Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rozwód po 6 miesiącach... Pomimo wszystko boli.


Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Moje małżeństwo trwało niestety bardzo krótko. Zaledwie 6 miesięcy. Proszę o nie osądzanie - dlaczego tak krótko,dlaczego nie walczę itd. Raczej pytam o to jak Wy Drodzy -jeżeli byliście w podobnej sytuacji- radziliście sobie z "powrotem do normalności". Pomimo,że to "marny" staż -i tak bardzo to przeżywam. Tym bardziej,że dla mojego męża ślub i przysięga to była po prostu zabawa. Rozstaliśmy się-bo sporo scysji między nami było na tle mojej teściowej. Kobieta nadopiekuńcza,kontrolująca wszystko i wszystkich a przy tym robiąca to w "koronkowych" rękawiczkach. No i mój mąż- kompletnie zapatrzony w mamę,przed ślubem potrafił zwracać jej uwagę na dziwne zachowania. Niestety moja teściowa to przebiegła osoba- dobrze wiedząca a jak podejść syna. Zaczęła starać się skupiać na sobie uwagę i podporządkowanie się- popularnym zachowaniem- wymyśloną chorobą... Chorobą której nie ma,mało tego- po wielu wielu wizytach u lekarzy- Ci lekarze najzwyczajniej w świecie zaczęli ją zbywać....sugerując hipochondrię. Niestety mąż nie jest w stanie tego zauważyć. A ja nie jestem w stanie żyć w takim układzie. Mam w sobie ogromny żal- że okazałam się dla męża zabawką,zbędnym przedmiotem. Wybrał mamę.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przed ślubem,w okresie jak byliśmy w związku - tak jak pisałam,zwracał matce uwagę nie raz na wtrącanie się we wszystko. Potrafił być stanowczy. Mówił,że będzie musiała zrozumiec-że będzie nowa rodzin,która będzie żyła swoim życiem,według swoich zasad itd. Po ślubie niestety - jak już zostalismy małżeństwem,ta stanowczośc zniknęła. Ale prosiłamo nie osądzanie mnie.... Prosiłam o Wasze rady,informacje opinie na temat- jak sobie radziliście w okresie po rozstaniu,w trakcie rozwodu itd. Tęsknota, masa pytań- rzucanych w próżnię,utrata wiary w ludzi i w lepsze jutro. O to mi chodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

karola25, jeszcze jedno pytanie - ile macie lat i ile byliście razem przedtem? Mieszkaliście razem?

 

Co do całej tej sprawy....trzeba czasu, nie da się przyspieszyć tego wszytskiego....ważne żebyś odnalazła siebie, zacznij roić to co kiedyś kochałaś, odnów stare przyjaźnie...naucz się żyć dla siebie....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mamy po 30 lat,byliśmy ok. 2 lat razem,niestety nie mieszkaliśmy- i teraz wiem,że to był kardynalny błąd.... Ale...nie mieliśmy nawet szansy razem zamieszkać. Po ślubie wprowadziłam się do męża,mieliśmy budować dom dla siebie-więc nie mieszkalibyśmy razem z teściową przez resztę życia. Tak to prawda...jak sama czytam co piszę,co myślę-rzeczywiście naiwnie to wszystko wygląda ;-( Staram się skupiać teraz na tym aby pomyśleć w końcu o sobie- bo może to najwyższy czas,właśnie teraz... Mam przyjaciół,znajomych- którzy starają się być ze mną,podtrzymywać na duchu. Ale wiadomo,że nie mogę wymagać aby byli ze mną 24 godziny na dobę. Najgorsze są poranki gdy się budzę i uświadamiam ,że to nie sen- że ten "koszmar" naprawdę się dzieje. Nie mogę ogarnąć ani zrozumieć- jak mógł mi przysięgać przed ołtarzem i Bogiem miłość i wierność a teraz tak po prostu nie robić nic aby ponieśc odpowiedzialność tej przysięgi. Przecież w życiu rózne sytuacje się dzieją- i tak poddać się po pierwszym niepowodzeniu... Prosiłam abyśmy budowę odłożyli. Wyprowadzili,wynajęli mniejsze mieszkanko -żyli skromniej,ale razem dalibyśmy radę. Mój mąż nawet nie chciał wziąc tego pod uwagę- bo... nie. Wypełniałam swoje obowiązki jako żony- wspierałam,byłam oparciem,trywiały- sprzątałam,prałam,gotowałam,opiekowałam się. Niestety widocznie to nie wystarczyło ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

widocznie tak!!!! Ja kiedys też byłam naiwna, i wierzyłam w to jak sie składa przysiegę, to jej sie dotrzymuje do konca życia!!! Ale tak nie jest. Na dzień dzisiejszy jestem kilka lat po rozwodzie, i twierdze,że mogłam to zrobić rok po ślubie a nie siedem. moim zdaniem,są mężczyzni a raczej chłopcy którzy w życiu nie dorastaja aby być mężami ...ojcami..... Teraz mam drugiego męża jest wspaniałym mężem,żałuje czasami że nie spotkaliśmy się własnie kiedyś....... Ale widocznie musiałm przejśc przez piekło,żeby teraz miec niebo:):):):)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monia784 dlatego ja też - rozważyłam czy nie lepiej będzie teraz po prostu zakończyć i przecierpieć - póki nie mamy dzieci ani kredytu na głowie... Wtedy i dzieci by cierpiały ,a i szarpalibyśmy się jeszcze o podział majątku,pieniądze itd. Jeśli nie ma szans na przyszłość- co miałam zrobić...podkładać się,ciągle iść na kompromis jednostronny,zaciskać zęby... Ale jednak żal pozostaje. Piękne huczne wesele,piękna suknia,wspólne zasypianie i budzenie się.... Echhhhhh jakoś trzeba się "podnieść z kolan" ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każde małżeństwo jest indywidualne, u mnie na rozwód złożył sie powazny problem a raczej bardzo powazny. W każdym, związku pojawiaja sie problemy i nie muszą sie one kończyc odrazu rozwodem. Z bchwilą gdy sie zamieszka z osoba która sie kocha, na poczatku bywa różnie , musimy nauczyć się siebie nawzajem. Wiem,że jest trudno ale jak dwoje ludzi sie kocha to potrafia wszystko przetrwac, a początki naprawde bywaja trudne. Może powaznie porozmawiaj z mężem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próbowałam rozmawiać ,szukać wyjścia- znaleźć wspólny kompromis...Niestety mąż jest zawzięty i strasznie uparty. Wyprowadziłam się ponad miesiąc temu. Przez ten czas on nawet nie próbował nawiązać kontaktu aby znaleźć wspólne wyjście nie kończące się rozwodem. Jest pod ogromnym wpływem matki - niestety ja nie mam wpływu już na to wszystko. Po prostu nie ma miłości w nim. Nie pojmuję tego. Nikt go nie ciągnął na siłę do ołtarza,nie byłam w ciąży abyśmy z tego powodu mieli brać ślub. Więc skoro nie było w nim szczerej miłości- mógł nie brać ślubu i tyle.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oby kiedys tego nie żałował. Żawsze jest trudno podjąć ostateczną decyzje, dlatego musisz sama przemysleć i podjąć właściwa decyzje. Bo z mojego doswiadczenia i przezycia ,: też liczyłam,że sie zmieni chyba na siłe trzymałam te małżeństwo!!! Ale tak chyba musiało byc. wiem jedno ,że życie to nie jest bajka, chociaz tak się nam wydaje w dniu naszego ślubu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie no to nie było tak komiksowo,ze na następny dzień po ślubie zaczęłam dostawać patelnią po głowie ;) przez pierwsze 2-3 miesiące było bardzo dobrze,świetnie. Żyliśmy swoim życiem,swoimi sprawami. I tak jak pisałam wcześniej po tamtym czasie teściowa coraz częściej próbowała mężowi grając na litość- gadać,że....traci z nim kontakt (???) ,że za mało jej uwagi poświęca (???). Pomijając fakt,że teściowa nie jest samotną osobą- ma swojego męża.Nie wystarczyło jej,że mieszkamy pod jednym dachem,wspólnie gotujemy i jadamy obiady. Pogadamy mijając się. Nie wiem czego ona jeszcze oczekiwała-że wpuścimy ją do łóżka?. Zaczęła sprawiać wrażenie osoby coraz bardziej zazdrosnej... No i coraz częściej i dosadniej zaczęła demonstrować swoje złe samopoczucie,nieziemskie dolegliwości- po to ,abyśmy wszyscy żyli jej problemami i była w centrum uwagi. Dodam,że ja sama jak i z mężem- nie ignorowaliśmy jej rzekomych chorób. Zawoziliśmy do lekarza, rozmawiałam z nią o tym,pocieszałam. Ale ile można w kółko słuchać o jej "chorobach" - dzień w dzień. Tym bardziej,że nie było żadnych lekarskich,realnych podstaw do tego aby uważała się za osobę niedołeżną,umierającą. Rozumiecie o co chodzi? To stosunkowo młoda sprawna kobieta bez jakichkolwiek fizycznych uchybień. Mąż się dał na to nabrać- i od tego momentu żoną zaczęła być matka...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przed ślubem,w okresie jak byliśmy w związku - tak jak pisałam,zwracał matce uwagę nie raz na wtrącanie się we wszystko. Potrafił być stanowczy. Mówił,że będzie musiała zrozumiec-że będzie nowa rodzin,która będzie żyła swoim życiem,według swoich zasad itd. Po ślubie niestety - jak już zostalismy małżeństwem,ta stanowczośc zniknęła

 

Może to było tak że wielu rzeczy nie widziałaś, albo nie chciałaś widzieć. Bo ja osobiście nie wierze że w kilka miesięcy po ślubie jest bum i człowiek diametralnie się zmienia.

 

Jeżeli chcesz ratować wasze małżeństwo to proponuję udanie się na terapie małżeńską, i spróbować zamieszkać razem ale już bez teściowej czyli na innych warunkach.

 

Dla mnie 2 lata to jest zdecydowane za mało na ślub, ale doskonale Cię rozumiem bo popełniłam podobny błąd :)

Człowiek uczy się na błędach i musi minąć jakiś czas, taki okres żałoby, za nim wrócisz do normalności.

To jest twój czas na refleksję :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przed ślubem,w okresie jak byliśmy w związku - tak jak pisałam,zwracał matce uwagę nie raz na wtrącanie się we wszystko. Potrafił być stanowczy. Mówił,że będzie musiała zrozumiec-że będzie nowa rodzin,która będzie żyła swoim życiem,według swoich zasad itd. Po ślubie niestety - jak już zostalismy małżeństwem,ta stanowczośc zniknęła

 

Może to było tak że wielu rzeczy nie widziałaś, albo nie chciałaś widzieć. Bo ja osobiście nie wierze że w kilka miesięcy po ślubie jest bum i człowiek diametralnie się zmienia.

 

Jeżeli chcesz ratować wasze małżeństwo to proponuję udanie się na terapie małżeńską, i spróbować zamieszkać razem ale już bez teściowej czyli na innych warunkach.

 

Dla mnie 2 lata to jest zdecydowane za mało na ślub, ale doskonale Cię rozumiem bo popełniłam podobny błąd :)

Człowiek uczy się na błędach i musi minąć jakiś czas, taki okres żałoby, za nim wrócisz do normalności.

To jest twój czas na refleksję :)

 

 

 

Być może były rzeczy których nie widziałam lub nie chciałam widzieć...z drugiej strony- zdawałam sobie sprawę ,ze pewne rzeczy się ułożą,że na to potrzeba czasu. Nie chciałam po jakiejś jednej czy drugiej negatywnej sprawie skreślać związku czy się ewakuować bo nie ma rycerzy na białym koniu... Terapia nie wchodzi w grę,nawet nie mam co jej proponować- owszem myślałam o tym ale mąż ma podejście typowo zaściankowe- terapie są dla "psycholi" i tego trzeba się wstydzić.... Kocham go ale nie ma przyszłości małżeństwo gdy się stara jedna strona. Chciałabym sobie samej pomóc- jakoś to przejść,żeby nie zamienić się w zgorzkniałą feministkę lub zalęknioną niepewną siebie przegraną kobietę. To jest bitwa absurdów.

Jak dotąd żyłam z jedną myślą-że te ramiona które mnie obejmują to ramiona mojego męża,ta twarz którą brałam w dłonie i głaskałam to twarz mojej najbliższej ukochanej osoby, ta osoba przy której zasypiam i ogrzewam moje chronicznie zimne stopy- to już tak będzie zawsze..... i nie wyobrażam sobie TERAZ abym miała znowu do czegoś takiego się przyzwyczajać u kogoś innego- nie chcę tego,jeśli bym miała znowu to stracić.

Ciężko to wszystko w sobie ułożyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z drugiej strony- zdawałam sobie sprawę ,ze pewne rzeczy się ułożą,że na to potrzeba czasu.

 

Z doświadczenia wiem że pewne rzeczy z czasem się nie zmieniają, albo z czasem jest po prostu gorzej.

 

Kocham go ale nie ma przyszłości małżeństwo gdy się stara jedna strona. Chciałabym sobie samej pomóc- jakoś to przejść,żeby nie zamienić się w zgorzkniałą feministkę lub zalęknioną niepewną siebie przegraną kobietę. To jest bitwa absurdów.

 

Tak! Na dłuższą metę nie da się kochać za dwoje, bo w pewnym czasie człowiek się wypala i ma wrażenie że coś stracił :)

To jest właśnie taki etap, żałoby o którym mówiłam wcześniej i każdy go musi przejść. Z czasem to o czym teraz mówisz mija, i na pewne rzeczy masz inne spojrzenie. To jest właśnie czas na refleksje. Musisz sobie przemyśleć co jest dla Ciebie najlepsze. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyno - nie martw sie, ciesz sie ze tak krotko z nim byłas i w porę zauwazyłaś jaki ten układ jest dla ciebie niesprawiedliwy i kto tam tak naprawde sie liczy i pociąga za sznurki.

 

moj mąż tez jest pod ogromnym wpływem rodziny, tez sie nie wyprowadzi z rodzinnego domu "bo nie", tez inwestował ciagle w dom rodzinny a nie w cos wspólnego ze mna, nie w nasza przyszłosc.

 

nie chciał miec ze mna ani wspolnego majątku ani dziecka.

 

dom w którym mieszkalismy nalezy do niego i do jego siostry...wiec on tak naprawde wszystko uzgadnial z siostra a nie ze mna. a- jeszcze garaz nalezal do taty...i tak kazdy byl tam u siebie OD DAWNA i NADAL tylko nie ja.

 

chory układ którego mialam byc czescią. niesprawiedliwy dla mnie: emocjonalnie i finansowo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja Cię rozumiem .Rozumiem , że jest Ci ciężko. Tyle marzeń , planow ... Twój mąż , jest manipulowany przez matkę.Myślę , że od bardzo dawna.Zle , że nie kontaktuje się z Tobą.Porozmawiaj z nim. sama.W cztery oczy.I koniecznie napisz , czy do czegoś doszliście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bolec bedzie, w koncu to dotkliwe przezycie, niemniej skoro juz jestescie po rozwodzie? to nie ma co sie w tym babrac. Trzeba isc do przodu, chociaz nie raz, nie dwa bedziesz to wspominac. Trzeba wyciagnac wnioski i starac sie nie popelniac tego bledu, nie mieszkac z tesciowa, itd itd. Bol kiedys minie, chociaz wiadomo ze nie predko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej karola25

Czytając twoje posty odniosłam wrażenie jakbyś mówiła o swoim mężu sprzed ślubu i po ślubie jak o dwóch różnych osobach. Zdarza się niejednokrotnie, że ludzie inaczej zachowują się kiedy są w związku niesformalizowanym, kiedy wszelkie inne opcje są wciąż dostępne i niejako przekonuje się partnera do siebie. A inaczej gdy są już po ślubie rozumianym często jako cyrograf bez terminu ważności. Czy widziałaś znaki, czy mogłaś się domyślać przed ślubem, że on czuje się bardziej związany z matką niż z Tobą, należy już do przeszłości i nie zmienisz już tego. Pytanie co chcesz zrobić z przyszłością, z dniami nadchodzącymi, jak chcesz by wyglądało twoje życie? Kiedy zadasz sobie te pytania zastanów się czy te scenariusze są realne, potem jak możesz je osiągnąć i wreszcie po czym poznasz, że osiągasz cel.

Piszesz o tym jak czujesz się odsunięta przez męża, jak twoje miejsce w jego sercu i waszym związku zabiera teściowa. A ty przecież masz pełne prawo do bycia kochaną i istotną postacią w życiu partnera. Mało tego on Ci to przyrzekał podczas ślubu. Ważne jest by spytać siebie, czy on może dać mi to czego potrzebuje, na co zasługuje. Będzie to wskazówka w twoim dylemacie, który przedstawiłaś w kwestii rozwodu po 6 miesiącach. Każdy z nas ma prawo do zmiany decyzji i do pomyłek. Ty też!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej karola25

Czytając twoje posty odniosłam wrażenie jakbyś mówiła o swoim mężu sprzed ślubu i po ślubie jak o dwóch różnych osobach. Zdarza się niejednokrotnie, że ludzie inaczej zachowują się kiedy są w związku niesformalizowanym, kiedy wszelkie inne opcje są wciąż dostępne i niejako przekonuje się partnera do siebie. A inaczej gdy są już po ślubie rozumianym często jako cyrograf bez terminu ważności. Czy widziałaś znaki, czy mogłaś się domyślać przed ślubem, że on czuje się bardziej związany z matką niż z Tobą, należy już do przeszłości i nie zmienisz już tego. Pytanie co chcesz zrobić z przyszłością, z dniami nadchodzącymi, jak chcesz by wyglądało twoje życie? Kiedy zadasz sobie te pytania zastanów się czy te scenariusze są realne, potem jak możesz je osiągnąć i wreszcie po czym poznasz, że osiągasz cel.

Piszesz o tym jak czujesz się odsunięta przez męża, jak twoje miejsce w jego sercu i waszym związku zabiera teściowa. A ty przecież masz pełne prawo do bycia kochaną i istotną postacią w życiu partnera. Mało tego on Ci to przyrzekał podczas ślubu. Ważne jest by spytać siebie, czy on może dać mi to czego potrzebuje, na co zasługuje. Będzie to wskazówka w twoim dylemacie, który przedstawiłaś w kwestii rozwodu po 6 miesiącach. Każdy z nas ma prawo do zmiany decyzji i do pomyłek. Ty też!

 

Chciałabym być po prostu szczęśliwa i traktowana poważnie-to trywialne. Poczucie szczęścia na pewno poniekąd da mi poczucie niezależności.

Teraz chciałabym się skupić na sobie na inwestowaniu w siebie- bo to zawsze dawało mi siłę. Mój błąd-że w małżeństwie,naszym związku-zapominałam sama o sobie. Teraz dociera do mnie,że siebie i swoje potrzeby stawiałam na którymś tam miejscu. Na pierwszym był mąż i tylko mąż. Zawiodłam się na mężu strasznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym być po prostu szczęśliwa i traktowana poważnie-to trywialne.

Dlaczego trywialne? To chyba naturalna potrzeba każdego człowieka. Mało tego - każdy ma do tego prawo!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej karola25

Z twoich słów bije siła! Odczytuje je jako zdania kobiety gotowej stawić czoła wyzwaniom i podjąć się walki o swoje szczęście. Nazywając swoje potrzeby trywialnymi odbierasz im moc i ich miejsce w twoim życiu. Tak, masz prawo się realizować, masz prawo być niezależna. To nie egoizm gdy troszczymy się o siebie i dbamy o realizacje swoich potrzeb. Oczywiście tak długo jak nie krzywdzimy tym innych. Może to właśnie ta trudna dla Ciebie sytuacja dała Ci siłę i pokazała jak bardzo potrzebujesz zmian i troski o swoje dobro.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

jestem w trakcie rozwodu, w zasadzie czekam na pierwszą rozprawę. Pomijam fakt,że parę dni temu obchodziłam pierwszą rocznicę ślubu... Mam w sobie żal,że mąż zakpił sobie z małżeństwa ,ze mnie ,ze wszystkiego. To był błąd- że wyszłam za takiego człowieka. Wiem,że życia nie miałabym w tak chorych relacjach. Mąż - mami synek, żona śmieć. Ok wiem,że lepiej - że tak się skończyło. Ale mam w sobie żal, poczucie krzywdy i coraz większą złość. Nie wiem jak dać sobie radę. Czy naprawdę tak jest - że z rozwodu i tej całej traumy wychodzi się etapami? raz jest przypływ energii, wiary. Później dół i brak sił. I znowu lepiej. Po czym znowu gorzej. Jak Wy daliście sobie radę w trakcie rozwodu?

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też wiem,że nie wrócę do męża. Nigdy. Ale dlaczego to tak boli - choć wiem,że to dobra decyzja. Pozostaje ten cholerny ból.....Bezsens i strach przed ponownym ułożeniem sobie życia. Chciałabym być tak książkowo silna i mądra. A tu nic....wahania nastrojów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×