Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zrozumienie przez partnera


Rekomendowane odpowiedzi

Witam! Pewno wielu z Was, poza depresja, ma takze partnerow. Jak oni traktuja Wasza chorobe? Co zrobic, by zona nie powtarzala w koloko: wez sie w garsc, ale sprobowala jakos pomoc (przynajmniej, zeby starala sie zrozumiec i nie lekcewazyc problemu). Maze macie jakies wyprobowane sposoby? Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój chłop spisuje się nieźle- teraz, bo wczesniej to różnie. Ale nadal twierdzi że nic mi nie jest i traktuje tę moją chorobę jak "trąd". Żeby się nikt nie dowiedział bo będzie wstyd. Bawi mnie już to.

Ja mu wszystko wytłumaczyłam - na ile mi sie udało. Na szczęście zrozumiał i nie rzuca mi tekstami weź się w garść.

Ale niestety rozumiem Ciebie, bo reszta rodzinki oczywiście niekumata i mówią : nie przesadzaj. Nie mam na nich sposobu. Tez bym chciała wiedzieć co zrobić żeby załapali. Może ktoś cos tu wymyśli. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a jak ma sie zachowac osoba bedaca z chorym na depresje?od paru miesiecy mam chlopaka ktory juz kilka lat leczy sie na depresje.staram sie jak moge ale kiedy on ma dola to w ogole nie obchodze go ani ja ani to co czuje.bardzo mi na nim zalezy ale mi tez jest z tym ciezko...probuje go zrozumiec ale czasami juz sama sobie z tym nie radze:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresja to szczególny rodzaj cierpienia, cierpienia psychicznego. Cierpienie, wbrew powtarzanym czasem sloganom, wcale nie uszlachetnia, ale potrafi zniszczyć człowieka, zniszczyć jego "ja". Nie wszyscy są na tyle odporni, by się temu nie dać. Trzeba być wyrozumiałym dla tego, kto na skutek cierpienia stał się zgorzkniały. Trzeba mu uparcie, ale z ogromnym wyczuciem pokazywać, że świat nie jest tylko czarno-biały, że są różne inne odcienie, że można w życiu spotkać choćby małe iskierki dobra i nadziei. Ale to wszystko jest niezmierne trudne. Ja nie wiem jakbym się zachowywał wobec osoby, która przez depresję nie wychodzi z łóżka, albo co by się ze mną działo, gdyby mnie spotkał taki stan. Nie wiem. Pewnie bym o powyższych słowach powiedział, że to puste bajdurzenie. To możliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś wam powiem na pocieszenie.Spróbujmy też zrozumieć naszych partnerów.Oni naprawde nie wiedzą co się z nami dzieje i co maja robić.Depresja z boku naprawdę wygląda jak lenistwo i zwykłe wyszukiwanie problemów,jak zwykłe wykręcanie się sianem przed obowiązkami i wszelkimi wyzwaniami życia.Dlatego pierwszą i najczęstszą reakcją jest złość partnera,że wszystko zwala się na jego barki.Też się zastanawiają czy my ich kochamy,skoro robimy sobie jakieś "fanaberie".Jedno jest pewne-zdrowy chorego nigdy nie zrozumie choćby nie wiem jak się starał.Cieszmy się więc,że tkwią przy nas mimo wszystko,a nie uciekaja w popłochu.Nie jest łatwo ani im ani nam z tym cholerstwem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja sie nie zgadzam z Roza. Co prawda moj exfacet uciekl w najtrudniejszym dla mnie momencie twierdzac, ze moj zly nastroj udziela sie tez jemu i on nie wie jak mi pomoc, ale tez rownoczesnie zaczal sie interesowac ta choroba, sluchac mnie, czytac na ten temat i mam wrazenie ze zrozumial. Final jest taki, ze razem nie jestesmy ale czuje, ze mam w nim oparcie, a On zrozumial moje zachowanie.

Wydaje mi sie, ze dobrze zabrac partnera ze soba na pierwsza wizyte do psychologa lub psychiatry. Moja rodzina dzieki temu wie jak ze mna postepowac i widzi efekty leczenia wiec wszyscy sie ciesza. I nikt mi nie powtarza moich ulubionych slow WEZ SIE ZA SIEBIE. :D Bo widza, ze sie wzielam ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja na siłę musze tłumaczyć po 100 razy, co mi jest, ale on niewiele z tego rozumie. Dla niego to chyba jakaś bujda, ale przestałam już wymagać zrozumienia. Staram się odbudować swoją godność i nie myśleć o tym, że jestem z kimś, kto może mnie pogrążyć.

To boli, ale boli jeszcze bardziej fakt że bezoowocnie prosze o pomoc i że widzę ten wzrok, po którym najchętniej strzeliła sobie w łeb i ochrzaniła Pana Boga za to, że mnie stworzył....

 

Wiem, że nie mogę liczyć na taką pomoc, jakiej pragnę. Uczę się byc chyba egoistką w tej dziedzinie, bo straram się nie rozczulac nad tym, że znowu to ja jestem ta zła, że krzywdzę go prośbą o pomoc i moimi chorymi tekstami i napadami złości. Jestem samotna w związku pod tym względem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się co napisac bo tak naprawdę to ciężka sprawa z tym zrozumieniem.Przynajmniej tak własnie to wygląda u mnie.

Więc,początki byly takie że chyba rozumiał(a przynajmniej widac było że się stara),ale myślę że to chyba był raczej strach,poprostu nie wiedział co sie dzieje,gdyż NAGLE z tryskającej życiem żony zobaczył wiecznie zapłakaną,żyjącą w "innym świecie" kobietę,która na dodatek zaczyna miec jakieś "schizy".Bo tak właśnie początkowo wyglądały mije ataki paniki.

Poprostu sie bał,ale ja wtedy czułam wsparcie,poprostu je czułam.

DZisiaj?No cóż,chyba obydwoje nauczylismy sie życ z tą "choroba",ja nie oczekuje wsparcia,a on mi go nie daje.Wiem ,to dziwne,ale dzis raczej słyszę zażuty--"stoisz w miejscu","weź się w garsc","żyj kobieto"...etc..

Pogubiliśmy się chyba,,,,,ale ja go rozumiem :cry:

To tyle........choc jest mi ciężko....bo...właściwie to jestem sama....

Pozdrawiam gusia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wlasnie, gusia poruszyla - nie wprost, ale jednak - wazny temat. Czy ta choroba moze byc powodem konca zwiazku, a w kazdym razie pogorszeniu sie relacji miedzy partnerami? U mnie tak sie wlasnie dzieje. Zona nie potrafi lub nie chce zaakceptowac faktu, ze sie zmienilem, ?posmutnialem", a ja (JESZCZE?!?!) nie mam sily na zmiany. Usychamy wiec oboje. Nie wiem, do czego to doprowadzi. Stajemy sie sobie coraz bardziej obcy.

 

[ Dodano: Wto Gru 05, 2006 6:18 pm ]

Moze dlatego to zrozumienie (lub staranie zrozumienia) jest dla mnie takie wazne, bo w malzenstwie szukalem i wciaz szukam przyjazni... Wiadomo: milosc gasnie, przychodzi codziennosc i wtedy wlasnie tak wazna jest przyjazn i szacunek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie to bardzo wazna sprawa. Niestety, mi przyjazni brakuje w zwiazku. A mysle, ze pomoglaby rozwizac wiele problemow. I - jak chyba Rozo pisalismy na privie - uniknalbym szukania zrozumienia u innych ludzi, zwlaszcza u obcych kobiet ;). A ze przyjazn jest mozliwa, swiadcza o tym zwiazki moich znajomych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie, że przyjaźń jest możliwa. Moje małżeństwo nie wzięło się z "miłości od piewszego wejrzenia". I chyba dobrze. Bo teraz - nawet jak jest ciężko - potrafimy ze soba rozmawiać jak przyjaciele i rozumiemy się zwykle dobrze (choć nie zawsze). I nigdy nie pomyślałabym że komus może tak na mnie zależeć. A jest ciężko - i mnie i jemu ze mną. Michał - życzę Ci żeby twoja żona starała się Cię wspierać? Pozdrawiam!!

A szukanie zrozumienia u innych ludzi nie jest czymś złym. Czasem dobrze znać zdanie innych - szczególnie jeśli są w takiej samej sytuacji jak TY. Podobno zdrowy nigdy chorego nie zrozumie (tzn. całkowicie)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie co?Ja sobie tak myślę o tych relacjach w związkach i wydaje mi się że to chyba jest tak:

Milosc(taka wielka miłosc),naprawdę po jakimś czasie wygasa.Zostaje coś-fakt,ale ja chyba nie potrafię tego nazwac...(przywiązanie???)..hmm.

Człowiek szuka właśnie wtedy dopiero chyba w tej drugiej połówce przyjaciela na dobre i złe.Pragnie zrozumienia.....kurcze....tylko zobaczcie sami(a każdy z NAs jest w związku myslę),czy to czasami nie jest tak że nie każdy potrafi okazywac swoje uczucia,odczucia,nawet wspierac słowem,rozmawiac....TAK-rozmawiac,bo uważam że rozmowa jest bardzo ważna..

Wybaczcie żę piszę tak chaotycznie,ja generalnie chyba chcę całkiem o czym innym napisac,zeszłam lekko z tematu...

To zostało już tutaj w zasadzie powiedziane...SZACUNEK!!!---bez niego nie ma przyjaźni(pomijając miłośc)...to jest najwazniejsze,bo jeśli dwoje ludzi się szanuje,....co tu dużo mówic....

Naprawdę przepraszam że smucę,nie potrafię zebrac mysli :?

uniknalbym szukania zrozumienia u innych ludzi

Każdy potrzebuje oparcia i czasem logika każe tego szukać poza związkiem, jeśli partner tego nie zapewnia...A właściwie bardziej instynkt...

Uważam że nie ma w tym nic złego ,oczywiście jeśli tylko pomaga,i nie przekracza pewnych granic.

Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze raz sorki za "bałagan" w tym poście,,,nie będę go kasowac,bo tak właśnie czuję a chyba od tego jest to forum,by móc "wyrzucac" z siebie wszystko....ech...znowu piepsze głupoty...

Dobra,kończę....i nawet tego nie czytam...hehe

Pozdro. :oops:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wcale nie smucisz i nie masz za co przepraszac. W tym, co piszesz, jest duzo prawda. Wiem - dla kobiet b. wazna jest rozmowa, generalnie slowa, bo dzieki nim moga wyrazic swoje uczucia. Facet ma troche inaczej. Mi osobiscie wystarczylaby tylko pewnosc, ze partnerka stara sie zrozumiec, ze nie lekcewazy choroby. Tylko i az tyle. Zamiast tego slyze wieczne i niesmeirtelen: wez sie w garsc!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem - dla kobiet b. wazna jest rozmowa,

Więc zobacz sam,wiesz o tym że to ważne...czy rozmawiacie o tym?

Czy dla Was facetów to takie trudne?Usiąśc,pogadac...

Jak możesz miec pewnosc że Cię nie rozumie?Wnioskuję z tego co napisałeś ze nie rozmawiacie na ten temat.

Ty chcesz miec pewnosc że ona tego nie lekceważy..,Michał,napewno nie lekceważy,pogadajcie o tym a wtedy napewno otrzymasz odpowiedź,

A to że słyszysz "weź się w garśc",no cóż..bo zobacz?Co mogą powiedziec???

Dla Naszych partnerów też jest to trudne...

Życzę Ci powodzenia i szczerej rozmowy,zapewne dużo wniesie,,,

Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wierz mi - rozmawialem wiele godzin, w dzien i w nocy. Nawet bralismy urlopy, zeby wyjechac gdzies i pogadac na spokojnie. Podsuwalem ksiazki, ulotki, wycinki z prasy, wydruki z internetu. Ona twierdzi, ze to zwykle lenistwo, wygodnictwo lub takie moje widzimisie. Trwa to grubo ponad 2 lata, wiec co mam jeszcze zrobic. Nawet gdybym popelnil samobojstwo i napisal w liscie, ze to przez depresje, powiedzialaby: przesadzil, wystarczylo przeciez wziazc sie w garsc!

Nie oczekuje, ze ona bedzie zyc moim zyciem i kazdego dnia ze spokojem znosic bedzie moje zle samopoczucie. Dla niej to pewnie tez malo komfortowa sytuacja, tym bardziej, ze jest wulkanem energii. Zycie ze mna nie jest latwe, wiem o tym. Tylko jak mam sie leczyc, jak walczyc i skad brac sily, skora jedna z najblizszych osob nawet nie stara sie tego zrozumiec, obraca to wszystko w zart, lekcewazy, rozpowiada, ze cos sobie ubzduralem.

Ona po prostu mnie nie kocha... I to jest straszne!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja dziewczyna (w zasadzie zona bo mieszkam z nia pod jednym dachem juz 7 lat) akceptuje moja chorobe i stara sie mnie wspierac. Niestety jak kazda osoba ktora nie przezyla depresji czy stanow lekowych robi to dosc nieudolnie, ale trudno ja za to winic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A moja żona mnie zostawiła i olała totalnie , a ja poczułem sie jeszcze gorzej , choc miałem tylko nerwice i wachania nastrojow , i to juz jej zbytnio przeszkadzało , zaczynało mi sie poprawiac , wszystko ukladac po mojej mysli aż tu dostajesz takiego "strzała w pysk" ze brak słow .No i wpadłem jeszcze głębiej w to bagno az... pewnego dnia poszło w ruch 200 relanium i 100 tramali , od tego momentu przestałem wierzyc ze znajde kogos kto mnie zrozumie i da wsparcie , chyba z powodu ze go nigdy nie mialem , zawsze o siebie musialem walczyc sam .Zazroszcze Wam wszystkim zazdroszcze ze macie bliską osobe obok siebie , choćby po to zeby wieczorem sie kładąc obok niej spać, pomyslec sobie "ze jednak mam po co zyc i sie starac cokolwiek robić" bo to jednak pomaga

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przykro mi karol... Moze masz racje, ze wielu z nas ma kogos, jestesmy w stalych zwiazkach, zasypiamy orazem itp. Ale z wypowiedzi na forum i privie wyraznie widac, ze partnerow, ktorzy STARAJA sie zrozumiec chorobe, mozna ploiczyc na palcach jednej reki. Nie wiem juz co lepsze - udawanie, ze jest sie przyjacielem w zwiazku czy postawienie sprawy jasno i odejscie?

Dzis rano znow uslyszalem: Do jasnej cholery, znow sie zle czujesz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

o rany julek!ludzie ja też tracę moją połówkę przez niezrozumienie.tak!dla mnie to niezrozumienie,niewiedza,strach,wstyd doprowadza do odsunięcia się drugiej osoby.michał33 też cierpię jak widzę pary związane na zawsze przyjaźnią.mój mąż,mimo ze go znam od podstawówki już chyba nie jest moim przyjacielem.ciekawe jak można się odprzyjaźnić?słyszę takie same teksty jak ty plus jeszcze "fajniejsze".dziś powiedział mi przez telefon,zebym wreszcie coś z TYM zrobiła bo ON już tak dalej nie potrafi żyć.najgorsza jest huśtawka emocjonalna.dwa dni temu dzwoni i jest wspaniały i wyrozumiały-nie daj się,bądź silna po czym coś takiego.nie,nie.nie jęczałam przez te dwa dni,nie ustyskiwałam,nie latałam do lekarza,więc chyba nie dałam powodu na taką reakcję z jego strony.wiem jak boli takie w zasadzie już odejście.mimo tego chciałabym,żeby mój mąż był znowu moim dawnym mężem tak samo mam nadzieję,że on też jeszcze chce by "wróciła" jego dawna żona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Smutne to,że zyjemy z kimś tyle lat żeby w najgorszym momencie okazało się,że to pomyłka.Bo macie racje,jeśli drugiej połowy nie wystarcza cierpliwości na miłość to znaczy,że to była pomyłka.Bez względu na to czy uda nam sie skleić ten związek czy nie.I taka refleksja mi się narzuciła,że to my ze swej strony bardziej się wysilamy żeby bylo dobrze,niż oni-zdrowi.Ale rozumiem Karola 288,ja mimo wszystko nie mogłabym zostać sama.

A w ogóle denerwuja mnie takie pytania osób zdrowych w zwiazku-co robić?A może przede wszystkim zaakceptowac po prostu partnera z tą chorobą,przyjąć do wiadomości i nie męczyć dodatkowo?Przecież to nie nasze widzimisię,że chorujemy.Każdy z nas chciałby być zdrowy i pełen energii. :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×