Skocz do zawartości
Nerwica.com

witam


ang

Rekomendowane odpowiedzi

Kurcze, w życiu nie sądziłam, że trafię na forum o takiej tematyce i że zupełnie nie będę wiedziała co robić...

I nie wiem zupełnie od czego zacząć...

Ok, nie chodzi o mnie, ale o mojego narzeczonego, a więc i pośrednio o mnie. Zupełnie nie wiem jak mu pomóc i mam wrażenie, że wszystko się zapętliło i że już nie ma wyjścia:(

 

Jesteśmy już razem bardzo długo, znamy się na wylot, mieszkamy razem już też długo, nie mamy dzieci, ślub jakoś odkładaliśmy, bo oboje traktujemy to bardziej jak formalność niż coś, co dla nas jest konieczne. Jesteśmy razem i tak jest ok. Mój M. wpada czasem w szał i wtedy zupełnie nie umie oceniać rzeczywistości: staje się agresywny, jest tak zły, że kompletnie się zmienia, cały kipi, to jest taki chory gniew, staje się wręcz niebezpieczny, szarpie się, rzuca przedmioty... nie umiem tego opisać, ale umiem odróżnić jego normalny gniew, taki jak ma zawsze i ten chory, który pojawia się dość rzadko. Ostatnie takie napady miał ze dwa lata temu, potem jakoś się wszystko układało i właśnie znowu wróciło. Boję się, że albo on sam sobie coś złego zrobi, albo mi coś zrobi... bo on wtedy nie myśli racjonalnie... W młodości miał skłonności do bicia pięścią w ścianę, kostki miał całe posiniaczone... potem to jakoś minęło, tylko co jakiś czas pojawiają się te straszne stany. Zwykle początkiem jest pretekst. Tym razem zaczęło się tak: nasi bardzo bliscy przyjaciele mają kryzys małżeński, nie mogą się dogadać, kłócą się. No i to już tak trochę trwa, często o tym we czworo rozmawiamy. Ale ostatnio znajoma ze znajomym pokłócili się bardzo, a potem nasi panowie spędzili ze sobą sam na sam całą dobę (kwestie zawodowe). Mam wrażenie, że mojemu udzielił się niejako gniew tamtego, i że to wyzwoliło w nim taką chorą agresję przeciwko mnie. Bo już z tego wspólnego spotkania wrócił jakiś podminowany. No i na wstępie kłótnia, że nie otworzyłam mu zamka w drzwiach, gdy widziałam oknem, że idzie (często otwieram, ale akurat nie przyszło mi do głowy...). Ok, jakoś kłótnia minęła. Potem (i tu pojawia się nasz kolejny problem), chciał się kochać, a ja nie miałam ochoty (częsta kwestia, która sprowadza się do tego, że on mógłby non stop, a ja rzadziej i tylko wtedy, gdy między nami jest dobra atmosfera, co faktycznie nie jest zbyt częste...). No więc kilka razy mu odmawiałam w ciągu dni poprzedzających wypad dwóch panów. Więc tym razem znowu odmowa skończyła się kłótnią (jeszcze normalną, ale już na granicy). Kolejnego dnia (cały dzień pyskówki, zgrzyty o wszystko) znowu chciał, więc zgodziłam się, ale niechętnie i tylko po to, żeby oszczędzić kolejnej kłótni. Więc, fakt, nie byłam zbyt aktywna, ale chciałam dobrze, chciałam, żeby miał to co chciał (czasem tak jest, że robię to z "obowiązku małżeńskiego" i zwykle on to akceptuje, bo nie jest tak zawsze, zwykle mam inicjatywę). Tym razem w trakcie przerwał i wpadł w szał..... że zrobiłam z niego idiotę, że jak ja w ogóle tak mogę, że ja mu w niczym nie pomagam, że on już ma tego dość. Co ogólnie oczywiście nie jest prawdą, bo żyjemy ze sobą, robimy dla siebie oboje wiele rzeczy, lepiej, gorzej, ale jakoś się naprawdę dogadujemy... Potem, jak zwykle wieczorem, siadłam przy komputerze i coś tam klikałam, a on wpadał co chwilę do pokoju cały w tym chorym gniewie i wykrzykiwał różne przykre rzeczy. Ja jeszcze spokojnie prosiłam, żeby przestał, że nie chcę żeby tak do mnie mówił. Bez skutku. Włączyłam muzykę, żeby nie słyszeć, bo myślałam, że zwariuję. Kazał wyłączyć, szarpał sie ze mną. Zamknęłam drzwi do pokoju, znowu siła wymusił, żebym otworzyła. Już płakałam, miała dośc, wyszłam przed dom, chciałam w ciszy usiąść na sdchodach i się uspokoić (był wieczór, mieszkamy na końcu wsi, pustkowie, 200m wczesniej mieszka jego rodzina). Ale wyszedł za mną, z krzykiem, że mu wstydu robię, że nie mam prawa robić takich scen (wychodzić, bo może ktoś zobaczyć). Więc wróciłam.. :( Nie przestawał w tym gniewie. Na drugi dzień (w ciągu dnia oboje w pracy), wieczorem wciąż gniew i jakieś chore smsy był wściekły, że mu rano z zamrażarki nie wyjęłam kotletów na obiad. Nie zrobiłam tego, bo byłam wściekła za to jaki dla mnie jest i jak mnie traktuje w tym gniewie. (On na codzień taki nie jest, nie wymusza nic, nie rozkazuje i nie egzekwuje siła nic, tak jest tylko w tych napadach agresji). No więc o te kotlety znowu wojna. wieczorem znowu o to, że znowu piję piwo (kolejny nasz problem, ja piję piwo niemal codziennie, wiem, że to złe, ale tak się relaksuję wieczorem, normalnie mówi mi, że za często piję, ale nie jest to powód do awantur). Tym razem jednak, zabrał mi piwo, schował i znowu zaczął krzyczeć, że robie z niego idiotę, że on mi pokaże, że będe tego żałowała, że3 robię mu krzywdę... Wpadł z prawdziowy szał, zaczęliśmy się kłócić, tłumaczyłam mu, że jestem dorosła, że on nie może mi zabronić piwa, siedzenia na schodach, słuchania muzyki itp., że to podpada pod gnębienie psychiczne, a on na to, że on nie chce żyć z takim kimś, że pożałuję... Ja już kompletnie bezsilna w próbach wytłumaczenia mu, że jego zachowanie jest nieadekwatne do sytuacji, że przecież nic wielkiego się nie stało, że pomyśl, gdyby ktoś Cie teraz zobaczył jak jesteś w takim stanie, na pewno pomyślałby, że jesteś zbyt zły... że nie masz powodu do takiego gniewu. Tłumaczyłam, że nie jestem jego niepełnoletnim dzieckiem, tylko partnerem, osoba dorosła... Poprosiłam, żeby oddał mi piwo, które schował, najpierw nie chciał, zaczęłam szukać w szafkach w kuchni, co go jeszcze bardziej rozwścieczyło, więc wyją piwo, rzucił je przez cały pokój i wpadł w szał. Zaczął chodzić w gniewie po domu, tak głośno trzaskających drzwi jeszcze w życiu nie słyszałam. Krzyczał, ze dla mnie ważniejsze jest piwo niż on, że robię z niego idiotę, że pożałuje... I pojechał gdzieś... pytałam gdzie jedzie, co robi, ale on tylko odpowiadał, że w dupie to mam itp. Pojechał, ja zostałam, stałam w oknie, ryczałam i piłam piwo. Wrócił jak już spałam, obudził mnie, że olałam go, że piwo jest ważniejsze niż on. Tłumaczę mu, że przecież wie, że w ogóle nie odebrałby ode mnie telefonu, albo byśmy wymieniali chore gniewne smsy, ale dla niego to oznacza, że się nie martwiłam...:( Ja już nie mam siły. Dzisiaj zmieniłam taktykę, będę idealna, będę robić wszystko co zechce... nie wiem, może mu to minie w ten sposób. Ale jak tak żyć? Boję się, że zrobi coś sobie, albo mi. Chociaż normalnie narpawdę taki nie jest.... kocham go, on mnie też, mamy podobne podejście do życia, związku... tyle tylko, że te powracające stany... on nie pójdzie do lekarza, nikomu o tym nie mówimy, bo on by nie chciał. Zresztą rozumiem to, bo jednak głupio by się z tym czuł...Ale skąd to się bierze? To jest nieracjonalne, nagłe i nie da się tego przewidzieć... ani nic z tym zrobić. Kiedyś już miał takie akcje, potem jakoś samo przechodziło... Przepraszam, że tyle napisałam.... może ktoś przez to przebrnął i mi coś doradzi, bo naprtawdę już nie wiem co robić... :(((

 

[Dodane po edycji:]

 

Jeszcze dwa słowa dopiszę. On w takim stanie fizycznie bardzo źle się czuje, skacze mu ciśnienie, jest osłabiony... na pewno dla zdrowia nie jest to obojętne, to też mnie martwi...

 

[Dodane po edycji:]

 

dodam jeszcze, że gdy ja mu coś próbuję w tym gniewie spokojnie tłumaczyć, jego to jeszcze bardziej złości i mówi, żebym go nie denerwowała (mówi to w taki sposób, że naprawdę mam wrażenie, że zaraz wybuchnie...). Więc jestem bezsilna:( Cokolwiek nie zrobię, nawet drobiazg urasta w jego oczach do tragedii... Jak mu to wytłumaczyć. Próbuję, mówię, że zobacz, jeszcze 2 dni temu te same rzeczy nie wywoływały w Tobie nic poza wzróceniem uwagi, więc co się zmieniło, że tak reagujesz? On: wszystko się zmieniło. Ja: ale co konkretnie? On: wszystko, mam tego dosyć, daj mi spokój.... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj.Tkwisz po uszy w zwiąku toksycznym.Twój partner powinien , jak najszybciej zgłosić sie do specjalisty.Nie ma innego wyjścia.Jeśli tego nie zrobi , powinnaś odejść.Odejść , żeby ratować siebie.Sama widzisz , że się pogrążasz.W lęku , niepewności, poczuciu winy...To , że staniesz się idealna , NICZEGO nie zmieni,bo to NIE TY masz problem , a on..Rób coś.Nie czekaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pomogło, na krótko... Pomogło mu wyjść z tego stanu... Było znowu ok... Trochę stresu w pracy, gorszych dni i znowu... :(

Jezu, ja chyba zwariuję :(((

 

[Dodane po edycji:]

 

Ewaryst, przeczytałam Twoją odpowiedź od razu. Dziękuję za opinię. Nie odpisałam, bo chyba nie wiedziałam co... Nie chcę odejść, tak naprawdę nie chcę, kocham go, i wierzę, że kiedyś ten problem jakoś się rozwiąże... chociaż chyba tracę nadzieję... nie wiem. Ale nie chcę stawiać sprawy tak, że to związek toksyczny i że muszę odejść... Kocham go... tylko nie mogę znieść tej sytuacji, tego jak mnie krzywdzi. Proszę o sugestie co to może być... być może gdy chociaż powierzchownie uda się rozpoznać, może łatwiej będzie mi mu naświetlić problem i przekonać do tego, by coś z tym problemem zrobić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ang, sorry, będę brutalny, pakuj walizki i uciekaj stamtąd. Nie daj się w to wciągnąć. Facet potrzebuje leczenia i tu nie ma mu co pobłażać. Jeśli się nie chce leczyć, to uciekaj!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każda opinia jest dla mnie ważna, bo może ja nie umiem obiektywnie ocenić....

Ale jednocześnie chciałabym, żeby wziąć pod uwagę, że to moja subiektywna ocena... gdyby może on się wypowiedział, może to ja byłabym ta zła... nie wiem...

:(((

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fakt, mamy tu opowieść tylko jednej strony, ale wg mnie podstawowe pytanie w tym przypadku brzmi: kto jest agresywny, Ty czy on? Jeśli on, i jeśli nie chce się leczyć, to powtarzam- u c i e k a j !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fakt, mamy tu opowieść tylko jednej strony, ale wg mnie podstawowe pytanie w tym przypadku brzmi: kto jest agresywny, Ty czy on? Jeśli on, i jeśli nie chce się leczyć, to powtarzam- u c i e k a j !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ang, Co Ty mówisz dziewczyno. Wolałabyś byc tą złą? Uciekaj od niego w podskokach. Niestety jesteś współuzależniona od niego. On nie widzi problemu, a Ty cierpisz. Ale prawda boli. Szukasz innego wyjścia, byleby z nim zostać. A tak sie nie da.

On powinien pójść na leczenie....to raz.

A dwa.....Ty tez mozesz pójsć do psychologa się poradzic. Ale on powie to wszystko co tutaj od nas usłyszałaś.

UCIEKAJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×