@monk.2000 Rolę poety-neurotyka pełniłem w gimnazjum, do liceum praktycznie nie chodziłem (wtedy dostałem od psychiatry skierowanie na obserwację do szpitala psychiatrycznego, z którego nie skorzystałem, parę lat później i tak wzięli mnie siłą. xD), po dwukrotnej zmianie szkół dopiero udało mi się skończyć liceum. Nie byłem tak do końca samotny, bo zawsze, do niedawna, miałem kogoś bliskiego kto rozumiał mnie w jakimś tam stopniu. Mam jakieś dziwne napady lęku. Te normalne, ze znaną przyczyną da się przeżyć, ale jak nie mam zielonego pojęcia dlaczego i czego właściwie się boję, to mnie zupełnie niszczy. Podobnie pojawiają się wyrzuty sumienia, chociaż nie zrobiłem nic złego. Uczucie to nie jest, przynajmniej pozornie, związane z żadnym wydarzeniem. Kiedyś zwalałem to na kawę.

 

Być może i jestem trochę oczytany, dostałem kiedyś bzika na punkcie rozwoju intelektualnego. Spędzałem przez spory kawałek czasu przy książkach długie godziny, czytałem o filozofii, historii, fizyce, ekonomii. i to nie z podręczników licealnych. I owszem, mam wykrystalizowane poglądy i uważam, że idee które popieram są słuszne, dlatego też nie boję się ich głosić, chociaż ,pomimo pewnej aktywności na tym polu, brak mi zapału. Rozważałem też udanie się do klasztoru, ale w Polsce. O przeprowadzce za granicę też myślałem, o Meksyku, Finlandii, Teksasie lub New Hampshire. O Indiach też myślałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jajko, chcesz to trochę poczytaj historie ludzi na tym forum. Jak jesteś dobry w naukach ścisłych to szybko wyłapiesz zależności.

 

Poczucie winy też mam. Niby nic nie zrobiłem. To jakbym wziął pewną krzywdę na siebie i udawał że to ja za tym stoję. U mnie skończyło się to eskalacją w postaci modlitwy do Boga (w którego zresztą zwątpiłem 3 lata wcześniej), która skończyła się popytem na zamkniętym. To nie miejsce dla kolejnych ludzi pokroju Joanny D'Arc. Tam dali mi leki i jedyne co się zmieniło, to odzyskałem wiarę w rozum.

 

Nie wiem co ciebie czeka jeszcze. Ale człowiek zrobi wiele by pozbyć się uczucia tego brudu, o czym świadczą żywoty m.in. zakonników i zakonnic. Asceza, umartwianie się, rytualne samobójstwa (to akurat gdzie indziej). Jest tego wiele. Co za ciężar.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mnie hultaje zabrali do szpitala po próbie samobójczej. Nawet tego za bardzo nie pamiętam, bo byłem spity jak dziki bóbr. Wiem tylko, że po kilku nieudanych w końcu spróbowałem zrobić to poważnie. Z przytupem. Wróciłem narąbany do domu, wybiłem szybę w drzwiach, wziąłem kawałek szkła i co dalej to nie pamiętam. Sytuacja która mnie do tego doprowadziła trwała kilka miesięcy, główny powód totalnie kretyński, bo rozstanie, ale też długi, brak pieniędzy, choroba matki itp. Do tego parszywe dzieciństwo musiało coś pokićkać. Największy strach mam przed tym, że to wróci, wolałbym stracić rękę. W każdym razie, w szpitalu nic mi specjalnego nie zdiagnozowali, dali na początku hydroksyzyne, potem jakąś depakine chrono. Przy wypisie wpisali jakieś zaburzenia osobowości. Ich psychiatra zaproponował by spróbować dostać się na oddział nerwicowy. Wcześniej sam chciałem iść do lekarza, ale nie byłem ubezpieczony, a nie stać mnie było na prywatną wizytę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×