Skocz do zawartości
Nerwica.com

SamO"tność we dwoje


Rekomendowane odpowiedzi

To mój pierwszy post na tym forum- proszę o wyrozumiałość:)

 

Jestem od ośmiu lat w związku- mamy syna 7 lat. Uchodzimy- a właściwie uchodziliśmy za idealną dobraną parę.

Z perspektywy czasu zaczynam jednak uważać, iż tak nigdy do końca nie było. W naszym związku totalnie brak komunikacji. Jakiekolwiek próby rozmowy o problemach, napięciach, chęciach, rządzach, kłopotach czy tęsknotach wzbudzają u mej piękniejszej połówki złość. Czuje się ciągle atakowana i reaguje złością- dzieje się tak od początku naszej znajomości. Na wszystko sie tez...obraża. Obraza kończy sie ciszą potrafiąca trwać naprawde długo..dniami- czasem tygodniami. Okazuje się, iz potrafię trwać w takim stanie i nie próbuje reagować- czekam aż jej minie- próba rozmowy kończy się "odepchnięciem".. Moja reakcja= złość-obrona (przed czym?) i ...chyba mój strach przed jej reakcją. Jeszcze dwa lata temu byłem aktywny i pewny wiary że rozmowa MUSI coś dać i że znajdziemy wspólny język.. Dziś jednak jestem pozostaje bierny i zwyczajnie straciłem wiarę w to, że się dogadamy..

Byłem u psychologa- opowiedziałem o swoich problemach. Sympatyczna Pani poradziła by namówić żone do przyjścia. Udało się- terapia miała byc wspólna, jednak po jej wizycie pani psycholog podjęła decyzje iz zona bedzie do niej przychodzić sama.

 

Do końca nie wiem co i jak sie odbywało, zona chodziła około pół roku regularnie. Po drodze dowiedziałem sie ż eto wszystko wina złej sytuacji finansowej, która powoduje u niej stres, ma stresującą pracę- ja jestem nieodpowiedzialny (finansowo- racja) Ma zona poćwiczyła sobie na mnie asertywność, pozganiała co mogła...zlości się nie pozbyła. Seks lezy, komunikacja żadna. Na dole TV- seriale- u góry ja w sypialni- komputer czy drugi tv... I tak nieustannie z małymi przebłyskami.

Mamy syna.Od początku jak sie urodził kiepsko sie dogadujemy jesli chodzi o wychowanie- każdy ma swoje wizje. Żona jest bardzo niestabilna emocjonalnie, brak jej konsekwencji i pewności siebie.

 

Związek jest w próżni. Rozmowa o moich problemach i o tym co potrzebuje przynosi czasem jedno czy dwudniową poprawę i zainteresowanie moją osobą- po czym w bardziej czy mniej spektakularny sposób ogarnia nasz dom CISZA.

 

Nie wiem czego oczekuje ode mnie i od zycia moja ukochana. Na pytania- czasem jest jakiś ...hmm....POSTULAT, ale zwykle sa to wypominki przeszlości- zupełnie nie na temat..

Pracuje nad sobą- znajomi i przyjaciele twierdza iż potrafię się zmieniać i w pewien sposób jestem przykładem dla innych.

 

Moje zmiany na lepsze powodują jedynie zwiększenie frustracji u żony.

 

Brak miłości...? Twierdzi że kocha.

 

Trochę od konca---ale przedstawie się jakim jestem, byłem itp..

Zakochany za młodu- tyran, nieświadomy swej tyranii- po rozstaniu dłuugi ból i zainteresowanie samopoznaniem.

Trafiłem na Wójcikiewicza na wakacjach w Szwecji, zainspirowany przez niego Silvą ukończylem kurs.

Typ hulaszczy, dusza towarzystwa.. Świadomość alkoholizmu od 18 roku życia.

osiem lat temu splótł sie los mój i mej ukochanej, wykorzystałem okazję i przestałem pić w zasadzie zrobilismy to razem. Obyło sie (ponoć niestety) bez bólu, żalu, tęsknoty za kieliszkiem itp..tak długo myślałem- jednak żal pozostał lub sie urodził u mej połówce około dwóch lat temu- po kryjomu zaczęła popijać. Cała sytuacji poprowadziła do wspomnianej powyżej wizyty u psychologa.

 

Po drodze swej trzeźwości alkoholowej, podczas pierwszego kryzysu w związku poznalismy się lepiej z marihuaną. Przepaliliśmy w rok nasze problemy, skończyło sie na rozstaniu. Powrót- euforia, milość - ROZMOWY..umarło. dwa lata temu ...ech...dopalacze. Cocolino- euforia. SEKS którego niedostatek...cudownie- ale krótko- przerażenie... U mnie pstryknięcie palcem,, zona ciężko zniosła. Skończyło sie na wspomnianej wpadce alkoholowej i psychologu.

 

 

Wbrew temu co pisze powyżej mam opinie osoby ...zrównoważonej. Znajomi znają nasze problemy oraz wiele szczegółów. Twierdza że mozna na mnie polegać. Jestem w pewien sposób wzorem ...hm... walki ze swymi słabościami i wstawania z kolan.

 

 

Piszę- jestem tu- nie wiem co oczekuję. Nim napisałem, przez parę lat sporo poczytałem i postudiowałem.

 

Wygadałem się...a tego mi akurat brakuje.

 

PS

Przepraszam za udziwniony tytuł postu- zainspirowało mnie wczoraj Lao Che i piosenka Sam O"tność..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dyzio767, wydaje mi sie ze Wasz problem to nie do konca rozwiazne problemy z emocjami, kompleksami, tym co spowodowalo Wasze picie, proby z narkotykami itd. Koniecznie powinna byc wspolna terapie, usatalenie wspolnego frontu, trzymanie sie razem zasad wychowania, nie podwazanie autorytetu drugiej strony. Czytajac ten post, tak sobie mysle, ze chyba jednak Ty jestes ta silniejsza strona w zwiazku. Piszesz ze zona miala/ma pretensje o sytuacje finansowa, a sama pracuje? Wasze problemy na poczatku Was zblizyly, jak gdyby skonczylo sie to co mialo Was laczyc, wspolne -pokonanie wroga-alkoholizmu, skonczyly sie tez Wasze dobre relacje. Piszesz ze zona znowu popija, a czy chodzicie wspolnie na terapie dla AA? Powinna byc i terpia dla par i terapia AA. W Tobie widac checi do naprawy zwiazku, ale czy zona tego chce, to juz inna sprawa. Na poczatek zaproponuj terapie AA i terapie DLA PAR, dopytaj w osrodku moze podpowiedza gdzie mozecie sie udac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

..z tym może być problem.

Świadomie uzalezniony jestem ja. Ma ukochana znalazła katalizator- cocolino z dopalaczy i to on został odpowiedzialny za całe zło- od niego jest uzalezniona. Reszta....minęła w czasie i niepamięci- to juz 8 lat bez alkoholu. Aktualnie nie popija, przynajmniej ja o tym nie wiem. była to jednorazowa wpadka a popijała ok pół roku. Jestem uzalezniony- nie czuje się na siłach być z osoba pijaca nawet okazyjnie. Powiedziałem to. Wybrała ...hmm... mnie i niepicie. ale wiem, że ma pretensje o to. Czuje się zniewolona, że nie może decydowac sama czy ma pić czy nie- chce życ jak inni.. kiedys przestała pić dla mnie- priorytetey sie zmieniły. To były jej słowa. Powstała próżnia- jesteśmy poniewaz bądź co bądź wybrała trzeźwość pode mnie. Jednak nie jest z tego powodu szczęsliwa .

 

Terapia dla par- ok. Terapia uzaleznień- nie sadzę. Rozmowa jest zapalnikiem , pojawia sie odwrócenie, agresja, złość i milczenie. Ona uważa sie za osobę free- wolną od uzaleznień za wyjątkiem dopalacza.

 

 

W temacie zarabiania i finansów:

Prowadziłem przez ostatnie pare lat firme która przyniosla spore długi. Aktualnie siedze przez miesiąc w domu- jestem podczas szkolenia do zawodu- ide na taxi. Samochód oraz finanse na rozpoczęcie zapewnione.

Żona pracuje i zarabia.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dyzio767, co z Twoja terapia? Bo z tego co piszesz nie radzisz sobie w problemowych sytuacjach.. problem = alkohol, problem=narkotyk, Trudno chyba na Tobie polegac? Chcialabym poznac wersje Twojej zony bo miedzy wierszami masz w rozpadzie zwiazku swoj udzial

 

...ano pewnie że mam.

 

Pewnie i trudno...staram się. Pisałem tylko jaką mam opinię.

 

Nie chodziłem na terapie. Dla mnie przestac pić..ćpać..- pstryknięcie palcem. Było- nie ma. Nie tęsknię. Kwestia decyzji.

Wpadki..cóż.. człowiekowi wydaje się ze jest niesmiertelny, póki nie zachoruje. To byly ucieczki przed tym co dziej esie w związku. Nie mam na to usprawiedliwienia i nie szukam.

Cóz...nie wiem co zrobić byś poznał wersję zony. Raczej jej do tego nie skłonie.

Ma pretensje o moją "idealność". Uważa mnie za dobrego człowieka, konsekwentnego. Drążni ją jednak moja ...hm...."idealność". Myślę że cieszy się gdy gdzieś się potykam- wyzwala to wniej w stosunku do mej osoby...hm...nienawiśc..(?)

 

Zazdrość..strach

 

-- 19 wrz 2012, 10:26 --

 

dyzio767, nawarstwiły się Wam problemy... sami nie dacie sobie rady, na pewno terapia dla par no i uwolnienie żony od dopalaczy. Może na terapii żona zrozumie, że musi być wolna od nałogów, przede wszystkim ze względu na dziecko.

 

Napisze może jak rozumiem postawę i slowa zony..:

 

Ona nie ma problemu z nałogami. Problem mam ja. Ona brała- nie bierze- nie jest uzalezniona- jak jest "czysta" to po co ma gdzies iść. Ja nie pije- ona by chciała jak "inni". Niepijąc na imprezach wstydzi sie tego że nie pije równiez z całego serca. Wszyscy znajomi..wiedza i widza. Nikt mnie od daaaawna nie częstuje alkoholem- jej proponuja..grzecznościowo do dziś dnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie przestac pić..ćpać..- pstryknięcie palcem. Było- nie ma.

ale za jakis czas pojawia sie nowe uzaleznienie wiec nie do konca pstryk

 

 

hyhy

Mają być watpliwości:) Są zawsze.

 

Ale jest tez wiara. Wiara, że jestem starszy, więcej doświadczyłem. Jak równiez bogatszy o doświadczenie, że będac alkoholikiem, jestem potencjalnie uzalezniony od wszystkich materialnych i niematerialnych rzeczy zmieniających mą świadomość.

 

Wcześniej był alkohol- reszta mnie nie dotyczyła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja widze to swymi oczami...jest to subiektywne.

 

Ma żona jest uzalezniona- moge tak twierdzić na podstawie siebie, literatury, cyctatów itp.. Nie tylko od dopalaczy. Używki polepszaja jej samopoczucie, podnosza wartośc własną. Przyznając się do uzaleznienia od dopalaczy, odsunęła od siebie resztę problemów- zapomniała o dawnych imprezach i stanach. Alkohol został wolny- jest furtka do "bycia wolną".

 

A wstyd...nie każdy chce zostac postrzegany jako alkoholik.

Dla niektórych jest większym wstydem przyznanie sie do alkoholizmu i życie w trzeźwości niz regularne uzynanie sie i budzenie się we własnych wymiocinach..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myslałem o tym- zupełnie jednak nie wiem co mógłbym z tym zrobić.

 

Myslę również, że sporo przeniosło sie z dzieciństwa. Jej ojciec to despota, który starał sie trzymac ją jak najdłużej w szklanej kuli. Do dzis ich stosunki nie układaja sie najlepiej. Na pewno brak w jej rodzinie równiez całkowicie komunikacji. Złość, rozkaz, niepodporzadkowanie sie = ...hmm....- utrata uczuć?? Własnie taka mysl przebiegła mi w tej chwili.

 

-- 19 wrz 2012, 12:10 --

 

Używki polepszaja jej samopoczucie, podnosza wartośc własną.

Myslisz, ze to dlatego bo jest z panem idealnym ktoremu wystarczy pstryk a jej odstawienie przychodzi z trudem?

 

 

 

....zaraz- wydaje mi się , że przed chwilą nie odpowiedziałem na Twoje pytanie.

 

- używki polepszają samopoczucie i podnosza poczucie wartości z powodu życia z "panem idealnym" - czy ja tak myślę?

 

Nie do końca chyba rozumiem to pytanie, albo źle je interpretuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dyzio767, wydaje mi się, że z jednej strony chcecie dla swojego związku zmian, a z drugiej strony - boicie się ich. Przyzwyczailiście się do dotychczasowego funkcjonowania - braku komunikacji, pretensji, ona na dole, Ty na górze przed komputerem albo telewizorem. A pośrodku tego wszystkiego Wasz siedmioletni syn, który Was obserwuje i wszystko widzi, co się między Wami dzieje. Niepokojące jest też to, że tak "trywializujesz" uzależnienie. Piszesz o sobie, że jesteś postrzegany jako "idealny", co może irytować Twoją żonę, że nałóg to dla Ciebie nie problem - pstryk i po sprawie. A ja myślę, że to jest wygodne alibi i tłumaczenie siebie. Do wyjścia z nałogu nie wystarcza silna wola. Poza tym, widać, że Wasze problemy dotyczące uzależnień się nie kończą - był alkoholizm, potem inne substytuty: marihuana, dopalacze. Jak nie Ty miałeś problem, to Twoja żona. Wasze problemy się nie skończyły, ale przybierają inną postać - teraz katalizują się w coś na kształt kryzysu w małżeństwie. Wzajemne pretensje narosły do takich rozmiarów, że wszystko powoli zaczyna się sypać - sfera seksualna leży, nie potraficie ze sobą rozmawiać, ciche dni potrafią ciągnąć się tygodniami. Myślę, że jeżeli chcecie uratować swój związek, konieczne jest obranie wspólnego frontu i wspólny udział w terapii małżeńskiej, do czego Was zachęcam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz rację zapewne. Dzis się wygadałem. Puścił jakby jakis zawór. Zbiore się - i spróbuje patrzeć na świat trochę inaczej i zacząć rozmawiać.

 

 

 

 

 

 

 

Nie wiem czy "pstryk" to jakies moje alibi- nie udało mi się tego zdemaskować i nie bardzo wiem co mógłbym tym tłumaczyć- przynajmniej na dziś dzień.

 

Pierwsze "pstryk" nastąpiło po 13 latach codziennego picia, więc nie trywializuję, tak po prostu wyszło w kontekście rozmowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

- używki polepszają samopoczucie i podnosza poczucie wartości z powodu życia z "panem idealnym" - czy ja tak myślę?

 

Nie do końca chyba rozumiem to pytanie, albo źle je interpretuje.

 

Dyziek no ja tak sobie mysle.. byc moze blednie to mnie naprostuj

 

Miales do niej kedys pretensje, ze chla, cpa a co za tym idzie wasze zycie bylo lekko rozwalone?

Bo wiesz..Ty to tak pstryk i juz jestes na prostej a ona nie

 

I jak funkcjonowalo w tym wszystkim wasze dziecko kiedy mieliscie ciagi?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pretensji podczas nie miałem. Przyszedł moment, opamietanie- wzięliśmy się w garść..yyy...pstryk- lepiej, gorzej, ale RAZEM z prostego powodu- chcielismy tego obydwoje.

 

Pilismy przed urodzeniem dziecka- przed związkiem.

 

Palilismy wieczorami jak szedł spać. Cocolino okazjonalnie - a okazji bylo sporo, ponieważ sa dziadkowie którzy chętnie sie opiekują.

Co dalej...opamietanie, porozumienie- ...yyy..pstryk- oboje.

 

Dwa lata temu doszedł alkohol- wtedy była pretensja. Ale tu coź źle zakończylismy. Nic się urwała- było troche łez, rozmów, wywalania żali, ale pozostalo napięcie. Ze strony zony żal za "postawienie pod ścianą" czyli podjęcie decyzji czy popijanie czy rozstanie- a u mnie brak wiary w przyszłość.

 

Całość jednak nie do końca działa. Od poczatku. Jednak na poczatku było wielkie lawstory. Wciąż kocham żone, jednak nie jestem slepy i widze jak się mota. Widze rozdrażnienie, staram się zrozumieć a jesli nawet mi się udaje...to co z tego..? Nie potrafię z tego nic wyciagnąć.

 

Nie odnajduje się w sutuacji i nie wiem jak do niej podejść. Przez lata byłem pełen wiary i wciaz próbowałem.. coraz rzadziej jednak.

 

Nie wiem na ile jestem obiektywny- nie wiem też gdzie i czy - moja wina. Przetrawiłem sporo. Sporo zrozumiałem...ale wraca " co z tego"?

 

Wiem o tym że rozmowa jest bardzo ważna. Wiem że przydałby nam się specjalista. Rozumiem co oznacza "postawa obronna"

.. Gdzieś po prostu sam się znów zagubiłem. Pisząc tu- cos sie uwalnia..hm..odsmradza wręcz- odpowiadacie- przypominam sobie - "dotykam" tego co wiem, może nie wiedziałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Palilismy wieczorami jak szedł spać. Cocolino okazjonalnie - a okazji bylo sporo, ponieważ sa dziadkowie którzy chętnie sie opiekują.

Dziadkowie dobra rzecz. :) Ale to Wy jestescie rodzicami i musicie wziac pod uwage konsekwencje zycia dziecka wsrod osob uzalenionych. I jakos nie wierze, ze rano wstawaliscie jak skowronki i zajmowaliscie sie malym po wieczornym paleniu. No i nie wiem dlaczego doroslym sie wydaje, ze dziecko niczego nie kuma... dzieci sa swietnymi obserwatorami.

 

Cieszy mnie, ze zaczynasz przetrawiac i nie wykazujesz postawy " moja racja jest mojsza" tylko starasz sie spojrzec na problerm z roznych perspektyw :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Palilismy wieczorami jak szedł spać. Cocolino okazjonalnie - a okazji bylo sporo, ponieważ sa dziadkowie którzy chętnie sie opiekują.

Dziadkowie dobra rzecz. :) Ale to Wy jestescie rodzicami i musicie wziac pod uwage konsekwencje zycia dziecka wsrod osob uzalenionych. I jakos nie wierze, ze rano wstawaliscie jak skowronki i zajmowaliscie sie malym po wieczornym paleniu. No i nie wiem dlaczego doroslym sie wydaje, ze dziecko niczego nie kuma... dzieci sa swietnymi obserwatorami.

 

Cieszy mnie, ze zaczynasz przetrawiac i nie wykazujesz postawy " moja racja jest mojsza" tylko starasz sie spojrzec na problerm z roznych perspektyw :great:

 

 

Hyhyhy

Ja wiem, że my jestesmy rodzicami:) Konsekwencje znam...i...rano wstawaliśmy jak skowronki- ale nie o to chodzi. To było złe i zostało przeze mnie przetrawione. Bylo mineło. I uwierz..że efedryna w dopalaczch po pierwszym razie powoduje wieksza pustkę dokołoa niz 13 lat picia i rok palenia marychy..

Skończone. I juz:)

 

 

Nie wiem o jakich dorosłych piszesz. Dzieci w swej prostocie i szczerości są IDEALNYMI obserwatorami. Widza świat takim jakim on jest, bez krzywego zwierciadła. Myślę, że dopiero ..yy..-wychowanie, narzucone normy zachowań i reguły życia w społeczeństwie zaczynają wypaczac stopniowo ten obraz. Efektem czego...sa wpierw odciski, potem łuski- stopniowo zaczyna robić sie skorupka. W koncu powstaje gruby pancerz, który nieprzyjemnie uwiera.

 

Oczywiście być tak wcale nie musi:)

 

Dziś jest rano. Zwierciadło wczoraj wpierw lekko pekło, potem się stłukło. Kupiłem sobie nowe lusterko i bacznie będę się w nim przeglądał:)

Juz wczoraj musiałem sobie strzelić kilka kuksańców za próby jego poplamienia:)

 

Rzeczywistość się nie zmieniła. Ala dziś znów mam wiarę i nadzieję, że jednak można wszystko.

 

 

hyhy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×