Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zdeptała mnie


Rekomendowane odpowiedzi

Poznałem ją przypadkowo. To był listopad 2013... Przyszła odwiedzić mnie w szpitalu, jak leżałem po zabiegu dwuszczękowym... Kolejny raz spotkaliśmy się w marcu 2014... Byłem na kontroli. Przyszła, pogadaliśmy dwie godziny...

Napisałem do Niej w lipcu 2014, zaczęliśmy zarywać noce na Skype... Zaprosiła mnie do siebie... Siedzieliśmy na ławce, sami - przytuliła się... Ja się zakochałem, wtedy się zakochałem... Powiedziałem jej o tym, nie oczekiwała tego... Mówiła, że mam tego nie robić... Zniechęcała... Mimo tego ciągle byliśmy dzień w dzień na skype, na SMS... Kochałem ją bardzo...

 

Nie uciekła: wspierałem ją dzień w dzień. Byłem dla niej codziennie. Pojechałem dla niej 400 km w jedną stronę by się spotkać, to było w sierpniu... Samochodem z przeciekającym olejem, nie patrząc na koszta... Ryzykując wiele... Stwierdziła, że gdybym tylko był lekko starszy... Kochałem ją jak kobietę, jak partnerkę... Wspierałem ją, dzień w dzień dla niej byłem... Ona też była, też się kontaktowała.. Widać było, że przyzwyczaiła się do mnie... Codzienny kontakt był normą.. Zniechęcała mnie do siebie dzień w dzień, że nie mam jej kochać, bo będę cierpiał, bo Ona jest trudna, bo ma problemy, że zniechęca po to, abym był świadomy, w co się pakuje.... Walczyła ze mną, z moim uczuciem... Poza tym rozmawiała, ja ją wspierałem, rozmawialiśmy - byliśmy...

 

W końcu coś pękło: stwierdziła, że przecież kocham ją jak partnerkę i oswoiła się z tym... A poza tym, Ona zaczęła coś czuć do mnie tylko jej własne problemy nie pozwalają jej zidentyfikować tych uczuć... Czy mnie kocha... Powiedziała, że robiła wszystko, by się do mnie nie przywiązać... Że zniechęcała mnie na każdym kroku i widzi mój opór: że Ona się poddaje i nie walczy ze mną: że akceptuje moje uczucie i będzie się starała rozwijać swoje, tylko na razie nie wie co to za uczucie... Czy miłosne, czy niemiłosne...

 

Przyjechała w listopadzie na cały weekend... To było nie do uwierzenia, że ukruszyłem tak potężny mur... Spaliśmy ze sobą, bez tego czegoś... Nie naciskałem... Przecież i tak sporo osiągnąłem: przyjechała, dla mnie!... i skoro do tego doszło, to faktycznie coś do mnie czuje.... W trakcie tego wszystkiego pytałem, czy w porządku, czy nie za szybko.. Stwierdziła, że nie, ze wszystko OK... W styczniu doszło do powtórki naszego spotkania. Zapewniała, że chce ze mną być, że prosi o czas, że na pewno będziemy razem: tylko czas.... Zapewniała dzień w dzień...

 

Aż w końcu ZNOWU zmieniła zdanie, że mnie nie potrzebuje, że mnie nie chce, że nic do mnie nie czuje, potem znowu mówiła że czuje, ale nie wie co, potem że znowu nic nie czuje i nic z tego dzisiaj nie będzie: i taka jazda w kółko, błędne, cholerne koło.... Czekałem na jej przyjazd przez 2 miesiące, zapewniała mnie, że przyjedzie: to też odwołała... To wszystko było jak cios w serce... Krwawiłem.... Strasznie... Mocno... Potwornie...

 

 

Jednego dnia po tym tygodniu tak się pokłóciliśmy, że wyrzuciłem jej wszystko: że nie respektuje moich potrzeb, że nie chce się ze mną widzieć nawet choć raz w miesiącu, bo bardzo tego potrzebowałem (zawsze mówiła, że nie może, że nie czuje się na siłach i możemy się widywać, ale raz na 2 miesiące: to bardzo mało przecież....). Potrzebowałem, a nie dostałem tego... Wszystko było pod jej dyktando... Akceptowałem i respektowałem każdą jej regułę, decyzję.... Ona nie dała nic od siebie: nic... Zgadzałem się na wszystko, na każdy jej warunek... Respektowałem wszystko...

 

Po zaledwie tygodniu stwierdziła (a tylko dopytywałem o to co wyżej!), że nie chce się ze mną spotykać, że zmienia zdanie: nie chce ze mną być. chce być na razie sama, musi poukładać swoje sprawy... Że nie może mi dać tego czego ja potrzebuje więc nie może być na razie ze mną. I nie chce być na razie razem... Powiedziała, bez wyrzutu, że każdej nocy żałowała, że ze mną leży, że miała wyrzuty sumienia, że będąc niepewną swoich uczuć szła ze mną do łóżka.. Ze to niesprawiedliwe wobec mnie. Poczułem się strasznie oszukany, poczułem okropny żal... Prosiłem, by wrócić do tego co było w listopadzie: do spotykań, do rozwijania swoich uczuć... Prosiłem, błagałem o to... Oferowałem setki rozwiązań. Szukałem rozwiązań.. Stwierdziła, że ostatecznie nie może mi dać tego czego ja chce i czego potrzebuje: po zaledwie tygodniu zmieniła zdanie o 180 stopni!

 

Czułem się okropnie... Jak ścierwo... Dzwoniłem i prosiłem, by mnie pocieszała, że potrzebuje tego pocieszenia. Była szorstka. Kopała mnie leżącego... Mówiła, że to nieodwzajemniona miłość, że na razie jestem tylko przyjacielem... i że mnie wcale nie potrzebuję. Mówiła, że mam się zachowywać jak dorosły a nie jak dzieciak, bo ma dość niańczenia dzieciaków i ona nie ma wpływu na to jak ja się czuję.

Jasne, że stwierdzenie i zmiana zdania po zaledwie tygodniu(!) - z chce z Tobą być na "nie chcę" nie mogła mieć na mnie wpływu.. I reszta słów bardzo krzywdzących też....

 

Kilka dni potem stwierdziłem, OK: zachowujesz się wobec mnie tak szorstko, że faktycznie musiało Ci przestać na mnie zależeć.. Więc odchodzę, bo nie widzę sensu kontynuacji.. Że jest mi trudno, ciężko.... Zablokowałem ją... Popłakała się, błagała, abym został: mówiła, że jak dam jej tylko trochę czasu, to będziemy razem (znowu zmiana zdania!), że ona ma na to nadzieję... Że jestem dla niej bardzo ważny, że ona potrzebuje mnie bardzo, że chce dzwonić, rozmawiać codziennie... Że nie wie czy mnie kocha, ale wkrótce się dowie (parę dni temu stwierdziła, że to nieodwzajemniona miłość!) Przyjąłem to... Powiedziałem, OK, zrobiło mi się żal: skoro tak mówi, to cholera: jej uczucia muszą być prawdziwe....

8 godzin później słyszę: musimy się rozejść na chwilę, proszę o przerwę, nie odzywajmy się do siebie na razie. Zarzuciła mi szantaż emocjonalny: że szantażuje ją odejściem, by wymóc na niej uczucia.... Powiedziałem, że czułem się fatalnie, że chciałem odejść bo nie widziałem sensu... że skoro to nieodwzajemniona miłość i skoro mnie potrzebujesz, to odejdę, nie będę cięzarem...

 

Nic już na niej nie robiło wrażenia... Chciałem odejść, bo może tutaj by w końcu zastanowiła się nad tym co mówi, co czuje, jak się zachowuje niewłaściwie względem mnie.... Zmienia ciągle zdania, zmienia nastawienie z dnia na dzień... Czy to nie dziwne, że dopytywałem, skoro tak zmieniała non stop zdanie...? Oczekiwałem stabilności, pewności w tym co mówię: że cholera, chce z Tobą być, spotykajmy się i ciągnijmy to w dobrą stronę! A tu ciągle zmiany zdania... robienie ze mnie idioty.... A mnie chodziło i chodzi tylko o jedno: kochać i być kochanym...

 

W tej relacji nigdy nie było tak, że poszła na moje potrzeby, na moje prośby... Nie spełniała ich nigdy: bo nie miała siły albo standardowa odpowiedź: "nie mogę teraz", "nie mam siły", "nie nie nie nie".

 

Powiedziałem, że czuję się fatalnie, boli mnie żołądek, głowa, wszystko... że znowu czuje się oszukany... Stwierdziła, że muszę zacząć żyć sam ze sobą, nie uzależniać swojego nastroju od niej(!), że sami decydujemy o tym, czy czujemy się też dobrze czy też nie i ona nie ma na to wpływu...(!)

 

Normalnie jakbym miał do czynienia z dwiema osobami w jednej postaci: aniołem i demonem. Raz było dobrze, raz jest bardzo źle... Gdy już się czuje, że jest się na górze, że idzie wszystko w dobrym kierunku, to ona zmienia zdanie i zamiast przyjść szczyt: przychodzi głęboki dół. Istny rollercoaster! Sinusoida: rzeczy idą ku lepszemu po to, by potem zaliczyć efektowny upadek. Efektowne BUM. zawsze proponowałem jej sporo rozwiązań, ustępstw.. akceptowałem wszystko co mówiła... każdą jej decyzję... Po to, zeby teraz znowu przystać na jej decyzję o przerwie w tej relacji. Nigdy nie poszła i nie zgodziła się na moje prośby: na ani jedną.... Zawsze postawiła na swoim... Cholera... Najgorsze jest chyba to, że mimo moich zwracań uwagi, próśb, mówienia (bardzo wyważonym i spokojnym tonem) co mi się nie podoba, że jest rollercoaster i jest ciężko: stwierdzała: "no cóż! taka jestem! to Ty zdecydowałeś się mnie pokochać i wiedziałeś w co się pakujesz, jeśli masz z tym problem, poszukaj sobie kogoś innego. (!)"

 

Nigdy nie prawiła mi komplementów - przez całe 9 miesięcy intensywnej relacji chyba tylko dwa razy powiedziała "dziękuję że jesteś" - i to jeszcze po moich narzekaniach, że mnie nie docenia.. Nienormalne! Ludzie muszą się doceniać, mówić sobie miłe rzeczy... Dziekować za siebie... Ona powiedziała: "taka jestem! nic nie zrobię..." Kurde: doceniałem ją na każdym kroku, pocieszałem zawsze, doceniałem zawsze...

Nie do wytrzymania dla zdrowego człowieka.

 

Wiecie co dla niej zrobiłem... Kurde... Sprzedałem pół mojego zbioru książek, sprzedałem moją rakietkę do tenisa którą miałem z 7 lat i była bardzo drogim prezentem od mojego taty.. Zwróciłem telefon po to, żeby mieć na wynajem mieszkania by spędzić z nią kilka chwil...

W sierpniu jechałem dla niej przeciekającym autem 800 kilometrów.... By porozmawiać, przytulić się... Choć na parę godzin...

W listopadzie zrobiłem taką niespodziankę, że pojechałem w ciemno 400 km do stolicy pociągiem: nie wiedziała: a potem stanąłem pod oknem jej domu i rzucałem kasztanami.... Zadzwoniłem, powiedziałem że HEJ, stoję tu pod domem, chodź mnie przytul! Łezka się kręci...

 

A dzisiaj zdeptanego, podeptanego 19letniego chłopaka zablokowała, wyrzuciła ze swojego życia. Zablokowała numer, zablokowała FB.... Usunęła mnie.... W dodatku wiedziała, że ze mną jest BARDZO, BARDZO źle... I mimo tego, porzuciła mnie.... Zdeptała... Zniszczyła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strasznie to wszystko przykre. Po spotkaniu na swej drodze takiej psychopatki bardzo trudno jest się podnieść, coś o tym wiem. Kiedyś zrozumiesz, że definitywne zakończenie takiej znajomości jest największym szczęściem, jakie mogło Cię spotkać. Choć teraz i jeszcze przez długi czas będziesz pewnie bardzo cierpiał.

 

Zauważyłem, że umieściłeś ten post również na innym forum, gdzie dodałeś, że ona leczy się psychiatrycznie od kilku lat. To by wiele tłumaczyło. Miałeś po prostu pecha, że trafiłeś akurat na tak niestabilną i chorą jednostkę. Spróbuj wyciągnąć wnioski na przyszłość i za żadne skarby nie powracaj do tej znajomości (pewnie za kilka dni znów ona się odezwie, bo poczuje, że w sumie to fajnie mieć kogoś, kogo co prawda się nie kocha, ale za to ten ktoś zrobi dla nas niemal wszystko).

 

(mam nadzieję, że to nie jest wstęp do jakiejś książki lub historia wzięta z bloga)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej

Na forum netkobiety? Tak, dodałem... To prawda, jestem tą samą osobą. Niezrozumiany1234;)

 

Osobiśćie doszukuję się błędów w sobie, co ja ŹLE zrobiłem... może to ja ją skrzywdziłem. MOŻE to ja jestem borderline, ChAD itp. Tak ze mną pograła, że dosłownie tak się czuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominik1622, jesteś bardzo młody, za mocno się zaangażowałeś, naciskałeś, sądzac po twoim opisie byłeś też nachalny, a nikt tego nie lubi. Wyluzuj troche, laska zrezygnowała i tyle nic nie zrobisz, a tylko się będziesz pogrążał jak zaczniesz do niej wypisywać. Btw ile ona ma lat?

 

-- 11 lut 2015, 13:55 --

 

Z drugiej strony jechać pół Polski z rozwalonym autem to też troche dziecinne i nieodpowiedzialne. Chciałeś postawić wszystko na tą znajomość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O nachalności zacząłem słyszeć dopiero tydzień temu... Wcześniej mniej więcej w listopadzie/grudniu na przełomie grudnia/stycznia mówiłem, że kurde, chyba jestem zbyt nachalny i dam Ci spokój.... I płakała, że ABSOLUTNIE NIE, że ona to wszystko cholernie docenia, że BARDZO BARDZO mnie potrzebuje i nigdy nie byłem dla niej ciężarem/nachalną osobą.

 

Ma 27 lat. Ona rocznik 88', ja 95'.

 

Oj tam rozwalone auto, Audi A6 2003 rok to niezłe auto, tylko trochę olej ciekł. Włączyłem sobie Bon Jovi "Lost Highway" i gnałem 400 kilosów... Młodość to w sumie nieodpowiedzialność. Teraz jak sobie o tym pomyślę, to mnie ciarki przechodzą, że byłem do tego zdolny. Nie powtórzyłbym tego, a pamiętam, że wtedy nie czułem żadnego strachu: po prostu pojechałem:) Definitywnie mam co wspominać.

Bardzo miło wspominam tą przygodę.... która mimo wszystko jak się o niej myśli BOLI.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominik1622, wybierając się w tak daleką podróż raczej zawsze trzeba postawić na to by auto było sprawne i nie zawiodło gdzieś np. w szczerym polu ;) Uuu to różnica spora w tym wieku. Sam napisałeś, że ci mówiła "gdybyś był troche straszy". Wiesz kobieta w tym wieku potrzebuję już nieco stabilizacji i bezpieczeństwa, a ty jesteś młodziutki (bez urazy ;) ) Co nie zmienia faktu, że źle zrobiła zabawiając się i zmieniając zdanie co rusz. Odsapnij, po czasie zapomnisz i poszukasz kogoś bliżej i w swoim wieku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ano tak: "gdybyś był troche straszy" - mówiła to w sierpniu.

A w listopadzie przyjechała do mnie i wpakowała mi się do łóżka. Mówiła, że zmieniła zdanie i wiele jej "przeszkód mentalnych" zniknęło i wiek nie ma już znaczenia.

Paranoja!

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdobyłeś jakieś "doświadczenie" niestety nie miłe, ale możesz wyciągnąc z niego wnioski na przyszłość. Niestety trzeba popełniać błędy żeby móc się na nich uczyć.

 

-- 11 lut 2015, 14:05 --

 

dominik1622, dokładnie dlatego bardzo źle zrobiła. Powinna była już wtedy odpuścić i dać ci jasno do zrozumienia, a nie kręcić i robić nadzieje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie... Jasno powinna postawić sprawę... A zacząłem słyszeć teksty, że kruszę jej mur, że nikt nigdy się tam nie dostał, że jestem "wybrańcem".

Takim wybrańcem, którego zablokowała wszędzie gdzie się da i w bezczelny sposób usunęła ze swojego życia... A tak się zarzekała, że nigdy nie porzuca: to ją porzucają...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zbyt emocjonalnie podszedłeś do tej znajomości - chociażby takie jest wrażenie po twojej wypowiedzi. A tu 400km i ładnych kilka lat różnicy.

Dziewczyna nie chciała dalej się spotykać, a to, że ma jakieś chwilowe akty doceniania twoich starań nic nie znaczy to przychodzi jak automat. Olej sprawę, staraj się zapomnieć. Czas leczy rany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dar: chwilowe akty to nie były: trwały od połowy listopada do 10 stycznia. Oczywiście naprzemiennie z docenianiem i absolutnym niedocenianiem. Całkowita sprzeczność, zmiany zdania, przeplatanka. Jak już wmówiła mi, że ogromnie dużo dla niej znaczę, że chcę ze mną być (powtarzała to przez 2 tygodnie codziennie), to nagle zmieniła zdanie o 180 stopni! "Bo taka jestem, znajdź sobie inną jak Ci to nie pasuje!".

 

Rozmyśliła się lub też może kogoś poznała?

 

O matko, przez 9 miesięcy nikogo nie poznała bo to w dodatku pracoholiczka. Wstaje o 6 rano do pracy i wraca z tej pracy o 22:00-23:00, czasem o 1:00. Przez te 9 miesięcy jedyne co to wybrała się raz ze swoim rodzicielem do teatru..

Chociaż to możliwe: nie mam na nią kamery...

 

Może przez te 9 miesięcy spała z wieloma?.. Nie mam pewności, nie mam kamery na to co ona robi przez 24h. Wiem, że jak umawialiśmy się na sypianie ze sobą, to bardzo dokładnie dopytywała, czy chodzi mi o nią jako osobę, czy o jej ciało. Powiadała, że miała już takich wielu, którzy próbowali się do niej dobrać tylko z tego względu, że chodziło im "o mięso". Nie wiem, czy to bajeczka abym uwierzył w to, że ona jest porządna... Ale tak to wyglądało. Wyglądała na bardzo porządną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To co ona myśli tylko ona wie ale co najwyżej przez kilka godzin. Taki już typ osobowości. Nie zawracaj sobie w ogóle gitary tym, że ci mówiła o wartości tego związku, że zmieniała zdanie itd gdy chciała seksu. W ten sposób możesz co tydzień mieć zmiany nastrojów i gdy będzie jej brakowało zadzwoni i znów będzie nawijać o uczuciach... Z daleka od takich ludzi!

 

-- 11 lut 2015, 14:21 --

 

Wyglądała na bardzo porządną.

To jak ludzie wyglądają, sprawiają wrażenie np przez ubiór, sposób zachowania w społeczeństwie i ogólne hasła jakimi rzucają może być kompletną bzdurą w praktyce.

Pozory mylą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja może zamieszczę ostrzeżenie dla innych, niech będę dla nich przykładem, że tak jak napisałeś: "z daleka od takich ludzi". To samo zamieściłem na innym forum.

 

A więc uciekać gdzie pieprz rośnie. W tej cholernej intrydze w każdym przypadku jesteście skazani na porażkę. Border wytwarza taką pajęczą sieć, że nie nie wiecie co to jest "pięć". Rozbudowuje tą sieć z dnia na dzień, a na końcu stwierdzi, że i tak jej nie rozumiecie, bo myślicie tylko o sobie/jesteście egoistami/nie jesteście tak bardzo zaburzeni i nie wiecie co "ona czuje", że jesteście źli i potraficie tylko krytykować. Najlepsze jest w to, że w to uwierzycie i będziecie przepraszać za swoje zachowania! Nigdy tego nie róbcie. Nigdy nie przepraszajcie bordera.

 

Najgorsze co można zrobić, to podjąć próby zrozumienia takiej osoby. Ona na początku bardzo pięknie tłumaczy, tworzy wspaniałą, na pozór wiarygodną historyjkę, w którą wierzycie bez mrugnięcia okiem: potem do tej historyjki dokłada MILION innych "podhistoryjek", robi Wam taką wodę z mózgu dokładając kolejne "podpunkty" do tej historyjki, że po kolei: 1. stwierdzacie wpierw, że nie rozumiecie, 2. potem staracie się zrozumieć ale i tak nie jesteście w stanie bo TEGO NIKT NIE ZROZUMIE, 3. i kończy się na tym, że sami macie się za osoby chore, które potrzebują pomocy specjalistycznej. Proszę Państwa, kobieta zaburzona/chora nie jest jak matematyka: matematykę da się zrozumieć: w tym przypadku taka osoba nie rozumie siebie samej, więc w jaki sposób Wy macie ją rozumieć? Ich logika jest bardzo pokrętna: ba, trudno mówić o istnienie LOGIKI w ich przypadku, bo tej logiki po prostu nie ma.

 

Border zrobi z Wami sieczkę, położy was na łopatki. Jedyną siłą, która się liczy w walce z nimi, to nie podejmować się żadnej walki. To wyrafinowane, perfidne i egoistyczne osoby: uczyły się w tym rzemiośle od najmłodszych lat: bo tego wszystkiego wymusił na nich instynkt przetrwania. Przetrwanie przed ojcem, który nazywał ich dziwkami, kur**mi. One musiały się nauczyć tego wszystkiego: manipulacji, kłamstwa, przerzucania winy na drugą osobę od najmłodszych lat, żeby mogły w ogóle egzystować: ŻYĆ. Paradoksem jest, że to wina ich rodziców, otoczenia, nie do końca ich.

 

Mistrzynie manipulacji - nie ma lepszych. Jeszcze jak dojdzie do tego terapia, jak terapeutka wytłumaczy takiej osobie jej zachowania, a ona będzie się nimi usprawiedliwiała na każdym kroku: to strach się bać: z Ciebie zrobi psychola! Istna sieczka, kolejka górska bez trzymanki.

 

Jeśli ktokolwiek to czyta i kiedykolwiek usłyszy "border" "chadowiec", niech się strzeże. Godząc się na bliski kontakt z taką osobą, jesteście już jego ofiarą: z góry skazaną na porażkę, cierpienie i wyssanie jakichkolwiek sił witalnych. To są wampiry. Wampiry, które wbijają w waszą krew zęby i wysysają ile tylko zechcą. Gdy się spostrzeżesz, że to robią i powiesz im o tym, to powiedzą Ci, że to nieświadomie, że przepraszają, a za kilka godzin znowu ssą z Ciebie wszystko co się da. Nie róbcie sobie tego: ja zaryzykowałem, moje serce romantyka stwierdziło, że miłość wszystko przetrwa i wszystko pokona: to gówno prawda. Trzeba kochać siebie, a dopiero potem, w odpowiednich dawkach, kochać inną osobę. Nie można być za dobrym, nie można "kochać za bardzo". Życie to nie film, nie happy end.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się, niedojrzałość. Ktoś mi powiedział, że to nie jest NIKOGO wina, to co się stało. Po prostu jedna osoba była bardzo chora, a druga dobrowolnie dała sobie zrobić krzywdę. Kochała za bardzo, wierzyła w "happy end".

 

Ludzie którym opowiadałem o tej dziewczynie już we wrześniu mówili mi, że mam spieprzać bo sobie narobię okropnych blizn. Nie słuchałem, nie wierzyłem. Myślałem, że trafiłem na wyjątek. Żadna osoba nie powiedziała mi, że nam się uda: wszyscy mówili na odwrót, bez wyjątku.... I cholera: mieli rację.

 

Pewna znajoma, 30 latka, poznałem ją na koncercie Bon Jovi w Gdańsku w momencie gdy się poznałem z tą chorą osobą poprosiła mnie o wysłanie jej zdjęcia tej dziewczyny. Doskonale pamiętam, że powiedziała mi wtedy: "UCIEKAJ, bo w jej oczach jest za dużo zła".

 

Przypomina mi się film Dziewiąte Wrota, gdzie główny bohater odgrywany przez Johnnyego Deppa dał się uwieść demonowi... Bo zło w jakiś sposób przyciąga, intryguje, zachęca...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zacznij żyć swoim życiem, zacznij wszystko od nowa. Nie masz po co dalej tego ciągnąć, chociaż runąć tym może być ciężko, taki ciągly roller coaster kiedy w gre wchodzą uczucia i psychika człowieka może Cię w dalszym rozrachunku zgubić, i możesz stracić wszystko, włącznie ze zdrowiem psychicznym i zbudowaną dotychczas percepcją świata. Nie daj sobą manipulować, bo czytając Twoje wypowiedzi na pewno na to nie zasługujesz. Skoro ona nie chcę, to po prostu polecam tym wszystkim runąć, bo takie chuśtawki, ciągle zmiany zdań mogą doprowadzić Cię na dno. Pewnie przez pryzmat uczucia silnego jakże nie dostrzegałeś jej wad. Czas to wszystko chłodno przekalkulować i dać sobie spokój, na jednej życie się nie kończy. Masz całe życie przed sobą, i najlepiej gdybyś przeżył je tak, żeby nie żałować żadnego dnia, a nie wspominać młodość w bólu spowodwanym nieszczęsliwą miłością. Kto wie, może ona się boi, jak ludzie będą postrzegać taki związek ? Tego nie wiem, Ty powinieneś wiedzieć. Zamknij ten rozdział, zacznij od nowa, bo zawsze zamknięty rozdział to nowa szansa. Znajdź sobie kogoś, kto odwzajemni Twoje uczucia i starania, kogoś dla kogo nie będziesz tylko popychadłem. Wiem, że cięzko. Też raz zauafałem za bardzo kobiecie, przekroczyłem drzwi i do dziś w tym siedze. Nie chodzi już o więzi emocjonalne, bo to wszystko odeszło, dając mi szansę na lepsze życie. Chodzi tutaj o lęk, że gdy znów się zangazuje, oddam komuś swoje serce, a ten ktoś mnie...

 

Ciężko jest tak żyć, bo przez pasmo złych przeżyć czasem możemy nie zauważyć w tłumie tej jedynej, która mogłaby być na zawsze, kwitując to lękiem przed angażem emocjonalnym

 

powodzenia i pozdrowienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikt z Nas nie jest w stanie zapomnieć z dnia na dzień o drugiej bliskiej sercu osobie. Potrzebny jest czas. Z pewnością warto przeanalizować każdy związek po jego rozpadzie. Przede wszystkim poznać siebie. Swoje mocne i słabe strony, popracować nad sobą. Nie wchodzić pośpiesznie w następny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Piszesz to na świeżo, pod wpływem emocji. Myślę, że nie ma co generalizować i wrzucać wszystkich do jednego worka. Tutaj na forum jest trochę osób z tym zaburzeniem i na pewno część z nich zdaje sobie z tego sprawę, uczestniczą w terapii, starają się zmienić z mniejszym lub większym skutkiem. Mają sobie strzelić w łeb po Twoim apelu? Nie spotkałem się osobiście z tym zaburzeniem, ale może po prostu trafiłeś na ciężki, niereformowalny przypadek. Osobiście podzielam zdanie, że za bardzo się zaangażowałeś, za bardzo chciałeś. W pewnym sensie to rozumiem.

Ja np. mam osobowość unikającą (nie zdiagnozowaną) i tak samo ktoś mógłby napisać żeby uciekać od takich ludzi jak najdalej. Bo wycofanie, bo nuda, bo lęki. Jednak ciągle wierzę, że zmiany są możliwe i nawet z takim zaburzeniem ludzie mogą być szczęśliwi, mieć rodzinę, pracę. Ale w sumie ja się nie znam..

Powyższe odnosi się jedynie do Twojego apelu. Poza tym to trzymaj się chłopie, z czasem będzie lepiej!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Apel jest może zbyt dobitny, ale przede wszystkim chciałbym, żeby osoby czytające były świadome ryzyka.

Ja też byłem świadomy ryzyka, tyle, że zaufałem. Że to ta jedyna, że choroba nie ma nią wpływu, że moja miłość wszystko zbawi.

Psycholog mnie uświadomiła dzisiaj, że to tak nie działa, a mur którym się otacza/otoczyła, nigdy tak naprawdę nie runął, że upadał na chwilę, bym znowu dostał w nim twarz.

Uświadomiła mnie, że to była jej gra, a ja byłem jej częścią i dobrowolnie się na to zgodziłem, zamiast uciec i złapać dystans.

Psycholog nie powiedziała tego wprost, bo ciągle zaznacza, że NIE POWIE mi niczego WPROST, bo sam mam wyciągnąć wniosek, ale odbieram jej słowa, że dawno powinienem to skończyć i się odciąć.

Zasugerowała mi taki problem we mnie, że niepotrzebnie żyję iluzjami, że uzależniam swój nastrój od drugiej osoby. Że nad tym mogę z Nią popracować.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominik1622, ciezko mi to mowic, ale chociaz to ona sie leczyla to wyglada na to ze to powinienes byl sie leczyc.

Pewnie miala innego chlopaka w zanadrzu.

Po pierwsze 19 letniego chlopaka raczej nie traktuje sie jako powaznego partnera do zwiazku- takie cos to tylko z równolatką mozesz planowac jak juz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego ja powinienem był się leczyć? Dlaczego tak sądzisz?

 

Pewnie miala innego chlopaka w zanadrzu.

 

Skąd to wiesz?

 

Po pierwsze 19 letniego chlopaka raczej nie traktuje sie jako powaznego partnera do zwiazku- takie cos to tylko z równolatką mozesz planowac jak juz.

 

O tak, a ona traktowała. Na tym polega jej oszustwo i obłuda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo jestes niestabilny emocjonalnie.

Pomyslmy logicznie,co 19latek moze zaoferowac starszej kobiecie.

nie oszukiwala Cie- od poczatku mowila przeciez zebys sie nie angazowal, pewnie chciala tylko seksu, a tam u siebie miala innego faceta z ktorym relacje ukladala sobie bardziej konserwatywnie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo jestes niestabilny emocjonalnie.

 

I znowu: na podstawie czego tak wnosisz? Konkretnie: fragment.

 

Pomyslmy logicznie,co 19latek moze zaoferowac starszej kobiecie.

 

Miłość.

 

nie oszukiwala Cie- od poczatku mowila przeciez zebys sie nie angazowal

 

Oszukiwała, bo zapewniała mnie przez niemal miesiąc dzień w dzień, że chcę ze mną być.

 

pewnie chciala tylko seksu, a tam u siebie miala innego faceta z ktorym relacje ukladala sobie bardziej konserwatywnie

 

I znowu, skąd to wiesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×