Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przyszła i pora żebym ja się wygadała.


Gość aperecium

Rekomendowane odpowiedzi

Noszę się z napisaniem tego już od dawna, przeglądając wszystkie tematy, w których wypisywane są przeróżne historie myślę sobie 'dobra, też tak zrobię, w końcu się wygadam'. Otwieram jednak to okno i stwierdzam, że to głupota, że na nic, że sama sobie muszę poradzić. Od wczoraj jednak łażą mi po głowie słowa mojego terapeuty 'przestań być dla siebie taka surowa, nie zasługujesz na to'. No więc przestaję. Przynajmniej na ten moment. Przestaję być surowa i zamiast okładać samą siebie autokrytykanctwem publikuję ten mały rant na samą siebie, niech może raz skrytykuje ktoś inny zanim ja go uprzedzę.

 

Poniższy problem to jeden z dwóch poważniejszych, których nie zdążyłam przepracować na terapii. Nie planuję obecnie powrotu 'na kozetkę', z jednej strony, wiem że mam jeszcze jakieś kłopoty, z drugiej jestem na razie zmęczona terapią i chciałabym od niej odetchnąć. Jednak ta rzecz ostatnio nie daje mi spokoju.

 

Chodzi oczywiście, biorąc pod uwagę fakt umiejscowienia tego wątku, o relacje damsko-męskie, a dokładniej moją w nich ułomność. Nie wiem co jest przyczyną mojego zachowania, nie zostałam nigdy skrzywdzona dotkliwie przez żadnego mężczyznę, ale też nie dałam żadnemu szansy by się wykazał w tej kwestii. Otóż zwijam swoje manatki zanim jeszcze cała sytuacja się rozkręci. Bliskość, o ile nie jest absolutnie jasne dla drugiej strony, że ma ona wymiar wyłącznie fizyczny, zupełnie mnie paraliżuje. Wszelkie romantyczne zapędy adoratorów przyprawiają mnie o mdłości. Czuję, i nie jest to przenośnia, pętlę zaciskającą się na mojej szyi za każdym razem gdy facet próbuje mi okazać cieplejsze uczucia. Flirt jest ok, tak długo jak widzę, że chodzi tylko o to, że mu się podobam fizycznie. Jakiekolwiek opiekuńcze gesty sprawiają, że staję się opryskliwa, uciekam, chowam się w sobie. Nie ma szans na to, żebym pozwoliła na rozwinięcie się czegokolwiek, sytuację stawiam jasno 'nic z tego nie będzie, może być na moich zasadach, albo wcale'.

 

Chyba tylko raz na terapii poruszyłam ten temat, ale wtedy była jeszcze masa ważniejszych rzeczy do omówienia. Pamiętam jednak, że terapeuta wspomniał, że może to mieć związek ze śmiercią mojego ojca i tym, że byłam 'córeczką tatusia'. Ojciec zginął w wypadku samochodowym wiele lat temu, ja do dzisiaj jednak traktuję jego śmierć w kategoriach 'zostawił mnie'. Wtedy cały ten pomysł zapachniał mi freudem i nie drążyłam tematu. Teraz znowu na horyzoncie pojawił się adorator, nieszczęśnik. Jeszcze mu się cierpliwość nie wyczerpała, ale no właśnie... Jest we mnie coś na tyle okrutnego, co każe mi sprawdzać wytrzymałość tej cierpliwości. Jakbym chciała udowadniać każdemu kandydatowi 'zobacz jestem dla ciebie taka wredna, uciekaj, nie warto'. Jedni wytrzymują dłużej, drudzy krócej, gdy już adorator się podda to jak głupia tłumaczę sobie, że skoro się poddał to widocznie mu nie zależało. Smutną prawdą jest jednak to, że każdemu cierpliwość się kiedyś kończy zdaję sobie z tego sprawę. Przynajmniej w teorii. Jednak za każdym razem jakieś licho mnie kusi by nalać wodę do tej mojej fosy i wpuścić do niej rekiny. Księżniczka na wieży k*rwa mać.

 

I po co? Z jednej strony, fakt dobrze mi samej na codzień. Z drugiej, oprócz alergii na mężczyzn mam też alergię na koty. A te jak wiadomo są jedyną akceptowalną alternatywą dla starej panny. Dlatego, też potrzebuję pomocy. Chociaż coś mi mówi, że wniosek jaki wypłynie z tego tematu już znam - na koty odczulić się łatwiej. Jednak skoro już tyle napisałam to wciskam 'wyślij' aaaaaaa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Śmierć Taty miała duży wpływ na Twoje obecne zachowanie...

 

 

 

diatas, ma rację..

 

Boisz się zbliżenia..

 

Straciłaś Ojca , który był Twoim autorytetem

 

 

Kurde, czytałam w Charakterach artykuł własnie na ten temat,.. Bardzo ciekawy , daje dużo do myślenia jak i również może pomóc znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania w tej kwestii..

 

Bodajże było to czerwcowe wydanie jak dobrze pamietam..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba tylko raz na terapii poruszyłam ten temat, ale wtedy była jeszcze masa ważniejszych rzeczy do omówienia.

Szkoda bo to jedna z wazniejszych sfer zycia

 

W sumie dopiero teraz trochę dopuszczam tę myśl. Całe życie uważałam, że to jest dodatek i to właściwie zbędny, a przynajmniej mało istotny. Pamiętam te kłótnie z koleżanką o to czy nasza znajoma dobrze zrobiła wybierając studia w innym mieście zamiast przeprowadzki do chłopaka. Nie trudno zgadnąć kto kibicował tej dziewczynie. ;) Wciąż uważam, że powierzenie takiej dużej "powierzchni" swojego życia innej osobie jest co najmniej p r z e r a ż a j ą c e. Generalnie nienawidzę polegać na ludziach. Powierzać im zadań, prosić o przysługi itd. Zawsze wszystko robię sama bo tylko wtedy mam pewność, że to będzie zrobione i to poprawnie. Poleganie na ludziach w prostej linii kojarzy mi się z zagrożeniem. I chyba zdałam sobie sprawę z tego dopiero komponując ten post.

 

-- 06 lis 2012, 00:25 --

 

Śmierć Taty miała duży wpływ na Twoje obecne zachowanie...

 

To był najstraszniejszy moment w mojej całej terapii. Kiedy terapeuta powiedział mi, żebym dopuściła do siebie myśl, że ta sytuacja miała na mnie wpływ i żebym przestała udawać, że spłynęło to po mnie jak po kaczce. Chyba nigdy tak strasznie się nie popłakałam jak wtedy. Do końca sesji terapeuta siedział ze mną w milczeniu, a później nie wróciłam do niego przez miesiąc. Minął prawie rok od tamtej sesji, ale chyba do końca nie oswoiłam tej myśli. Czasami wciąż to brzmi jak największa porażka mojego życia. Taka silna a dała się złamać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie nienawidzę polegać na ludziach. Powierzać im zadań, prosić o przysługi itd. Zawsze wszystko robię sama bo tylko wtedy mam pewność, że to będzie zrobione i to poprawnie. Poleganie na ludziach w prostej linii kojarzy mi się z zagrożeniem.

Zawsze tak było?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tym poleganiem na sobie to częściowo dojrzałość. Jeśli ja mogę coś zrobić samemu, to po co wysługiwać się innymi? Ja zakładam że dana osoba niekoniecznie musi pójść mi na rękę. Szanuję jej wolność, nie mogę jej zmusić żeby coś zrobiła. Często to kończy się odwrotną reakcją. Może nie zawsze można polegać na innych ludziach. Jedyne co można zrobić to samemu być w porządku.

 

Nic więcej nie przychodzi mi do głowy, muszę się powoli kłaść spać.

Living in a material world

And I am a material boy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Generalnie nienawidzę polegać na ludziach. Powierzać im zadań, prosić o przysługi itd. Zawsze wszystko robię sama bo tylko wtedy mam pewność, że to będzie zrobione i to poprawnie. Poleganie na ludziach w prostej linii kojarzy mi się z zagrożeniem.

Zawsze tak było?

 

Chyba tak. Przynajmniej od kiedy pamiętam. Ale do pewnego momentu to jest urocza dziecięca samodzielność. Później dopiero zauważa się przegięcie. Sportów zespołowych i pracy w grupach nienawidziłam od zawsze. Ale to akurat niewiele ma wspólnego z traumą. Moja mama ma takie samo usposobienie, myślę, że mamy podobne charaktery. Tak naprawdę jedynym moim problemem w tej sytuacji jest chyba brak elastyczności. Nie jestem w stanie zdecydować się na 'outsourcing' obowiązków nawet gdy mam taką możliwość. Zaufać komuś, że jeśli powiedział, że coś zrobi, to na pewno tego dokona. Inną sprawą jest preferować samodzielne działanie, a inną nie być wstanie zaakceptować żadnego innego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aperecium, mi sie wydaje ze z jednej strony jestes "malo dojrzala" poniewaz, ciagle probujesz testowac partnerow i to na ile wobec nich mozesz sobie pozwolic.Wg mnie trafiasz na takich facetow, ktorych nie akceptujesz, owszem flirt jest Ci na reke, ale jak przychodzi do glebszych relacji to naciskasz mocno na faceta, po prostu go ustawiasz. Potrzebujesz silnego psychicznei faceta ktory nie ucieknie, a walnie reka w stol i powie: Jestem silniejszy od Ciebie i to ja bede dominantem. Oczywiscie bez toksycznosci. Takiego ktory sie nie ugnie przezd Twoim zachowaniem, a sprawi ze to Ty ulegniesz. Taki masz charakter. Zobacz ze, nie lubisz ani sportow zespolowych bo chcesz byc te jedyna najwazniejsza, a zespolowy sport polega na tym ze kazdy jest tak sam, a nie jedyny i niezastapiony. Wg mnie to ze stracilas ojca uksztaltowalo Cie w taki sposob: ze czujesz potrzebe samodzielnosci, wrecz nadodpowiedzialnosci bym dodala. Jedyna moja rada jak i terapeuty jest podobna: daj sobie na wstrzymanie, moze nawet jezeli Ty faceta zdominujesz sie okaze, ze ma on takie zalety ktore beda Ci odpowiadac, ale to juz zalezy od Ciebie. Nie zachowuj sie dziecinnie, nie naciskaj, bo zawsze bedzie tak ze czym bardziej bedziesz naciskac tym bardziej bedziesz ludzi od siebie odpychac. A blizej tez czlowieka nie poznasz jak mu nie dasz szansy. Zawsze mozesz czekac na tego swojego dominanta i sie nie doczekac:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aperecium, witaj.

 

troche Cie rozumiem, a i powiedzialabym, ze nawet calkowicie. mam podobnie- tyle, ze ja pragne bliskosci, kazdego jej przejawu, a kiedy sie pojawia, to wtedy wariuje i tak, jak mowisz- oddychac sie nie da poprzez jej nadmiar. tylko, ze ja mam bpd, wiec to normalne. ale napisalam o tym, bo czesto czuje sie podobnie.

 

niczego nowego nie napisze- po utracie ojca czujesz sie pewnie, jakby Cie zostawil a wiadomym jest, ze czesto kobiety uosabiaja wiez ze swoimi partnerami (czy to niedoszlymi, czy obecnymi) z wiezia, jaka mialy ze swoim ojcem. moze traktujesz ich wszystkich z gory, zakladajac, ze rowniez znikna? mysle, ze wpojenie sobie w podswiadomosc, ze ojciec Cie nie zostawil mogloby pomoc.

 

no i nastepna kwestia- niezalezna z Ciebie kobieta. z czego to wynika? ja wiem... pewnie, jak mowisz- nie chce polegac na innych, bo boisz sie, ze Cie wystawia (podswiadomie uosabiasz odejscie ojca jako hmm cios wymierzony Tobie). tez ufam sobie bardziej, niz innym. w Twoim przypadku nawet napisanie tego postu przyszlo Ci z trudem- ja, kiedy pisalam post myslalam, ze sie narzucam (chociaz to forum...).

 

moim zdaniem powinnas koniecznie powiedziec o tym swojemu terapeucie.

 

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zabawne, że facet, który właściwie sprawił, że umieściłam tu ten temat, okazał tej nocy zupełnie nie wart mojej uwagi. I nie jest to w żaden sposób wina moich uprzedzeń czy wyuczonych zachowań. Chyba po raz pierwszy w tak otwarty sposób dałam komuś szansę, ale był to zdecydowanie nietrafiony strzał. No ale temat jest. I dał mi sporo do myślenia. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×